„Wyrzuciłam syna i jego ciężarną dziewczynę z domu. Poszłam po rozum do głowy, gdy wpakował mnie do domu starców”

Starsza, zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Neil Bussey
„Obiecałam sobie, że nigdy nie będę jak moja matka, a stałam się jeszcze gorsza. Popełniłam te same błędy. I jeszcze za wszystko winiłam syna. O ja głupia! Na własne życzenie straciłam rodzinę i zostałam sama jak palec. Mam nadzieję, że jeszcze zdążę wszystko naprawić”.
/ 29.01.2024 14:30
Starsza, zatroskana kobieta fot. iStock by GettyImages, Neil Bussey

Pamiętam, jak to było, gdy moich rodziców dopadła starość. Zmienili się wówczas nie do poznania. Wcześniej byli ciepłymi, pełnymi empatii ludźmi, a nagle, jakby ktoś rzucił na nich zły czar, stali się zaborczymi uparciuchami, przekonanymi o słuszności każdej swojej racji i myśli. Obiecałam sobie wtedy, że ze mną tak się nie stanie.

Nawet nie spostrzegłam, kiedy ja też zmieniłam się w wiedźmę, taką samą, jak moja matka, a być może nawet gorszą. Moment opamiętania nastał dopiero gdy odsunęli się ode mnie wszyscy bliscy.

Mieszkanie razem to nie był dobry pomysł

– Nie będziecie całe życie napełniać kieszeni wynajmującym, tylko zamieszkacie u mnie – zaproponowałam, a raczej zadecydowałam, gdy mój syn związał się z Justyną.

– To kiepski pomysł, mamo. Sama powtarzałaś, że młodzi powinni mieszkać oddzielnie – przypomniał mi Daniel.

– Bzdury opowiadasz. Mówiłam, że ja z twoim ojcem musieliśmy zamieszkać z dala od twoich dziadów, bo nie dało się z nimi żyć pod jednym dachem – stwierdziłam z przekonaniem. – A ja chyba nie jestem taka najgorsza, co?

– Oczywiście, że nie, mamo. Ale i tak chyba wolimy coś sobie wynająć.

– Synku, przecież całe piętro jest wolne, a odkąd nie ma przy mnie twojego ojca, ten dom wydaje się pusty. Na górze jest łazienka, a najmniejszy pokój można przerobić na kuchnię. Wujek Sławek zrobi wam to za grosze. Będzie tak, jakbyście mieli swoje mieszkanie, bo ja przecież nie zamierzam się wtrącać w wasze życie. Mnie nie musicie nic płacić, więc pieniądze, które wydalibyście na wynajem, będziecie mogli odłożyć na własne cztery kąty.

Więcej nie mogłam im zaoferować. Żyjąc ze skromnej emerytury, a wcześniej z pensji nauczycielki, nie miałam z czego zaoszczędzić na mieszkanie dla jedynego syna. Bolało mnie serce, że każdego miesiąca muszą płacić tyle pieniędzy za marne trzydzieści osiem metrów kwadratowych. Gdy składałam im tę propozycję, naprawdę wierzyłam, że to dobry pomysł. Gdybym wtedy pozwoliła im dalej iść swoją drogą, może nie zostałabym sama jak palec. 

Daniel i Justyna długo się wahali, ale w końcu wspólnie stwierdzili, że to rzeczywiście może być dobrym rozwiązaniem. Ucieszyłam się, gdy oznajmili, że jednak wprowadzą się do mnie. Mój szwagier zrobił im remont po kosztach. Wszystkie prace zakończył po miesiącu i młodzi mogli się do mnie wprowadzać.

Początkowo wszystko układało się dobrze

Przed przeprowadzką obiecałam synowi, że nie będę wtrącała się w ich życie i przez długi czas dotrzymywałam danego słowa. Nie narzucałam się moim dzieciom i nie wymagałam, by nieustannie dotrzymywały mi towarzystwa.

