„Staję na rzęsach, żeby córce niczego nie brakowało. Płacę za obozy, kursy i nowe fatałaszki. A tej smarkuli ciągle mało”

konflikt matki z córką fot. iStock by Getty Images, Dima Berlin
„Patrycja, chociaż nie kupuje tak jak my pachnących książek w księgarni, tylko biega do naszej osiedlowej biblioteki, ani nie ma drogich kosmetyków, tylko zwyczajne, z supermarketu – zdaniem mojej córki jest szczęśliwa. A moje dziecko, czemu przed chwilą dało wyraz, czuje się nieszczęśliwe i pokrzywdzone przez los”.
/ 11.08.2023 17:30
konflikt matki z córką fot. iStock by Getty Images, Dima Berlin

Od pewnego czasu moja córka Karolina była jakaś nie w sosie. Wszystko ją denerwowało. Wystarczyło, że zapytałam, jak poszło jej w szkole, a ona już się irytowała. Odpowiadała lakonicznie i wdać było, że tylko czeka, aż wyjdę z jej pokoju. Więc wychodziłam. Czułam jednak, że atmosfera jest napięta i prędzej czy później dojdzie między nami do poważnej wymiany zdań. Zdarzyło się to prędzej niż się spodziewałam i w dodatku w sytuacji, która właściwie nie była powodem do sprzeczki…

O co poszło? Pewnego razu zaproponowałam, że w sobotę pojedziemy do chorzowskiego ogrodu zoologicznego. Jak zawsze miałyśmy jechać z moją przyjaciółką, z którą pracowałam, i jej córką. Dziewczynki bardzo się lubiły, a ja z Marzeną podczas spaceru z naszymi nastoletnimi dziewczynami miałam okazję na luzie porozmawiać o naszych służbowych sprawach.

Odkąd wspólnie założyłyśmy małą firmę, miałyśmy wiele kwestii do omówienia, i jak to zwykle bywa, ciągle zbyt mało czasu. Pomyślałam, że to świetna okazja – pobędziemy z dziećmi, a przy okazji spokojnie przedyskutujemy to i owo.

Mojej Karolinie jednak się to nie spodobało. Niby cieszyła się na zoo, ale kiedy usłyszała, że po drodze podjedziemy po Marzenę i jej córkę, w jej oczach zaszkliły się łzy. Początkowo nie miałam pojęcia skąd ten nagły zwrot akcji. Przecież lubiła Agnieszkę, dlaczego więc z pomysłu wspólnego spędzenia popołudnia była niezadowolona?

Kiedy zapytałam, o co chodzi, nie odzywała się. Zachodziłam w głowę, o co mogło tym razem pójść. Spekulowałam, że może pokłóciła się z chłopakiem albo ma jakieś kłopoty w szkole. Do głowy mi nie przyszło, że Agnieszce chodzi o Marzenę i jej córkę.

Tyle dla niej robię, a ona stroi fochy!

W sobotę Karola ze skwaszoną miną wciągnęła dżinsy i upięła koński ogon. Zachowywała się, jakby robiła mi wielką łaskę, że w ogóle jedzie. Było mi przykro, lecz nadal uparcie próbowałam dojść, o co chodzi.  Jednak im bardziej naciskałam, tym bardziej moja córka zamykała się w sobie, aż w końcu rozpłakała się jak mała dziewczynka i pobiegła do swojego pokoju.

Miałam dość takiego zachowania. „Ja tu staję na głowie, żebyśmy wreszcie mogły spędzić razem miłe popołudnie, a ona tak mi się odwdzięcza?!” – pomyślałam zdenerwowana.

Odkąd stałam się bizneswoman, o czasie wolnym mogłam zapomnieć. Całe dnie spędzałam w firmie. Nawet wieczorami w domu siadałam do komputera i podglądałam, jak radzi sobie konkurencja. Nasza sytuacja na rynku ciągle nie była pewna, choć powoli szłyśmy do przodu. Przytulny salon oferujący poza tradycyjnym fryzjerstwem i kosmetyką jeszcze masaże i niektóre zabiegi medycyny estetycznej całkiem nieźle sprawdził się w naszym mieście. Miałyśmy sporo miejscowych klientek, a poza tym kilka pań przyjeżdżało do nas z ościennych miejscowości. Chwaliły naszą kosmetyczkę i masażystkę.

