„Straciłam kontrolę nad własnym synem. Ogolił sobie głowę i sprowadzał do domu szemranych typów. Poległam jako matka”

załamani rodzice fot. Adobe Stock, djoronimo
„Lucjan odszedł od okna i usiadł za kuchennym stołem. Objęłam jego plecy i przez chwilę trwaliśmy, martwiąc się o syna. Nasze dziecko wypłynęło z domowej przystani na pełen niebezpieczeństw ocean życia, a my nie mogliśmy mu pomóc”.
/ 09.04.2023 18:30
załamani rodzice fot. Adobe Stock, djoronimo

– Znasz tego chłopaka? – Lucjan wyjrzał szybko przez okno i zaraz cofnął głowę.

– O kim mówisz? – stanęłam obok niego, ale zaraz pociągnął mnie za firankę.

– Schowaj się, Patryk cię zobaczy. Właśnie wyszedł z klatki schodowej i spotkał się z tym kolesiem – syknął.

– To dlatego tak się czaisz? Podglądasz syna i nie chciałbyś zostać odkryty?

– Nie podglądam, tylko sprawuję władzę rodzicielską – odparł godnie Lucjan, zdejmując okulary.

– Widzisz coś bez szkieł? – spytałam z troską, bo ten problem wydał mi się ważniejszy niż jakiś tam chłopak.

– Wszystko. Nawet tego gościa, z którym spotkał się nasz Patryk. Zauważyłaś, jak się zachowywał? A nie, nie zdążyłaś podejść do okna. To dlatego muszę trzymać rękę na pulsie. Młody ma 17 lat, najgorszy wiek. Ani dorosły, ani dziecko.

– Ano tak – przyznałam, czując, jak ulatuje mój dobry humor.

– Nie podoba mi się ten kumpel – ocenił mąż. – To nie jest nikt, kogo byśmy znali, w dodatku mam dziwne przeświadczenie, że chłopak był pod wpływem alkoholu.

– Poważnie? – zaniepokoiłam się.

– Albo narkotyków. Miał rozkojarzone ruchy, niepewny krok. Machał łapami jak wiatrak. To może nic nie znaczyć, ale mam złe przeczucie.

Lucjan odszedł od okna i usiadł za kuchennym stołem. Objęłam jego plecy i przez chwilę trwaliśmy, martwiąc się o syna. Nasze dziecko wypłynęło z domowej przystani na pełen niebezpieczeństw ocean życia, a my nie mogliśmy mu pomóc.

Patryk się ostatnio szybko zmieniał, to normalne, ale kierunek transformacji bardzo nas niepokoił. Odrzucał to, co mu wpajaliśmy, negował każde nasze słowo. Nagle staliśmy się starymi zgredami, a wszystko, co robiliśmy, było obciachowe i nie do przyjęcia przez naszego nowoczesnego syna o wysublimowanym guście. Zaczynałam myśleć, że ktoś go nam podmienił.

– Był takim dobrym dzieckiem – westchnęłam ciężko.

– Kochał mamusię i tatusia – dopowiedział zgryźliwie Lucjan, domyślając się, o kim mówię. – A teraz kocha siebie i kolegów. To podobno normalne i nazywa się wpływem grupy rówieśniczej. Dziecko gromadzi w ten sposób doświadczenia, szykując się do życia w społeczeństwie.

– Nie mógłby uczyć się tego od nas? Mamy większe doświadczenie – powiedziałam z pretensją, chcąc wprowadzić do rozmowy odrobinę humoru.

Co on ma na głowie?

Dzisiejszy wieczór był ciężki. Patryk pokłócił się Lucjanem, który nie pozwalał mu na wieczorne wyjście nie wiadomo dokąd i po co, po czym postawił na swoim, trzasnął drzwiami i tyle go widzieliśmy. Dlatego Lucjan zajął stanowisko obserwacyjne przy oknie. Chciał zobaczyć, z kim Patryk się spotkał. Wiedziałam, że mąż przeżywa kolejną porażkę wychowawczą, i bardzo mnie to martwiło. Kto mógłby przypuścić, że sprawy tak się potoczą?

