„Straciłem głowę dla Gosi, choć była o 20 lat młodsza. Wmówiła mi, że jest ze mną w ciąży, żebym dał jej dach nad głową”

Oszukany mężczyzna fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed
„Była pokręcona, ale kochałem ją za to. Prawdziwa dusza artystki. Z impetem wkroczyła do mojego życia, a ja wcale się nie broniłem. Zawróciła mi w głowie i to z tragicznym skutkiem. Myślałem, że jestem dla niej ważny, a ona zrobiła ze mnie jelenia”.
/ 27.12.2021 07:29
Oszukany mężczyzna fot. Adobe Stock, TheVisualsYouNeed

Robek, kumpel jeszcze z uniwerku,  wyprawiał wesele swojej najmłodszej córce i nie wyobrażał sobie, żeby mogło mnie na nim zabraknąć. Próbowałem się wymigać, bo od kiedy się rozwiodłem, zupełnie nie kręciło mnie życie towarzyskie, ale kolega się uparł. Nie chciałem pić, więc pojechałem do centrum weselnego w Jachrance samochodem. Wszystko przebiegało zgodnie z planem. GPS prawie bezbłędnie doprowadził mnie do celu, Robek i jego żona byli zachwyceni, panna młoda wyglądała prześlicznie, muzyka okropna, a jedzenie trochę bez smaku.

– Ty, kto to jest ta panienka tam w rogu? – zapytałem Robka.

– Ta? To Małgosia, przyjaciółka mojej Zosi. A co? Wpadła ci w oko, stary zbereźniku? Jeszcze ci takie myśli chodzą po głowie?

– Weź przestań! Jakie myśli? Zwróciła moją uwagę, bo jest naprawdę śliczna. To fakt. W jej przypadku nawet chyba obiektywny. Czysto estetyczne zainteresowanie. A czemu ona taka smutna siedzi?

– Edi, daj ty mi spokój! Ja tu mam 250 gości, a ty mnie i Małgosię!

Potem przyszła do mnie panna młoda.

– No i jak, wujku? Dobrze się bawisz?

Boże, jak ja nienawidzę, gdy dzieci moich przyjaciół mówią do mnie „wujku”.

– Zosiu, kurczę, przecież prosiłem, jesteśmy na ty, nie?

– No tak, ale ja jakoś nie potrafię…

– Już dobrze. Powiedz lepiej, dlaczego ta w rogu taka smutna?

– Gośka? Ta blondynka? Ona teraz tak ma, rozumie wujek, taka faza…

– Rozumiesz.

– No dobrze… Taka faza, ona jest artystką i wszystko bardzo mocno przeżywa. Tak do wewnątrz. Przejdzie jej, jak tylko pozna nowego faceta.

– A ze starym co?

– Ukradł jej pomysł na instalację. Taką artystyczną. Wygrał poważną nagrodę i pojechał w świat dobrze się sprzedawać.

– Nie rozumiem.

– Bo tu nie ma nic do rozumienia. Takie tam. O Jezuuuu, „Ona tańczy dla mnie”, muszę znaleźć Jerzyka i mu zatańczyć!

Pobiegła. A potem zaczęły się szaleństwa, więc nudziłem się coraz bardziej. Za którymś obrotem wirującej ławicy roztańczonych weselników rzuciłem okiem w kąt i ze smutkiem stwierdziłem, że Małgosi już tam nie ma.

– Świntuchu, jest sprawa do ciebie… poważna, eee, tego…

– Robek, kurczę, nie. Żadnych spraw, jestem już skonany i chcę ruszać do domu.

– No właśnie… ta sprawa to jest… to.

– Czyli co?

– No, żebyś wziął samochodem tę małą, bo się upiła i teraz tam dogorywa na zapleczu. Rozumiesz? Tu będą takie busy dla gości, nie bój nic, tata czuwa… ale za godzinkę może… Weźmiesz dziecko?

– Dobra. Gdzie ta mała, to dziecko?

