To miał być jedynie krótki spacer z psem. Nie przypuszczałam, że przed moimi oczami rozegra się prawdziwa tragedia, a ja zostanę nagle bez mojego pupila i ze złamanym sercem.
Domagał się spaceru
Uczyłam się do egzaminu. Nie mogłam się jednak skupić, bo od dłuższego czasu w zamknięte drzwi pokoju drapał Snoopy, mój terier.
– Przestań! Daj mi jeszcze chwilę! – krzyknęłam do niego, zupełnie jakby mógł mnie zrozumieć.
Chciałam przerobić do końca rozdział, a dopiero potem zabrać go na spacer. Ale pies nie dawał za wygraną. W sumie nic dziwnego. Powinien wyjść godzinę temu...
– Zamierzasz go w końcu wyprowadzić czy tak mi będzie szalał po całym domu? – do mojego pokoju weszła mama.
– A może chcesz po nim sprzątać? Na moje oko on się zaraz zsika. Albo gorzej!
Westchnęłam ciężko i odłożyłam książkę. Z mamą wolałam nie zadzierać, w końcu była zdecydowanie przeciwna kupieniu psa. A kiedy tata przyniósł mi do domu Snoopy’ego jako prezent na piętnaste urodziny, musiałam jej przysiąc, że się tą kulką zajmę.
– Ja nawet nie chcę widzieć, że w domu jest pies! – zapowiedziała ostro.
Oczywiście wiedziałam, że końcu zakocha się w moim słodkim terierku, i faktycznie tak się stało. Uwielbiała się z nim bawić, lecz obowiązek wyprowadzania psa na spacer nadal spoczywał na mnie.
Najpierw zabawa, a potem horror
Wzięłam więc swojego ulubieńca na smycz i wyszłam na dwór. Nie zamierzałam iść daleko, bo nie miałam czasu. Dzisiaj mojemu pieskowi musiał wystarczyć osiedlowy skwerek. Snoopy aportował i bawiliśmy właśnie w najlepsze, kiedy nagle na moich oczach rozegrał się horror.
Zza jednego z bloków wyleciał z ujadaniem wielki rottweiler, ciągnąc za sobą kilkuletniego chłopca. Dzieciak nie był w stanie utrzymać zwierzaka na smyczy.
– Nie puszczaj go! – krzyknęłam przerażona, bo zauważyłam, że pies biegnie w naszą stronę, i to bez kagańca!
W tym momencie chłopiec przewrócił się i puścił smycz. A zwierzak śmignął jak strzała i pognał wprost na Snoopy’ego!
Nawet nie wiem, czy mój mały terierek zdążył się zorientować, że grozi mu niebezpieczeństwo, i się przestraszyć. Rottweiler dopadł go bowiem błyskawicznie i jednym chapnięciem wielkiego pyska zacisnął zęby na jego szyjce...
– Nieeee! – wrzasnęłam i puściłam się biegiem do psa. – Puszczaj go!
Strach o Snoopy’ego dodał mi odwagi, tylko dlatego nie bałam się podbiec do tej bestii. A jednak dobrze wiedziałam, że jest już za późno… Mój ukochany Snoopy zwisał temu potworowi z pyska jak szmaciana zabawka. Kiedy już byłam ze dwa metry od rottweilera, pies podniósł głowę, upuścił konającego Snoopy’ego na ziemię i groźnie warknął w moją stronę, szczerząc kły.
Dobrze zrozumiałam, co chce mi powiedzieć – że mam się do niego nie zbliżać, bo nie zamierza się z nikim dzielić tym, co sobie właśnie upolował!
Byłam w szoku
Zamarłam w bezruchu. Mimo rozpaczy miałam w sobie tyle zdrowego rozsądku, aby przystanąć. Nie chciałam stać się kolejną ofiarą tego groźnego psa.
Za moimi plecami głośno łkał dzieciak. Zaczęli zbiegać się ludzie zwabieni moim krzykiem, szczekaniem psa, płaczem małego. Rozległy się okrzyki pełne grozy.
– Czyj to pies? – posypały się pytania.
Dziecko się nie przyznało, zresztą, co mogło poradzić? Było tak samo przerażone tym, co się stało, jak ja.
Ludzie natychmiast zauważyli leżącego na trawie mojego terierka.
– Trzeba go odciągnąć od tego nieszczęsnego pieska! Ale jak? – usłyszałam.
Jakiś facet chyba pobiegł do domu, bo po chwili pojawił się z kawałkiem mięsa i rzucił ochłap dalej na trawnik. Rottweiler rzucił się i zatopił zęby w mięsie.
W tym samym momencie ja porwałam w ramiona Snoopy’ego. Nie żył.
Nie mogłam powstrzymać łkania, które rozrywało mi pierś. Resztę wydarzeń pamiętam jak przez mgłę.
Ktoś złapał w końcu rottweilera za smycz i przywiązał go do drzewa, ktoś pobiegł po moich rodziców, jeszcze inna osoba zawiadomiła policję. A ja stałam przerażona, nie wiedząc, co się dzieje.
Tego samego wieczoru złożyłam zeznania. Ten mały chłopiec, któremu wyrwał się rottweiler, był synem właściciela psa. Podobno tatuś stwierdził, że jeśli chce „wyrosnąć na mężczyznę”, to musi wyprowadzać Rambo sam. A mały nawet bał się założyć temu bydlęciu kaganiec. Gdyby facet nie był tak nieodpowiedzialny, nic by się nie stało.
Z informacji policji wynikało, że pies trzy miesiące wcześniej zagryzł kota na naszym osiedlu. Teraz został więc zaklasyfikowany jako niebezpieczny. Dowiedziałam się, że mają go uśpić. Ja straciłam przyjaciela, a właściciel Rambo dostał jedynie niewysoką grzywnę... Nie umiem się z tym pogodzić.
Czytaj także: „Chłopi we wsi nie garnęli się do pomocy sąsiadce, ale żony ich przekonały. Parę nocy na kanapie i chodzą jak na sznurku”
„Kiedy Paweł chwycił za pędzel, płonęłam z pożądania. Moje serce mógł skraść tylko drugi artysta”
„Wypadek dał mi nowe życie, a nawet dwa. Przystojny lekarz skradł moje serce”