„Spotkałam byłego męża i czułam satysfakcję. Zamiast przystojniaka, ujrzałam łysiejącego faceta w kiepskim garniturze”

dumna kobieta fot. Adobe Stock, cesar
„– To przeszłość. Życie jest bardziej skomplikowane niż młodzieńcze marzenia. Nie da się utrzymać z muzyki, to jest jak walka z hienami, a przecież są dzieci, rodzina, wiesz o co chodzi. Zdecydowałem się na pracę biurową. W solidnej firmie. Teść mi pomógł”.
/ 06.12.2023 07:15
dumna kobieta fot. Adobe Stock, cesar

Mój nastrój zmienia się jak w kalejdoskopie. Niekiedy najmniejsza rzecz potrafi wprawić mnie w stan radości, a innym razem mogę płakać w poduszkę przez wiele godzin. Może to efekt genów, a może konsekwencja życia, które tak, a nie inaczej, sobie zaplanowałam.

Czasem mam wrażenie, że jestem kobietą spełnioną, niezależną, wolną, realizującą się w swoim zawodzie, a innym razem widzę siebie jako samotną, odsuniętą na bok, godną pożałowania istotę. Która z tych wersji jest prawdziwa? Moja matka uważa, że ta druga. Nigdy nie mogła zaakceptować faktu, że rozwiodłam się dwa lata po  ślubie.

– Dziecko, bój się Boga! Niszczysz sobie życie. Może Wiktor nie jest ideałem, ale w końcu to twój małżonek. Mąż. A małżeństwo to przysięga na całą wieczność. Najrozsądniej będzie poczekać. Emocje opadną i wszystko wróci do normy.

Byliśmy jak ogień i woda

Co skłoniło mnie do tego, żeby go poślubić? Naiwność. Oboje byliśmy wówczas bardzo młodzi, dopiero zaczynaliśmy studia, w wielkiej metropolii, w nowym otoczeniu. To, co nas połączyło, to fakt, że pochodziliśmy z tej samej, niewielkiej, miejscowości. Nasze rodzinne miasto było na tyle małe, że nawet znaliśmy się wcześniej z widzenia. Zbliżyliśmy się do siebie, bo z uwagi na nasze pochodzenie, w dużym mieście oboje mieliśmy zaniżone poczucie własnej wartości – obawialiśmy się, że nigdy nie zyskamy akceptacji otoczenia. A tak, to  mieliśmy chociaż siebie nawzajem.

– Czemu by nie pomyśleć o małżeństwie?

Chciałbyś być moim mężem?

– A dlaczego nie?

Następnie przyszedł czas wesela, a później nic więcej. Naprawdę. Szybko wyszło na jaw, że Wiktor doskonale odnalazł się zarówno na uniwersytecie, jak i w studenckich klubach czy na domówkach. Zaczął grać na gitarze basowej w jednym z zespołów reggae. Był przystojny, więc dziewczyny krzyczały podczas występów, a po nich zabiegały o uwagę muzyków.

Ja zaszyłam się w naszej stancji i starałam się być dobrą studentką. Nic między nami się nie układało. W połowie drugiego roku studiów poddałam się. Nie przystąpiłam do sesji egzaminacyjnej.

– Poradzisz sobie z sesją poprawkową. W końcu to tylko studia. Bez większego znaczenia.

Rozstaliśmy się szybko

Wiktor zmienił się mentalnie w mieszkańca wielkiej metropolii

– Co według ciebie ma znaczenie?

– Muzyka, sztuka. Chodzi o... twórczość.

– Ale ja nie potrafię nic tworzyć.

– Każdy ma w sobie zdolności twórcze, tylko większość o tym nie wie i nie próbuje. Planujemy nieco obszerniejszą trasę, wiesz, kilka miast, różne kluby. Jedź z nami, a na pewno poczujesz się lepiej.

– Nie.

– Jak wolisz.

Po powrocie z nieco większej trasy, nie zastał mnie już w naszym domu. Zostawiłam mu notatkę z informacją, że odchodzę. Zadzwonił.

– Co się z tobą dzieje, Ewa?

– Nic. Wszystko jest bez sensu. Zarówno te studia, jak i nasze małżeństwo. Ja sama nie mam sensu. Uwierz mi, tak będzie lepiej.

– Jak uważasz. Być może masz rację.

Nie miałam innej opcji, jak tylko zamieszkać z matką. Ten rok był straszny. Wspólnie pogrążyłyśmy się w otchłani depresji. Moja matka rozpaczała nad swoim losem, a ja nad swoim.