Byliśmy kochającą się, zgraną rodziną, o jakiej zawsze marzyłam. Uwielbialiśmy przebywać we własnym gronie, śmiać się i wygłupiać, cieszyło nas to samo, patrzyliśmy w jednym kierunku. Tak się przyzwyczaiłam do idylli, że bardzo przeżyłam, kiedy Patryk się wyłamał. Przeczytałam kilka grubych książek o dojrzewaniu nastolatków i po lekturze byłam tak samo mądra jak przedtem. W żadnej nie było napisane, jak spokojnie zasnąć, gdy dziecko nie wraca do domu przed 22.

W weekendy, kiedy Patryk robił sobie wychodne, chodziliśmy z Lucjanem niewyspani i rozdrażnieni. Czekaliśmy na telefon od syna lub wiadomość potwierdzającą, że już wraca i jest bezpieczny. Tak się umówiliśmy, ale mnie uspokajał dopiero zgrzyt klucza w zamku.

Patryk nie nadużywał zbytnio swobody, lecz były jeszcze inne sprawy. Zaczął eksperymentować z wyglądem i słuchać dziwnej muzyki. Niby nic osobliwego, chłopak w jego wieku ma prawo do poszukiwań, tyle że ja martwiłam się na zapas. Bałam się, że za nową stylizacją kryje się niebezpieczna filozofia i przekonania, których nie będę w stanie zaakceptować. O narkotykach wolałam nawet nie myśleć.
Lucjan uważał podobnie i starał się chronić naszego chłopca, wybierał jednak zły sposób.

– Widziałeś się w lustrze? Chyba nie pójdziesz z takimi włosami do szkoły? – pokrzykiwał o poranku, widząc syna wynurzającego się z łazienki.

– Tato, to tylko dready. Chyba mogę zrobić ze swoimi włosami, co chcę? – odcinał się Patryk.

Włosy to było nic, Patryk prawie przestał z nami rozmawiać, odsunął się, ograniczał do niezbędnych informacji. Najczęściej słyszeliśmy krótkie: „cześć”, „wychodzę” lub „czy jest coś do zjedzenia?”. Nasz syn stał się uprzejmym, lecz obcym sublokatorem. Straciliśmy z nim kontakt, nie wiedzieliśmy, co się dzieje w jego głowie.

Pewnego dnia nastąpiła zmiana, ale niekoniecznie na lepsze. Patryk ogolił głowę na zero i włożył skórzaną kurtkę z ćwiekami wyglądającą, jakby wyciągnął ją ze śmietnika. Dźwięki dobiegające z jego pokoju się zmieniły, nabrały mocy i stały się bardziej chrapliwe. Nie mogłam już tego słuchać.

– Co to za muzyka? – spytałam.

– Heavy metal – mruknął syn.

Trzeba podążać za dziećmi, by nie czuły się niezrozumiane, więc korzystając z okazji, postarałam się pociągnąć konwersację.

– Wydaje mi się, że przedtem słuchałeś czegoś innego.

– Brawo, mama! Będą jeszcze z ciebie ludzie. Tamto to była muzyka rasta, ale teraz podoba mi się co innego – odparł.

Ucieszyłam się, bo Patryk przemówił nagle jak dawniej.

– Jest szansa, że zaczniesz słuchać romantycznych ballad? Mogą być rockowe – zapytałam wesoło. – Byłabym ci bardzo wdzięczna.

– Jak się zestarzeję – zapewnił mnie z oddaniem syn.

Rozmowa podniosła mnie na duchu, to był dawny Patryk, dowcipny, z dystansem do siebie i własnej ważności. Mądry chłopak wychowany w duchu uniwersalnych wartości. Chcieliśmy, by był uczciwy, szczery, kochający, potrafił odróżnić dobro od zła i z każdym bliźnim znalazł wspólny język. Nawet ze starymi rodzicami nieodróżniającymi muzycznych brzmień.

Wierzymy z Lucjanem, że postawa moralna chroni przed złem tego świata, dlatego staraliśmy się wyposażyć Patryka w wartości, dzięki którym będzie dobrym człowiekiem. Czy nam się to udało? Mieliśmy nadzieję, że tak, jednak Patryk dość nagle wszystko przekreślił.

