„Nam, starszym wydaje się, że pozjadaliśmy wszystkie rozumy. Głupimi plotkami prawie zniszczyłam życie młodego człowieka”

Starszym wydaje się, że wszystko wiedzą najlepiej fot. Adobe Stock, bohemama
„– Mówię pani, ten chłopak spod 12 to jakiś zbir! Tak wygląda. Widziała go pani i tych jego kumpli? Jakieś czarne msze odprawiają – zagadnęła mnie któregoś razu pani Lodzia z parteru. Zastanawiałam się, czy nie należy iść na policję. A jak zabiją człowieka? No ale… jeżeli się dowiedzą, że to ja na nich doniosłam? Jeszcze mieszkanie podpalą…”.
/ 20.08.2022 10:30
Starszym wydaje się, że wszystko wiedzą najlepiej fot. Adobe Stock, bohemama

Dziesięć lat temu uciekłam od męża alkoholika do bloku, w którym się wychowałam. Zamieszkałam z mamą. Dwa lata później mama miała wylew. Opiekowałam się nią aż do jej śmierci. Gdy byłam mała – wszyscy sąsiedzi się znali, pomagali sobie. Dzieci chodziły do tej samej szkoły i na religię do kościoła.

Teraz jest inaczej

Dzieci nie bawią się na podwórku. Część chodzi do szkół na drugim końcu miasta. Ludzie pozamykali się w swoich czterech ścianach. Gdy pięć lat temu zmarła pani Stasia z drugiego piętra, do jej mieszkania wprowadził się kuzyn z żoną i dziećmi. Córka miała na oko lat 14, syn - 12. Nie znałam ich imion. Nawet nie mówiliśmy sobie „dzień dobry”.

Cztery lata temu kuzyn wyjechał do pracy do Anglii. Jego żona została z dziećmi sama. I chyba sobie przestała z nimi radzić. Dziewczyna zaczęła się inaczej ubierać – mini spódnice ledwie zakrywające pośladki, szpilki, włosy ufarbowane na różowo. Kilka razy widziałam ją w parku ze starszymi chłopakami. Piwko, papieroski. Nic nie mówiłam. Nie chciałam się wtrącać. Ale to, co stało się jakiś rok temu z chłopakiem, przeraziło mnie na dobre.

Zaczęło się od tego, że w wakacje ufarbował włosy na fioletowo. Potem pojawiły się kolczyki – w uszach, w nosie, brwiach. Wokół oczu malował sobie czarne kreski. Mężczyznę w makijażu to widziałam tylko raz w telewizji, jak zapowiadali koncert jakiegoś amerykańskiego przebierańca. Widywałam tego młodego w parku z grupką podobnych do niego. Podarte dżinsy, wielkie buciory i skórzane kurtki z naklejkami i napisami. Palili jakieś dziwne papierosy. Dym pachniał trochę jak mokre siano. I słuchali ze swoich telefonów muzyki, która moim zdaniem muzyki nie przypominała.

Pani Teresko, mówię pani, ten chłopak spod 12 to satanista. Widziała go pani i tych jego kumpli? Jakieś czarne msze odprawiają – zagadnęła mnie któregoś razu pani Lodzia z parteru, jedna ze starszych lokatorek. – Pani Hania z warzywniaka to opowiadała, że koty w okolicy zaczęły ginąć. Tylko te czarne. Oni je składają szatanowi w ofierze, wiem, czytałam o tym w „Fakcie”. Nieszczęście, pani Teresko, nieszczęście…

Rewelacje pani Lodzi przeraziły mnie na dobre

Zastanawiałam się, czy nie należy iść na policję. A jak im koty przestaną wystarczać i zabiją człowieka? No ale… jeżeli się dowiedzą, że to ja na nich doniosłam? Jeszcze mieszkanie podpalą… No trochę strach. Tydzień temu jak zwykle poszłam na popołudniowy spacer. Z ulgą zauważyłam, że placyk, na którym zwykle urzędowali „sataniści” jest pusty. Nagle zobaczyłam jakieś zbiegowisko. Kilkanaście osób stało w kręgu. Wśród nich kilku tych zakolczykowanych bandziorów. Coś się działo. Bałam się, ale podeszłam bliżej.

