„Sprzedał gospodarkę, by wnuczka miała pieniądze na małe mieszkanie. W podzięce otrzymał jedynie pogardę”

Oddał wszystko, żeby kupić wnuczce mieszkanie fot. Adobe Stock, deagreez
– Sprzedał gospodarkę i podarował pieniądze wnuczce. Młodzi dali mu pokoik, ale w ogóle się nim nie interesują. Żyją jak obcy. Ona nigdy z nim nie wyjdzie, nawet nie pozwoli mu zabrać dzieci na plac zabaw. Ciągle na niego krzyczy i robi mu wymówki.
/ 18.02.2022 08:56
Oddał wszystko, żeby kupić wnuczce mieszkanie fot. Adobe Stock, deagreez

– Babciu! Ale ten pan ma wielki brzuch! Jakby piłkę połknął! – zdumiał się Kacper.

– Najwyraźniej jest chory – wyjaśniłam 10-letniemu wnukowi.

Na skwerku pojawił się starszy pan prowadzący na smyczy małego pieska. Poruszał się z wyraźną trudnością, kołysząc się z boku na bok.

Miał około sześćdziesięciu lat

Wydatny brzuch powodował, że odchylał się do tyłu. Widziałam go już kilka razy, jak spacerował ze swoim czworonogiem wokół naszego bloku. Wysoki mężczyzna, z nalaną, pozbawioną zarostu twarzą. Przechodząc obok nas powiedział ciepło:

– Dzień dobry.

– Dzień dobry panu – odpowiedziałam.

– Babciu, ty go znasz? – zdziwił się mój wnuczek.

Starszy pan usiadł na ławce oddalonej od nas o kilkanaście metrów.

– Nie, ale jeśli ktoś cię pozdrawia, należy odpowiedzieć tym samym. Dobro rodzi dobro, a zło – zło. Uśmiech czyni cuda. Jeszcze się o tym przekonasz.

– Ale śmieszny pies – mruknął Kacper.

Nigdy nie miał własnego zwierzaka. A szkoda, bo dziecko powinno rozwijać się przy jakimś czworonogu. Uczy się wtedy szacunku i odpowiedzialności. Piesek merdał wesoło krótkim ogonkiem i rozglądał się badawczo wokoło. Nagle przysiadł obok swojego pana i wlepił duże ciemne oczy w Kacpra. Wyszczerzył zęby i cicho zawarczał.

– Lobo, spokój! – odezwał się właściciel.

– On wyczuwa, że źle o nim myślisz, dlatego warczy – uświadomiłam wnukowi, że zwierzęta doskonale odczytują ludzkie emocje.

– Nie bój się, on ci nic nie zrobi – starszy pan uspokoił mojego wnuczka.

Kacper usiadł bliżej mnie.

– Bardzo miły piesek – pochwaliłam kudłatego stworka.

– Wspaniały towarzysz do spacerów. Lekarz zalecił mi dużo chodzić, dlatego kupiłem sobie psa.

Lobo położył się u stóp swojego pana. Trąciłam wnuczka delikatnie w ramię. Zmarszczył czoło, a zaraz potem uśmiechnął się nieśmiało.

– No widzisz, nie jest taki groźny – powiedziałam.

W kwadrans później Kacper prowadził Lobo na smyczy wokół skweru, a my z sąsiadem mogliśmy porozmawiać.

Mężczyzna miał na imię Kazimierz

Wprowadził się do bloku kilka tygodni temu.

– Mieszkam w środkowej klatce, na pierwszym piętrze – poinformował.

Wiedziałam, o którym mieszkaniu mówił. Niedawno wprowadziło się tam młode małżeństwo z dwojgiem dzieci. Ale jego z młodymi ludźmi nigdy nie widziałam.

„Pewnie coś pomylił”, pomyślałam i nie wypytywałam o szczegóły.

Lobo wrócił zziajany, a za nim wyraźnie zmęczony Kacperek.

– I co? Fajnie było? – zapytał pan Kazimierz.

Wnuk pokiwał ochoczo głową. Spodobało mu się spacerowanie z pieskiem. Odtąd, ile razy mnie odwiedzał, pytał czy mógłby się pobawić z Lobo. Nie zawsze się tak składało, by pan Kazimierz akurat był na spacerze. Ale gdy tylko nas zauważył siedzących na ławeczce przed blokiem, rychło pojawiał się ze swoim najlepszym przyjacielem, jak mawiał.

Trochę mnie zdziwiło to sformułowanie po tym, jak kilka razy zauważyłam go w oknie mieszkania młodego małżeństwa.

„Co on tam robi?” – myślałam.

Młodzi często wychodzili z dziećmi na spacer, przesiadywali na placu zabaw, ale nigdy nie widziałam ich z panem Kazimierzem. On sam też nigdy o nich nie mówił. Bardzo mnie to ciekawiło.

„Czyżby nie byli rodziną? Czyżby wynajmował tam tylko pokój” – zastanawiałam się.

Chętnie towarzyszyłam panu Kazimierzowi podczas spacerów. Okazał się miłym, rozmownym człowiekiem. Większość życia spędził poza miastem. Jak się wyraził, sytuacja zmusiła go do sprzedania gospodarki, domu i zamieszkania w mieście.

Czuł się tutaj trochę obco

Pewnego dnia, wracając z długiego spaceru, zauważyłam, że pan Kazimierz bardzo się zmieszał, gdy na końcu alejki pojawiło się młode małżeństwo z dwojgiem małych dzieci. Około dwudziestopięcioletnia kobieta była bardzo podobna do pana Kazimierza.

– Przepraszam, ale mam jeszcze sprawę do załatwienia. Do widzenia – pożegnał się szybko i skręcił w sąsiednią alejkę.

Wzruszyłam ramionami zdziwiona, że tak nagle uciekł. Młode małżeństwo przyglądało mi się wnikliwie, gdy ich wymijałam. Szczególnie młoda kobieta. Zaintrygowana tym zdarzeniem postanowiłam podpytać o pana Kazimierza koleżankę, która mieszkała w środkowej klatce. Jagoda załamała ręce, gdy opowiedziałam jej o jego dziwnym zachowaniu na ostatnim spacerze.

– Maryla, to bardzo biedny, samotny człowiek – wyznała koleżanka. – Sprzedał gospodarkę i podarował pieniądze wnuczce, by kupiła M-4. Młodzi dali mu pokoik, ale w zasadzie w ogóle się nim nie interesują. Żyją jak obcy ludzie. Ona nigdy z dziadkiem nie wyjdzie, nawet nie pozwoli mu zabrać dzieci na plac zabaw. Mówię ci, coś strasznego. Najgorsze jest to, że on się nie skarży. Mieszkam nad nimi, więc chcąc nie chcąc, słyszę to i owo. Ostatnio zrobiła mu awanturę, bo widziała go z jakąś kobietą na spacerze.

Uśmiechnęłam się:

– To byłam ja.

– Ty!? Słuchaj, ale na ciebie wiązanki leciały… Mówię ci.

– Mój Kacper bardzo lubi bawić się z jego psem.

– No a ty? – zmrużyła oczy Jagoda.

Wzruszyłam ramionami.

– Zawsze lepiej spacerować we dwoje niż samej – wyznałam. – Bardzo mi go żal.

– On niewiele się odzywa. To młodą najwięcej słychać. Gdy ona zaczyna się kłócić, on wychodzi z psem na spacer.

Zakręciła mi się w oku łza.

Od śmierci męża mieszkałam sama

Nikt na mnie nie podnosił głosu. Wyobrażałam sobie, jak pan Kazimierz fatalnie mógł się czuć. Następnego dnia, gdy spacerował alejką z Lobo, podeszłam do niego i powiedziałam:

– Jaka piękna wiosna, panie Kazimierzu. Sprawdzał pan czy już zakwitły bazie na działkach?

Był lekko zmieszany. Chyba dawno nie słyszał miłych słów. Popatrzył na mnie, a potem na okno mieszkania, w którym pojawiła się zacięta twarz jego wnuczki.

– Słyszałam, że już zakwitły – dodałam z nadzieją, że da się namówić na wspólny spacer.

Tak bardzo chciałam, by nie czuł się samotny. Spacery z nim coraz bardziej mi się podobały. Po chwili wahania jego smutna twarz rozpogodziła się. Lobo zamerdał ogonkiem.

– Nie poczekamy na Kacpra? – zapytał.

– On przychodzi do mnie tylko dwa razy w tygodniu. Jest tak zajęty, jak jego rodzice. Ma dodatkowe lekcje z angielskiego i basen – pożaliłam się.

– Wobec tego poszukajmy tej wiosny razem – zdecydował, wskazując mi dłonią kierunek.

Ruszyliśmy raźno przed siebie...

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA