„Straciłam głowę dla mojego pacjenta. Choć wiedziałam, że to zakazana miłość, cierpiałam, gdy sprzątnęła mi go inna baba”

zakochana kobieta fot. Adobe Stock, carballo
„W jego obecności rozkwitałam, czułam w sobie możliwości, o jakie nigdy bym się nie podejrzewała. Życie nabierało smaku, przyszłość obiecywała coś bliżej nieokreślonego, ale wspaniałego. Byłam zauroczona pacjentem, co było wystarczająco kłopotliwe, w dodatku mało brakowało, żebym do reszty straciła dla Krzysztofa głowę”.
/ 07.12.2022 08:30
zakochana kobieta fot. Adobe Stock, carballo

Zauroczył mnie, nie da się ukryć. Przy nim czułam się wyjątkowa, a przyszłość wydawała się obiecująca. I choć Krzysztof o to nie prosił, to zakrzątnęłam się wokół jego spraw. Recepty, skierowania… Wtedy też ze zdumieniem odkryłam, że jego lodówka jest napełniona domowymi smakołykami. Czyżby ktoś jeszcze o niego dbał? Zagadka rozwiązała się wkrótce, gdy wpadłam w drzwiach na sąsiadkę…

Krzysztof miał na karku pięćdziesiątkę, może nawet z okładem, nie był jakimś przystojniakiem, a jednak potrafił sprawić, że w jego towarzystwie czułam się wyjątkowa. Kiedy z nim byłam, wszystko wokół nabierało kolorów, żyło oczekiwaniem… Właśnie, na co?

Problem w tym, że Krzysztof był moim pacjentem. Nie byłam pierwszą naiwną, która łapie się na lep słodkich słówek. Pielęgniarki od zawsze, nie wiadomo dlaczego, budzą w pacjentach emocje, które bywają dla nas kłopotliwe. Pół biedy, jeśli są to tylko komplementy, gorzej, jeśli są śliskie i kosmate, a najgorzej, gdy dochodzą do tego lepkie łapy. Zawsze jest to kłopotliwa sytuacja, z której staramy się taktownie wybrnąć i jak najszybciej o niej zapomnieć.

Nie potrafiłam mu odmówić

Krzysztof był jednak inny. Nie ukrywał zainteresowania, ale nie był nachalny. W jego obecności rozkwitałam, czułam w sobie możliwości, o jakie nigdy bym się nie podejrzewała. Życie nabierało smaku, przyszłość obiecywała coś bliżej nieokreślonego, ale wspaniałego. Byłam zauroczona pacjentem, co było wystarczająco kłopotliwe, w dodatku mało brakowało, żebym do reszty straciła dla Krzysztofa głowę.

Resztkami sił starałam się zachować zdrowy rozsądek. Nie byłam już młoda, lubiłam mieszkać sama, nie szukałam partnera, nie byłam łasa na męskie wdzięki, więc co tu się właściwie działo?! Na przykład teraz. Zamiast wyjść po skończonych badaniach, siedziałam i pozwalałam trzymać się za rękę.

– Samotna linia życia, łączy się z linią miłości – mruczał Krzysztof, wodząc palcem po wnętrzu mojej dłoni. – O, tutaj. Widzi pani? To znaczy, że miłość zapuka do drzwi. Może już to się stało?

Spojrzał na mnie wymownie, aż zrobiło mi się gorąco. Zachichotałam nerwowo.

– Ładne bajki pan opowiada, mnie pan nie nabierze. Muszę już iść.

Chciałam się podnieść, ale przytrzymał lekko moją rękę.

– Błagam, proszę zostać! – patrzył gorąco, nie wiedziałam że spojrzenie może parzyć. – Tylko chwilkę, może trochę dłużej.

Opadłam bez sił na krzesło, niezdolna do podjęcia decyzji. „Jakaś farsa się tu odbywa, istna telenowela – myślałam gorączkowo. – W co on ze mną gra?”. Nawet dość rozsądnie myślałam, ale nie przekładało się to na działanie. Nadal siedziałam jak przymurowana, niezdolna opuścić Krzysztofa. Za każdym razem wiele mnie kosztowało, by wyjść, przytomniałam dopiero na ulicy. Czar opadał i robiło mi się głupio, że uległam urokowi podrywacza. A potem wszystko powtarzało się od nowa.

