Nestor był wspaniałym psem i świetnym towarzyszem zabaw. Co roku spędzałam z nim całe lato, gdy przyjeżdżałam na wakacje do dziadków. Ja i mój brat uwielbialiśmy zabawę w Indian, wyruszających na wielkie polowanie na bizony, w które nasza wyobraźnia zamieniała swojskie zające. Naszym przewodnikiem i głównym tropicielem był Nestor.
On wiedział, jak podprowadzić nas pod zajęcze siedliska, a gdy byliśmy już blisko, podrywał się z ujadaniem. Wydawaliśmy z siebie zwycięskie okrzyki indiańskie, a potem ze śmiechem patrzyliśmy, jak wystraszone szaraki zmykają w podskokach przez pole.
Kiedy jako dorosła kobieta przyjeżdżałam z własnym dzieckiem na wieś, Nestor był już starym i schorowanym psem. Nie w głowie mu były dawne harce, ale starał się jak mógł, by zaopiekować się Tomkiem, moim synkiem. Kiedy mały ledwo chodził, Nestor podpierał go pyskiem. Pozwalał wchodzić dziecku na siebie, dawał głaskać się po brzuchu, tarmosić za ucho. Jego cierpliwość nie miała granic. I pewnie także jego miłość. Uwielbiam psy i tak bardzo żałuję, że mój mąż jest niestety na nie uczulony.
Nestor warknął i nie chciał się ruszyć
Tamtego roku, wraz z moim sześcioletnim synkiem, zabrałam ze sobą do dziadków na wieś pociechy przyjaciół. Kasia i Dominik byli w tym samym wieku, co Tomek. Umówiłam się ze znajomymi, że za dwa tygodnie oni z kolei wezmą mojego brzdąca do siebie na działkę i w taki oto sposób obie rodziny złapią trochę oddechu od swoich ukochanych pociech.
Niedługo po przyjeździe mąż zaczął czytać dzieciakom na dobranoc opowieści o Dzikim Zachodzie, więc nic dziwnego, że następnego dnia maluchy chciały bawić się w traperów.
Pewnego dnia zapragnęły zbudować sobie szałas w ziemi. Znalazły odpowiednie wgłębienie na pobliskim polu, pod rozłożystym dębem, około stu metrów za domem. Postanowiły je poszerzyć i pogłębić, a następnie przykryć gałęziami. Byłam zadowolona, że dzieci nie będą siedziały mi na głowie, bo ja pomagałam moim leciwym dziadkom w doprowadzeniu ich domu do porządku. Żałowałam tylko, że pies, ze względu na stan zdrowia, nie mógł hasać z dzieciakami.
Nestor od małego miał swoje miejsce w kojcu, który stał przy piecu. Teraz, jako staruszek, niemal się z niego nie ruszał. Wychodził na dwór tylko za potrzebą, ale zaraz wracał. Jednak pewnego dnia zniknął z kojca, na podwórku też go nie było. Byłam zajęta, więc tylko wzruszyłam ramionami.
Kilka chwil później dzieci przybiegły do mnie ze skargą, że pies ugryzł Kasię. Nie za mocno, ale dziewczynka była wystraszona. Okazało się, że Nestor przegonił dzieci z miejsca, w którym kopały ziemię, i ułożył się na samym środku sporego już wgłębienia.
Poszłam za dom. Na mój widok stary przyjaciel pomachał na powitanie ogonem. Zaczęłam z nim „rozmawiać” i „tłumaczyć”, że nie wolno straszyć dzieci. Na koniec wzięłam psa za obrożę, żeby odprowadzić go do domu. Nestor spojrzał groźnie, warknął na mnie i nie chciał ruszyć się z miejsca.
Nie miałam czasu na psie humory i pociągnęłam go za sobą zdecydowanym ruchem. Przez całą drogę powrotną szarpał się i cicho warczał, więc dla pewności, na czas zabawy, dzieci w ogrodzie, zamknęłam go w komórce i wróciłam do przygotowywania obiadu. Jakąś godzinę później babcia wskazała na podwórze za okno i powiedziała, że chyba Nestor wydostał się z zamknięcia, gdyż drzwi od komórki są otwarte. Jak mógł tego dokonać tak słaby i schorowany pies?
Podeszłam do jamy i zajrzałam do środka
Nim odpowiedziałam sobie na to pytanie, przybiegł zapłakany Tomek z dziećmi przyjaciół. Poskarżył się, że Nestor warczy na nich okropnie i nie pozwala wejść do jamy przykrytej gałęziami. Zezłościłam się, ale wtedy moja babcia powiedziała:
– Nestor jest mądrzejszy od nas wszystkich. Może wie coś, o czym my nie wiemy? Lepiej sprawdźmy to.
Popatrzyłyśmy po sobie z zastanowieniem. Na wszelki wypadek zakazałam dzieciom zbliżać się do jamy. Potem wzięłam latarkę, poszłam pod drzewo i zajrzałam do wnętrza szałasu. Kilka minut wcześniej jedna ze ścian osypała się na dno. Zobaczyłam zardzewiały czubek jakiegoś żelastwa.
Zadzwoniłam do kuzyna, który w pobliskim miasteczku pracował w straży pożarnej. Następnego dnia pojawił się z dwoma kolegami i sprzętem wykrywającym metale. Okazało się, że pod ziemią coś jest. Zaczęli ostrożnie, warstwę po warstwie, to odkopywać. Jak dotarli do metalowego grzbietu pocisku, przerwali i wezwali saperów.
Niewybuch był wielki, z czasów wojny. Saperzy stwierdzili, że mogłoby dojść do nieszczęścia, gdyby dzieci kopały głębiej. Jak pomyślę, co mogłoby się stać, gdyby nie Nestor…
Czytaj także:
„Wnuczki nie dość, że młode, to jeszcze mieszkają za granicą. Gdy słyszą, jak to się żyło za komuny, myślą, że je wkręcam”
„40 lat temu żona odpowiedziała na anons w gazecie i tak się poznaliśmy. Do dziś nie ma pojęcia, że nie ja go napisałem”
„Mój mąż wychowuje dzieci, a ja buduję gniazdko z nowym chłopakiem. Nikomu ten układ nie przeszkadza, bo wciąż się kochamy”