Żeby jeszcze to był dom... Ale mama Moniki mieszka w ciasnym, zagraconym dwupokojowym mieszkaniu. I niestety musieliśmy się do niej wprowadzić. To było nieuniknione. Nie stać nas na wynajęcie czegokolwiek, bo niedawno straciłem pracę, a żeby było śmieszniej chwilę później ukradli mi auto, więc tym trudniej było mi znaleźć nową. Moi rodzice mają u siebie więcej miejsca (i są mniej upierdliwi), ale mieszkają pod Krakowem, czyli jakieś 300 km od nas, więc oni nie mogli nam pomóc. „To tylko na chwilę – pocieszałem się. – Znajdę pracę i wrócimy na swoje”.
Mamusia (tak zwykła mawiać o niej żona) jest emerytowaną nauczycielką, w dodatku polonistką. Buzia jej się nie zamyka. Co rusz zasypuje nas nowinkami z kraju i ze świata. Oglądanie informacji tak weszło jej w krew, że nie wyłącza telewizora. Wśród ulubionych zajęć mamusi, prócz śledzenia naszego życia i pożycia, są krzyżówki, które wypełnia bez ustanku. Makulatury nie nadążam wynosić.
Siedzi w tym swoim pokoiku, wypisuje kolejne długopisy i traktując nas jak koła ratunkowe w „Milionerach”, pyta:
– Rozmnażanie to jego zadanie?
Po czym następuje chwila ciszy i:
– A gwiazdozbiór nieba północnego? Na siedem liter… A tam! – denerwuje się i trzaska ze złością drzwiami od swojej pieczary.
To dla mnie istna gehenna
Wstręt mnie ogarnia, gdy otwiera drzwi, bo ciągnie się za nią siwa łuna dymu papierosowego. Jest u siebie, tak twierdzi, więc może robić, co chce. Zresztą wypaliła przed chwilą tylko jednego, więc chyba przesadzamy. Zwłaszcza ja, bo żona to istny anioł, jej pierworodna córcia. No tak, Monika musi być aniołem, skoro tyle lat wytrzymała pod jednym dachem z mamusią.
Czasem myślę, że teściowa ma wadę wymowy albo że się zacięła jak płyta, gdy słyszę w kółko: „Monisiu to, Monisiu tamto…”. A Monisia, trzydziestoletnia córunia, wciąż musi wysłuchiwać dobrych rad mamusi: „Jedz, kochanie, tak marnie wyglądasz…”, „Zabierz sweterek, wieczorem będzie chłodno”. Czasami myślę, że tego nie zniosę, bo ileż można?
Kilka razy już byłem w aptece, żeby kupić sobie melisę na uspokojenie, ale zawsze się wycofywałem. Jakoś tak głupio i wstyd mi było przed samym sobą. Dorosły facet, mąż, przyszły ojciec – i z powodu teściowej będzie pił melisę? Niedoczekanie! Ilekroć proszę żonę: „Monika, zróbmy coś, ja już dłużej nie mogę”, słyszę w odpowiedzi: „No coś ty, misiu, przecież mamusia serce by ci oddała, doceń to”.
I masz babo placek! Doceń mamusię, jej szperanie w naszych rzeczach, dyktowanie nam, co mamy robić i kiedy, co jeść…
Mieszkać z teściową to gehenna. Owszem, mamy swój pokój, ale tylko z nazwy. Prywatności zero, bo ona wciąż do nas przychodzi. Nie daj Bóg podnieść głos na Monikę, bo już mamusia w pogotowiu. Frustracja, zażenowanie i rozpacz to moja codzienność, odkąd dane nam jest dzielić z mamusią cztery kąty jej mieszkanka.
Niedziela ranek – wydawać by się mogło, że dzień piękny. Ale teściowa wpada odsłonić nam rolety i przypomnieć, że niedziela, to do kościoła już czas, i że żelazko akurat się popsuło. Na każde pytanie ma przygotowaną nie tyle krótką odpowiedź, co cały splot myśli w formie wykładu. Mamusia ma zwyczaj decydować o tym, co nam wolno, co powinniśmy, a czego nam nie wolno, no i, oczywiście, czego potrzebujemy. Zwłaszcza to ostatnie silnie uderza w moją męską psychikę i skutecznie ją kaleczy.
Zdominowany to za mało. Jestem stłamszony i zagłaskany przez tę naszą mamusię. Może i ma dobre serce, ale potrafi człowieka zamęczyć. Nadgorliwość i nadopiekuńczość to jej dominujące cechy.
Muszę coś z tym zrobić
Czasami sobie myślę, że kiedyś wyjdę i nie wrócę. Albo… No właśnie! Tylko co ja mogę zrobić? Tkwię w pułapce, a właściwie w klatce z treserką – mamusią. Na kawały o teściowej mam alergię i dostaję wysypki, gdy je słyszę. Co gorsza, mamusia często je opowiada, żeby „umilić” nam czas (przynajmniej tak się jej wydaje). Zaśmiewa się wtedy w głos. Bo przecież to nie o niej!
Pracy jak nie miałem, tak nie mam. Szukam, ale mamusia skutecznie mi to utrudnia, wchodząc co chwila ze swoimi newsami, gdy pracuję przy komputerze. Człowiek ciągle wierzy, że coś się zmieni, a tu zamiast lepiej – jest coraz gorzej. Mamusia przecież nie młodnieje, a z wiekiem staje się coraz bardziej nie do zniesienia. Czasem chcę krzyknąć: „Ratunku!”, najchętniej przez megafon, by wszyscy usłyszeli. Tylko czy ktoś pomoże?
Ostatniej niedzieli znalazłem się na skraju rozstroju nerwowego i byłem już gotów stanąć w tej kolejce w aptece bez wstydu i oporów, bo mamusia jak co tydzień od świtu krzątała się po domu, oczywiście co pięć minut zahaczając o nasz pokój. W pewnej chwili trafił mnie szlag. Pomyślałem: „Muszę coś z tym zrobić. Teraz albo nigdy! ”. No więc odchyliłem kołdrę i wstałem z łóżka, jak mnie Pan Bóg stworzył.
– O co chodzi? Coś się stało? – spytałem.
Mamusi w jednej chwili wyprostowały się włosy nakręcone na wałki. Wreszcie też dojrzałem, jaki to kolor oczu ma mamusia, tak je wybałuszyła. Rzuciła ciche: „Och!”, okręciła się na pięcie i potruchtała do siebie. Strój Adama zrobił na niej wrażenie. Musiała to chyba przetrawić w samotności, bo do końca dnia nie wyłoniła się ze swej pieczary.
Wreszcie mam nadzieję na lepsze jutro.
Czytaj także:
„Kilka tanich bajerów wystarczało, żeby upolować kobiece serce. Żyłem jak pączek w maśle, aż trafiła kosa na kamień”
„Narzeczony zostawił mnie dla kochanki i wykrzyczał, że nigdy mnie nie kochał. Na miłość życia musiałam czekać rok”
„Siostra z czystej zawiści próbowała rozbić moje małżeństwo. Na szczęście nie dała rady. Pogoniłam wredną małpę”