Pomogła mi koleżanka

Wówczas spotkałam Agnieszkę. Była totalnym przeciwieństwem mnie, emanowała życiem i energią. Nie istniały dla niej rzeczy niemożliwe.

– No dalej, Ewcia! Pakuj swoje rzeczy i przeprowadź się do mnie. Oddam ci ten pokój z widokiem na park, ok?

Była o kilka lat starsza. Ukończyła studia z zakresu historii sztuki i wiedziała, że kiedyś otworzy galerię w naszym małym mieście.

– Będą do nas waliły tłumy. Wszystko jest już zaplanowane. Jedyna rzecz, której mi brakuje, to nieco więcej funduszy.

Jej źródłem utrzymania był ojciec, który mieszkał w Stanach i regularnie przesyłał jej pieniądze. Z matką nie utrzymywała kontaktów od wielu lat. Agnieszka załatwiła nam dorywczą pracę. Dzięki temu zarabiałam na życie, a ona oszczędzała na otworzenie galerii.

Zazdrościłam jej przebojowości

Agnieszka zdecydowała się na bycie singielką. Czasami zdarzało jej się spotykać z różnymi mężczyznami, ale te romanse nigdy nie trwały długo.

– Mężczyźni to wystraszone głupki.

– A czego oni tak się boją?

– Nas! Oczywiście, że nas. Trudno im pojąć fakt, że mamy mnóstwo energii, że jesteśmy w stanie zarabiać dobre pieniądze, że posiadamy więcej wiedzy od nich. Spójrz na zwykłego mężczyznę – jest to przecież urażony, pełen kompleksów słabeusz. Zaprzestał czytania, przestał się czymkolwiek pasjonować. Spędza czas z piwem w dłoni przed telewizorem, a jego brzuch coraz bardziej się powiększa. Próbuje to zatuszować miną i agresywnym zachowaniem.

– Ja tam nie mam energii i nie umiem zarabiać, nie czytam zbyt dużo... Zazdroszczę ci tego, jaka jesteś.

– Ewunia! Jesteś cudowna. Jesteś pięknym stworzeniem o niezwykle ujmującej wrażliwości. Musisz tylko odrzucić strach. Ktoś narzucił ci poczucie winy i zaburzył twoją samoocenę.

– Rozumiem, dokładnie tak jest.

Odkryła moją pasję

– Widziałam twoje rysunki! – Co? Agnieszka, grzebałaś w moich rzeczach?

– Ach, coś ty, grzebałam? Szukałam tylko czegoś na twoim biurku i jakoś tak przypadkowo wpadły mi w ręce. Dziewczyno, masz ogromny talent. Uwierz!

Nie przyznawałam się nigdy do tego, że kiedy zostawałam sama w domu, tworzyłam tego typu rysunki na kartonie przy użyciu akwareli. Korzystałam również z domowej kolekcji książek, aby dowiedzieć się co nieco na temat malarstwa.

– Naprawdę? To tylko zwykłe rysunki, które robię, aby zabić czas.

– Nie musisz dostrzegać ich głębszego znaczenia, ale ja je widzę. W końcu jestem dyplomowanym historykiem sztuki.

Zaczęłam malować coraz więcej i, choć może to zabrzmieć arogancko, coraz bardziej podobały mi się moje dzieła. Malowałam coraz odważniej. Robiłam to z półprzymkniętymi oczyma, a potem dodawałam coś małego. Jakiś drobny szczegół. Kropkę, linie czy zygzak.

– Przykuwasz wzrok swoją paletą barw. Doskonale czujesz formę. Jesteś pierwszą artystką, której przygotuję wernisaż.

– Pierwszy i ostatni, ponieważ po tej ekspozycji galeria zbankrutuje – zażartowałam.

Pochłonęła mnie praca

Przez kilka lat wyglądało to w ten sposób. Agnieszka koordynowała naszą pracę i od czasu do czasu umawiała się z mężczyznami, których później bezlitośnie krytykowała. To mi się podobało, bo jak informowała mnie matka, w mieście krążyły plotki, że... jesteśmy parą. W tym okresie miałam dwa krótkie związki, ale od początku wiedziałam, że nie mają one żadnych szans na powodzenie.

– To świetnie! Wykorzystaj i porzuć! – kwitowała Agnieszka.

Pewnego poranka wparowała do mojej sypialni jak huragan.

– Wstawaj! Oto nadszedł czas naszego triumfu! Dysponujemy gotówką. Galeria, panie i panowie, staje się rzeczywistością.

– Co mówisz? – wybełkotałam zaspana.

– No dobra, wstawaj i do pracy! Tata da nam resztę środków. Wczoraj do mnie napisał, ale dopiero teraz rano sprawdziłam skrzynkę odbiorczą.

