Nigdy nie zapomnę, jak błagałem Jakuba, żeby nie oddawał nas do domu dziecka. Łudziłem się, że jak obiecam, że będziemy grzeczni, to się zgodzi. Wtedy mi przypomniał, że przecież jest tylko naszym ojczymem, nie ojcem.
Ojczym był zwyczajnym człowiekiem, ani szczególnie dobrym, ani złym. Nie miał zadatków na cichego bohatera i nigdy nas nie kochał, choć był taki czas, że myślałem inaczej. Ile nadziei pokładałem w tym sympatycznym facecie, kiedy zaczął pojawiać się w naszym domu!
Chowaliśmy się z Arkiem bez ojca i chociaż mama robiła, co mogła, żeby wynagrodzić nam brak taty, to jednak tęskniliśmy za nim, trochę już nie pamiętając jak wygląda.
Jakub dołączył do naszej rodziny w samą porę, by stać się naszym idolem. Z początku trochę boczyliśmy się z Arkiem na obcego faceta, który wprowadził się do nas jakby nigdy nic, ale męska rozmowa przekonała nas, że nie mamy się czego obawiać.
Obdarzał nas spokojnym, nienachalnym zainteresowaniem, dając tylko tyle, ile wypadało przyzwoitemu facetowi, który związał się z kobietą mającą dwóch synów. My jednak byliśmy zachwyceni i uważaliśmy, że dobrze jest mieć w domu mężczyznę. Wzór do naśladowania. Ojca.
Nie rozumiałem, dlaczego muszę mówić do niego po imieniu
– Nie jestem twoim tatą – zaprotestował, gdy pierwszy raz tak go nazwałem.
Jakby mi dał w twarz. Poczerwieniałem i spuściłem głowę, mamrocząc coś niewyraźnie. Odrzucił mnie! Byłem gotów stać się jego synem, a on mnie nie chciał. Nie rozumiałem dlaczego. Czy robię coś źle?
Jakub był sympatyczny i uczynny, dbał o mnie i brata, czasem odbierał nas ze szkoły, przychodził na szkolne mecze, na których głośno kibicował „swoim chłopakom”, zabierał na lody, pomagał w lekcjach, więc dlaczego nie chciał iść o krok dalej i uznać nas za przyszywanych, ale jednak synów?
Przez jakiś czas unikałem go. Miałem do niego żal, nawet próbowałem go nienawidzić, ale zbyt lubiłem Jakuba, żeby wykrzesać z siebie wystarczający ogień.
Nie nalegał, wtedy myślałem, że czeka, aż przejdzie mi wzburzenie, dziś uważam, że sprawiłem mu ulgę, odsuwając się i nie zmuszając go do odgrywania kochającego taty.
Nie zrozumcie mnie źle, Jakub niczego nie udawał. Po prostu uważał, że mieszkając z dwoma synami żony, powinien pomagać w ich wychowaniu i robił to najlepiej, jak potrafił. Tylko ja niewłaściwie odczytałem jego intencje.
Po śmierci mamy zaopiekował się nami… przez chwilę
Mama chorowała krótko, zgasła nagle, zanim zdążyliśmy zrozumieć, co oznacza postawiona przed dwoma miesiącami diagnoza. Zniknęła z naszego życia, jak przedtem ojciec.
Rozumiałem, że zabrał ją rak, ale pod pokładami dziecięcej rozpaczy czułem żal, że mama nam to zrobiła. Opuściła nas, chociaż tak bardzo jej potrzebowaliśmy, a przecież, tak jak inne dzieci, zasługiwaliśmy z Arkiem na normalne dzieciństwo, na rodzinę, opiekę, troskę i miłość.
Został nam tylko Jakub, do którego przyczepiliśmy się jak rozbitkowie. Wyobrażam sobie, jak bardzo musiał czuć się przytłoczony ciężarem odpowiedzialności! Nie miał zadatków na świętego, nie chciał się poświęcać dla dwóch niespokrewnionych z nim chłopców, został postawiony w sytuacji, z której nie umiał wybrnąć.
Na razie, bo potem znalazł rozwiązanie
Początkowo zajął się nami troskliwie, bo przecież żaden przyzwoity człowiek nie porzuciłby rozpaczających dzieci.