Szukałam wyjaśnienia w książkach i internecie. Mądrzy ludzie mówili i pisali, że nie jest tak źle, jak myślimy, trzeba tylko cierpliwie przeczekać okres buntu i poszukiwań. Nastolatek, który wyniósł z domu właściwe wzorce postępowania, odejdzie, poeksperymentuje, może nawet zboczy z drogi, ale wróci. Coraz częściej zaczynałam w to wątpić, emocje i strach o syna brały górę, szczególnie gdy działo się coś, na co nie miałam wpływu. Sprawa kurtki była tylko wierzchołkiem góry lodowej.

– Skąd masz to obrzydlistwo? – pociągnęłam nosem, bo miałam wrażenie, że skórzany, przechodzony łach zalatuje zgnilizną i brudem.

– Kumpel mi dał, to znaczy pożyczył.

Straciłam nad nim kontrolę

Ostatnio Patryk często tak odpowiadał. Nie wymieniał imion kolegów, nie dawał mi szansy, bym zrozumiała, o kim mówi. Kumpel i tyle. Pod tym określeniem mógł kryć się każdy, na przykład chłopak, którego oglądał przez okno Lucjan. Patryk nie chciał, byśmy znali jego kolegów, a powód mógł być tylko jeden – był pewien, że ich nie zaakceptujemy. I to właśnie mnie niepokoiło.

Do tej pory Patryk nie mógł się na nas skarżyć, nigdy nie wybieraliśmy mu znajomych, nie ingerowaliśmy w jego życie towarzyskie. Oboje z Lucjanem jesteśmy otwarci na każdego człowieka, pamiętamy o przykazaniu, by kochać bliźniego, chociaż to czasami niełatwe. Jednak do świętości nam daleko i gdyby znajomość zagroziła bezpieczeństwu naszego dziecka, zrobilibyśmy wszystko, by ją zerwać.

Tego wieczoru Patryk wrócił dość wcześnie i zamknął się u siebie w pokoju. Słyszałam, że długo rozmawiał przez telefon, coś komuś tłumaczył, ale nie mogłam rozróżnić słów. Noc minęła spokojnie, a rano zawitał do nas chłopak, którego wcześniej przyuważył przez okno Lucjan.

– Właź, ziom – przywitał go Patryk.

Obaj tak szybko przemknęli do pokoju syna, że nie miałam szansy poznać gościa.

– Lucjan, wstawaj – potrząsnęłam ramieniem męża.

– Po co? Jest sobota – ziewnął.

– Chłopak, co do którego miałeś przeczucie, jest u nas. Przed chwilą przyszedł.

– Tak rano? – zdziwił się Lucjan. – Czy on cierpi na bezsenność?

– Albo w ogóle nie spał i przyszedł tu wprost z imprezy – powiedziałam w matczynym natchnieniu.

– Jakiej?

– A bo ja wiem? Jakiejkolwiek – zniecierpliwiłam się. – Ubieraj się, musimy go poznać. Poczekamy na niego w przedpokoju, kiedyś musi wyjść, choćby do łazienki.
Lucjan miał wątpliwości.

– Czy my się nie ośmieszamy, czatując we własnym przedpokoju na nieznajomego nastolatka?

– Nic mnie to nie obchodzi, chcę go poznać. To jedyna okazja, mogę go nawet zaprosić na śniadanie.

– Dobry pomysł, przy okazji zobaczymy, jakie ma maniery przy stole i czy umie posługiwać się sztućcami – Lucjan ostatnio coraz częściej stawał się złośliwy, napięte stosunki z synem nie wychodziły mu na zdrowie.

Nastolatki nie lubią inwigilacji. Mina Patryka nie wróżyła niczego dobrego, gdy weszłam do jego pokoju, by oznajmić, że czekamy z posiłkiem. Przyszedł w końcu na śniadanie, ale sam, spławiwszy uprzednio kolegę, który zainteresował ciekawskich rodziców.

Jak to, narkotyki?!

– Kto to był? Ranny z niego ptaszek – zagaił Lucjan, zyskując w zamian chmurne spojrzenie syna. – Wcześnie wczoraj wróciłeś, nie udała się zabawa? – spróbował jeszcze raz, z lekko złośliwą intencją.

