„Sprzedawca wystrychnął mnie na dudka i ugrzęzłem w długach. Komornik kosi mi teraz połowę emerytury”

Załamany mężczyzna fot. iStock, aquaArts studio
„Wróciłem do domu z poczuciem dobrze załatwionej sprawy. Jakież więc było moje zdumienie, gdy ze 2 miesiące później dostałem zawiadomienie z banku, że nie wpłaciłem pierwszej raty”.
/ 26.10.2023 10:30
Załamany mężczyzna fot. iStock, aquaArts studio

Długo zastanawialiśmy się z żoną, co kupić naszemu wnuczkowi. Martwiliśmy się, bo te wszystkie komputery i quady były poza naszym zasięgiem. Nie mam pojęcia, skąd ludzie biorą na nie pieniądze, toż to kosztuje krocie! A w dodatku dziecko pobawi się tym i zostawi.

Teraz młodzież niczego nie szanuje…

Kiedyś było dużo łatwiej wybrać prezent. Ja na przykład dostałem od rodziców zegarek na rękę. Produkcji radzieckiej, z kwarcowym mechanizmem i na skórzanym, porządnym pasku. Byłem z niego naprawdę dumy, i dopiero żona po latach powiedziała mi, że takiego już nie wypada nosić. Uległem jej, wyrzuciłem i teraz żałuję. Bo dzisiejsze zegarki to zwykły szmelc!

Syn natomiast otrzymał od nas rower. Składaka, ale na dużych, solidnych kołach. Jeździło na nim pół podwórka, a niektórym kolegom Wojtka to aż oczy się świeciły z zazdrości!

Syn już jako licealista pojechał na tym rowerze na wakacyjny rajd po Polsce. Potem dorósł, przesiadł się na motor, do samochodu… A ja jego stary rower wywiozłem na działkę, i co? Nadal mi służy! Jest najlepszy na wyprawy do lasu na grzyby i na wypad nad jezioro z wędką. Miałem jednak podejrzenia, że ani zegarek, ani rower nie spodobają się naszemu wnuczkowi. A więc co? Wreszcie to Jadzia wpadła na najlepszy pomysł.

– Może coś do słuchania muzyki? Antoś tak przecież lubi te swoje różne głośne zespoły – zasugerowała.

Miałem wrażenie, że jak zwykle trafiła w dziesiątkę! Tylko jak wybrać, żeby chłopak był zadowolony?

– W supermarketach to panuje straszny kocioł. Tam nam dobrze nie doradzą – pokręciłem głową. – Lepiej znaleźć jakiś nieduży sklepik ze sprzętem RTV i spokojnie pogadać ze sprzedawcą.

Lepiej będzie rozłożyć sumę na 12 rat

Znałem taki jeden na naszym osiedlu. Było w nim sporo grających zestawów.

– Chodzi pewnie państwu o miniwieżę? Mam tutaj coś takiego – zaoferował się miły młody człowiek.

Spodobało mi się to, co nam zaprezentował, a i cena nie była wygórowana.

– Jeśli państwo chcecie, możemy to rozłożyć na raty – zaproponował.

Moja żona nie lubi rat, ja w tym względzie jestem nowocześniejszy.

– Eluniu, co będziemy wykładać teraz 900 złotych! Jak bank nam to rozbije na mniejsze raty, to płacąc je co miesiąc, nawet tego nie poczujemy! – przekonywałam ją tak długo, że w końcu ustąpiła.

– Może i masz rację? W końcu życie teraz jest takie drogie, nie jest łatwo wysupłać od razu taką kwotę, chociaż wcześniej sporo już odłożyłam – przyznała.

Zadowolony, że zrealizowałem swój rozsądny plan, podpisałem umowę kredytową i już mogliśmy nasz prezent dla wnuka zabrać ze sobą do domu. Postawiłem pudło z wieżą na szafie i spokojnie oczekiwałem wydarzenia. Niestety, kilka dni później zadzwonił syn z pytaniem o nasze zdrowie. I wygadałem mu się o zakupie.

