„Moja pasierbica to wredna, rozwydrzona małpa, ale robię wszystko, żeby mnie polubiła, bo... się jej boję”

Moja pasierbica była rozwydrzona fot. Adobe Stock, astrosystem
„Zaczęły się problemy. To znaczy z Marią układało mi się bajkowo, tylko Gaba nie potrafiła mnie zaakceptować. Jej ojciec zostawił je, kiedy była mała. Mimo że to kobieciarz i zwykły drań, Gaba jest w niego wpatrzona jak w obrazek. Nic dziwnego, skoro jeździ do niego jedynie w weekendy, więc pozwala na wszystko i nie przejmuje się wychowywaniem”.
/ 03.12.2022 19:15
Moja pasierbica była rozwydrzona fot. Adobe Stock, astrosystem

Marię poznałem dzięki jej córce – dziewczynce, która przeniosła się do naszej podstawówki w ostatnim semestrze szóstej klasy. Uczyłem matematyki i byłem wychowawcą Gabrysi. Jej matka spodobała mi się od pierwszego wejrzenia – ruda, drobna i szczuplutka, tryskała poczuciem humoru. Ze względu na etykę zawodową nie mogłem zaproponować jej spotkania, odczekałem więc do zakończenia roku szkolnego i jeszcze na uroczystości zaprosiłem ją wraz z córką na lody.

Na szczęście zgodziła się

Gabrysia wciąż traktowała mnie jak nauczyciela i była dosyć sztywna, za to w jej matce odkrywałem coraz więcej zalet. Dziewczynka zdała właśnie do drugiej klasy gimnazjum, kiedy wprowadziłem się do ich domu na obrzeżach miasta. Od razu zaczęły się problemy. To znaczy z Marią układało mi się bajkowo, tylko Gaba nie potrafiła mnie zaakceptować. Jej ojciec zostawił je, kiedy była mała. Mimo że to kobieciarz i zwykły drań, Gaba jest w niego wpatrzona jak w obrazek. Nic dziwnego, skoro jeździ do niego jedynie w weekendy, więc ojciec pozwala jej na wszystko i nie przejmuje się jakimś tam wychowywaniem. Co innego matka, która musi stawiać wymagania, zabraniać, karać. A że ja mieszkam z nią pod jednym dachem, to siłą rzeczy, też jestem w to włączony. No i mnie też się obrywa...

Pewnego dnia siedzieliśmy przy kolacji, kiedy Gaba zaczęła się skarżyć na wychowawczynię, która zwróciła jej uwagę na nieodpowiedni strój. Przyznam, mnie też to raziło – te miniówki, te głębokie dekolty i ostry makijaż – ale nie odzywałem się. W końcu to nie moja sprawa. Zwłaszcza że to ukochany tatuś kupował jej ciuszki.

– Sama ubiera się jak zakonnica, ciągle w tę samą czarną sukienkę do ziemi, i nie rozumie, że ja interesuję się modą i najnowszymi trendami – narzekała Gabrysia. – A ty co myślisz o moim ubraniu? – niespodziewanie zwróciła się do mnie.

Był to postęp, bo normalnie w ogóle nie zwracała na mnie uwagi, a jeżeli już, to mówiła do mnie w trzeciej osobie.

– No... – nie widziałem, co powiedzieć, żeby nie pogorszyć naszych i tak trudnych relacji, a równocześnie nie skłamać. – Może to nie jest do końca mój styl... Widziałem dzisiaj w galerii ładne bluzy z kapturem. Może chciałabyś zerknąć?

