„Ślub dla kredytu, kochankowie dla uciech, a dzieci dla interesu. Nie ma drugiego tak zgodnego małżeństwa, jak nasze”

Zadowolona para fot. iStock by GettyImages, LightFieldStudios
„Jesteśmy razem cztery lata. W tym czasie rozpadły się cztery znane mi małżeństwa. To średnio jeden rozwód na rok. A my? Nie kłócimy się, nie miewamy kryzysów, w naszym życiu nie ma żadnych dramatów. Konia z rzędem temu, kto pokaże mi drugie małżeństwo, które jest tak zgodne”.
/ 01.12.2023 09:38
Zadowolona para fot. iStock by GettyImages, LightFieldStudios

Życie kobiety jest podporządkowane oczekiwaniom innych. Już jako dziewczynki słyszymy zewsząd, jak mamy myśleć, co mamy robić i dlaczego mamy postępować tak, a nie inaczej. Dawniej, gdy któraś ośmieliła się mieć własne zdanie i wyraziła je głośno, mową lub uczynkiem, z miejsca była tłamszona. Na szczęście dziś możemy pozwolić sobie na większą niezależność.

Nie wzięłam ślubu z miłości i nie urodziłam dzieci z przekonaniem, że właśnie to jest powinnością każdej kobiety. Gdy o tym mówię, ludzie patrzą na mnie jak na kosmitkę. Wiecie co? Mam to w nosie, bo żyje mi się świetnie.

Już jako dziewczynka myślałam inaczej niż koleżanki

Patriarchalne społeczeństwo nauczyło kobiety, że ich życiową rolą jest bycie przykładną żoną i matką. Nawet historyczki nie pamiętają już, kiedy właściwie zaczęłyśmy w to wierzyć. Zastanówcie się przez chwilę, czy jako dziewczynki nie bawiłyście się w „ślub” albo w „dom”? Czy przypadkiem nie marzyłyście, żeby na gwiazdkę dostać zabawkową kuchenkę, pralkę lub wózek dla lalki? Moje koleżanki szalały, gdy pod choinką znajdowały takie prezenty.

A ja? Ja zawsze byłam trochę inna niż moje rówieśniczki. Zamiast czesać i przebierać lalki, wolałam wspinać się z chłopakami na drzewa. Zamiast prosić Mikołaja o prezenty, które miałyby przygotować mnie do roli niewolnicy, wolałam dostać pistolet na kapiszony, bo jako dziewczynka marzyłam, że kiedyś zostanę policjantką.

Pamiętam, jak babcia uspokajała moją mamę, zapewniając ją, że wyrosnę z tego. Przykro mi, że je rozczarowałam. Chociaż nie, tak naprawdę to nie jest mi przykro.

W szkole średniej nie zmieniłam poglądów

Na pewno pamiętacie, jak wyglądał wasz pierwszy dzień w szkole średniej. Już wtedy zaczynają zawiązywać się licealne paczki. Komputerowcy, sportowcy i zwykli przeciętniacy – wszyscy z miejsca rozpoznają swoich. Są też one – dziewczyny, które myślą, że swoim głębokim dekoltem i długimi nogami rzucą świat na kolana. Poszczególne grupy zaczynają rywalizować o ich względy, a te pławią się w blasku... brokatu.

Ja po prostu przyglądałam się temu z boku, nie dając przypiąć sobie żadnej metki. Trzymałam się ze wszystkimi, ale w przeciwieństwie do moich koleżanek, nigdy nie zabiegałam o względy chłopców. I wiecie co? To oni zaczęli zabiegać o mnie. Na swoje nieszczęście, bo żadnemu nie pozwalałam zbliżyć się do siebie. Po co miałam chodzić z jednym chłopakiem, skoro tak dobrze wychodziła mi zabawa nimi? Nie przysparzało mi to popularności u dziewczyn, które stanęłyby na rzęsach, gdyby to zapewniło im popularność. Cóż, to nie był mój problem.

Kacper wiedział, czego chce od życia

Jako nastolatka porzuciłam marzenia o pracy w policji. Po prostu uznałam, że pieniądze są dla mnie ważniejsze. Gdy nadszedł czas zadecydowania o przyszłości, wybrałam biotechnologię. Na studiach przekonałam się, że na świecie jest więcej osób, które myślą tak samo, jak ja. Jedną z nich był Kacper. Poznałam go na pierwszym roku, na jednej ze studenckich imprez.

– Popatrz na nich – powiedział, wskazując parę obściskującą się w kącie. – Ona jeszcze nie wie, że on zdradza ją z jej koleżanką, na którą zerka co piętnaście sekund. A tamci? Ona zachowuje się, jakby już chciała zajść z nim w ciążę, byleby założył jej pierścionek na palec.