„Córeczko, dlaczego tak się trudzisz? Przecież zawsze możesz przyjechać do mnie i ja cię tu przyjmę. Ale skoro jesteś tak zdeterminowana, niech ci będzie, jutro zrobię przelew. Czy jesteś szczęśliwa?".

– Naprawdę? Przyjmiesz tyle pieniędzy od... faceta? – zaczepiłam.

– Jakiego znowu faceta? To mój najwspanialszy tata!

Organizowałyśmy wystawę

Agnieszka chciała zorganizować galerię w starym, zaniedbanym budynku. Był na uboczu, ale za to otoczony drzewami. Harowałyśmy tam całymi dniami, a nasz entuzjazm udzielił się ekipie budowlanej. 

– Czy panie liczą na to, że ktoś tu będzie odwiedzał galerię?

– Panie Tośku. Niech pan skupi się na podłodze i nie gasi mojego entuzjazmu. Czy pan wie, gdzie jest Janów Podlaski?

– Nie bardzo.

– No właśnie. Na odległym zadupiu. I co? I perkusista The Rolling Stones tam jeździł kupować konie. I szejkowie arabscy. Słyszał Pan o tym?

– Coś tam słyszałem...

– I do nas też przyjadą!

– Ten Jagger?

– On również! – zaśmiała się.

Przyjechał na wernisaż

Na inauguracyjnym wernisażu zaprezentowano twórczość czterech dziewcząt. Trzy z nich to moje znajome, a czwarta to ja. Aga dotrzymała danego słowa. Przechadzałam się po przygotowanej ekspozycji, obserwując swoje prace wiszące na murze, a serce biło mi jak oszalałe ze strachu. Przed przybyciem pierwszych zwiedzających wypiłam chyba pół butelki wina. Wszystko przez nerwy.

Kolejni goście przychodzili i wpadali w objęcia Agnieszki. Gratulowali świetnie zorganizowanej ekspozycji. Stałam w ciemnym zakamarku, kiedy nagle ktoś delikatnie stuknął mnie w ramię.

– Witaj, Ewo.

– Wiktor? Co ty tu robisz? Gdzie są twoje dredy?!

Nie mogłam uwierzyć, że patrzę na mojego byłego męża. Bez włosów, w tanio wyglądającym garniturze. Wyglądał niechlujnie.

– Odwiedziłem rodziców i dowiedziałem się, że teraz angażujesz się w sztukę...

– A co u ciebie? Jak idzie z muzyką?

– To przeszłość. Życie jest bardziej skomplikowane niż młodzieńcze marzenia. Nie da się utrzymać z muzyki, to jest jak walka z hienami, a przecież są dzieci, rodzina, wiesz o co chodzi. Zdecydowałem się na pracę biurową. W solidnej firmie. Teść mi pomógł.

Trudno mi było w to uwierzyć. W to, jak wygląda i czym się zajmuje. I czułam, że wcale nie żałuję, że wtedy podjęłam decyzję o rozstaniu. Dziś to ja jestem spełniona.

Poznałam kogoś nowego

– Przepraszam, że wam przerywam. Pozwólcie mi przedstawić: Ewo, to jest Piotr. Studiowaliśmy razem. Piotr jest specjalistą od malarstwa i pracuje od wielu lat w Londynie. Piotrusiu, to moje najwspanialsze odkrycie, Ewunia.

– Cieszę się, że mogę panią poznać. Muszę przyznać, że pani osoba robi na mnie jeszcze większe wrażenie, niż pani dzieła...

Zerknęłam w stronę Wiktora, aby upewnić się, czy nas słucha. Chciałam, żeby był świadkiem tej rozmowy. Dostrzegłam, jak rozgląda się na boki, podchodzi do stołu pod oknem i zaczyna pałaszować kanapki. Nie kontynuowaliśmy rozmowy. Piotr zaprosił mnie do Londynu, chce przedstawić moje dzieła kilku osobom z branży. Pojadę, bo nie mam nic do stracenia. Wręcz przeciwnie.

Czytaj także: „Siostry miały dużo kasy, ale nasz dom traktowały jak bezpłatną stołówkę. A mnie i matkę jak kucharki i służące”
„W 60. urodziny rodzina kłóciła się o spadek po mnie. Niech od razu kupią mi wiązankę na pogrzeb, a nie bukiet kwiatów”
 „Przed ślubem wystartowaliśmy z budową domu na działce teściów. To był ich spisek, a teraz jestem bez kasy i narzeczonego”

 

Redakcja poleca

REKLAMA