Niezbyt dobrze pamiętam pierwsze tygodnie po odejściu mamy. Wpadłem w jakiś rodzaj otępienia, które z czasem rozpłynęło się w niedających ulgi łzach. Za dnia buntowałem się przeciwko temu, co się stało, nocą rozpaczałem.
Tęskniłem za mamą, za dotykiem jej rąk i dźwiękiem głosu, za jej obecnością, którą dotąd uważałem za coś oczywistego, co mam na zawsze. Dlaczego nagle to straciłem?
Jakub zachował się wtedy wspaniale. Nie próbował nas pocieszać, może nie potrafił znaleźć właściwych słów? Jak można ukoić rozpacz dwóch osieroconych chłopców, którzy już nigdy nie zobaczą matki? Zrobił to, co mógł i umiał, towarzyszył w bólu dzieciom ukochanej kobiety, zachowując dystans. Opiekował się nami.
Miałem zbyt mało lat, by zrozumieć, że ten stan nie może długo trwać.
– Co będzie z chłopcami? Gdybyś zechciał się nimi zaopiekować, pomogłabym ci. Sama nie dam rady, przecież wiesz, że z trudnością chodzę – szmer rozmowy prowadzonej półgłosem w sąsiednim pokoju zaprowadził mnie pod drzwi.
Padłem plackiem na podłogę, jak wtedy, gdy chciałem obejrzeć przez szparę niedozwolony dla dzieci film.
Babcia przyjechała do nas tylko raz po śmierci mamy. Ledwo wdrapała się na nasze drugie piętro, od dawna była schorowana, to raczej my jeździliśmy do niej z wizytą. Zdziwiłem się i ucieszyłem, kiedy zobaczyłem ją ponownie, w dziecięcej naiwności myślałem nawet, że wyzdrowiała.
– Nie mogę, niech pani mnie o to nie prosi. I bez tego czuję się jak ostatni… – Jakubowi głos odmówił posłuszeństwa.
– Chłopcy liczą na ciebie – spróbowała jeszcze raz babcia.
– Powinna się nimi zająć rodzina, ja jestem tylko mężem ich matki. Niech mnie pani nie bierze pod włos, nikt nie może wymagać ode mnie takiego poświęcenia – głos Jakuba zabrzmiał pewniej.
– Myślałam, że jesteś do nich przywiązany, że ci na nich zależy. Jesteś dla nich jak rodzony tata – babcia powiedziała chyba coś niewłaściwego, bo Jakub się obruszył.
– O ile wiem, chłopcy mają ojca. Dlaczego pani nie zwróci się do niego? To on ma wobec nich obowiązki, nie ja – jego słowa ociekały ironią, nawet ja ją odczułem.
– Dobrze wiesz, że Tadeusz porzucił rodzinę i nigdy nie kontaktował się z synami – zdenerwowana babcia podniosła głos.
– Bo na to pozwoliliście – wybuchnął Jakub. – Bożenka uniosła się honorem, nie chciała niczego od tego człowieka i miała do tego prawo. Ale to nie znaczy, że mam przejąć jego obowiązki.
– Chłopcy to dla ciebie jedynie obowiązek? – spytała cicho babcia. – Myślałam, że ich pokochałeś.
– Kochałem ich matkę – szepnął ledwo dosłyszalnie Jakub.
– I co teraz z nimi będzie? – w głosie babci była czysta rozpacz. – Przecież nie mogą pójść do domu dziecka!
Nagle wszystko zrozumiałem
Zabiorą nas do sierocińca! Nie mamy już domu, bo nie ma się kto nami zająć, babcia jest zbyt schorowana, a ojczym nas nie chce.
– Tato! Nie oddawaj nas!– zerwałem się z podłogi, wbiegłem do pokoju i rzuciłem się do Jakuba. – Będziemy grzeczni!
Objąłem go, trzęsąc się jak osika, nie mogłem pozwolić, by zniknął z naszego życia.
– Nie jestem twoim tatą, na litość boską, już ci to chyba mówiłem – Jakub zerwał się na równe nogi, wyglądając przy tym tak, jakby za chwilę sam miał się rozpłakać.
