Kiedy Rosjanka stanęła w drzwiach, zamurowało nas z wrażenia. Ona i moja mama wyglądały jak siostry. Na początku myślałam, że chce nas oszukać, jednak prawda była całkiem inna.
Tajemnicze zdjęcie z przeszłości
Mama zadzwoniła do mnie w ciągu dnia. Po głosie poznałam, że jest zdenerwowana. Poprosiła, abym od razu po pracy do niej przyjechała.
– Co się stało? – zaniepokoiłam się.
– Nic takiego, córciu, naprawdę, ze mną i z tatą wszystko w porządku. Chciałam ci coś pokazać.
Ledwie wysiedziałam w kasie i musiałam naprawdę się skupić, żeby się nie pomylić. Wybiegłam ze sklepu jak wystrzelona z procy i zdyszana wpadłam do rodziców.
– O co chodzi? – zapytałam, uspokojona na wejściu, że widzę ich całych
i zdrowych. – Byłaś taka tajemnicza.
– Bo to tajemnicza sprawa – oznajmiła mama, wyraźnie podekscytowana. – Chodź do kuchni, obiad ci dam…
– Mamo, proszę, bo pęknę z ciekawości. Powiedz, o co chodzi!
– Siadaj, a ja będę szykowała i opowiadała – usadziła mnie przy stole. – Widzisz tę kopertę? Otwórz ją.
Otworzyłam, w środku znalazłam list i jakieś zdjęcie, które upadło mi na podłogę. Podniosłam je.
– O, to przecież babcia Kazia i dziadek Genio – zauważyłam. – I prababcia Stefcia. I Anusia… Ale po co wyjęłaś je z albumu? Wysyłasz je do kogoś? – wzięłam do ręki kopertę i ze zdziwieniem zobaczyłam, że jest zaadresowana do mamy.
Spojrzałam na list. Napisany niewyraźnie, w dodatku między polskimi literami plątały się rosyjskie bukwy.
– To zdjęcie dostałam – mama skończyła kroić ogórki i postawiła przede mną talerz z drugim daniem. – Jedz, a ja ci przeczytam. Powiem, że bardzo jestem wzruszona i poruszona. Słuchaj:
Kochani moi! Piszę do was, bo chyba jesteśmy spokrewnieni. Ja niedawno dopiero się dowiedziałam, że mam familię w Polsce, że to właśnie jest moja prawdziwa rodzina. Pozostało mi po niej tylko to zdjęcie, garść informacji i moje dziecięce ubranko. W kieszonce mojej kurtki była kartka – Wiesława K.
– To przecież twoje panieńskie nazwisko – przerwałam mamie. – Myślisz, że to jakaś nasza rodzina?
– Tyle wiem co i ty. Poczekaj, przeczytam do końca.
Tak się podobno naprawdę nazywałam, ale i to wiem dopiero od niedawna. Moja mamcia, ta, co mnie tu wychowywała, przez całe życie nic nie mówiła. Dopiero przed śmiercią wszystko wyznała. Dała mi to zdjęcie i moje rzeczy. Ja szukałam przez urzędy i znajomych. My tu, w Kazachstanie, prawie wszyscy mamy rodziny w Polsce. I jeden sąsiad mi pomógł, dał mi ten adres. Powiedział, żebym napisała, co i jak, a dla wszystkiego wysłała zdjęcie, że prawdę mówię. Więc tak zrobiłam. Napisałam swój adres – jeżeli rozpoznajecie zdjęcie, to znaczy, że jesteśmy rodziną. Napiszcie, czy tak jest. Ja jadę za dwa miesiące, w październiku, na wycieczkę do Polski, mogę was odwiedzić. Czekam na list i proszę tylko, żebyście mi to zdjęcie odesłali, bo pamiątek u mnie niewiele i każda cenna. Tatiana – Wiesława.
Mama opuściła rękę z listem na kolana i spojrzała na mnie.
– Myślisz, że to nasza rodzina? – zapytałam, lekko skołowana. – Wiesz, tata to na początku wietrzył podstęp – mama wstała i zabrała mi pusty talerz. – Mówił, że może ta Rosjanka chce po prostu nas chwycić za serce i lokalu szuka. Ale mi się widzi, że to może być prawda. Bo skąd to zdjęcie? I nazwisko takie samo?
– Mogła się skądś wszystkiego dowiedzieć – byłam jak tata sceptyczna. – Ale właściwie, co nam szkodzi ją zaprosić? Sami nie będziecie, bo i ja przyjadę z Tadkiem.…
Mama spojrzała na mnie uważnie.
– To myślisz, żeby jej odpisać?
– Odpisać to trzeba, zdjęcie odesłać – wzruszyłam ramionami. – Napisz, że faktycznie wszystko się zgadza, ale o rodzinie w Kazachstanie nic nie wiesz. Zapytaj, kiedy tu będzie, żeby konkretną datę podała. I wiesz co? Podaj jej numer telefonu. Ty masz komórkę na kartę, to jakby co, zawsze można kupić nowy starter.