W odpowiedzi zmarszczyła nos z pogardą. Na nic zdała się moja dyplomacja. Różniliśmy się nie tylko w kwestii strojów. Może zabrzmię jak jakiś staruszek, ale czy młodzi naprawdę muszą słuchać tej swojej muzyki na cały regulator? Stukałem w ścianę, prosiłem, kupiłem jej nawet słuchawki, takie wypasione, różowe, ale to nic nie dało. Wciąż dudniły mi w uszach jakieś hip-hopy. Okropność! Żeby to jeszcze ładne było! Wiem, wiem, moja mama miała kiedyś takie samo zdanie na temat moich ulubionych zespołów, ale dawniej muzyka była dużo lepsza… Maria tylko się śmiała, kiedy jej o tym wspominałem, i mówiła, że zamieniam się powoli w zramolałego dziadka. Pewnie niedługo zacznę krzyczeć na sprzedawczynie, że za wolno wydają resztę. Muzyka i ciuchy to nic. Najgorzej było z łazienką. Gabrysia wychodziła do szkoły na ósmą, ale siedziała w niej już od szóstej.

Bóg raczy wiedzieć, co tam robiła

Chyba specjalnie siedziała na stołku i czekała, aż wyjdę do pracy z maszynką do golenia w teczce, żeby zrobić mi na złość. Dobrze chociaż, że w szkole jest osobna łazienka dla personelu, bobym chodził zarośnięty jak jakiś Rumcajs. Kiedy raz odważyłem się zwrócić jej uwagę i poprosić, żeby skróciła swój codzienny pobyt w łazience choćby o dziesięć minut, zmiażdżyła mnie wzrokiem.

Przecież muszę wziąć prysznic, ułożyć włosy, zrobić makijaż. To zajmuje mnóstwo czasu! Nie wszyscy chodzą codziennie w jednej i tej samej koszuli!

Jeśli dobrze zrozumiałem, piła do mojej ulubionej flanelowej koszuli w kratkę. Nasze wzajemne stosunki nie układały się więc najlepiej. Nawet kiedy Gabrysia miała problemy z matematyką i zaoferowałem jej pomoc, odrzuciła ją natychmiast i bez chwili zastanowienia.

– Tata zapłaci mi za korki – oznajmiła.

– Może to i lepiej – powiedziała Maria wieczorem, kiedy byliśmy już sami w sypialni. – I tak się specjalnie nie dogadujecie, a taka wspólna nauka mogłaby jeszcze tę sytuację zaognić...

Może miała rację, a może przemawiał przez nią strach i niechęć do awantur. Sama też miała z córką kłopoty. Wiadomo, trudny wiek, nastoletni bunt i tak dalej… Jednak najgorsza afera rozpętała się przez… włosy. W czym rzecz? Gabrysia odziedziczyła po matce gęste, ognistorude loki i nie cierpiała ich z całego serca. Zrobiłaby wszystko, by się pozbyć tego koloru, ale Maria nie chciała o tym słyszeć.

– Przecież wszystkie dziewczyny się teraz farbują! – mówiła Gabrysia. – Pozwól mi. Już nie mogę na siebie patrzeć!

– Ty to nie wszyscy – kwitowała krótko jej matka. – Zniszczysz sobie tylko włosy, bo co miesiąc będziesz musiała poprawiać odrosty. Poza tym jeszcze mi podziękujesz. Za parę lat docenisz, jak hojnie cię obdarzyła natura!

– Ale ja nie cierpię tego koloru! – zawołała Gaba. – Wyglądam jak marchewka!

Zwykle Maria łatwo ulegała swojej jedynaczce, lecz tym razem nie ustąpiła.

Jak będzie chciała to zrobić, to i tak jej nie powstrzymasz – próbowałem jej uzmysłowić, ale doprowadziłem tylko do tego, że i ona się na mnie obraziła.

A jednak wyszło na moje. Pewnego dnia Maria zapowiedziała późniejszy powrót do domu. Miała mieć remanent w sklepie, którego była kierowniczką.

– Nie musisz nic robić na kolację, kochanie. Gabrysia zostaje dzisiaj na noc u koleżanki, a ja zjem coś w pracy – powiedziała przed wyjściem.

Cóż, w sumie nawet fajnie

Miałem nadzieję na męski wieczór – piwko, chipsy, meczyk... Te plany diabli wzięli o szóstej, kiedy zachrobotał zamek w drzwiach.

– Cześć – mruknęła pod nosem Gabryśka i przemknęła szybko obok mnie.