– Wieża? Ale po co, tato, przecież Antek słucha muzyki tylko na swoim iPhonie! Na słuchawkach! Inaczej chyba byśmy z Magdą oszaleli… To przecież nie jest muzyka, tylko jakiś łomot! – zdenerwował się z miejsca Wojtek.

– To, co ja mam z tą wieżą teraz zrobić? – zapytałem nieco bezradnie.

– Mówisz, że kupiliście ją z mamą niedawno? Trzeba sprawdzić w umowie, w ciągu jakiego czasu można odstąpić od kredytu i oddać towar do sklepu. I potem to zrobić – wyjaśnił mi syn. – A o prezent się nie martwcie, Antek prosił o gry komputerowe. Już ja je sam kupię, potem mi oddacie pieniądze.

Przeczytałem umowę kredytową, jednak niewiele z niej wyczytałem. Postanowiłem więc pójść do tego miłego sprzedawcy, aby mi wszystko wyjaśnił.

– Ma pan jeszcze trzy dni na odstąpienie – powiedział z uśmiechem. – Załatwimy wszystko, gdy tylko odniesie mi pan sprzęt.

– I nie będzie z tym żadnego kłopotu? – upewniłem się nieśmiało.

– Żadnego!

Uradowany wróciłem więc do żony i powiedziałem jej o wszystkim. Od razu zdjąłem z szafy wielkie pudło i poszedłem z powrotem do sklepu.

– Prezent się nie spodobał wnukowi? – zagaił sprzedawca.

– Nawet go nie dostał! – mruknąłem.

– No to zabieram i po kłopocie! – znowu posłał mi promienny uśmiech. – A o kredyt niech się szanowny pan nie martwi, wyślę zawiadomienie do banku, że z niego państwo zrezygnowaliście.

Wróciłem do domu z poczuciem dobrze załatwionej sprawy. Jakież więc było moje zdumienie, gdy ze dwa miesiące później dostałem zawiadomienie z banku, że… nie wpłaciłem pierwszej raty!

Trochę się przestraszyłem

– Jakiej raty? Przecież umowa została anulowana. Ależ w tym banku mają bałagan! – zeźliłem się, nie zamierzając płacić.

W końcu miałem do tego pełne prawo, nie pożyczyłem od nich ani grosza i nie powinni mnie ścigać.

„Niech sobie u siebie wyjaśniają te swoje pomyłki!” – myślałem.

A tymczasem listy ponaglające z banku przychodziły nadal. W końcu zdenerwowany do granic możliwości poszedłem do tego sklepu, w którym zawierałem umowę, aby poradzić się sprzedawcy, co mam zrobić. Ale… pocałowałem klamkę!

Sklep nie tylko był zamknięty. On był najwyraźniej zlikwidowany! Jego witryna ziała pustką, a w środku dostrzegłem tylko śmieci i porozstawiane bez sensu regały. Przyznam, że trochę się przestraszyłem. Wróciłem do domu i postanowiłem nadal ignorować bankowe monity. Ale „niespłacony” dług wisiał nade mną jak miecz Damoklesa, spędzając mi sen z powiek.

Następnego dnia wziąłem się więc w garść i zacząłem przeglądać te wszystkie papiery. Wynikało z nich, że skoro nie płacimy rat, to bank zaczął naliczać nam odsetki! Jeszcze tego brakowało! Zdenerwowałem się i raz-dwa znalazłem numer telefonu na jakąś bankową infolinię.

Udało mi się dodzwonić po dobrej godzinie! A kiedy w końcu usłyszałem głos żywej osoby, a nie nagrany na taśmie, jakaś babka poinformowała mnie, że według ich danych mój dług nadal istnieje!

Chwileczkę, gdzie są pieniądze z konta?!

– Przykro mi, lecz my nie mamy informacji ze sklepu, że pan zrezygnował z zakupu – powiedziała obojętnie.