Materiał na scenariusz filmu
Czekałyśmy na odpowiedź od tajemniczej Wiesławy z niecierpliwością. Wreszcie przyszła! Dziękowała za odpowiedź, za telefon, podała termin przyjazdu. I znowu czekanie.
– Zadzwoniła – mama tak głośno krzyknęła mi do słuchawki, że
o mało jej nie wypuściłam. – Ta Wiesia dzwoniła, jest w Polsce. Słuchaj, umówiłam się z nią na sobotę, możecie przyjść z Tadziem? Dała mi swój numer, to potwierdzę.
W sobotę z niecierpliwością czekaliśmy na dzwonek do drzwi. Wreszcie. Do przedpokoju wybiegliśmy wszyscy. I stanęliśmy jak wryci, tak samo zresztą jak Wiesia. Gdyby nie to, że twarz miała bardziej zniszczoną niż mama, gdyby nie blond tlenione włosy, to mogłyby uchodzić za bliźniaczki! Ten sam nos, te same brwi, tak charakterystyczne w rodzinie mamy, ten sam niesamowity, siwy kolor oczu.
– A więc to prawda – wyszeptała kobieta, wpatrzona w moją mamę. – To musi być prawda. Stefcia, prawda?
– Tak, po babci – odruchowo powiedziała mama. – Ale… Nic nie rozumiem. O co tu chodzi?
Pierwszy ocknął się tata i zaprosił Wiesię do pokoju. Ta usiadła, wyjęła z torebki jakąś kartkę, stare, dziecięce ubranko, kilka papierów.
– Ty też nie wiedziała, że masz siostrę? – zapytała.
– Nie, mamusia nigdy nic nie mówiła – moja mama nadal zszokowana wpatrywała się w Rosjankę.
– A mama…
– Nie żyje. Już 10 lat.
– Nie zdążyłam – wyszeptała kobieta. – Nie pamiętam jej wcale. Nic nie pamiętam. Mała byłam, miałam przecież ledwie trzy latka. I dopiero teraz wszystkiego się dowiedziałam.
– To niech pani… To proszę opowiedzieć – poprosiłam. – Skąd pewność w takim razie, że jesteśmy rodziną? Chociaż podobieństwo jest.
– Wszystko opowiem, co mi mamusia mówiła. Znaczy ta, która mnie wychowała, bo ja zawsze myślałam, że to moja mama, mamcia… A ona mnie nie urodziła, ale życie uratowała.
Wiesia usiadła wygodniej, napiła się herbaty i zaczęła mówić:
– To było jakoś na samym początku wojny. My wtedy podobno mieszkaliśmy gdzieś koło Z…
– Tak, tak! – moja mama aż się poderwała. – Ł., czy jakoś tak, mama mi opowiadała. Nigdy tam nie byliśmy, bo cała rodzina wyjechała albo została wywieziona.
– No właśnie – Wiesia energicznie przytaknęła. – Wywieziona. Podobno Ruscy całą wieś wtedy załadowali do bydlęcych wagonów i powieźli gdzieś na wschód. Mamcia mi opowiadała, że z jej rodziny to właściwie nikt się nie ostał. Jej brat uciekł do lasu w nocy, zanim Ruscy zdążyli otoczyć wieś. Męża i stryja rozstrzelali. W ogóle dużo osób wtedy zginęło.
– Mój tata pewnie też, chociaż mama tego nie widziała – moja rodzicielka znowu jej przerwała. – Opowiadała tylko, że wielu chłopów pognali na drugą stronę, za stodoły. Padły strzały. Kobiety i dzieci poszły do pociągu.
– Podobno było strasznie wtedy – przejęła opowieść Wiesia. – Mamcia mówiła, że było zimno, głodno i brudno. Nie było co jeść i dzieciaki padały jak muchy. Starsi też. Ludzie starali się trzymać razem, wszyscy z jednej wsi, i pomagać, jak kto mógł. Niewiele zdążyli zabrać z domów, a na postojach byli pilnowani. Zrywali jakieś trawy, korę, czasem ktoś z miejscowych się ulitował i chleb podrzucił, ale żołnierze strzelali. Razem z moją przybraną mamcią w wagonie była jej przyjaciółka, Kazia.
„Mamcia” wychowała dziecko przyjaciółki
– Czy ta Kazia… – moja mama wstała, ale zaraz usiadła.
– Tak, to była K. – pokiwała głową kobieta. – Jechała z dwójką dzieci. Z nami… Ja miałam wtedy trzy lata, a Stefcia, moja siostra, kilka miesięcy.
Mama zbladła, a potem gwałtownie złapała Wiesię za rękę.
– Jesteś pewna? Ale dlaczego ja o tym nic nie wiem? Dlaczego mama mi nie powiedziała?!
– Nie wiem – Wiesia też była wzruszona, po jej twarzy płynęły łzy. – Może nawet nie wiedziała, że ja żyję? Bo przecież żadnych wieści o sobie nie mieliśmy. Najpierw była wojna, a potem… Potem to było chyba jeszcze gorzej. Właśnie dlatego mamcia nic mi nie mówiła. Po wojnie nikt papierów nie wymagał. Powiedziała, że jestem jej córką, i tyle. Tak było lepiej. Ale bardzo męczyło ją, że tajemnicę do grobu zabierze. I że gdy jej zabraknie, to sama zostanę. A przecież gdzieś może mam rodzinę, to powinnam ją odszukać. I tak wszystko mi powiedziała.
Zamilkła, my też milczeliśmy. Widziałam, że nawet mój mąż jest wzruszony. Wreszcie ocknęłam się.
– Ale jak to się stało, że mama z babcią są w Polsce, a… a ciocia w Kazachstanie? – zapytałam.
– Już mówię – Wiesia oderwała się od wspomnień. – Mamcia mówiła, że sama namawiała Kazię, żeby uciekła. Razem miały uciec. Ona wszystko obmyśliła; że na postoju powoli odejdą, znajdą jakieś krzaki i się ukryją. Ruscy ludzi nie liczyli – jak widzieli, że ktoś ucieka, to strzelali w plecy,
i tyle. Ale jak się komuś udało schować, to przeżył. A Kazia się strasznie bała o dzieci, że nie przetrwają drogi. Zwłaszcza malutka… Znaczy ty.
Wiesia spojrzała na moją mamę.
– Byłaś słaba i cały czas płakałaś. One bały się, żeby cię wreszcie Ruscy nie zabili. A ja podobno, chociaż starsza, też ciągle chlipałam i chorowałam. No i we dwie uradziły, że na postoju Kazia weźmie małą, znaczy ciebie, a mamcia mnie. Bo z dwójką dzieci trudno by było jednej uciekać. Postoje były długie, czasem nawet po kilka godzin. Wypatrzyły krzaki, odczekały odpowiedni moment.
Wiesia opowiadała, a ja czułam, że z moich oczu płyną łzy
– Najpierw Kazia z tobą się schowała. Mamcia mówiła, że czekała, aż nie będzie was widać, aż odejdziecie daleko. Kiedy już była pewna, że Ruscy nic nie zauważyli, że się udało, wzięła mnie za rękę, żeby uciekać, ale wtedy zaczął się nalot! Ruscy zaczęli krzyczeć, wpychać wszystkich do wagonów. Kto nie zdążył, kto się grzebał, to dostawał kulkę. Mamcia się przestraszyła i wskoczyła ze mną do pociągu, a ten zaraz ruszył. Mówiła, że na początku była jak otumaniona, nie wiedziała, co robić. A potem to sobie pomyślała, że teraz to ona za mnie odpowiada. Ma córkę i musi ją wychować.
Przerwała na chwilę, napiła się, zaczerpnęła oddechu i dokończyła:
– I tak o, wychowała mnie. Mówiła, że co noc się modliła za Kazię, za malutką Stefcię. Codziennie powtarzała wszystko, co pamięta, bo wiedziała, że kiedyś musi mi to przekazać. Wiedziała, że Kazi mąż to Genio, że ja byłam Wiesia, a ty Stefcia. To zdjęcie miałam w kieszonce, razem z kartką z nazwiskiem. Podobno mama w pociągu mi je tam włożyła. Kto na zdjęciu jest, też wiem… – Wiesia wyjęła fotografię. – O, tu mama Kazia, tata Genio, babcia Stefa i Andzia. Tyle wiedziała, bo przecież w jednej wsi mieszkali, wszyscy się znali. Tylko nie pamiętała, czyje to babcie. Ale mówiła, że robiły pyszne pierogi.
– Tak, podobno – moja mama otarła łzy i uśmiechnęła się blado. – Ja żadnej nie znałam, zmarły w wojnę. Ale za to mogę ci inne zdjęcia, Wiesiu, pokazać, wytłumaczę, kto jest kto…
Wyszliśmy z mężem późno w nocy. Zostawiliśmy siostry nad albumami, zapłakane, szczęśliwe. Wiesia zadzwoniła do kierownika wycieczki, że przez dwa dni zostanie u rodziny. Musi ją przecież poznać!
Czytaj także:
„Rodzinna tajemnica rozdzieliła mnie z kochankiem z młodości. Zakazana miłość, choć słodka, nie była nam dana”
„Mój najzdolniejszy uczeń pochodził z biednej rodziny. W tajemnicy przed wszystkimi fundowałem mu edukację z własnej kieszeni”
„Mama nie była szczęśliwa w małżeństwie, latami skrywała pewną tajemnicę. Dopiero po jej śmierci odkryłam prawdę”