„Spłaciłam jego długi i utrzymywałam go przez 4 lata. Kiedy sama wpadłam w kłopoty finansowe, zostawił mnie"

Zostawił mnie, kiedy wpadłam w kłopoty finansowe fot. Adobe Stock, Prostock-studio
Wraz z wyschnięciem mojego źródła dochodu skończył się też mój związek. – Nie widzę przed nami przyszłości – powiedział pewnego dnia Maciek i tyle go widziałam. Zostałam sama. Miałam kredyt do spłacenia, byłam bez pracy, a on nie kiwnął palcem.
/ 19.07.2021 12:26
Zostawił mnie, kiedy wpadłam w kłopoty finansowe fot. Adobe Stock, Prostock-studio

Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki, mówi przysłowie. Nie posłuchałam. Weszłam. I okazało się, że moja miłość była tylko złudzeniem…

Ślepo przywiązałam się do swojej wizji szczęścia i aby je osiągnąć, byłam w stanie poświęcić wszystko. Pochodzę z małej, podwarszawskiej miejscowości. Urodziłam się tam, wychowałam i spędziłam całą młodość. To były szczęśliwe lata. Przyjaciele mieszkali tuż za rogiem, liczna rodzina często odwiedzała nasz dom. Pamiętam, jak urządzaliśmy z rodzicami przyjęcia w ogrodzie. Ileż wtedy było śmiechu! Ileż radości! Ciotki, wujkowie i całe gromady kuzynów – wszyscy weseli i uśmiechnięci.

Tak właśnie wspominam owe czasy.

Dziś zastanawiam się, jak mogłam to wszystko zostawić i wyjechać na drugi koniec Polski

A jednak ta smutna historia zaczęła się właśnie tam – w moim ukochanym miasteczku. Jeszcze w liceum zaczęłam spotykać się z Maćkiem. To była moja pierwsza, prawdziwa miłość. Ale jak to zwykle ze szkolnymi miłościami bywa, szybko się skończyła.

On wyjechał na studia do Wrocławia, a ja zostałam. Po jakimś czasie dowiedziałam się, że znalazł sobie żonę, a kilka lat później doszły mnie wieści, że urodziło mu się dziecko. Tymczasem mnie nie najlepiej się układało w życiu osobistym. Nie związałam się z żadnym mężczyzną i nawet nie miałam ochoty się z nikim spotykać.

– Gosiu, a może by się tak za jakim kawalerem rozejrzeć? – sugerowała mama.

– A niby po co? – odpowiadałam naburmuszona. – Mam pracę, potrafię się sama utrzymać. Nie trzeba mi mężczyzny.

Jednak granie niezależnej i samodzielnej kobiety przestało mi dobrze wychodzić, kiedy moje przyjaciółki, jedna po drugiej, zaczęły zakładać rodziny. Byłam świadkiem na trzech ślubach i miałam już szczerze dość patrzenia na szczęśliwe młode pary.

Byłam pewna, że moja twarz zdradza wszystkie uczucia. Najgorzej jednak było, gdy na świat zaczęły przychodzić dzieci. Zdziwiłam się, gdy usłyszałam o pierwszej ciąży.

– A co w tym dziwnego? – zaśmiała się Aga, koleżanka ze szkolnej ławki. – Kobiety dużo młodsze niż ja rodzą dzieci.

– Nie wiem... – odparłam w zamyśleniu. – Chyba po prostu przegapiłam gdzieś te lata, odkąd skończyłyśmy szkołę.

– Ech, Gośka, lepiej uważaj, żeby nie przegapić ich więcej. Już najwyższa pora na zmiany.

Gdybym wówczas wzięła sobie te słowa do serca!

Jednak ja miałam własną definicję „zmian”

Chciałam, żeby w moim życiu wróciło to, co minęło. Romantyczne wieczory z Maćkiem, wspólne spacery po lekcjach, trzymanie się za ręce, moja młodzieńcza miłość – jedyna, jaką znałam. Problem polegał na tym, że tkwiłam myślami w przeszłości.

Jednak naprawdę poważny stał się dopiero w momencie, kiedy przeszłość zawołała mnie, a ja za nią pobiegłam. Któregoś dnia Maciek ni stąd, ni zowąd zawitał do naszego miasteczka. Kiedy dowiedziałam się, że właśnie wziął rozwód, zakwitła we mnie nowa nadzieja. Tym bardziej, że on dawał mi znaki, że wciąż łączy nas coś szczególnego.

Znów było jak dawniej – spacery, czułe słowa, pocałunki. Zrozumiałam, że tak naprawdę nigdy nie przestałam go kochać. Wszystko się zmieniło, świat nabrał kolorów.

– Pojedź ze mną do Wrocławia – zaproponował.

Nawet się nie zastanawiałam. Za nim poszłabym przecież na koniec świata. Wspólnie postanowiliśmy, że otworzę na miejscu własną działalność. Maciek pracował w prywatnej firmie, ale nie zarabiał dużo, więc inwestycja została sfinansowana z moich oszczędności. Wynajęłam lokal blisko centrum i zaczęłam prowadzić sklep z bielizną. Na początku było ciężko, ale potem wszystko się rozkręciło i zaczęło przynosić całkiem przyzwoite zyski.

Mieszkaliśmy w przytulnym mieszkanku niedaleko mojego miejsca pracy. Z naszych początkowych rozmów zrozumiałam, że mieszkanie należy do Maćka, jednak okazało się, że wcale nie.

Jest własnością mojej żony… to znaczy byłej żony. Obawiam się, że długo w nim nie pomieszkamy, bo Teresa raczej nie będzie nam ułatwiać życia.