– Mówiłeś, ale…
– Posłuchaj! Obiecuję ci, że odnajdę twojego ojca i zmuszę, żeby się wami zaopiekował – klęknął na wysokości moich oczu, dlatego zapamiętałem dwie łzy, które spływały mu po policzkach.
– Nie chcę! Chcę zostać z tobą! Nie oddawaj mnie! – krzyczałem coś jeszcze.
Kiedy przyłączył się do mnie Arek, zapanowało prawdziwe pandemonium. Płakaliśmy, babcia słaniała się na krześle.
Z tego wszystkiego zapamiętałem dwa słowa, „nie jestem twoim tatą”. Powtarzałem je sobie zawsze, gdy nachodziła mnie tęsknota za mamą, domem i… Jakubem. Za rodziną, którą utraciłem. Dlaczego go nienawidziłem, choć zrobił dla nas więcej niż rodzony ojciec?
Z domu dziecka wyszedłem, jak tylko osiągnąłem pełnoletność. Czekało na mnie mieszkanie, z którego Jakub nie korzystał, wynajmując je, a pieniądze gromadząc na koncie przeznaczonym dla mnie i Arka. Przynajmniej tyle dla nas zrobił, czy nie mówiłem, że był przyzwoitym facetem?
Nienawidziłem go. Obwiniałem o wszystkie nieszczęścia, które na nas spadły, nie chciałem być dla niego sprawiedliwy. Oddał nas do domu dziecka, chociaż błagaliśmy, by tego nie robił. Nie kochał nas, nie chciał być naszym tatą. Byliśmy tylko dodatkiem do mamy, a gdy jej zabrakło, zerwał z nami wszelkie kontakty.
Nie do końca, ale jak już mówiłem, nie chciałem być dla niego sprawiedliwy.
Udało mi się wyciągnąć brata z domu dziecka, sąd ustanowił mnie jego opiekunem. Byliśmy szczęśliwi, że znów jesteśmy razem, mamy dach nad głową i tylko sprawa utrzymania spędzała mi sen z powiek. Poszedłem do pracy, mieliśmy konto, które założył dla nas Jakub, ale wszystko było takie drogie, a ja nie potrafiłem dobrze gospodarować pieniędzmi.
Po jakimś czasie odkryłem, że rachunek bankowy jest co miesiąc zasilany pewną kwotą. Nie było mowy o pomyłce, ktoś nam pomagał. Tylko dlaczego chciał pozostać anonimowy?
Przez chwilę sądziłem, że ojciec przypomniał sobie o mnie i Arku, ale odrzuciłem tę możliwość jako nieprawdopodobną, przede wszystkim dlatego, że numer konta znał tylko Jakub…
Zawrzałem gniewem. Co on sobie wyobrażał? Że odkupi pieniędzmi winy? Zapłaci nam za lata poniewierki?
Opowiedziałem o wszystkim Arkowi, ale brat zachował się inaczej, niż się spodziewałem. Nie był zły.
– Jakub nam pomaga? To fajny gość, zawsze go lubiłem. Nie wiesz, gdzie teraz mieszka? Chętnie bym się z nim zobaczył.
– Po co? Przecież on nas zostawił! Oddał do bidula! – wybuchnąłem.
– Zrobił dla nas więcej niż rodzony ojciec. I dalej robi – odparł spokojnie Arek. – Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego nienawidzisz tego człowieka, ja uważam, że jest całkiem w porządku.
Co miałem odpowiedzieć? Że dwukrotnie mnie odrzucił, gdy nazwałem go tatą?
Jak to mówią, do trzech razy sztuka, tylko nie jestem pewien, czy w naszym przypadku ma to sens.
Czytaj także:
„Mam 42 lata i będę mamą. Nie przypuszczałam, że aby nią zostać, będę musiała... potrącić 12-latkę z domu dziecka"
„Moja przyjaciółka była jak bluszcz. Przychodziła bez zapowiedzi i wpraszała się nawet na nasze wakacje we dwoje"
„Porzuciłam męża dla młodszego kochanka. Ale kiedy poważnie zachorowałam, to mąż się mną zajął. Teraz jest mi wstyd"