„Dopiero po śmierci mamy dowiedziałam się, że jestem owocem romansu z księdzem. On nawet nie wie, że istnieję”

Romans z księdzem fot. Adobe Stock
„Pamiętam swoje myśli sprzed lat. To naprawdę nie było zaplanowane i nie miało się wydarzyć. Tylko, widzisz, poniosło nas. To był impuls. Chwilowy zawrót głowy. Kochałam Stefana i on kochał mnie, ale inną miłością”.
/ 15.04.2024 13:47
Romans z księdzem fot. Adobe Stock

Trzymałam w ręce list i kolejny raz przelatywałam wzrokiem rzędy liter. Choć charakter pisma wykluczał pomyłkę, łudziłam się, że to nieprawda. Musiałam się uszczypnąć, aby się przekonać, że nie śnię. Ludzie mówią: lepsza najgorsza prawda niż kłamstwo. Jednak nie wiem, czy teraz bym się z tym zgodziła. A wcześniej tak bardzo chciałam wiedzieć, kto jest moim ojcem. Szukałam jakiegoś dokumentu; podpytywałam mamę, kiedy jeszcze żyła. Boże, gdybym tylko wiedziała.

Zasypywałam mamę pytaniami o ojca

– Rozstaliśmy się przed twoimi narodzinami. Nie wiedziałam, że jestem w ciąży, a potem nigdy go już nie spotkałam. Kontakt się urwał – jak echo wróciły do mnie słowa mamy. Latami miałam do niej żal, że go nie szukała, że nic mu o mnie nie powiedziała. Myślałam: gdyby wiedział, na pewno chciałby mnie poznać.

Kiedy miałam naście lat, bardzo przeżywałam to moje półsieroctwo. W szkole było więcej takich osób jak ja, ale tylko ja kompletnie nic o ojcu nie wiedziałam. Zmyślałam więc. Mój tatuś był marynarzem, podróżnikiem, lotnikiem, lekarzem. Musiał wyjechać daleko, do obcych krajów, ratować ludzi. Wymyślałam różne historie, w które pewnie nikt i tak nie wierzył.

– Kiedyś ci o nim opowiem, obiecuję – zbywała mnie mama, gdy próbowałam ją naciągnąć na zwierzenia.

Zawsze byłam za mała na taką opowieść, albo ona nie czuła się na siłach. I nie dotrzymała obietnicy. Mówiła tylko, że nie jestem owocem wpadki, bo bardzo go kochała. Potem tę miłość przelała na mnie. Nigdy nie wyszła za mąż. Po cichu sądziłam, że łudzi się, iż kiedyś on wróci.

Nawet prosiłam, żeby go poszukała

Nie chciała go szukać. Przez jakiś czas krążył mi po głowie szalony plan. Chciałam się zalogować jako ona. Moja mama nie znała się na komputerze tak dobrze jak ja, więc śmiało mogłabym to zrobić. W końcu jednak zaniechałam pomysłu.

Zrobiło mi się wstyd, że chciałam ją oszukać. Uszanowałam jej wolę, choć decyzji nie rozumiałam. Przecież było jej ciężko, również finansowo. Ojciec powinien płacić alimenty. Wiedziałam o tym doskonale. Dwie moje koleżanki były w takiej sytuacji, ale ich tatusiowie łożyli na nie.

A u nas? Gdyby nie pomoc dziadków, byłoby nam naprawdę trudno żyć. Nigdy nam się nie przelewało. Ale naszym bogactwem była miłość. Pamiętam, tak właśnie napisałam kiedyś w szkolnym wypracowaniu, za które dostałam szóstkę. Mamie i dziadkom też się podobało.

Babcia była złotą kobietą, bardzo ją kochałam. Pomarszczona jak jabłuszko, miała spracowane ręce i uśmiechała się ciepło. Zajmowała się mną, gdy mama jechała do pracy. A dziadek zabierał mnie na ryby, grzyby i jagody. Mieszkaliśmy na uboczu, za miastem. Po śmierci dziadków mama zapisała dom na mnie. Jakby wiedziała, że jej dni też są policzone.

Nie czuła się źle, ale rak trawił ją od środka. Straciła apetyt, chudła. Wreszcie udało mi się ją zmusić, żeby poszła na badania, ale wtedy było już za późno. Tak właśnie powiedział lekarz:

– Ja tu już nic nie mogę zrobić – rzucił tylko i zapisał jej środki przeciwbólowe.

Bolało ją, ale nigdy się nie skarżyła. Nie cierpiała zbyt długo; to dobrze, bo jej ostatnie dni były naprawdę straszne. Wówczas tym bardziej nie miałam odwagi pytać ją o ojca, choć bardzo się bałam, że nigdy nie dowiem się prawdy. Jednak ona wszystkiego się domyśliła.