Teresa zjawiła się w mieszkaniu jakiś miesiąc po tym, jak się wprowadziłam

Sąsiedzi poinformowali ją widocznie, że Maciek nie mieszka tu już sam.

– Wiedziałam, że masz ciężką sytuację, dlatego zgodziłam się, żebyś tu został – powiedziała. – Ale chyba nie sądzisz, że będę utrzymywać również tę kobietę – spojrzała na mnie z pogardą.

– O czym ona mówi? – spytałam Maćka.

Widzę, że znalazłeś kolejną naiwną – zaśmiała się tamta.

Postawiła sprawę jasno – albo będziemy płacić jej za wynajem (zażądała bardzo wygórowanej kwoty), albo mamy się wyprowadzić. Po jej wyjściu spojrzałam na Maćka wyczekująco.

– Mówiłem, że tak będzie. Wścieka się, bo jest o ciebie zazdrosna – wzruszył ramionami.

– O jakiej „ciężkiej sytuacji” mówiła?

Chodzi o to, że… mam trochę długów – wydawał się mocno zakłopotany.

– Nic mi o tym nie mówiłeś! – oburzyłam się, a jednocześnie zmartwiłam.

– A po co miałem ci tym zaprzątać głowę? To moje kłopoty, nie twoje.

Wzruszyło mnie jego podejście do sprawy. Chciał sam sobie ze wszystkim poradzić, żeby nie przysparzać mi problemów. Postanowiłam mimo wszystko mu pomóc. Wynajęliśmy tańsze mieszkanie na obrzeżach, a gdy sklep zaczął przynosić zyski, zabrałam się za spłatę jego długów.

Niby protestował, ale jak teraz o tym myślę, to nie bronił się aż tak bardzo

Tęskniłam za rodziną i przyjaciółmi, ale uznałam, że miłość jest ważniejsza i starałam się ułożyć sobie życie w nowym mieście. Nawet mi to wychodziło. Sklep prosperował coraz lepiej, nasz związek też można było uznać za udany.

Po jakimś czasie zaczęły mi jednak chodzić po głowie myśli o założeniu rodziny.

– Chciałabym mieć dziecko – oznajmiłam Maćkowi pewnego dnia.

– Kiedyś będziemy mieć dzieci – odpowiedział spokojnie.

Mam trzydzieści lat, „kiedyś” może być za późno. Chcę dziecka teraz.

– Kochanie – spojrzał mi prosto w oczy – teraz to niemożliwe. Straciłem pracę…

Zdębiałam. I tak zarabiał tyle co nic, a teraz jeszcze to. Jednak tak bardzo marzyłam o własnej rodzinie...

– To nieważne – powiedziałam szybko. – Znajdziesz nową pracę, może lepszą. Ja nieźle zarabiam. Poradzimy sobie.

– Czy naprawdę sądzisz, że pozwolę na to, żeby moją rodzinę utrzymywała kobieta? Mam swoją godność. Jak stanę na nogi, wtedy o tym porozmawiamy.

A jednak przez kolejne cztery lata Maciek nie stanął na nogi. Szukał pracy, ale bez powodzenia.

Pomysł założenia rodziny upadł

Każda moja wzmianka na ten temat kończyła się kłótnią, więc w końcu zaprzestałam podobnych rozmów. Tymczasem mój biznes kwitł. Kupiłam mieszkanie w atrakcyjnej okolicy.

Uwierzyłam, że moje marzenia mogą się spełnić. Tym bardziej, że Maciek zaczął przebąkiwać coś o ślubie. To był jeden z najpiękniejszych okresów w moim życiu.

A potem nastąpiła seria nieszczęść. Obok mojego sklepu pojawiły się lokale konkurencji – dużych firm odzieżowych.

Zmietli mnie z powierzchni ziemi w przeciągu paru miesięcy. A wraz z wyschnięciem mojego źródła dochodu skończył się też mój związek.

– Nie widzę przed nami przyszłości – powiedział pewnego dnia Maciek i tyle go widziałam.

Zostałam sama. Miałam kredyt do spłacenia, a byłam bez pracy. Aby pozbyć się długów musiałam sprzedać mieszkanie. Cały czas utrzymywałam kontakt z Maćkiem i miałam nadzieję, że wróci, chociaż w tych trudnych chwilach nie kiwnął nawet palcem, aby mi pomóc.

– Wiesz przecież, że sam nie mam pieniędzy – tłumaczył.

Postanowiłam otworzyć drugi sklep za to, co zostało po spłacie kredytu. Pomysł był nietrafiony i musiałam go zamknąć. Teraz myślę, że to wszystko los zsyłał mi po to, bym wreszcie wróciła w miejsce, z którego nie powinnam była wyjeżdżać. W rodzinnym domu przyjęto mnie z radością. Ale ja czułam się przegrana.

– Teraz będzie lepiej, zobaczysz. Tylko zostań z nami – powiedziała mi mama.

Miała rację. Z mojej głowy powoli znika obraz pierwszej, romantycznej miłości, który pielęgnowałam w sobie tyle lat. Teraz rozumiem, że miłość to nie tylko spacery przy świetle księżyca, ale przede wszystkim wsparcie w ciężkich chwilach.

Czytaj także: 
„Po rozwodzie wszystkie przyjaciółki się ode mnie odsunęły. Bały się, że... ukradnę im mężów"
„Od 20 lat mam kochanki w całej Europie. Myślałem, że Zosia nic nie wie. Miałem ją za głupią gęś”
„Kiedy tata trafił do domu opieki, mama znalazła sobie kochasia. Byłam na nią wściekła. Przecież to zdrada!"

Redakcja poleca

REKLAMA