– Podobno impreza była epicka – odparował Patryk w podobnym tonie.

Siedziałam jak na szpilkach. Nic wielkiego się nie działo, zwykła wymiana zdań między ojcem i synem, ale wyczuwałam podskórne drżenie zapowiadające trzęsienie ziemi.

– Więc dlaczego…

Patryk podrzucił głową, zniecierpliwiony wypytywaniem. Ostatnio stał się bardzo drażliwy na punkcie prywatności.

– Jeśli już musisz wszystko dokładnie wiedzieć, to dlatego, że pojawiły się dragi. Nie korzystam, bo zaburzają percepcję, nie mój styl – zastrzelił nas Patryk.

– A ten kolega? – z niepokojem obserwowałam czerwieniejącą twarz Lucjana.

– Kretyn, nie kolega. Oddałem mu kurtkę, więc spoko.

– Ale co „spoko”? – spytał bezradnie

Lucjan.

– Jeszcze z nim pogadam, może kretyn zrozumie. A jak nie, to nara. Każdy wybiera własny styl wedle woli. Spoko luz, tata – zasalutował mu Patryk. – Było pyszne, mamuś, dzięki. Idę do siebie.

Wstał i poszedł, a moje serce zaśpiewało hymn pochwalny. Nasz syn był czysty i jeszcze próbował przemówić do rozsądku koledze. Nie udało mu się, bywa, może następnym razem. Uczyłam go, że nie wolno zbyt łatwo rezygnować, trzeba walczyć o drugiego człowieka. Nie przypuszczałam tylko, że Patryk tak szybko wcieli w życie tę zasadę. Byłam z niego dumna, wychowaliśmy go we właściwy sposób.

Chodziłam z głową w chmurach, podśpiewując i dziękując niebiosom za mądrego syna. I wtedy przypadkiem usłyszałam słowa Patryka skierowane do nieznajomego telefonicznego rozmówcy.

Wszystko się ułoży

– Interesuję się trochę buddyzmem, ma ciekawe założenia, część wywodzi się z taoizmu. Tak, to starochińska filozofia, nie religia. Wiedziałeś o tym? To sorki za wykład, wujek dobra rada się ze mnie robi. Zastanawiam się, czy…

Usiadłam. Co też Patrykowi strzeliło do głowy?! Chłopak z katolickiego domu powinien mieć twarde podstawy i niewzruszoną wiarę. Jaki błąd popełniliśmy, wychowując syna?

– Słyszałaś? – szepnął mąż. – Nic się nie martw, to tylko młodzieńcza ciekawość.

Zdziwiła mnie pewność, z jaką to powiedział. Po historii z narkotykami Lucjan nabrał pewności, że Patryk potrafi dobrze wybrać, i zaczął mu okazywać duże zaufanie, jakby zapomniał, że syn jest wciąż jeszcze dzieckiem.

– Skąd możesz to wiedzieć?

– Rozpoznaję symptomy, sam przez to przechodziłem. Minęło jak wietrzna ospa, nie zostawiając żadnego śladu. Z Patrykiem będzie podobnie, niepotrzebnie się o niego martwisz. Dzieci odchodzą, ale potem wracają, na nowo odkrywają wartości, w jakich zostały wychowane.

Lucjan się uśmiechnął, starając się wlać trochę otuchy w moje struchlałe serce.

– Nasz syn to wspaniały chłopak, potrzebuje tylko trochę czasu, by dorosnąć i okrzepnąć. Zaufaj. Trzeba mieć wiarę i cierpliwość. Wszystko się ułoży.

Czytaj także:
„Odniosłam porażkę jako matka. Mój syn płodzi dzieci kolejnym kobietom, po czym znika i nie płaci alimentów”
„Mój syn i synowa podrzucają mi wnuczkę z dnia na dzień, mając gdzieś moje plany. Za bardzo kocham Hanię, by odmówić”
„Wiem, że wiele matek nie lubi dziewczyn swoich synów, ale ona jest okropna. To przez nią mój syn został aresztowany!”

Redakcja poleca

REKLAMA