„Spotkaliśmy się po 30 latach i dwóch rozwodach. Wtedy zaprzepaściliśmy szansę na miłość, teraz jej nie zmarnujemy”

Zakochana para fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY
– Byłem wściekły przez całą niedzielę. Na siebie, że nie zabrałem się do rzeczy skuteczniej. Przecież mogłem wziąć twój telefon, adres. Może nie przyszłaś, bo nie chciałaś. Ale co, jeśli po prostu nie mogłaś? Złamałaś nogę, musiałaś wracać do domu… Wszystko się mogło zdarzyć.
/ 22.10.2021 08:15
Zakochana para fot. Adobe Stock, NDABCREATIVITY

 Nigdy nie miałam pamięci do twarzy, ale jedno wiedziałam na pewno: tamten chłopak był wysoki, dobrze zbudowany i miał ręce pianisty. Takie same ma Jacek…

W tym samym gronie znajomych obracam się od lat. Razem świętujemy imieniny, urodziny, chodzimy do kina, teatru, wyjeżdżamy na weekendy i wakacje. Oprócz mnie wszyscy od lat z tymi samymi żonami, mężami partnerami. Rozwiodłam się tylko ja, dawno temu i nikogo nowego do towarzystwa nie wprowadziłam.

W naszym gronie jest nam dobrze, świetnie się rozumiemy i doskonale bawimy. Doszło już do tego, że jak na naszej imprezie pojawi się ktoś spoza grupy – to wszyscy czują się skrępowani i atmosfera siada. Dlatego, gdy na imieninach Piotra Adam i Agnieszka przyszli z jakimś nieznajomym – reszta z nas popatrzyła na siebie znacząco.

– Halo. Poznajcie Jacka, kuzyna Adama z Rzeszowa. Jacek – poznaj wszystkich – Agnieszka dokonała szybkiej prezentacji i zniknęła w kuchni, a po chwili byłyśmy już tam wszystkie.

– Po co go przyprowadziliście? Będzie się trzeba porządnie zachowywać – Anka od razu przeszła do konkretów.

– Wiem, sorry, ale nie mieliśmy wyjścia. Co mieliśmy zrobić, jak zadzwonił i zapytał, czy może u nas pomieszkać kilka dni, bo ma coś do załatwienia, a hotele w Warszawie kosztują majątek. No i jakoś nie wypadało go zostawić w sobotę samego w domu…– Agnieszka zrobiła minę „same rozumiecie”, po czym dodała: – Ale on jest niekłopotliwy i bardzo miły. Dowcipny, inteligentny…

Cały wieczór wczoraj się śmiałam z jego opowieści

Pomruczałyśmy coś niezadowolone pod nosem, dolałyśmy sobie wina i wróciłyśmy do salonu. Jacek stał wśród chłopaków i coś opowiadał. Panowie głośno rechotali.

– Zdrajcy – mruknęła Agata. Obsiadłyśmy stół i zaczęłyśmy skubać przekąski. Coś tam mówiłyśmy, żartowałyśmy, ale każda zerkała w drugą stronę pokoju.

– Zobaczcie, jeden czaruś i już dla panów nie istniejemy – w końcu Agata powiedziała głośno to, co wszystkie myślałyśmy od dłuższej chwili. Spojrzałyśmy na Agnieszkę. W końcu to ona jest po części winna! Dopiła wino, wstała i zawołała:

Panowie, dziewczyny stygną! Parsknęłyśmy śmiechem. Agnieszka słynęła z takich żartów. Nasi panowie spojrzeli na nas, jakbyśmy się z choinki urwały. Zareagował tylko Jacek:

– No to do tego nie możemy dopuścić. Już idziemy na was pochuchać!

Jacek podszedł do stołu i zaczął nalewać nam wino, reszta w końcu niechętnie zbliżyła się do stołu. Zaczęliśmy rozmawiać, jak to na imprezach – o wszystkim i o niczym. I jak to bywa, nie wiadomo jak i kiedy doszliśmy do tematu najkrótszych związków w naszym życiu. Filip oznajmił, że przebija wszystkich, bo na studiach był szaleńczo zakochany w pewnej Anieli przez cały tydzień.

