„40 lat temu żona odpowiedziała na anons w gazecie i tak się poznaliśmy. Do dziś nie ma pojęcia, że nie ja go napisałem”

małżeństwo z długim stażem fot. Adobe Stock, New Africa
„– Patrz, stary, udało się! – powiedział Maniek z wypiekami na twarzy, pokazując mi plik listów. – Widzisz? Wiedziałem, że na mnie polecą! Rany, tyle ślicznotek! Nie wiem, którą wybrać! Boże, ja nie mam nawet czasu, żeby to czytać! Proszę cię, pomóż mi! Przeczytaj połowę i daj mi tylko te, które ci się spodobają!”.
/ 27.09.2022 14:30
małżeństwo z długim stażem fot. Adobe Stock, New Africa

– Wyszedłbyś gdzieś, porozglądał się, to może byś i dziewczynę znalazł – moja żona już od dłuższego czasu truła głowę naszemu najstarszemu wnukowi. – Wiesz, że dziadek w twoim wieku miał już dwoje dzieci? A ty nawet za narzeczoną się rozejrzeć nie chcesz!

– Oj, babciu – mruknął zniechęcony Mikołaj. – Bo ty myślisz, że to tak łatwo jak w waszych czasach… Dziś już nie ma takich dziewczyn jak kiedyś, większość myśli tylko o swoim wyglądzie, biegają na siłownię i myślą tylko o tym, żeby broń Boże nie przytyć i żeby dobrze wyglądać na zdjęciach… jakoś mnie takie nie kręcą.

– Oj tam, na pewno przesadzasz – Wandzia machnęła ręką. – Macie teraz tyle możliwości, żeby kogoś poznać… Choćby, no… porty randkowe!

– Portale, babciu – Mikołaj uśmiechnął się pod nosem. – Myślisz, że nie próbowałem? Ale nie znalazłem takiej, z którą dałoby się o czymś pogadać…

– Za bardzo wybredny jesteś – orzekła moja żona. – Już ja bym ci narzeczoną znalazła jak malowaną! Ale ty nie chcesz się umawiać z wnuczkami moich koleżanek! Mówię ci, w swataniu to nie ma jak kobieta! Ja bym pewnie do dziś panną była, gdybym nie wzięła sprawy w swoje ręce!

Uśmiechnęliśmy się z Wandzią do siebie. Nasza historia w dzisiejszych czasach wydaje się pewnie całkiem romantyczna. Pisanie listów, czekanie na listonosza, chowanie pachnących perfumami kopert pod poduszką…

Martwił się, że nie może znaleźć dziewczyny

Tak, z perspektywy czasu wszystko wydaje się trochę inne, niż było naprawdę… Bo przecież nie zawsze było różowo. Pamiętam, jak musiałem chować listy przed młodszym bratem, bo podkradał je i czytał kolegom z pracy. Ja też wielkiego talentu do pisania nie mam, więc nieraz siedziałem nad pustą kartką i godzinę, zanim skleciłem kilka zdań.

Choć dziś wydaje się to pewnie dziwne, poznaliśmy się z Wandzią przez anons w gazecie. Wandzia do dziś na każdej uroczystości rodzinnej przypomina, jak to ujrzała moje ogłoszenie w gazecie i na nie odpowiedziała.

Wydawał mi się taki inny od chłopaków z mojej wsi… Dziś wiedziałabym już lepiej, ale wtedy wydawał mi się taki inny, światowy, z miasta…

Mimo że tak sobie żartuje, to jednak ja wiem, że wcale nie ma niczego złego na myśli. Dobraliśmy się jak w korcu maku i jest nam ze sobą bardzo dobrze, a im dłużej jesteśmy razem, tym częściej gratuluję sobie, że udało mi się zdobyć taką dziewczynę. Choć tak naprawdę historia naszej miłości zaczęła się trochę inaczej, niż to sobie Wandzia wyobraża. Ale czasami niektóre sprawy lepiej przemilczeć…

Wiele, wiele lat temu, tak wiele, że aż wstyd się przyznać, byłem młodym chłopakiem z małego miasteczka. Pracowałem w zakładzie zajmującym się produkcją części samochodowych, miałem swoją grupkę przyjaciół, a raczej kolegów, z którymi jeździłem na zabawy i czasami popijałem piwko na naszym dawno znalezionym „tajnym” miejscu na leśnej polance. Tam też najczęściej widywałem się z moim najlepszym kolegą, Marianem.

Byliśmy trochę starsi od reszty naszej paczki, więc i tematów do rozmowy mieliśmy więcej. Wiedziałem, że Mariana martwi to, że nie ma dziewczyny.

– Czego mi brakuje? – narzekał nieraz, kiedy siedzieliśmy wieczorem, popalając papierosy. – Przecież pracuję, prawie nie piję, miałbym gdzie z żoną zamieszkać…

No tak, od mamusi to on nie chciał się ruszyć na krok, bo było mu wygodnie. A bardzo wątpiłem, czy jakakolwiek dziewczyna zdecydowałaby się zamieszkać z Wredną Zytą – bo takie miano nosiła w naszym miasteczku mama Mańka. Każdy bał się jej ciętego języka i wiecznego narzekania.

Moim zdaniem – w okolicy Maniek nie miał szans, by znaleźć sobie przyzwoitą partię. A raczej jakąkolwiek. Osobiście nie bardzo rozumiałem, co go tak ciągnie do żeniaczki. Mnie było nieźle samemu, choć mama coraz częściej mówiła mi, że chciałaby się doczekać wnuków… Ja jednak nie poznałem jeszcze żadnej interesującej dziewczyny, z którą chciałbym zostać na dłuższą metę.

Ta dziewczyna bardzo mi się spodobała

Któregoś ładnego, wiosennego dnia umówiliśmy się z Mańkiem na naszym stałym miejscu. Z miejsca wydał mi się coś podejrzanie radosny…

– Znalazłem sposób, żeby poznać fajne dziewczyny! – oznajmił mi z dumą. – I to nie tylko z naszej pipidówki, ale z całej Polski!

Maniek wyciągnął ruchem iluzjonisty zza pazuchy stosik gazet. Sądząc z tytułów – podebrał je swojej matce.

No i co z tym chcesz zrobić? – zdziwiłem się. – Pokazywać dziewczynom, że umiesz czytać?

– Głupi jesteś – popukał się w czoło. – Patrz, to prawdziwa kopalnia złota i diamentów!

Otworzył gazetę na jednej ze stron. Z malutkich zdjęć patrzyło na mnie mnóstwo kobiet i mężczyzn.

– Anonse towarzyskie? – popatrzyłem z niedowierzaniem. – Czyś ty oszalał? A jak trafisz na jakąś oszustkę? Zyta powyrywa ci nogi z… – powstrzymałem się w ostatniej chwili.

– Spokojnie, mamuśka nie musi na razie o niczym wiedzieć – uspokoił mnie kolega niefrasobliwym tonem. – Zresztą, ja nie chcę do żadnej pisać, chcę, żeby to one pisały do mnie!

Tu, muszę przyznać, miał pewne ułatwienie, bo był listonoszem, więc matka w korespondencyjny romans wtrącić mu się nie mogła. Maniek potrzebował jednak mojej pomocy przy skleceniu ogłoszenia.

– Napisz, że masz stabilną, ogólnie szanowaną pracę – podpowiadałem mu. – I że jesteś romantyczny, odpowiedzialny, czuły, troskliwy… Ja myślę, że kobiety to lubią!

Maniek krygował się nad tym listem jakby co najmniej życiorys na studia pisał. A nawet własnym imieniem się nie podpisał!

– Lew! – wypalił z dumą. – Taki mam znak zodiaku, ale oprócz tego tak dobrze się kojarzy!