– Ludzie, pomóżcie temu człowiekowi! – zaczęłam krzyczeć, gdy tylko zobaczyłam, co się dzieje.

Na chodniku leżał starszy pan. Znałam go z widzenia. Codziennie o tej godzinie dreptał z zakupami przez park. Ledwo chodził, miał taki balkonik, o który się opierał. Teraz balkonik leżał na trawniku, dookoła rozsypane zakupy. Przy mężczyźnie klęczał mój młody sąsiad z drugiego piętra i okładał go pięściami. Wśród gapiów były znajome twarze. Normalni ludzie. Sąsiedzi. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego nikt nie reagował. 

Pokładał się na staruszka i coś mu robił. Nie wiedziałam co, ale wyglądało, jakby go bił! Przepchnęłam się przez tłum i już miałam rzucić się na agresora, gdy ktoś złapał mnie za rękę.

– Proszę nie przeszkadzać, co pani robi – wrzeszczał na mnie sąsiad z bloku obok. – Nie widzi pani, że ten chłopak udziela pomocy? Widać, że wie, co robi. A karetka już w drodze!

Dopiero teraz uważniej przyjrzałam się całej scenie. Rzeczywiście! Chłopak wcale nie okładał starszego pana pięściami. Nie znam się, ale najwyraźniej robił mu masaż serca. Nie przestał, aż do parku zajechała na sygnale karetka pogotowia.

Karetka odjechała

– Ten pan stracił przytomność jakieś dziesięć minut temu. Nie oddychał. Zacząłem resuscytację – zdał relację ratownikom chłopak.

Brawo, dobra postawa – rzucił ratownik.

Po chwili wyciągnął z karetki defibrylator, podłączył. Po kilku „strzałach” ratownik zawołał:

– Dobra! Mamy akcję serca! Jedziemy!

Już zamykając drzwi rzucił do fioletowego:

– Prawdopodobnie uratowałeś temu panu życie. Gratulacje, chłopaku!

Koledzy poklepywali młodego po plecach. Tłum zaczął się powoli rozchodzić, gdy od strony osiedla zaczęła biec w naszą stronę jakaś postać.

Boże, podobno tata zasłabł. Ta karetka go zabrała? Wiecie, gdzie?

Z tłumu wyszła pani Lodzia.

– Proszę się uspokoić. Tata żyje. Ale za to musi pani podziękować temu młodzieńcowi – sąsiadka pokazała na fioletowowłosego chłopaka. – Bardzo fachowo udzielił mu pierwszej pomocy. Robił pani tacie masaż serca i sztuczne oddychanie aż do przyjazdu karetki. Pojechali do szpitala rejonowego.

Kobieta zaczęła płakać. Przytuliła chłopaka i pobiegła na parking.

– Pani Lodziu, co tu się stało? – zagadnęłam, gdy wszyscy już poszli do domów. – Z daleka myślałam, że te bandziorki napadły na starszego pana.

– Ha, nie dziwię się pani. Widziałam całe zajście i też najpierw posądziłam tych chłopaków o najgorsze. A tu proszę, taka niespodzianka.

Pani Lodzia siedziała tego popołudnia na ławeczce. Z boku, za krzakami, żeby nie słyszeć wrzasków tych łobuzów. Już z daleka zauważyła, ze starszy pan słania się na nogach. Zanim zdążyła wstać – runął na chodnik.