– Trafna analiza – powiedziałam z uznaniem.

– Rozejrzyj się po tym pokoju. Jak myślisz, ile z tych przyszłych małżeństw już teraz skazuje się na rozwód?

– Zakładam, że większość.

– To słuszne założenie, a wiesz dlaczego?

– Powiedz mi.

– Bo źle się do tego zabierają. Kierują się miłością, ale zapominają, że gdy mózg przestanie upijać się hormonalnym koktajlem, różowe okulary zmienią się w szare okulary.

Wtedy Kacper wydał mi się bardzo interesujący. Na tyle, że przyjęłam jego zaproszenie na późną kolację.

Doszliśmy do wniosku, że właśnie tak chcemy żyć

Polubiłam Kacpra. On mnie też, więc oboje uznaliśmy, że stanowimy zgraną parę. Spotykaliśmy się ze sobą, ale na innych zasadach niż nasi koledzy i koleżanki. Nie zamykaliśmy się na doświadczenia z innymi osobami. Po co, skoro statystyka udowadnia, że w większości związków dochodzi do zdrady? Gdy nie masz konkretnych oczekiwań, nie przeżyjesz rozczarowania. My nie oczekiwaliśmy od siebie stuprocentowego zaangażowania i takie podejście działało wyśmienicie. Na tyle dobrze, że pod koniec studiów postanowiliśmy się pobrać.

Jeżeli wydaje wam się, że w końcu przeżyłam chwilę oświecenia i zdałam sobie sprawę, że hołdowałam głupim wartościom, to muszę was rozczarować. To była z naszej strony przemyślana decyzja. Decyzja, która miała służyć konkretnym interesom.

– Skoro i tak spotykamy się ze sobą, to może sformalizujmy tę relację? – zaproponował Kacper.

– Czy ty mi się właśnie oświadczasz? – zapytałam zdziwiona i, co tu dużo mówić, nieco przestraszona.

– Tak, to znaczy nie! Nie tak, jak sobie to wyobrażasz.

– Rozwiń tę myśl.

– Zastanów się, chcesz kupić mieszkanie, prawda?

– No... tak, jasne.

– A jakie są szanse, że dostaniesz kredyt?

– Całkiem spore, ale z takim oprocentowaniem, że i tak nie będzie mnie stać na tę przyjemność.

– No właśnie, ale gdybyś miała męża...

– ... to dostałabym znacznie lepsze warunki – dokończyłam jego myśl.

Rozmawialiśmy przez całą noc. Nad ranem oboje doszliśmy do wniosku, że to może się udać.

– Podsumujmy, bierzemy ślub dla kredytu, w łóżku dalej cieszymy się sobą, a jeżeli pojawią się dzieci, nie robimy z tego wielkiej sprawy, tylko liczymy przysługujące nam świadczenia, czy tak?

– Dokładnie to mam na myśli.

– Więc dobrze. Pobierzmy się.

Nasz plan naprawdę działa

Mama była szczęśliwa, że wyszłam za mąż. Nie miałam serca powiedzieć jej, że nasz ślub nie był ukoronowaniem wielkiej miłości. Po prostu nie mogłam jej tego zrobić.

Kiedy jednak koleżanki gratulują mi i dopytują, w jakich okolicznościach Kacper poprosił mnie o rękę, mówię bez owijania w bawełnę. „To po prostu zdroworozsądkowy układ” – powtarzam. Zawsze w takiej sytuacji mam wrażenie, że patrzą na mnie z politowaniem. Bawi mnie to. A wiecie dlaczego? Bo nasz układ naprawdę działa.

Jesteśmy już cztery lata po ślubie. Mamy córeczkę i wspólnie dbamy o jej potrzeby. W tym czasie rozpadły się cztery znane mi małżeństwa. To średnio jeden rozwód na rok. A my? Nie kłócimy się, nie miewamy kryzysów, w naszym życiu nie ma żadnych dramatów. Konia z rzędem temu, kto pokaże mi drugie małżeństwo, które jest tak zgodne. 

Czytaj także:
„Córka oznajmiła, że nie ochrzci dziecka. Chcę po kryjomu zabrać Stasia do księdza i zmyć z niego grzech pierworodny”
„Uwiodłem dziewczynę mojego syna. Kiedy patrzyłem na jej jędrne, młode ciało, nie mogłem się opanować”
„Mężczyzna jest dla mnie bankomatem, a ja towarem. Lepiej płakać w willi, niż pod mostem”

Redakcja poleca

REKLAMA