Anons został wysłany, a Maniek modlił się tylko, żeby jego mama nie zauważyła ogłoszenia w gazecie. Co prawda, zdjęcie wysłał takie, że może i rodzona matka by go nie poznała.

Któregoś dnia zaczepił mnie na ulicy i z wielkim podekscytowaniem poprosił, żebyśmy się spotkali wieczorem na naszej polance. Wiedziałem, że coś jest na rzeczy!

– Patrz, stary, udało się! – powiedział z wypiekami na twarzy, pokazując mi plik listów. – Widzisz? Wiedziałem, że na mnie polecą! Rany, tyle ślicznotek! Nie wiem, którą wybrać!

Przeglądaliśmy sobie te listy i wstyd przyznać, trochę się podśmiewaliśmy z dziewczyn.

– Patrz, ta napisała, że będzie ci codziennie smażyć kotlety – zauważyłem, czytając jeden z listów. – Ale ta znów jest śliczna – wzdychałem, oglądając zdjęcie.

Nigdy się nie przyznałem, bo i po co?

Maniek w końcu zdecydował, która dziewczyna najbardziej mu przypasowała, i to do niej postanowił napisać. Jednak już następnego dnia okazało się, że przyszło jeszcze więcej listów. I następnego, i kolejnego!

– Boże, ja nie mam nawet czasu, żeby to czytać! – Maniek nie był już tak zachwycony swoim pomysłem. – Proszę cię, pomóż mi! Przeczytaj połowę i daj mi tylko te, które ci się spodobają!

Nie wygłupiaj się – broniłem się, jak mogłem. – A co, jeśli przeze mnie stracisz szansę na miłość życia?

Maniek był jednak bardzo zdesperowany. Chcąc, nie chcąc, wziąłem pokaźny pliczek i czytałem sobie wieczorami, zamiast sportowego dodatku. Jeden z tych listów ogromnie mi się spodobał. A jeszcze bardziej – dziewczyna, która była na zdjęciu. Uśmiechnięta blondyneczka. Czytałem ten list raz po raz i zastanawiałem się, czy mogę zrobić swojemu kumplowi świństwo… „On ma i tak za duży wybór – postanowiłem w końcu. – A mnie się tak ta śliczna Wandzia podoba…”

Więc oddałem Mańkowi listy, powiedziałem, które panny wpadły mi w oko, ale na jeden list sam odpowiedziałem. I wcale nie przyznałem się, że to nie ja jestem autorem anonsu… W końcu pomagałem Mańkowi go pisać, więc jest trochę mój – tłumaczyłem sobie.

Wandzia odpisała, potem napisałem ja i tak się nasza historia potoczyła. Mieszkaliśmy nie tak znów daleko od siebie, więc szybko spotkaliśmy się osobiście. Po pierwszym spotkaniu byłem już pewien, że to „ta”.

– Rzeczywiście, masz włosy jak lew! – zawołała na mój widok.

Nie chwaląc się, miałem wtedy niezłą czuprynę. Nigdy jej nie powiedziałem, że to wcale nie na moje ogłoszenie odpowiedziała, bo po co? A Maniek? Na nic listy mu się nie zdały. Zakochał się od pierwszego wejrzenia w dziewczynie, która wprowadziła się piętro niżej. A że miała charakter podobny do jego matki, nie dała sobie teściowej w kaszę dmuchać. I Maniek trafił z deszczu pod rynnę, ale chyba to lubił…

Czytaj także:
„Żona kolegi powiększyła piersi. Przyjaciółki jej zazdroszczą, ale on nie jest zachwycony. W ich związku zaczęło się psuć…”
„Chciałam być lojalna wobec przyjaciółki, ale od 3 miesięcy spotykałam się z jej chłopakiem. Zakochaliśmy się nie wiadomo kiedy"
„Dzieci traktują mnie jak darmową nianię dla wnuków. Nie dostaję nic w zamian. Do lekarzy wysyłają mnie autobusami”

Redakcja poleca

REKLAMA