Na mój widok wyłączyli telefon

– Pokuśtykałam w jego stronę, ale oni, ci chuligani, byli szybsi. No, wie pani, z moim biodrem to słabo jest. Dopadli do niego wcześniej. Byłam pewna, że chcą go okraść. Zaczęłam krzyczeć, wzywać pomocy. Gdy do nich doszłam, ten z fioletowymi włosami klęczał przy staruszku. Zdawało mi się, że chce mu wyjąć portfel z kieszeni kurtki, więc niewiele myśląc, zdzieliłam go w plecy laską. Dwóch chłopaków złapało mnie za ręce. Prawie zemdlałam ze strachu. Byłam pewna, że mnie też pobiją i okradną. A oni tylko odciągnęli mnie w stronę ławki. „Proszę nie przeszkadzać, Daniel wie, co robi. On skończył kurs pierwszej pomocy, chce być kiedyś ratownikiem” – tłumaczyli mi, ale nie bardzo im wierzyłam.

Ja też bym pewnie nie uwierzyła... 

– Jednak po chwili zrozumiałam, że ten chłopak chyba naprawdę próbuje pomóc. No a resztę sama pani sąsiadka widziała.

Usiadłyśmy razem na ławce. Każda pogrążona we własnych myślach.

O tym, że chyba bardzo źle tych chłopaków oceniłyśmy. Nie wiem, jak pani Lodzi, ale mnie było bardzo głupio. Zobaczyłam, że znowu zebrali się na swoim skwerku. Nie zastanawiając się, poszłam w ich stronę. Na mój widok wyłączyli telefon. I odstawili butelki z piwem. Widać było, że nie bardzo wiedzą, czego się po mnie tym razem spodziewać. Może ataku, krzyków…

– Panowie – zaczęłam pojednawczo. – Chciałam was przeprosić za to jak się zachowałam wcześniej. I podziękować Danielowi. Tak masz na imię? – odszukałam wzrokiem fioletowowłosego.

– Tak, proszę pani. Daniel. Mieszkamy w tym samym bloku – chłopak uśmiechnął się do mnie.

Podejrzewałam, że myślimy o tym samym

Zauważyłam, że ma piękne, białe zęby. I pomimo tych kolczyków wygląda z bliska bardzo sympatycznie.

Koledzy mówili pani Lodzi, że chcesz być ratownikiem?

– Zanim się tu przeprowadziliśmy, umarła moja babcia. Razem mieszkaliśmy. Straciła przytomność, gdy w domu byłem tylko ja. Polewałem ją wodą, biłem po twarzy. I byłem na siebie wściekły, że nic więcej nie mogę zrobić. Babcia zmarła w karetce, pomoc dotarła za późno. Byłem dzieciakiem, miałem 12 lat, a i tak nie mogłem sobie darować. I wtedy sobie obiecałem, że następnym razem, gdy ktoś przy mnie zasłabnie, będę już wiedział, co robić. Jak skończyłem 16 lat, poszedłem na kurs. Kilka razy jako wolontariusz jechałem już karetką. Proszę się nie martwić. Wyjmowałem wtedy większość kolczyków. Wiem, że niejeden pacjent mógłby umrzeć ze strachu – Daniel znowu się uśmiechnął. – Widziałem, jak ludzie na nas patrzą. Pani też. A my nie jesteśmy kryminalistami. Po prostu nie lubimy szpanu.

Tego wieczora dowiedziałam się, że muzyka, jakiej słuchają chłopcy to „post punk”. A tańczą „pogo”.

– Ustalmy jeszcze coś – dodałam – nie jesteście satanistami?

Zgodnie zaprzeczyli ze śmiechem.

I nie krzywdzicie kotów?

Wysoki chudzielec z irokezem oburzył się najbardziej.

– No co też pani! Proszę popatrzeć – chłopak podetknął mi pod noc komórkę. – To Fizia, Misia i Felek. Rodzeństwo.

Wprawdzie tylko jeden ze zwierzaków na zdjęciach był czarny, ale wszystkie były zdecydowanie kotami. I nie wyglądało, żeby działa im się jakaś krzywda.

– Wie pani, gdzie mieszka ten starszy pan? Bo pozbieraliśmy jego zakupy i balkonik. Odniesiemy… I chcielibyśmy się dowiedzieć o jego zdrowie.

– Ja nie, ale pani Lodzia wie wszystko, zaraz nas zaprowadzi – odpowiedziałam. Za mną, panowie!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA