„Moja sąsiadka robi mi z życia cyrk. Wali w rury i nasyła na mnie policję, bo gotuję obiad”

Załamana kobieta fot. iStock by GettyImages, laflor
„Pani Bożena na bank ma coś nie tak z głową. Kto normalny nasyła policję na sąsiadów, bo gotuję obiad? Okazało się, że życie w jednym bloku z tą szaloną kobietą to dopiero początek moich problemów”.
/ 24.01.2024 13:15
Załamana kobieta fot. iStock by GettyImages, laflor

Tego dnia wracałam z urlopu. Po miesiącach harówy należało mi się kilka dni u przyjaciółki na Mazurach. Kiedy wjeżdżałam na moje osiedle, trochę mnie zdziwiło kilka zastępów straży pożarnej. Nawet przebiegło mi przez myśl, że muszę wreszcie załatwić to ubezpieczenie mieszkania, bo wypadki chodzą po ludziach.

Okazało się, że tym razem chodziło o mnie. Moje mieszkanie spłonęło. A nawet nie skończyłam jeszcze remontu, wprowadziłam się tu zaledwie dwa miesiące temu. 

W poprzednim mieszkaniu życie skutecznie uprzykrzała mi sąsiadka z dołu. Wprowadziła się zaraz po mnie, a problemy zaczęły się, kiedy po raz pierwszy miałam gości.

Zrobiłam kolację

Kiedy z przyjaciółmi jedliśmy, a dodam, że była godzina 18, dzwonek do drzwi przerwał nam biesiadę.

– Nie wiem, czy pani tu wypędza wampiry, czy co, ale to jest nie do wytrzymania – wypaliła sąsiadka, kiedy tylko otworzyłam drzwi.

– Przepraszam, gotowałam kolację. Dałam za dużo czosnku – przeprosiłam z uśmiechem i się pożegnałam.

Tydzień później, kiedy wracałam z pracy, zastałam wycieraczce kartkę z napisem: „To porządny blok, proszę nas nie narażać na niebezpieczeństwo i nie przygotowywać w domu narkotyków”.

Od razu poszłam do sąsiadki. Nie chciała mi otworzyć, tylko krzyczała przez drzwi, żebym przestała ją nachodzić.

Na tym pani Bożenka nie poprzestała. Przez kilka kolejnych nocy miałam serenadę walenia w rury. Z uporem maniaka stukała w środku nocy jakimś metalowym prętem.

Ale żeby tylko! Jakiś czas później, o 5 rano obudziło mnie walenie w drzwi. To była policja.

– Mamy informację, że w tym lokalu produkowana jest metaamfetamina – powiedział ostro policjant.

Mam już dość

Przyszli z psem, oczywiście nic nie znaleźli. W kuchni nawet nie było kubka po kawie w zlewie, a w całym domu pachniało, bo wieczorem wywiesiłam pranie. Co się nastresowałam, to moje

Wyjaśniłam im, że pani Bożena mnie nęka, ale żeby nie pogarszać sprawy, nie składam zawiadomienia. Opowiedziałam im, z czym się zmagam od kilku miesięcy.

Kiedy opuścili w końcu moje mieszkanie, poszli prosto do niej. Okazało się, że pani Bożena pozaklejała wszystkie okna i jest straszny zaduch, ale nie śmierdzi, a już na pewno nie ode mnie z mieszkania. Zagrozili jej, że następnym razem nieuzasadnione wezwanie zostanie uznane jako wykroczenie.

Przez trzy tygodnie miałam spokój, ale potem znowu pojawiła się policja.

Ta wariatka ciągle waliła mi w rury i zostawiała w skrzynce i na drzwiach dziwne kartki. Byłam nawet w spółdzielni, ale rozkładali ręce. Miałam dość i musiałam się wynieść.

Sprzedałam mieszkanie po zaniżonej cenie, kupiłam drugie, ale do totalnego remontu. Czekało mnie sporo pracy, a poza tym znowu przeszkadzałam sąsiadom. Tym razem ich pretensje były uzasadnione – trwał remont. Dlatego po całym stresie związanym z sąsiadami, remontem i przeprowadzką, pojechałam na Mazury, żeby odetchnąć.

Przecież jest nieubezpieczone…

Kiedy po urlopie wysiadłam z samochodu, i zobaczyłam kilka zastępów straży pożarnej, pomyślałam, że ktoś ma strasznego pecha. Kiedy podeszłam pod mój blok, zobaczyłam czarne dziury zamiast okien, po prostu osunęłam się na ziemię i się rozpłakałam.

– To mieszkanie należy do pani? – zapytał strażak. – Przykro mi, ale nic się nie udało uratować.

– To nie możliwe! Przecież ja nawet nie prasowałam przed wyjazdem, ani nawet nie mam jeszcze zamontowanej kuchni… – szlochałam.

– Wszystko wskazuje na wadliwą instalację. Podobno pani była w trakcie remontu, pewnie któryś fachowiec coś spartolił. W każdym razie przesłucha panią policja, będzie wszczęte postępowanie. Oby miała pani solidne ubezpieczenie…

Boże, miałam to załatwić od razu po urlopie. Wtedy uświadomiłam sobie, że zostałam bez dachu nad głową, ubrań, dokumentów, nawet pieniędzy, bo wszystko wydałam na remont. Straciłam wszelką nadzieję, siedziałam na krawężniku i płakałam. 

– Pani Joanno – pomachał do mnie sąsiad. – Niech pani wejdzie do nas, jeszcze śmierdzi, ale na dworze pani zamarznie.

Podreptałam do nich zapłakana i zasmarkana. Potem poszli ze mną do mojego mieszkania. Tylko łazienka wyglądała jako tako, reszta mieszkania nadawała się do ponownego remontu.

– Ma pani ubezpieczenie? – zapytał sąsiad.

– Nie zdążyłam załatwić. Zostałam z niczym – powiedziałam, a po policzku znowu zaczęły kapać mi łzy.

– Rety, naprawdę pani współczuję. Może pani zostać u nas przez kilka dni, mamy jeden wolny pokój.

Wtedy rozryczałam się na dobre. Nie tylko z rozpaczy, ale dobroć tego obcego człowieka poruszyła mnie do głębi.

– Naprawdę panu dziękuję. To niespotykana dobroć, ale pojadę do swoich przyjaciół – powiedziałam, trzymając go za ramię.

Ludzie nie są tacy źli

Czułam, że mój świat się zawalił. Okazało się jednak, że mam cudownych przyjaciół, którzy zorganizowali dla mnie zbiórkę. Za zebrane pieniądze uda się położyć podłogę w salonie i sypialni oraz odmalować ściany.

– Pani Joasiu! – krzyknął sąsiad z góry, kiedy pojawiłam się na osiedlu. – Cieszę się, że panią widzę. Widzi pani, od kilku dni próbujemy się z panią skontaktować. Otóż zgadaliśmy się z mieszkańcami i postanowiliśmy, że w sobotę każdy, kto może przychodzi do pani z wiadrem, szczotką, mopem itp. i ogarniemy ten bajzel. Sąsiadce spod 3 zostało sporo farby po remoncie, Tadeusz spod 12 to niezły fachowiec i zapowiedział, że pani pomaluje, jak je uprzątniemy. Uzbieraliśmy też trochę grosza, żeby jakieś panele mogła pani położyć. A i ważne, pan Artur z klatki obok jest prawnikiem. Mówi, że będzie pani mogła tego elektryka pozwać. On wszystko pani wyjaśni. To jak, widzimy się w weekend? Będzie dobrze pani Asiu, zobaczy pani! – powiedział i z uśmiechem podreptał do siebie na górę.

A ja stałam w progu tego bajzlu i znowu płakałam. Tym razem ze wzruszenia.

Czytaj także:
„Teściowie mnie nienawidzą. Mamusia uważa, że jestem niegodna jej syna. Namawiają mojego męża do rozwodu”
„Jestem babcią na pełen etat. Piorę, sprzątam, gotuję. Jak tak dalej pójdzie, to wnuki zaczną do mnie mówić >>mamo<<”
„Na emeryturze miałam szaleć, jakby jutra miało nie być. Chciałam wyjść do ludzi, a wylądowałam w pieluchach”

Redakcja poleca

REKLAMA