– W weekend spotkałem Iwonę i zapomniałem o Anieli. A ona właśnie opowiedziała wszystkim koleżankom, że chyba się zaręczymy. No a z Iwoną to sami wiecie – to mój najdłuższy związek. Końca nie widać! Nic więcej nie dodał, bo oberwał od Iwony oliwką w głowę.

– Tydzień? Sorry, ale to ja cię przebijam – odezwał się Jacek. – To było ze 30 lat temu. Pojechałem z kumplem na tydzień na narty do Korbielowa. Pod koniec pobytu, w sobotę, poszliśmy do jedynej tam wtedy knajpy. Miała dwie sale – w jednej turyści jedli schabowe, w drugiej pili tubylcy. W okolicy nie było wtedy innych atrakcji, więc wieczorami siedzieliśmy nad tymi schabowymi, popijaliśmy je przyniesionym z baru piwem i czekaliśmy, aż coś się wydarzy. Zazwyczaj tak koło 22 górale byli już weseli, więc zaczynali śpiewać. Albo się kłócić. Albo bić. Tamtej soboty wstałem od stolika… Jacek przerwał, upił wina. – Gdy już byłem koło drzwi, te otworzyły się z impetem i na podłodze wylądowało dwóch okładających się pięściami tubylców – ciągnął. – Bufetowa zaraz zrobiła z nimi porządek, złapała ich za fraki i wyrzuciła. I przedstawienie się skończyło. Ale ja, popchnięty przez górali, wylądowałem na ławce przy stoliku w kącie, wylewając siedzącym tam dziewczynom piwo…

Słuchałam opowieści Jacka i miałam to dziwne uczucie deja vu. Też bywałam w Korbielowie w tamtych czasach. Pamiętałam tamtą knajpę. Bijący się górale to była tam norma, ale chłopak, wylane piwo…

– Popatrzyłem na te dziewczyny. Wyraźnie były same. Szarmancko zadeklarowałem więc, że zaraz odkupię im piwo i kiwnąłem na kumpla. Ten wieczór spędziliśmy we czwórkę. Maciek zagadywał brunetkę, ja blondynkę. Świetnie mi się z nią rozmawiało. Naprawdę, byłem wtedy pewny, że spotkałem bratnią duszę. Coś takiego przytrafiło mi się potem już tylko raz, z moją późniejszą żoną. Gdy o północy knajpa się zamknęła – zaproponowaliśmy, że odprowadzimy nasze nowe znajome do domu. To był trzykilometrowy spacer, mnóstwo czasu na bliższe poznanie. Maciek i brunetka szli przodem, ale raczej nie mieli sobie zbyt wiele do powiedzenia. Ja i moja blondynka trajkotaliśmy zaś jak najęci. O nartach, o książkach, o podróżach... Zanim się rozstaliśmy – umówiliśmy się następnego dnia na stoku. Byłem pewien, że przyjdzie. Na dobranoc pocałowała mnie w policzek… Ale niestety – nie pojawiła się. Nie było szans, żeby ją znaleźć. Wiedziałem tylko, że studiuje w Warszawie i ma na imię Ela. Nawet nie wiedziałem, co studiuje.

Ta dziewczyna bardzo chciała wtedy przyjść. Całą noc nie spała i modliła się, żeby rano było słońce – weszłam Jackowi w słowo; wszyscy wybałuszyli na mnie oczy. – Zawarła z koleżanką taką umowę – że jak będzie słońce, to zostaną. Jak nie – wyjadą. Jej koleżanka była strasznie zazdrosna. „Ten wysoki mi się podobał, a musiałam gadać z konusem” – narzekała. A blondynka wstydziła się przyznać, że jej też się ten wysoki tak bardzo spodobał. Zawsze udawała, że jest ponad takie bzdury jak miłostki… Niestety, tamtej niedzieli, jak może Jacku pamiętasz – zaczął padać deszcz.

Jacek stał z otwartymi ustami. Agnieszka zaczęła nerwowo chichotać, reszta milczała. W końcu Filip zaczął bić brawo.