Miałyśmy niewygórowane ceny i dużą gamę zabiegów. Pod względem finansowym nie miałam więc na co narzekać i chociaż samotnie wychowywałam Karolę, nieźle dawałam sobie radę. Udowodniłam sobie i rodzinie, która obawiała się o mnie, że samotna kobieta może coś zdziałać. Ale płaciłam za to sporą cenę – faktycznie bardzo dużo pracowałam.

Wykręciłam numer Marzeny i pod jakimś pretekstem wymigałam się od tego spotkania. Postanowiłam, że zostaniemy w domu. Nie będę przecież na siłę wyciągała własnego dziecka i narażała się na to, ze podczas całego popołudnia będzie prezentowała kwaśną minę i ten swój brak humoru! Wyciągnęłam laptopa i zajęłam się firmowymi sprawami.

Po godzinie Karola wychyliła się ze swojego pokoju z pytaniem:

– Mamo, mogę iść do Patrycji?

Do Patrycji? Tego już za wiele! Więc krzyknęłam, nie panując już nad swoim rozżaleniem:

– To ja ci proponuję wspólne wyjście, żebyśmy wreszcie razem spędziły trochę czasu, a ty, zamiast to docenić, najpierw kręcisz nosem i robisz aferę, a potem ot, tak pytasz, czy może iść do koleżanki?! To szczyt wszystkiego!

Przyznaję, poniosło mnie. Jednak nie spodziewałam się tego, co nastąpiło potem…

– Mam docenić, że coś dla mnie robisz? Że robisz chociaż raz? Wielkie dzięki, mamusiu! – wykrzyczała mi Karolina prosto w twarz. – Ale nie udawaj, że jestem dla ciebie ważna! Bo w twoim życiu wszystko się liczy, tylko nie ja!

Z tym okrzykiem pobiegła do siebie i trzasnęła drzwiami.

Patrycja nie ma nawet połowy tego co ona

Postanowiłam nie reagować, tylko ochłonąć. Bo zarzut był naprawdę dużego kalibru. Zupełnie nie czułam się winna. Uważałam, że jako matka wywiązuję się ze swoich obowiązków bardzo dobrze. Dbam o córkę, nie żałuję na nią pieniędzy. Kupuję jej nowe sukienki, kurtki spodnie, buty, daję na fryzjera. Gdyby nie moja harówa, niczego by nie miała.

Weszłam do jej pokoju.

–  Płacę za twoje obozy za granicą, kurs angielskiego i te wszystkie rzeczy, które ci się podobają – powiedziałam podniesionym głosem, z trudem nad sobą panując. – Ja w twoim wieku o ładnych ciuchach mogłam tylko marzyć. Moich rodziców nie było stać na dżinsy dla mnie! A ty masz, co chcesz. I narzekasz. Więc…

– Myślisz, że pieniądze to wszystko? – przerwała mi moja córka, a ja lekko zaniemówiłam.

Fakt: myślałam, że załatwiają wiele. Tymczasem Karolina wyraźnie uważa, że te ciuchy, które ma w szafie, to jedno, a moje zainteresowanie nią to całkiem inna sprawa. Jej zdaniem nie dawałam jej niczego poza pieniędzmi…

– Patrycja nie ma nawet połowy tego co ty – jeszcze próbowałam się niezdarnie bronić.

Jej przyjaciółka też była dzieckiem z rozbitej rodziny. Mama Patrycji z nauczycielską pensją nie zarabiała na luksusy. Ubierały się ładnie, ale nie w butikach, tylko w ciucholandach. Moja córka nigdy nie musiała grzebać w śmierdzących koszach z ubraniami.

Ale ma mamę, która z nią jest! – wrzasnęła Karolina i z płaczem schowała się pod kołdrę.

Nie mogłam dłużej chować głowy w piasek… Musiałam zmierzyć się z tą sytuacją. Pociągnęłam Karoliną za język. Okazało się, że Patrycja, chociaż nie kupuje tak jak my pachnących książek w księgarni, tylko biega do naszej osiedlowej biblioteki, ani nie ma drogich kosmetyków, tylko zwyczajne, z supermarketu – zdaniem mojej córki jest szczęśliwa. A moje dziecko, czemu przed chwilą dało wyraz, czuje się nieszczęśliwe i pokrzywdzone przez los.

– Nie robimy niczego razem! – zarzuciła mi.

– Jak to? – zdumiałam się. – Przecież zaproponowałam ci, żebyśmy razem poszły do zoo!

– Ty to nazywasz robieniem czegoś ze mną?! – roześmiała się szyderczo. – Przecież wszędzie ciągniesz ze sobą tę całą Marzenę! Ty wcale nie chcesz gadać ze mną, tylko z nią, jak zwykle, omawiać te wasze biznesowe sprawy!

Zrozumiałam, że muszę coś zmienić

Musiałam przyznać jej rację, Faktycznie tak było, ale robiłam to przecież z myślą o nas! Chciałam, żeby niczego nam nie brakowało, żebyśmy mogły sobie pozwolić na buszowanie po sklepach i wakacje w ciepłych krajach… Myślałam, że Karolina też tego chce, że to dla niej ważne…

– A mama Patrycji co robi razem z nią? – zapytałam zupełnie już zbita z tropu.

Szczerze mówiąc, nie miałam pojęcia, co można zrobić z nastolatką, nie dysponując gotówką potrzebną na różne atrakcje. Kino, teatr, a nawet weekendowa wycieczka sporo kosztują.

– Sałatkę robią razem – odparła Karolina, wycierając oczy.

– Sałatkę? – zapytałam kompletnie osłupiała.

– Tak. Razem kroją owoce, mieszają, dekorują, a potem razem jedzą przy stole w kuchni i gadają o wszystkim – wyjaśniła.

Coś takiego! Chyba dla mojego dziecka wakacje w Grecji mają mniejsze znaczenie niż takie zwyczajne, codzienne bycie z rodzicem… Ona nie marzyła o nowej kurtce, torebce czy butach, tylko o tym, żebyśmy na przykład coś wspólnie upichciły!

Musiałam na gorąco, dopóki nie jest za późno, zweryfikować swoje podejście do życia. W przeciwnym razie na zawsze straciłabym kontakt z własnym dzieckiem… No bo przecież faktycznie – pełen portfel się liczy, lecz ważniejsze są dobre relacje z drugim człowiekiem (w tym z dzieckiem!),  czas i uwaga mu poświęcona  oraz wzajemne zrozumienie.

Dzisiaj o pracy myślę tylko w firmie, wieczory rezerwując dla córki. Przystopowałam nieco i scedowałam pewne obowiązki na swoich pracowników. Nie muszę przecież wszystkiego pilnować osobiście. Teraz, kiedy tylko obie mamy ochotę, wyciągamy na kuchenny blat np. mąkę, jajka i owoce i pieczemy ciasto. A potem siedzimy i gadamy o wszystkim i o niczym. Czasem w niedzielę jedziemy do kina lub robimy sobie wycieczkę rowerową po pobliskim lesie.

W porę zrozumiałam, że zaślepiona chęcią rozwijania firmy, zupełnie nie zauważałam prawdziwych potrzeb mojej nastolatki. A ona, chociaż niemal już pełnoletnia, nadal bardzo potrzebowała mojej uwagi i… miłości.

Czytaj także:
„Sąsiad nie ma czasu dla syna, więc obsypuje go prezentami. Co dziecku po drogich zabawkach, skoro siedzi samo jak palec?”
„Nowi teściowie kupili mojego syna za drogie prezenty. Z moją pensją nie miałem mu wiele do zaoferowania i poszedłem w odstawkę”
„Ojciec Martynki próbuje kupić miłość córki. Funduje jej drogie prezenty i zagraniczne wyjazdy. Ja nie mam na to kasy”

Redakcja poleca

REKLAMA