„Słowa narzeczonego przyjaciółki tak mi schlebiały, że wskoczyłam mu do łóżka. Bez oporów zdradziłam męża”

smutna zła kobieta fot. Getty Images, Javier Sanz
„Gdy wstał od stolika i pociągnął mnie za sobą, nie protestowałam. Pomyślałam, że to jedyna szansa na to, by choć na chwilę odmienić swoje szare życie. A może nie tylko na chwilę”.
/ 04.10.2023 09:15
smutna zła kobieta fot. Getty Images, Javier Sanz

Odkąd pamiętam, zazdrościłam Uli. Była przebojowa, wesoła i dużo ładniejsza ode mnie. Oglądali się za nią wszyscy faceci. A ja? Ot, taka zwyczajna szara myszka.

Była z innego świata

Okropny tłok panował w centrum handlowym. Zaczęły się wyprzedaże i chyba całe miasto przyjechało tego dnia na zakupy. Właśnie próbowałam dotrzeć do wyjścia, gdy usłyszałam za plecami radosny okrzyk. Odwróciłam się zaskoczona. Przede mną stała Ulka, moja przyjaciółka z uczelni.

Niedługo po ukończeniu studiów wyjechała za granicę i od tamtej pory się nie widziałyśmy. Wyglądała świetnie. Staranna fryzura, makijaż, ekstra ciuchy… Mina mi trochę zrzedła, bo poczułam się przy niej jak jakaś uboga krewna.

– Co za spotkanie! Ile to już lat się nie widziałyśmy? Osiem? Co u ciebie? Nadal jesteś z Markiem? – dopytywała, lustrując mnie wzrokiem.

Modliłam się w duchu, by nie zauważyła, że mam na sobie płaszcz sprzed trzech sezonów.

– Nadal. Nawet za mąż za niego wyszłam – odparłam.

– Naprawdę? Jak ty to robisz, dziewczyno, że ciągle jesteś z tym samym facetem? Ja już dwa razy się rozwiodłam. A teraz mam trzeciego narzeczonego – roześmiała się.

– Jak zwykle bogaty i przystojny? – zapytałam.

– Oczywiście! Zaraz go poznasz. Umówiłam się z nim w tamtej restauracji. Podobno podają w niej najlepsze krewetki w mieście. Idziemy! – pociągnęła mnie za ramię.

– Wolałabym zwykłą kawiarnię… Nie stać mnie na krewetki – mruknęłam zawstydzona pod nosem.

– Chodzisz po drogich butikach i nie stać cię na restaurację?– zdziwiła się, chyba niezbyt szczerze.

– Myślałam, że coś upoluję na wyprzedażach… Ale nawet po obniżkach wszystko jest tu dla mnie za drogie. Wiesz jak jest, kredyty, rachunki – poczułam, że się czerwienię.

Pokręciła głową z dezaprobatą.

– Ten Marek coś za słabo się stara i o ciebie dba! Będę musiała z nim o tym porozmawiać. Dalej pracuje w tej samej firmie? To już wiem, gdzie go szukać. A na razie, zapraszam. Janusz płaci! – roześmiała się.

Myślałam, że on po prostu chce być miły

Narzeczony Ewy wyglądał rzeczywiście świetnie. A na dodatek był miły i dowcipny. Z zazdrością pomyślałam, że przyjaciółka jak zwykle ma wielkie szczęście. Już na studiach mogła przebierać w facetach, jak w ulęgałkach. Mężczyźni za nią szaleli. A ja? Byłam i pozostałam wierna swojemu pierwszemu chłopakowi, Markowi, mimo że nie był ani przystojny, ani dowcipny. Raczej taki mrukowaty.

Przypomniało mi się, że Ulka nigdy nie mogła zrozumieć, dlaczego się z nim spotykam. Powtarzała, że powinnam sobie znaleźć kogoś bardziej interesującego.

– Na Marka szkoda czasu, on jest taki nudny – tłumaczyła mi.

Może i miała trochę racji, ale prawda była taka, że poza nim nikt się mną nie interesował… Mimo tych niewesołych refleksji spędziłam w restauracji całkiem miłe popołudnie. Krewetki rzeczywiście były świetne, a Janusz zachowywał się wspaniale. Z godną podziwu cierpliwością znosił naszą babską paplaninę, wtrącając tylko od czasu do czasu jakiś żarcik. Na koniec wymieniliśmy się telefonami.