– Ale historia! Elka, ty nie zmyślasz? To naprawdę byłaś ty? – Wiecie, ja nie mam pamięci do twarzy. Ale mam do drobiazgów. Pamiętam, że jak cię pocałowałam w policzek, ty poprawiłeś mi takim czułym gestem szalik…

– Zielony! Jasne, że pamiętam – cicho przyznał Jacek.

Dyskusja potoczyła się w kierunku opowieści „jaki ten świat mały”. Jacek stał po drugiej stronie stołu. Skinął głową w stronę kuchni. Poszłam za nim. Nikt nie zwrócił uwagi na naszą dezercję. Jacek sięgnął do lodówki po butelkę białego wina. Powoli i starannie ją otwierał, widać, grał na czas. Bo tak jak ja nie wiedział, co powiedzieć. Gdy wino już było nalane, popatrzyliśmy sobie w oczy. Jacek uśmiechnął się lekko i powiedział:

– Wiesz, jak teraz na ciebie patrzę, to widzę, że to ty. Oczy. Zapamiętałem, że miałaś zielone oczy jak ten szalik. I blond warkocz, ale tego już, jak widzę, nie masz – zaczął się śmiać.

– Ja nie pamiętam twarzy. Pamiętam, że tamten chłopak był wysoki, dobrze zbudowany i miał ręce pianisty – wzięłam Jacka za rękę. – Zgadza się.

– Byłem wściekły przez całą niedzielę. Na siebie, że nie zabrałem się do rzeczy skuteczniej. Przecież mogłem wziąć twój telefon, adres. Takie umawianie się to zawsze ryzyko. Może nie przyszłaś, bo nie chciałaś. Ale co, jeśli po prostu nie mogłaś? Złamałaś nogę, musiałaś wracać do domu… Wszystko się mogło zdarzyć.

– Ja przepłakałam kilka nocy. Nigdy wcześniej nie spotkałam chłopaka, z którym złapałabym od razu taki dobry kontakt. „A co, jeśli to była twoja jedyna szansa? – myślałam. – I drugiej nie dostaniesz? Jesteś idiotką, trzeba było olać Dankę i zostać”. Potem wiele razy wyobrażałam sobie, że pewnego dnia wyjdę z uczelni, a tam będziesz stał ty. Wtedy jeszcze pamiętałam, jak wyglądasz. Wyobrażałam sobie, że przyjechałeś do Warszawy i krążyłeś po uczelniach, aż mnie znalazłeś.

– Może powinienem był tak zrobić – westchnął Jacek. – Też o tym myślałem.

Ale to było szaleństwo...

Chociaż, gdybym nie musiał się uczyć do matury, to kto wie… Może dziś mielibyśmy wnuki – roześmiał się.

– Może. Ale może bylibyśmy po okropnym rozwodzie. Kto wie.

Przegadaliśmy cały wieczór. Moi przyjaciele dali nam spokój. Dowiedziałam się, że Jacek też jest rozwiedziony.

– Jak widać, nie mam szczęścia do tych bratnich dusz. Pierwsza mi uciekła następnego dnia, z drugą wytrwałem tylko 22 lata. Rozstaliśmy się w przyjaźni, trzy lata temu. Dzieci się wyprowadziły i nagle odkryliśmy, że oprócz nich od dawna nic nas już nie łączy. Dorota została trenerem jogi, bardzo ją to wciągnęło. Ja wróciłem do narciarstwa, jeżdżę najczęściej, jak się da. Żona tego nie lubiła.

Tego wieczoru, jak wtedy, Jacek też odprowadził mnie do domu. Tym razem już zadbaliśmy, żeby kontakt się nie urwał. Ale w dobie komórek i internetu jest to jednak dużo prostsze. Miesiąc później Jacek przeprowadził się do Warszawy – bo właśnie dostał tu nową pracę (to w tej sprawie przyjechał wtedy, i nocował u Agnieszki i Adama).

Spędzamy razem dużo czasu. Byliśmy na nartach i na pewno pojedziemy na kolejne. Został zaakceptowany przez moich przyjaciół i przyjęty do naszej paczki. Ale jesteśmy tylko przyjaciółmi. Nie wiem, czy tylko na razie. Zobaczymy. Uznaliśmy, że nie będziemy się śpieszyć – trzydziestu lat już nie da się nadrobić.

\

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA