„Na Wigilię podałam kotlety. Nie kupiłam prezentów i nie umyłam okien. To był mój bunt, nie chciałam się zaharować”

kobieta, która zbuntowała się przeciwko świątecznym porządkom fot. Adobe Stock, mario beauregard
„Teściowa obraziła się i wyszła, gdy na wigilijnym stole pojawiły się tylko kotlety z piersi. A ja zastrajkowałam — skoro mąż nie pomaga, to świąt nie będzie. Nie mam zamiaru zaprząc się do kieratu jak moja matka, a potem być zmęczona przez całe święta”.
/ 23.12.2021 07:15
kobieta, która zbuntowała się przeciwko świątecznym porządkom fot. Adobe Stock, mario beauregard

Gwiazdka to były moje ulubione święta w dzieciństwie. Choinka, którą ubierała mama, zapach pasty do podłogi, wcieranej w parkiet przez mamę, ciasta pieczone przez mamę… Wszystko robiła mama. Pracowała na pół etatu, a w domu miała dwa pełne etaty i to ona przed świętami odrabiała pańszczyznę, a tata podziwiał efekty jej harówki. No i odrąbywał głowę karpiowi. Tyle.

Chciałam partnerskiego układu

Nie jestem służącą, ty nie jesteś lordem, dzielimy się obowiązkami. Sprzątamy po sobie, gotujemy na zmianę… I muszę przyznać, że udało mi się trafić na egzemplarz, który wiedział, że skarpetki nie wędrują same do kosza na pranie, a talerze do zmywarki. Orientował się, jak włączyć pralkę i że po upływie określonego czasu należy to pranie rozwiesić. Ba, nawet gotował obiady! A jego rosół, gdy byłam chora, od razu stawiał mnie na nogi.

Co więc poszło nie tak? – zastanawiałam się, czując, jak ręce wydłużają mi się do kolan od ciężkich siat z zakupami. Czemu przed świętami mąż migał się od mycia okien i trzepania dywanów? Mój informatyk nie miał zmysłu estetycznego, więc to akurat zrozumiałe, że ja zajmowałam się dekoracjami. Ale z resztą obowiązków powinien dać sobie radę. Niestety… Jeśli chodzi o skarpetki, to owszem, wrzucał je do kosza na pranie, ale już świąteczne sprzątanie pozostawiał mnie.

Pierwszy rok jakoś to zdzierżyłam. Wziął mnie z zaskoczenia, a ja, mając wdrukowany w głowie obrazek idealnej pani domu, która nie pozwoli, aby kurz kaził meble, a na wigilijnym stole czegokolwiek zabrakło, posłusznie ten sam obrazek odmalowałam we własnym domu. Sprzątałam, gotowałam, dekorowałam, piekłam, kupowałam prezenty, pakowałam…

Może powinnam pierogi ulepić? 

O nie, tak się bawić nie będziemy! – pomyślałam rok później. Albo mój mąż włączy się w przygotowania do świąt, albo świąt nie będzie. Nie włączył się. Nie objawił żadnego zainteresowania, najwyraźniej oczekiwał, że wszystko samo się zrobi i pojawi, jak rok temu, jak w domu u mamusi. Ja też mam prawo do odpoczynku po pracy, zamiast chodzić w kieracie również w domu. Machnęłam ręką na mycie okien. Jak się zasłoni szyby roletami, to nie widać, że są nieumyte. Zresztą, ściemnia się już po piętnastej, więc i tak niewiele widać przez te okna.

Machnęłam ręką na porządkowanie szafek w kuchni, bo i tak na co dzień utrzymywałam w nich względny ład. Nie widziałam sensu w braniu urlopu tylko po to, by cały dzień przestawiać pudełka, miski i garnki. Posprzątałam jak zwykle, czyli bez zbędnej pedanterii. Zamiast tego ubrałam choinkę. Pięknie ustrojony świerk zawsze był dla mnie znakiem świąt. Wieszałam bombki i łańcuchy możliwie jak najwcześniej, a potem podlewałam drzewko wodą i odżywkami, by cieszyło oczy jak najdłużej, nawet do końca stycznia. Strojenie choinki było dla mnie czystą przyjemnością, więc poświęciłam temu cały wieczór, popijając kakao z piankami.

W Wigilię zrobiłam zwykły obiad, upiekłam ciasto i odpoczywałam tyle samo, co mój mąż. Czekałam, kiedy Wojtek zauważy, że te święta – poza obecnością choinki – jakoś mało świąteczne będą. Nie zauważył. Wzruszyłam ramionami. To się jego mamusia zdziwi, jak przyjdzie. Trudno. Pod choinką pojawiły się prezenty, a na stole świąteczna zastawa. Rozstawiona przez Wojtka, co sprawiło, że poczułam małe ukłucie w sercu. Może powinnam, chociaż pierogi ulepić? I zrobić sałatkę jarzynową…

No bo jak to – święta bez sałatki? Krojona rodzinnie, to był nieśmiertelny rytuał u mnie w domu. Oczywiście „rodzinnie” oznaczało mnie i mamę. Tata nie brał w tym udziału. Właśnie! To wspomnienie przywołało mnie do porządku. Dominika, jak chcesz być stanowcza i twarda, to bądź też konsekwentna! Nie będzie sałatki, bo nikt ci przy niej nie pomógł! Teściowa rozejrzała się po pokoju, pochwaliła choinkę, ale stwierdziła, że Mikołaj coś skąpiutki w tym roku, tylko dwa prezenty…

– Widocznie miał za dużo pracy, żeby ganiać po sklepach – wyjaśniłam.

Podzieliliśmy się opłatkiem

– W czym ci, Dominisiu, pomóc? – zaćwierkała teściowa.