Dałam im pełną swobodę w kwestii aranżacji ich przestrzeni i nigdy nie krytykowałam żadnej podjętej przez nich decyzji. Postanowiłam być dla nich dobrą, miłą sąsiadką i wierzyłam, że taki układ zadziała najlepiej.

Rzeczywiście, przez dwa lata wszystko między nami układało się dokładnie tak, jak powinno, aż nagle coś zaczęło się psuć. Sama nie wiem, kiedy zaczęłam zmieniać swoje podejście do nich. Chyba stało się to niedługo po moich siedemdziesiątych urodzinach.

Nagle wszystko zaczęło mi przeszkadzać

Pierwszą awanturę urządziłam o samochód, który mój syn parkował na podwórku. Pewnego dnia po prostu oznajmiłam, że nie chcę widzieć przed swoim domem tego grata. Daniel nawet nie próbował oponować.

Przestawił auto na ulicę i nigdy już nie wjechał za bramę. Przypominam sobie, że chyba byłam rozczarowana, że nie zaczął się wtedy ze mną kłócić. Tak, dokładnie tak było. To właśnie wtedy zaczęłam szukać dziury w całym.

Kolejna kłótnia dotyczyła zużycia wody. Denerwowało mnie, że Justyna bierze prysznic dwa razy dziennie. Pewnego dnia po prostu wpadłam w złość, gdy znowu usłyszałam odkręconą wodę. Kazałam Danielowi zejść na dół i dałam mu do słuchu.

– Nie masz żadnego wpływu na swoją narzeczoną? – zapytałam, a raczej wykrzyczałam pytanie.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi, mamo.

– Ona codziennie musi włazić pod prysznic rano i wieczorem! Ty wiesz, ile wody zużywa?

– Przecież to my płacimy wszystkie rachunki, więc nie rozumiem, skąd twoje oburzenie – skontrował.

Miał rację. Gdy poprawiła się ich sytuacja, zaproponowali, że zamiast dokładać się do prądu, gazu, wody i wywozu śmieci, wezmą na siebie wszystkie opłaty, a ja przystałam na to. Nie zamierzałam jednak odpuścić tematu.

– A co ty sobie myślisz? Mieszkacie tu za darmo, więc chyba, chociaż tyle możecie zrobić?

– Możemy i przecież robimy. Tym bardziej nie rozumiem, w czym tkwi problem.

– W tym, że przeszkadza mi to. Woda tak szumi,  że nie mogę w spokoju oglądać telewizji.

Daniel chciał coś jeszcze powiedzieć, ale chyba zrozumiał, że lepiej dać sobie spokój, niż użerać się z kimś, kto tak naprawdę sam nie wie, o co ma pretensje.

Kolejne kłótnie dotyczyły jeszcze większych bzdur: sposobu, w jaki Justyna podlewała kwiaty w ogródku, głośnej muzyki (mimo że wcale nie nastawiali radia głośno) czy godzin ich powrotów do domu (a przecież to nie moja sprawa, jak i gdzie dorośli ludzie spędzają wolny czas). Dawałam im popalić na każdym kroku, ale to jeszcze nic.

Kazałam im spakować walizki

Pewnego dnia kazałam Danielowi zagrabić opadłe liście. „Mamo, wiesz przecież, że za godzinę wychodzimy na wesele Pawła i Moniki. Zrobię to jutro” – brzmiała jego odpowiedź. Czy liście nie mogły zaczekać? Oczywiście, że mogły, ale wtedy nie docierało to do mnie. Odmowa podziałała na mnie jak czerwona płachta na byka.

Gdy następnego dnia mój syn chwycił za grabię, wyszłam przed dom i powiedziałam mu, że może się już nie trudzić. Zaprosiłam ich oboje na rozmowę.