– No… wiesz… hi hi hi, Małgosia, no, upiła się. Bo ona ma jakieś tam… problemy. Wiesz? Zośka! Dawaj tę swoją…

– A może ja chcę tu zostać?

– Nie marudź, panienko, tylko wsiadaj.

Małgosia popatrzyła długo i przeciągle na moją twarz, pokręciła głową i wsiadła.

– A dokąd to mnie wieziesz?

– A dokąd mam cię zawieźć?

– No… nie wiem… Do Warszawy? Tak. Jedźmy do Warszawy. To badziewna impreza i buractwo tu. Nie uważasz?

– Uważam. Gdyby ci było niedobrze, to daj znać, dobra?

– Co ty? Ja już wszystko wyrzygałam, przysięgam – przysięgła, po czym zasnęła.
Nie cierpię prowadzić auta nocą.

Kiedyś uwielbiałem. Teraz mnie męczy

Nie chodzi o to, że nie widzę, chodzi o to, że widzę za dużo. Za każdym drzewem czai się jakaś ponura postać, która w ostatnim momencie rzuca mi się pod koła. Jeleń, dzik albo pijak.

– Małgosiu! Małgosiu, wjeżdżamy już do miasta! Dokąd mam cię zawieźć?

– Co…? Aaa, to ty. Nie wiem. Dokąd? Gdziekolwiek. A ty gdzie mieszkasz?

– Ja? Ja to mieszkam daleko. Za Otwockiem – powiedziałem.

– No, to wieź mnie tam. Co się będziemy plątać po mieście nocą?

Trochę mnie zatkało. Ale tylko trochę, przecież to nie ja porywam Małgosię, tylko ona mnie. Taka sytuacja wydawała mi się dopuszczalna.

– Ale czad! Ty, tu jest ciemna noc. Patrz, jak widać niebo. Serio, ty tu mieszkasz?

– Serio. Od kilkunastu lat.

– Ale chałupa! Sam tu mieszkasz?

– Od kilku lat sam.

– Mega! Nie boisz się?

– Nie.

– A będę się mogła umyć? No wiesz, jakiś prysznic tu masz?

Woda waliła o ścianki kabiny prysznicowej, a ja grzałem wodę na herbatę. A potem siedzieliśmy obok siebie przed kominkiem.

– Przepraszam cię, że się tak wprosiłam. Sorki, ale mam prze… walone. Nie czuję się dobrze. Zostań tu koło mnie, dobrze? Ale wiesz, nic z tych rzeczy.

Trochę mnie rozbawiło, że podejrzewa mnie o podstępne zamiary.

– Dlaczego powiedziałeś „podstępne”?

– To ja to powiedziałem?

– No tak. Powiedziałeś „podejrzewa o podstępne zamiary”.

– No a… Ile ty masz lat, Małgosiu, jeśli można zapytać?

– Dwadzieścia siedem.

– Sama widzisz. Jesteś młodsza od mojej córki.

– No i?

– Co „no i”? Jesteś z mojej perspektywy pisklakiem zaledwie. Kapujesz?

– Nie. I nie wiem, czy nie powinnam się obrazić. Ja tam bym o tobie nie powiedziała dinozaur!

– Ależ powiedz. Jestem dinozaurem.

– Nawet jeżeli, to bardzo głupim. A gdybym się w tobie zakochała? Tak zwyczajnie? Trochę tu chłodno.

Położyliśmy się obok siebie i przykryłem nas kocem.

Małgosia zamieszkała u mnie

– Nigdy jeszcze nie spotkałam człowieka, który by wlał tyle spokoju do mojej duszy. Jestem z tobą szczęśliwa. Nareszcie.

Nie spodziewałem się takiego prezentu. To była jakaś podstępna zagrywka losu! Od czasu do czasu Małgosia jeździła do miasta załatwiać swoje artystyczne sprawy, kilka razy odwiedziliśmy moich znajomych, wzbudzając zrozumiałe uśmieszki. Nie przeszkadzało to nam. Ja jej dałem poczucie bezpieczeństwa i spokój, a ona dała mi przekonanie, że niekoniecznie samotność jest moim przeznaczeniem.