Wyraźnie czuła się tu jak u siebie

Krzysztof mieszkał sam, nie miał nikogo bliskiego, ale zapewniał, że świetnie daje sobie radę, niczego mu nie trzeba, no, może poza opieką w chorobie. Najlepiej fachową. Poczułam się wywołana do tablicy, zakrzątnęłam się koło Krzysztofa oraz jego recept i skierowań. Siłą rzeczy zainteresowałam się też sprawami domowymi i wtedy bardzo się zdziwiłam. Lodówka była wypchana pysznościami. Wyglądało na to, że Krzysztof żywił się domowym jedzeniem, wykonanym ręką mistrzyni. Zainteresowało mnie, kto tak o niego dba. Nigdy bym się tego nie dowiedziała, gdyby nie przypadek. Z Aliną zderzyłyśmy się w drzwiach; ja wychodziłam, ona wchodziła.

– Proszę, siostro, proszę – przytrzymała gościnnie drzwi.

Nie skorzystałam. Na przekór cofnęłam się i wróciłam do pokoju, w którym siedział Krzysztof.

– Jakaś pani do ciebie – powiedziałam.

– Nie musi mnie siostra anonsować, znamy się bardzo dobrze – dobiegł mnie wesoły głos z kuchni. Alina poczynała sobie jak u siebie w domu, postawiła na ogniu przyniesiony garnek i zawołała:

– Będziesz jadł zupę ze śmietaną czy czystą?

Spojrzałam wymownie na Krzysztofa. Spuścił wzrok, ale zaraz się opanował.

– Zjesz ze mną? – spytał, jakby nigdy nic. – Alina mieszka obok, pamięta o mnie, często przynosi nadwyżki tego, co ugotuje. Dobra z niej kobieta, jestem jej bardzo wdzięczny za wszystko, co dla mnie robi.

Nie musiał się tłumaczyć, a ja nie miałam prawa robić mu scen zazdrości. Przecież niczego mi nie obiecywał. To, co zrodziło się między nami, było ulotne i polegało na niedomówieniach. Romans w sferze marzeń nie mógł długo trwać, ale żal było mi się z nim rozstawać.

Krzysztof po prostu od nas uciekł

Miałam ochotę uwierzyć w to, co Krzysztof mówił, jednak obecność Aliny nie dawała mi spokoju. Nie byłam aż tak zaślepiona, żeby nie widzieć, że czuła się u Krzysztofa jak u siebie. Zawartość lodówki też pewnie wyszła spod jej rąk.

Trudno mi było uwierzyć, że są to nadwyżki jedzenia. Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby zostać ma obiedzie serwowanym przez Alinę. Usiadłam przy stole, czując narastającą frustrację. Alina spojrzała na mnie raz i drugi spod oka, ale nie wyskoczyła z żadną nieprzyjemną uwagą, chociaż przysięgłabym, że miała na to wielką ochotę.

– Siostra nie ma innych pacjentów? – pozwoliła sobie Alina, ale potem dała mi spokój. Westchnęła tylko ciężko i zaczęła nalewać zupę.

Zjedliśmy w milczeniu, nawet Krzysztof nie próbował ocieplić atmosfery. Odsunął pusty talerz, oznajmił, że czuje się zmęczony, i zwyczajnie uciekł.

– Muszę się położyć – powiedział i zamknął za sobą drzwi sypialni, zanim któraś z nas zdążyła zareagować.

Milczenie jeszcze bardziej się pogłębiło, ale zanim stało się krępujące, odezwała się Alina.

– Cały Krzysztof – oznajmiła protekcjonalnie. – Zawsze trzeba po nim sprzątać.

Nie miała na myśli porządków domowych, raczej bałagan w życiu osobistym.

– Zrobiło mu się głupio, dlatego uciekł – wyjaśniła. – Zawsze tak robi, jak posunie się za daleko – znika i zostawia mnie, żebym wszystko wyprostowała. Pewnie panią podrywał? On już taki jest, nic na to nie może poradzić. Mnie też omotał.

– I mówi to pani tak spokojnie? – zdziwiłam się.