– Zostawiłam ci list z wyjaśnieniami – powiedziała mi któregoś dnia.

Znalazłam go i… 

List w zaklejonej kopercie leżał w drewnianej skrzyneczce, na samym dnie szafy. Oprócz niego były tam drobiazgi, które coś kiedyś znaczyły: jakaś pocztówka, zaproszenie na czyjś ślub, kilka zdjęć sprzed lat… Długo nie miałam odwagi go otworzyć. Jakbym czuła, że tylko ten list mi teraz został. Rozwiązanie tajemnicy było na wyciągnięcie ręki, a ja nie byłam w stanie go przeczytać. Wcale się nie spieszyłam. Jakbym przeczuwała, że trudno mi będzie zmierzyć się z prawdą. W końcu zaparzyłam swoją ulubioną kawę, usiadłam w fotelu i delikatnie rozerwałam kopertę.

„Teraz rozumiesz, dlaczego nigdy Ci nie mówiłam – pisała mama. – To i tak niczego by nie zmieniło, a nie wiem, jak byś zareagowała. Pamiętam swoje myśli sprzed lat. To naprawdę nie było zaplanowane i nie miało się wydarzyć. Tylko, widzisz, poniosło nas. To był impuls. Chwilowy zawrót głowy. Kochałam Stefana i on kochał mnie, ale inną miłością. Naprawdę nie chcieliśmy zgrzeszyć. Nigdy nie śmiałabym prosić, żeby dla mnie wystąpił z Kościoła, bo ślubował Bogu.

Poznaliśmy się na pielgrzymce. Potem spotkaliśmy się jeszcze kilka razy i tak miało zostać. Wystarczała mi miłość platoniczna. Dopiero podczas pożegnania… Naprawdę wstyd mi o tym pisać, mimo że jestem już dorosłą kobietą.

Czy kiedykolwiek mi wybaczysz? Czy będziesz w stanie mnie do końca zrozumieć? Po przeczytaniu spal ten list. Tak będzie lepiej. Po co ma dostać się w niepowołane ręce. Bo, kochanie, nikt poza nami nie zna tej tajemnicy. Nigdy nie powiedziałam Stefanowi, zresztą nawet nie miałam okazji. Uznaliśmy oboje, że będzie lepiej, jeśli nigdy więcej się nie spotkamy. Wiem, że wyjechał na misję. Nie szukałam go, on mnie też nie. Bałam się powiedzieć komukolwiek.

Pana Boga przepraszałam tyle razy, że pewnie mi w końcu wybaczył. Przeproszę go jeszcze raz osobiście. Moi rodzice nigdy nie zapytali o Twojego ojca. Uszanowali moje milczenie. Powiedziałam tylko, że to dobry i porządny człowiek. I że ciąży nie usunę. Powiedzieli: >>Dopóki żyjemy, będziemy ci pomagać<<. Starałam się wychować Cię najlepiej, jak umiałam. To najważniejsze, co mogłam Ci ofiarować. Poza miłością oczywiście. Raz jeszcze proszę, wybacz mi”.

Nie wiem, ile razy czytałam te słowa

Nie wiem też, ile czasu przesiedziałam w fotelu. Z odrętwienia wyrwał mnie dopiero dźwięk dzwonka. To mógł być tylko mój chłopak, Jurek. Nim mu otworzyłam, pobiegłam do łazienki zwymiotować z nerwów. Wyglądałam okropnie. Przerażony Marcin spytał, co mi jest. Bez słowa podałam mu list. Gdy czekałam, aż skończy, serce biło mi jak oszalałe.

– Właściwie nie powinienem go czytać, bo nie jest do mnie – powiedział, kucając obok mnie na podłodze. – Ale skoro uznałaś inaczej… – przysunął się jeszcze bliżej. – Boże, ty się cała trzęsiesz… Mama miała rację. Izuś, daj zapałki, spalimy go od razu. Nie ma sensu wracać do przeszłości, zwłaszcza że jej nie zmienimy. Ważna jest przyszłość. Kocham cię i tak będzie zawsze. Niezależnie od tego, czego dzisiaj się dowiedziałem.

Czytaj także:
„Żona czyści moje konto z wypłaty jak najlepszy odkurzacz. Byłem w szoku, gdy odkryłem, na co idzie ta kasa"
„Tylko czekałem, aż moja młoda żona mnie zdradzi. Nie sądziłem, że na 60-tkę zrobi mi inną niespodziankę”
„Gdy przyłapałam przyszłego męża na zdradzie, jego kochanka nie zdążyła nawet włożyć majtek. Musiałam się zemścić”

Redakcja poleca

REKLAMA