– No to teraz ja wam to mówię! – wykrzyknąłem na granicy histerii.

– Rozumiem pana wzburzenie, ale muszę się trzymać naszych procedur. Informacja o odstąpieniu od kredytu musi pochodzić ze sklepu – powtórzyła tak monotonnie, że odniosłem wrażenie, iż jednak nie ma różnicy między nią, a taśmą.

– Ten sklep już nie istnieje! – zdenerwowałem się. – Jak ma do was coś wysłać?!

– Chwileczkę, proszę poczekać na linii, skonsultuję się z menadżerem – stwierdziła drewnianym głosem kobieta.

I zniknęła na kilka minut, puszczając mi jakąś głupią muzyczkę. Kiedy wróciła, jej pierwsze pytanie brzmiało:

– Czy ma pan jakiś dowód pisemny na to, że anulował pan umowę? Jeśli tak, to czy może go pan nam wysłać?

– Ja… nie wiem…

Nagle dotarło do mnie, że wszystko załatwiłem z tym sprzedawcą „na gębę”. Oddałem mu sprzęt, i tyle.

– W takim razie nie możemy panu pomóc – w głosie babki dało się wyczuć sztuczne współczucie. – Według nas ta umowa ciągle obowiązuje.

– Czy to znaczy, że mam płacić za sprzęt, którego nie mam? – zdenerwowałem się znowu, że nic z nią nie załatwiłem.

– Według naszych danych nadal go pan ma! – usłyszałem.

I bądź tu człowieku grzeczny!

No po prostu się nie da! Ale krzykiem także niczego nie wskórałem. Więc postanowiłem nadal ignorować ich wezwania do zapłaty.

– Nie dam im ani grosza i co mi zrobią? Zabiorą mnie do więzienia? Proszę bardzo! – przekonywałem żonę.

– Ja tam nie wiem, ale na twoim miejscu jednak bym zapłaciła – stwierdziła niespodziewanie Jadwiga.

– I ty to mówisz? Taka oszczędna? – wyzłośliwiłem się na to, że chciała tak bez sensu wyrzucać w błoto pieniądze.

– Jestem oszczędna i nie lubię brać kredytów! Z bankami lepiej nie zadzierać! – postawiła się. – Wygląda na to, że ten miły sprzedawca wystrychnął nas na dudka. Zabrał sobie sprzęt, a my teraz zapłacimy za to frycowe… To złodziej.

– Nie zapłacimy! Po moim trupie! – zaciąłem się i wytrwałem pół roku.

A po tym czasie przeżyłem szok, bo z konta zniknęły mi pieniądze.

– Kto je zabrał?! – wkurzyłem się w banku, omal nie wyzywając ich od złodziei.

Komornik – usłyszałem.

I tak dowiedziałem się, że bank sprzedał mój dług jakiejś firmie windykacyjnej, która z kolei, gdy nie odpowiadałem na jej wezwania, oddała sprawę w ręce komornika.

– Oni się nie cackają! – uświadomiła mi babeczka z osiedlowego oddziału banku. Rzeczywiście nie…

Teraz komornik wszedł mi na emeryturę i zabiera prawie połowę pieniędzy. A zamiast 900 złotych do spłacenia, mamy z Jadzią już prawie… 3 tysiące! Tyle narosło tych odsetek i opłat komorniczych. Nie da się więc ukryć, że moja żona miała rację – nie da się wygrać z bankiem. Drogo nas kosztowała komunia wnuka przez ten mój ośli upór!

Czytaj także:
„Teściowa traktowała mnie jak rywalkę, więc stanęłam do boju. Pokazałam mamuśce, że nie warto igrać z synową”
„Od lat uczę dzieci, ale takiego talentu nigdy nie widziałem. Chora rywalizacja rodziców mogła doprowadzić do tragedii”
„Mąż prawie zdradził mnie na naszym weselu. Dałam mu drugą szansę, którą wykorzystał z biuściastą Tajką”

Redakcja poleca

REKLAMA