Rozmowa z Aliną przybrała nieoczekiwany obrót

Spodziewałam się wymówek, może płaczu, nawet tego, że wyrzuci mnie z mieszkania. W końcu byłyśmy rywalkami.

– Zdecydowałam, że Krzysztof zostanie moim drugim mężem – powiedziała spokojnie Alina. – Ma wiele wad, ale w przeciwieństwie do mojego byłego jest uroczy, przy nim czuję, że żyję. Kobiety na niego lecą, a on podrywa każdą, jaka wlezie my w ręce. To jest jego największa wada, ale postanowiłam nie zwracać na nią uwagi. Nikt nie jest idealny, trudno o dobrego kandydata na męża, a Krzysztofa przynajmniej znam, wiem, czego się po nim spodziewać. I lubię tego łobuza
– uśmiechnęła się marzycielsko.

– A on? Co do pani czuje? – spytałam odrobinę sztywno.

Romantyczne rojenia na temat Krzysztofa parowały ze mnie w szybkim tempie, nie wytrzymując zetknięcia z realiami, ale zostawiały po sobie żal. Szkoda, że istniała Alina i że Krzysztof nie okazał się bardziej stały w uczuciach…

– On? Lubi, jak o niego dbam – odparła Alina nadzwyczaj trzeźwo. – Nie jestem głupia, widzę, jak jest, ale myślę, że to wystarczy. Chcę Krzysztofa i już. Na tle mojego pierwszego męża jawi mi się jako dżentelmen i właśnie tak życzę sobie być traktowana. Zasłużyłam na to. A co do tego, o czym mówiłam, to ja go już dopilnuję. Krzysztof wymaga zdecydowanej kobiecej ręki, będzie chodził jak w zegarku – zapowiedziała. – Przegonię te jego baby, to nie takie trudne, wystarczy odrobina czujności. Zresztą on nie traktuje swoich zdobyczy poważnie, po prostu sprawdza, czy jeszcze działa na kobiety.

– Bardzo praktycznie podchodzi pani do małżeństwa. Krzysztof wie, że postanowiła pani za niego wyjść? – spytałam złośliwie.

Czułam się urażona. Alina nie musiała mi przypominać, że dałam się złapać na proste sztuczki Krzysztofa.

– Jeszcze mu nie mówiłam, ale na pewno się domyśla – uśmiechnęła się. – Zresztą, jaka to różnica? Będzie zadowolony, jak się za niego wydam, zobaczy siostra.

Alina była tak pewna siebie, że pozostało mi już tylko się pożegnać.

Czyli Alina dotrzymała słowa…

Więcej nie widziałam ani jej, ani Krzysztofa, ale rok później usłyszałam od innej pielęgniarki coś, co mnie zaintrygowało.

– On jest cudowny, ale ma żonę megierę – opowiadała Joasia – Tkwi biedny w nieszczęśliwym małżeństwie. Żona oka z niego nie spuszcza, towarzyszyła mi nawet przy robieniu zastrzyków. Zupełnie jakby bała się zostawić mnie na chwilę z Krzysztofem, a przecież sama mnie zatrudniła.

– Jeśli ma na imię Alina, to wie, co robi – ożywiłam się. – Powiedziała mi kiedyś, że będzie go pilnowała, i widzę, że dotrzymuje słowa. A Krzysztof… – zawahałam się. – Czy jest szczęśliwy?

– Sama go o to spytaj, mogę odstąpić ci to zlecenie – zaśmiała się Joasia.

Przez jedną krótką chwilę słabości miałam ochotę skorzystać z propozycji, ale zrezygnowałam. Krzysztof nie był dla mnie, lepiej było o nim zapomnieć.

Czytaj także:
„Moja pasierbica to wredna, rozwydrzona małpa, ale robię wszystko, żeby mnie polubiła, bo... się jej boję”
„Nasz sąsiad uważał się za elitę, ale był zwykłym wiejskim bucem. Bogaty pan prezes, a żartował jak pijany wuj na weselu”
„Własna matka ukradła mi faceta! Tyle czasu go uwodziłam, a ona to perfidnie zignorowała i złamała mi serce”

Redakcja poleca

REKLAMA