– Pozwoliłam wam tu mieszkać, żeby wam pomóc, ale wy nie potraficie być wdzięczni – zaczęłam. – Traktujecie mnie jak jakiegoś intruza i myślicie, że wszystko wam wolno...

– O czym ty mówisz, mamo? Przecież od jakiegoś czasu to ty masz do nas o wszystko problem – przerwał mi Daniel.

– I widzisz? Nawet teraz nie pozwalasz mi skończyć. Własną matkę traktujesz jak śmiecia. Chyba jednak powinniście sobie coś wynająć.

– Lepszego momentu nie mogłaś sobie wybrać. Dla twojej informacji Justyna jest w ciąży.

– Jak to w ciąży? Przecież wy nawet nie macie ślubu! – oburzyłam się. – Jak wam nie wstyd? Skoro chcecie tak żyć, to proszę bardzo, ale ja nie chcę widzieć was na oczy.

To był koniec dla naszej rodziny. Zgodnie z moim życzeniem, trzy dni później wyprowadzili się z mojego domu.

Zrozumiałam, że byłam dla nich okropna

O tym, że mam syna, przypomniałam sobie, jak zaczęłam podupadać na zdrowiu. Gdy artretyzm zaczął coraz bardziej dawać mi się we znaki, musiałam odłożyć dumę na bok i poprosić Daniela o pomoc.

– Załatwię ci miejsce w domu opieki, ale na nic więcej nie możesz liczyć z mojej strony.

– Synku, ale jak to? Przecież mam tylko ciebie...

– Już zapomniałaś, jak wyrzuciłaś mnie i ciężarną Justynę ze spod swojego dachu?

– Nie możesz mi tego wypominać do końca życia!

– Mogę i zamierzam, bo nigdy ci tego nie wybaczę. Przecież ty nawet nie widziałaś na oczy swojego wnuka. Nie wiem, co się z tobą stało, ale nie przypominasz już siebie.

Daniel nie chciał się mną opiekować, więc musiałam zgodzić się na dom starców. Przez pewien czas miałam o to pretensje do syna, aż w końcu nagadała mi Marysia, jedna z pensjonariuszek, której opowiedziałam o swojej sytuacji.

– Halinko, muszę ci to powiedzieć prosto w twarz. Rozumu to ty nie masz za grosz!

– Jak możesz? To ja ci opowiadam o swojej niedoli, a ty mówisz mi takie rzeczy?

– A kto ci zgotował taki los? Syn i synowa? Nie! Ty sama! Ja bym tak psa nie potraktowała, jak ty potraktowałaś swoje dzieci! Wcale nie dziwie się Danielowi, że nie chce cię odwiedzać. Jaka matka robi takie rzeczy? Powinnaś się wstydzić.

To było dla mnie jak kubeł zimnej wody. Zrozumiałam, że wszystko, co powiedziała Marysia, było prawdą. Obiecałam sobie, że nigdy nie będę jak moja matka, a stałam się jeszcze gorsza. Popełniłam te same błędy. I jeszcze za wszystko winiłam syna. O ja głupia! Na własne życzenie straciłam rodzinę i zostałam sama jak palec. Mam nadzieję, że jeszcze zdążę wszystko naprawić.

Napisałam do nich szczery list z przeprosinami. Jak dotąd nie doczekałam się odpowiedzi. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczą. Mam nadzieję, że tak. Tak bardzo chciałabym im to wszystko wynagrodzić i poznać wreszcie mojego wnuka.

Czytaj także:
„Po ślubie moja przyjaciółka zamieniła się w pustaka. Kiedy ja opowiadam o swoich problemach, ona papla o błyskotkach”
„Mąż pomiatał mną, bo po ciąży się zaniedbałam. Dla dziecka znalazłam zastępczego tatusia, a dla siebie kochanka na boku”
„Moja sąsiadka robi mi z życia cyrk. Wali w rury i nasyła na mnie policję, bo gotuję obiad”

Redakcja poleca

REKLAMA