Tak to trwało kilka miesięcy, aż do dnia, kiedy wróciłem z porannego spaceru po lesie, a Małgosia zamiast jeszcze spać, siedziała w kuchni i patrzyła na mnie uważniej niż zwykle.

– Co jest?

– Muszę ci coś powiedzieć, ale się boję – skrzywiła się.

– Poznałaś młodszego? – zaśmiałem się.

– W pewnym sensie tak. W zasadzie dopiero go poznaję… Rośnie we mnie. Jestem w ciąży. Powiedz, że się cieszysz!

Czy się cieszyłem? Na pewno tak. Ale też myślałem o tym z przerażeniem. A Małgosia kwitła i wymyślała dla niego imiona. Aż pewnego dnia okazało się, że to nie on, tylko ona.

– Róża! Damy jej na imię Róża.

Była w piątym miesiącu ciąży, kiedy powiedziała do mnie:

– Edi, naprawdę sorry, ale odchodzę. To znaczy muszę odejść. Ja to bym chyba nawet wolała tu z tobą zostać. Ale nie mogę. Wiesz, jak jest. Jesteś najważniejszym facetem w moim życiu. Naprawdę. Zawsze, zawsze będę cię trzymała w najjaśniejszym kąciku mojego serca.

– Małgosiu, naćpałaś się czegoś? I dlaczego mówisz nie swoje teksty, przecież to zdanie o kąciku w sercu to było koło setnej strony tej książki, co ci niedawno dałem do przeczytania…

– No może… I co z tego? Widocznie dobrze oddawało to, co czuję. Zdarza się.

– Ale jeszcze raz. Jak to musisz odejść? Dokąd? A ja to co? Co z naszym dzieckiem? Co z Różą? I z nami?

– Nie histeryzuj, proszę, jesteś mężczyzną… Fakt, trochę się wszystko poplątało, ale taka już jestem. Plącze mi się.

– To rozplącz to!!!

Małgosia spojrzała na mnie oczami łani.

– Nie da rady – powiedziała. – Muszę się wprowadzić do Artura.

– Kto to jest Artur?

– No, facet. Chłopak właściwie. Jest cudny. Zakochałam się w nim. A Artur jest bardzo zazdrosny i już ma tego dość, że mieszkam u ciebie.

– Mieszkasz u mnie? Ty po prostu mieszkasz u mnie?

– Właściwie to już nie. Zaraz przyjedzie taksówka i…

– Skąd ten Artur się wziął?

– Na prywatce u Stachów, pamiętasz? Taki smutny blondyn, siedział w kącie.

– Nie pamiętam!

– Musisz pamiętać. Z grzywką i brodą…

– No, może pamiętam. Tańczyłaś z nim. I co? – aż głos mi drżał, cholera.

– No to on jest właśnie ojcem Róży i już nie chce, żeby tak było, że ja tu mieszkam, więc muszę wprowadzić się do niego.

– Jak to, on jest ojcem Róży?!

– Normalnie. Nie wiesz, jak to się dzieje? – wzruszyła ramionami, dowcipna. – Powiedziałam ci, że ty, żeby nie komplikować wszystkiego. O, jest taksówka. I pamiętaj, nie dzwoń do mnie, bo Artur jest cholernie wrażliwy. Nie chcę go ranić.

Czytaj także:
„Na Wigilię podałam kotlety. Nie kupiłam prezentów i nie umyłam okien. To był mój bunt, nie chciałam się zaharować”
„Mój eks oświadczył się szwagierce przy wigilijnym stole. Robił to patrząc mi w oczy, bo wiedział, że coś do niego czuję”
„Straciłem w wypadku ciężarną żonę. Mieliśmy kupować łóżeczko i wózek, a dziś mogę jedynie wybierać trumnę”

Redakcja poleca

REKLAMA