Zaczęło się od tego, że postanowiłam wreszcie posprzątać. Jestem artystyczną duszą i nieład mi nie przeszkadza. Skoro jednak nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności wyszłam za mąż za pedanta, od lat zmuszona jestem wysłuchiwać kazań na temat porządków. Tak było i tym razem. Od tygodnia mąż tylko mędził i mędził, aż w końcu niechętnie uległam i zabrałam się do roboty.
Efekt sprzątania był taki, że potem nie mogłam niczego znaleźć. Na przykład zdjęć, których w tamtym momencie bardzo potrzebowałam. Za miesiąc wylatywaliśmy z Maćkiem do Tunezji. Wycieczka była zabukowana, kasa wpłacona. A ja nie miałam paszportu. Stracił ważność dwa tygodnie temu. Trzeba było wyrobić nowy – albo nigdzie nie pojedziemy.
Szukałam tych głupich zdjęć chyba ze dwie godziny, aż w końcu miałam dość. „Nie ma rady, muszę zrobić nowe” – pomyślałam. Perspektywa wydawania dodatkowych pieniędzy, kiedy gdzieś w pobliżu ukrywał się cały plik nowiutkich, błyszczących zdjęć zrobionych tydzień temu specjalnie na okoliczność wymiany paszportu, niezbyt mi się uśmiechała. Ale nie miałam wyjścia.
Aż mi się serce ścisnęło!
Obok nas otworzyli niedawno maleńki zakład fotograficzny. Widziałam go parę razy, wracając ze sklepu. Raz nawet przystanęłam, by spojrzeć na ceny portretów. Monstrualne! A jednak musiałam tam wstąpić. Oni byli najbliżej, a ja się śpieszyłam, bo za dwie godziny zamykali urząd. Zrobiłam więc te nieszczęsne foty i 20 minut później wyszłam z zakładu.
Wtedy ją zobaczyłam. Stała na rogu ulicy, opierając się o swoją białą laskę, i wyglądała tak żałośnie, że aż mi się płakać zachciało. Stara, pomarszczona babulinka o dobrotliwym uśmiechu i smutnych, niewidzących oczach. Schludnie, choć bardzo skromnie ubrana. W ręku trzymała wyświechtany beret, a w nim kilka drobnych monet wrzuconych przez współczujących przechodniów.
Aż mi się serce ścisnęło. Biedna staruszka! Co za nieszczęście, żeby niewidoma kobieta w tym wieku musiała żebrać na ulicy! A gdzie dzieci i wnuki, gdzie opieka społeczna, gdzie Kościół?! Tak mi się żal zrobiło starowiny, że od razu do niej podbiegłam, szukając naprędce portfela. W jednej chwili postanowiłam jej oddać całą jego zawartość. Niestety, okazało się, że nie mam ani grosza. Wszystko poszło na te cholerne zdjęcia!
– Nieważne, kochana, nieważne – powiedziała staruszka. – Wystarczy, że chwilę ze mną pobędziesz, porozmawiasz. Dzieci poszły w świat, samotna się czuję…
Nagle zmieniła się nie do poznania
Wyznanie babuleńki jeszcze bardziej mną wstrząsnęło. Niewdzięczne bachory! Jak tak można chorą matkę porzucić! Babcia, widać rozmowna, ciągnęła:
– Ciężko mi samej. Niby renta co miesiąc przychodzi, ale niedużo tego. Na chleb mi czasem nie starcza. Gdybym chociaż te oczy zdrowe miała, a tak… Nie masz może, kochana, czegoś do jedzenia?
O ja głupia! Stoję tu jak słup soli, a biedaczka jest głodna!
– Nie mam, ale zaraz poszukam bankomatu i… O, tu jest!
Bankomat stał tuż obok babci. Cóż za szczęśliwy zbieg okoliczności! Wyjęłam pospiesznie kartę i wstukałam PIN. Nie kryłam się z tym za bardzo, bo przecież kobiecina była niewidoma. Poza tym chybaby mnie nie okradła…
Wyjęłam kartę, pieniądze i już miałam zaprosić ją na zakupy, jednak zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, babcia niespodziewanie zmieniła się nie do poznania. W zaledwie kilka sekund zdążyła rąbnąć mnie laską w głowę, jedną ręką chwycić kasę, drugą moją kartę, a następnie co sił w nogach popędzić w siną dal. Zanim zorientowałam się, co jest grane, była już daleko. Teraz wcale nie wyglądała na taką starą ani taką… niewidomą… O Boże, wstukałam przy niej PIN!
Musiała być profesjonalistką
Rzuciłam się szukać w torebce komórki. Musiałam jak najszybciej zadzwonić do banku i zablokować swoją kartę. Oczywiście, jak na złość zostawiłam telefon w mieszkaniu… Pognałam więc do domu, po czym zdyszana połączyłam się z bankiem i zrobiłam, co trzeba.
Babcia była jednak szybsza. Z konta zniknęło pięćset złotych. Tylko tyle, bo na tej kwocie kończył się mój dzienny limit wypłat, i aż tyle, bo mam zbyt miękkie serce. Ale ta kobieta musiała być profesjonalistką. Inaczej nie poszłoby jej tak sprawnie…
Oczywiście Maciek się wściekł. Kasa bardzo by się nam przydała na wyjeździe, a tak trochę biedowaliśmy. Ale moim zdaniem to wszystko jego wina. Trzeba było nie kazać mi sprzątać mieszkania, a cała historia w ogóle by się nie wydarzyła!
Czytaj także:
„Złodziejka perfidnie śmieje mi się w twarz, a ja jeszcze muszę ją przepraszać. Takie mamy właśnie prawo”
„Sąsiadka udawała milusią i pomocną. Kiedy okazało się, że jest złodziejką, błagała, żeby nie iść z tym do sądu”
„O mały włos, a podstępna złodziejka oskubałaby mnie do cna. Na szczęście znalazł się ktoś, kto stanął w mojej obronie”