„Spóźniłam się na wykład, od którego zależała moja posada. Miałam pecha, ale tamtego dnia zyskałam coś więcej niż pracę”

kobieta, która spieszy się do pracy fot. iStock by Getty Images, Motortion
„Miałam ochotę się rozpłakać. Ba, wyć wniebogłosy! Zanim wprowadziłam z powrotem do garażu swoją corsę, minęło kilka cennych minut. Musiałam jednak ukryć przed światem swoje gapiostwo. W końcu nigdy nic podobnego mi się nie przydarzyło, a jeżdżę już kilka ładnych lat”.
/ 10.05.2023 18:30
kobieta, która spieszy się do pracy fot. iStock by Getty Images, Motortion

Czy zdarzyło wam się wyjechać z garażu z bramą na dachu? Nie? A mnie się zdarzyło. I to w najmniej odpowiednim momencie. Do tej pory nie narzekałam na niefart, śmiałam się z tych, którzy wierzyli w pechową trzynastkę. I nagle masz! Pech na całej linii.

Byłam umówiona na próbny wykład w pewnej renomowanej firmie szkoleniowej. Bardzo mi zależało, żeby wypaść jak najlepiej. Od tego wykładu zależała moja przyszłość. Wiedziałam, że nadaję się na to stanowisko jak nikt inny. Złożyłam swoje CV i zaproszono mnie na rozmowę. Po rozmowie miałam jeszcze poprowadzić wykład, żeby potwierdzić swoje kwalifikacje.

Oczywiście dzień przed wykładem przygotowałam się. Wyprasowałam kostium, wyjęłam z pawlacza ulubione szpilki. Może nie do końca odpowiednie na tę porę roku, ale chciałam wyglądać elegancko i zrobić dobre wrażenie na pracodawcy. No i oczywiście na słuchaczach. W końcu jak cię widzą, tak cię piszą. Zawsze starałam się dbać o wygląd, a co dopiero teraz, gdy starałam się o nową pracę.

Bardzo się bałam spóźnienia...

– A niech to szlag! – jęknęłam, słysząc stuknięcie, a właściwie łomot.

Z nerwów i pośpiechu zapomniałam otworzyć bramę!

Miałam ochotę się rozpłakać. Ba, wyć wniebogłosy! Zanim wprowadziłam z powrotem do garażu swoją corsę, minęło kilka cennych minut. Musiałam jednak ukryć przed światem swoje gapiostwo. W końcu nigdy nic podobnego mi się nie przydarzyło, a jeżdżę już kilka ładnych lat.

Zadzwoniłam po taryfę i usłyszałam, że taksówka będzie za pięć minut. Przyjechała po siedmiu. Moje zdenerwowanie nie miało granic. W tym momencie wiedziałam już, że musiałabym mieć cholerne szczęście, żeby zdążyć na czas. I to przy niedużych korkach. A korki były ogromne! Na jednym ze skrzyżowań nie działała sygnalizacja świetlna, nie było też policjanta kierującego ruchem.

Ale się denerwowałam! Kierowca zauważył mój niepokój, bo zapytał:

– Źle się pani czuje? Coś się stało?

– Nie, ale stanie się, jeśli się spóźnię na wykład… – westchnęłam.

– Wejdzie pani po cichutku, przeprosi, i już. Może nawet nikt nie zauważy spóźnienia – doradził mi taksówkarz.

– Tyle że ja ten wykład prowadzę – powiedziałam z rozpaczą w głosie. Od tego zależy, czy dostanę pracę.

– O, to zmienia postać rzeczy…

Zrelacjonowałam taksówkarzowi swoją poranną przygodę. Roześmiał się, gdy opowiedziałam o bramie.

Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby dowieźć panią na czas, ale sama pani widzi, co się dzieje na drodze.

Widziałam. Co chwilę spoglądałam na zegarek. Niestety, nie mogłam w ten sposób spowolnić wskazówek.

Do budynku centrum doskonalenia, gdzie miał się odbyć wykład, wpadłam równo o godzinie 14.00. Wtedy powinnam już stać przed słuchaczami i rozpoczynać wykład. Winda jak na złość nie nadjeżdżała, a na schodach w biegu połamałabym nie tylko szpilki, ale również nogi. Nie wiedziałam, co robić. Nienawidzę się spóźniać, nie toleruję też spóźnień u innych. Tymczasem znalazłam się w takiej sytuacji. Niezawinionej przeze mnie, a przynajmniej nie do końca. Fakt, mogłam być bardziej uważna. Ale cóż poradzić?

To nie mógł być przypadek...

Gdy weszłam na salę, wszyscy słuchacze już siedzieli. Mój pracodawca też. Ostentacyjnie spoglądał na zegarek. Minę miał nieciekawą, bałam się, że zdyskwalifikował mnie na wstępie.

– Witam państwa bardzo serdecznie i od razu przepraszam za spóźnienie – powiedziałam. – Nigdy się nie spóźniam, więc gdy dzisiaj wyjechałam z garażu z bramą na dachu, już wiedziałam, że mam wyjątkowego pecha. Proszę mi zatem wybaczyć, bo tylko to mam na swoje usprawiedliwienie.

Przełamałam lody. Zgromadzeni na sali wykładowej uśmiechali się do mnie ze zrozumieniem. Na szefa nie miałam odwagi spojrzeć. Poprowadziłam wykład najlepiej jak potrafiłam. Zmieściłam się w czasie, na koniec odpowiedziałam na wszystkie zadane pytania. Na początku trochę trzęsły mi się ręce, potem uspokoiłam się, mówiłam pewnym i opanowanym głosem.

– Miło mi powitać panią w gronie moich pracowników – uścisnął mi rękę szef. – Gratuluję świetnego wykładu. Tylko na przyszłość proszę zostawiać bramy garażowe w spokoju.

Przed budynkiem czekała taksówka.

– I jak? Mocno się pani spóźniła?

Specjalnie pan na mnie czeka? – spytałam znajomego kierowcy.

– Właściwie mógłbym powiedzieć, że jestem tu przypadkiem, ale nieładnie oszukiwać – uśmiechnął się.

– Chciałem uczcić pani nową posadę małą kawką. Co pani na to?

– A skąd pan wie, że mam co uczcić?

– Ależ to było oczywiste od pierwszej chwili – rzucił komplement.

Od tamtego czasu wypiliśmy już niejedną kawę. I prawdę mówiąc, zaczynam wierzyć, że ta brama także nie „przydarzyła mi się” przypadkiem.

Czytaj także:
„Mam rozmowę o pracę u kolegi ze szkoły. Boję się, bo dałam mu kiedyś kosza. Był szkolną ofermą i źle się ubierał”
„Moja przyjaciółka nakłamała w CV i wygłupiła się na rozmowie o pracę. Oczywiście całą winę zrzuciła na mnie”
„Przed rozmową o pracę dopadła mnie seria niefortunnych zdarzeń. Chciałam wypaść profesjonalnie, a wyszło komicznie”

Redakcja poleca

REKLAMA