– Dziękuję, mamo, nie trzeba, wszystko już przygotowałam – oznajmiłam, po czym przyniosłam z kuchni cztery talerze z nałożonym standardowym obiadem: ziemniaki, surówka, kotlet z piersi kurczaka.

– Ale… co to jest?

– Kolacja. Na tyle wystarczyło mi czasu – odparłam i zabrałam się do jedzenia.

Teść klasnął w dłonie i też wziął się za pałaszowanie.

– Jurek, na miłość boską, post jest! – teściowa wyrwała mu widelec.

– Nie ma, ksiądz sam mówił, że nie ma – teść próbował odzyskać widelec z nabitym kawałkiem kurczaka.

– Nie ma – potwierdziłam.

– Kochanie, ale co to jest? – powtórzył jak echo Wojtek, wpatrując się w talerz.

– Nie widać? Ziemniaki, kotlet, surówka. Ziemniaki możesz zostawić.
– Jeszcze nikt nas tak w święta nie potraktował. Nikt! – żachnęła się teściowa.

– Doskonale cię, mamo, rozumiem. Ja też w zeszłe święta zostałam potraktowana jak jeszcze nigdy w życiu, bo mój własny mąż zostawił całą pracę związaną ze sprzątaniem, gotowaniem i robieniem zakupów na mojej głowie. Nawet prezentów dla was ja szukałam, bo Wojtek „nie miał czasu”. Jeśli nie chce mu się dzielić ze mną obowiązków, które sprawiają, że święta są świętami, to mamy po prostu zwykłą kolację. Ja też pracuję, ja też mam prawo odpocząć po powrocie do domu. Nie jestem materiałem na bohaterkę, która dzielnie będzie wykonywać zadania ponad siły, bez słowa skargi. Nie jestem perfekcyjną panią domu, która ma radochę z polerowania podłóg. Aha, pod choinkę też nie macie co zaglądać. Kupiłam prezenty tylko dla siebie.

Zaczęłam jeść, nie zważając na zdziwione miny pozostałych biesiadników. Teść wykorzystał sytuację i odebrał żonie widelec, po czym też zaczął wcinać. Mruknął z uznaniem po spróbowaniu kurczaka, za co podziękowałam mu uśmiechem.

– Jurek, wychodzimy! – teściowa złapała męża za ramię i wstała od stołu.

Ojciec nie dał się odciągnąć od talerza.

– To idź, mnie takie święta się podobają.

– Potem możemy obejrzeć nowy sezon naszego ulubionego serialu. Jeszcze go nie zaczęłam oglądać – kusiłam. – Klusek z makiem nie ma, ale kupiłam popcorn do mikrofali.

– O, to ja definitywnie zostaję.

Teściowa prychnęła, śmiertelnie obrażona, a może zazdrosna, że sama nigdy na coś takiego nie wpadła, ubrała się, wezwała taksówkę i wyszła sama. Wojtek siedział przy stole i nadal wpatrywał się w kotleta, podczas gdy my z teściem już dawno siedzieliśmy na kanapie i oglądaliśmy serial, dzieląc się miską popcornu. Po obejrzeniu trzech odcinków teść się pożegnał, zapowiadając, że jutro wpadnie z pizzą.

Dopiero gdy zostaliśmy sami, Wojtek się do mnie odezwał.

– Domi, czemu nie powiedziałaś, żebym ci pomógł?

– Pomóc to mi może koleżanka albo twoja mama. Ty powinieneś te święta robić razem ze mną. Nie jestem tu na służbie.

– No wiem, ale rok temu… myślałem… Nie, nie myślałem. Po prostu mama zawsze robiła wszystko sama. Nie wiem, czy to lubiła, ale przeganiała nas, żebyśmy jej nie przeszkadzali, więc…

Pokiwałam głową. Standard. U mnie w domu też matka urabiała się po łokcie, bojąc się, że nie zdąży ze wszystkim, złoszcząc się na nas i pokrzykując, żebyśmy się jej pod nogami nie plątali. A potem siadła zmęczona do stołu, zbyt zmęczona i śpiąca, by naprawdę cieszyć tym, co przygotowała. Co to za świętowanie?

– Więc… zachowałeś się tak z przyzwyczajenia. Rozumiem. Ale dałam ci szansę na zmianę przyzwyczajeń. Rok temu prosiłam cię o pomoc, wyraźnie, i co? Olałeś mnie. W tym roku też napomykałam o tym czy tamtym. I słyszałam jedno słowo: potem. Skoro tak…

– Przepraszam. Obiecuję poprawę i za rok to ja zrobię święta. Sam. A tak w ogóle to ci powiem, że uszczęśliwiłaś mojego ojca. On nienawidzi całego tego świętowania, tego wigilijnego terroru. I na bank wpadnie tu jutro z pizzą, wtedy razem obejrzymy kolejne trzy odcinki serialu. I to też będą super święta.

– Na pewno nietypowe – zaśmiałam się.

Wojtek dotrzymał słowa. Rok później to on zorganizował całe święta. Co prawda poszedł na łatwiznę i wykupił nam tygodniowy pobyt w uroczym pensjonacie w górach, ale nie czepiajmy się szczegółów. Grunt, że nie musiałam kiwnąć palcem. 

Czytaj także:
W Wigilię mój kochanek miał zostawić żonę i spędzić ze mną święta. Wyłączył telefon
W Wigilię znowu będę sama. Mój mąż pojedzie do dzieci i byłej żony. Ja zawsze jestem gorsza
Moja wnusia prosi Mikołaja, żeby jej mama wróciła z zagranicy. Nie wie, że ją porzuciła

Redakcja poleca

REKLAMA