– A ty co tutaj robisz? Nie nocujesz dzisiaj u koleżanki? – zdziwiłem się.

– Nie. Wróciłam, bo… niezbyt dobrze się czuję... – odparła niewyraźnie.

Poszedłem za nią do pokoju. Zapukałem, otworzyłem drzwi. Zdziwiło mnie, że wciąż ma na głowie czapkę. Zwariowała? Przecież już jest ciepło.

– Może zrobię ci miętowej herbaty, skoro źle się czujesz? – zaproponowałem.

– Nie, dzięki, położę się na chwilę i zaraz mi przejdzie – zapewniła mnie.

Wróciłem więc na kanapę. Po chwili usłyszałem, jak Gabrysia wychodzi ze swojego pokoju, otwiera drzwi łazienki i puszcza wodę z kranu. Nie wychyliła stamtąd nosa przez dobre pół godziny, aż w końcu poważnie się zaniepokoiłem.

– Może jednak chcesz kropli żołądkowych? – zapytałem przez drzwi.

– Nie! – krzyknęła, ale miała dziwnie zmieniony głos: czyżby płakała? Po chwili wyszła zrezygnowana z łazienki z ręcznikiem na głowie i łzami w oczach. Wyglądała jak ostatnie nieszczęście.

– Co się stało? – zapytałem, a ona wolnym ruchem ściągnęła ręcznik. Rudzielec, którego znałem, zniknął. Włosy Gabrysi były… niebieskie. O ile można było ten kolor tak nazwać. Trochę prześwitywał spod niego rudy, gdzieniegdzie pojawiły się czarne pasemka.

– Mama mnie zabije – westchnęła. – To miał być kolor „Mrok Północy”!

– Próbowałaś to zmyć? – wyrzuciłem z siebie pierwsze, co przyszło mi do głowy.

– Chyba z pięć razy! Szorowałam i szorowałam... Wszystko na nic!

Rzeczywiście, nasza łazienka przypominała obraz nędzy i rozpaczy. Ukochane śnieżnobiałe ręczniki Marii pokrywały teraz paskudne czarne smugi.

– Jedziemy do miasta – zdecydowałem.

Zabrałem Gabę do swojej znajomej, znakomitej fryzjerki. Co prawda był piątkowy wieczór, a ona zamknęła salon jakieś dwie godziny wcześniej, ale po starej znajomości zgodziła się go dla nas otworzyć. Słono mnie to kosztowało... Cóż, wdzięczność pasierbicy jest bezcenna. Fryzjerka odwaliła dobrą robotę. Włosy Gabrysi odzyskały kolor. Jeśli ktoś by się im bliżej przyjrzał, zauważyłby, że wyglądają nieco inaczej niż wcześniej, ale na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku.

Dziękuję – powiedziała mi w aucie, kiedy wracaliśmy już do domu.

Z wrażenia mało nie wjechałem w przydrożny słup. Nie dość, że odezwała się do mnie pierwsza, to jeszcze podziękowała!

W domu czekała już na nas Maria

– Gdzieście byli? – spytała.

– Na pizzy – skłamałem. – Gabrysia jednak nie nocuje u koleżanki, a nie chciało nam się przygotowywać kolacji, więc... Niestety, w tym rozgardiaszu zapomniałem pozbyć się ręczników.

Zmieniałem koło w samochodzie i się ubrudziłem – zmyśliłem, kiedy Maria je odkryła. – A potem wytarłem w nie ręce...

Trochę się pozłościła, ale szybko jej przeszło. Za to moje stosunki z Gabrysią są o niebo lepsze. I co, nie opłacało się?

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Zostawiłam syna z babcią, żeby zarobić w Stanach na jego przyszłość. Gdy wróciłam, zastałam zepsutego, rozpuszczonego egoistę”
„Mściłam się na byłym mężu dojąc go z kasy. Jego dzieci z drugą żoną nosiły ciuchy po kuzynach, a moje miały najnowsze smartfony”

Redakcja poleca

REKLAMA