– Musimy się jeszcze koniecznie spotkać – powiedział, ściskając mocno moją dłoń na pożegnanie.

– Oczywiście, bardzo chętnie – odparłam, siląc się na uśmiech.

Nie sądziłam, że kiedykolwiek to nastąpi. Myślałam, że to zwykła kurtuazja i Janusz po prostu stara się być miły. A jak się rozstaniemy, to natychmiast zapomni o moim istnieniu. Miał pamiętać o takiej szarej myszy, mając przy boku taką wspaniałą dziewczynę jak Ulka?

„Ech, życie jest jednak niesprawiedliwe” – westchnęłam w duchu, patrząc jak przyjaciółka wsiada z narzeczonym do najnowszego mercedesa. Zrezygnowana skierowałam się w stronę przystanku. Najbliższy autobus był oczywiście dopiero za dwadzieścia minut.

Nie wierzyłam, że to on

Trzy dni później zadzwonił telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Nie znałam tego numeru. Pomyślałam, że to pewnie znowu jakiś akwizytor będzie próbował mnie namówić na pokaz garnków albo cudownych kremów odmładzających, więc nie odebrałam. Ale ten ktoś był bardzo natarczywy. Zadzwonił jeszcze kolejny raz, a po kwadransie następny. Wściekła sięgnęłam po komórkę.

– Słucham! – warknęłam w słuchawkę mocno zniecierpliwiona.

– Witaj, tu Janusz! Oj, po głosie poznaję, że nie masz chyba najlepszego dnia – powiedział.

Zamarłam. Prędzej bym się diabła spodziewała niż Janusza.

– Nie, po prostu mam… migrenę – wykrztusiłam po chwili, bo nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy.

– No to może umówimy się po południu na kawę i jakiś mały koniaczek, co? Na pewno dobrze ci to zrobi – zaproponował.

– No nie wiem – zawahałam się.

Prawdę mówiąc, nie miałam ochoty na spotkanie we trójkę. Janusz jakby czytał w moich myślach.

– Ula wyjechała w delegację, więc będziemy tylko we dwoje – zawiesił głos, czekając na odpowiedź.

– No dobrze, to gdzie? – zapytałam, sama nie wiem dlaczego.

– O siedemnastej, w kawiarni w hotelu naprzeciwko centrum handlowego, w którym widzieliśmy się ostatnio, może być? – zapytał.

– W hotelu? – spłoszyłam się. – Dobrze, będę – dodałam po chwili.
Serce biło mi jak oszalałe. „Czyżby to nie miało być zwyczajne spotkanie, tylko coś więcej?” – zastanawiałam się, ale szybko odpędziłam tę dziwaczną myśl. Doszłam do wniosku, że facet po prostu się nudzi. A chce się ze mną spotkać pewnie dlatego, bo wie, że Ulka o kogoś takiego jak ja nie będzie zazdrosna.

Uwodził mnie, zapomnając o Uli

Gdy weszłam do kawiarni, Janusz już czekał. Zamówił mi kawę i koniak. Jeden, potem drugi i trzeci. Był czarujący i opiekuńczy. Rozmawialiśmy tak, jakbyśmy znali się od lat. Po dwóch godzinach wypłakałam przed nim całe swoje szare i nudne życie.

– Wiesz, nie jestem taka szczęśliwa i zakochana, jak ty i Ula. Na małżeństwo z Markiem zdecydowałam się po pięciu latach chodzenia. Jesteśmy ze sobą bardziej z przyzwyczajenia i rozsądku niż z miłości – sama nie wiem, czemu to powiedziałam.

Spojrzał mi głęboko w oczy.

– Ja szczęśliwy? Chyba żartujesz! Nasze narzeczeństwo to fikcja! Ula jest apodyktyczna, zajęta sobą i karierą. Wiecznie nie ma dla mnie czasu. A ja potrzebuję kogoś, kim mógłbym się opiekować, przy kim znalazłbym sens życia. Kogoś takiego, jak ty… Teraz mogę ci powiedzieć prawdę. Ula wcale nie wyjechała w delegację. Skłamałem, bo chciałem się spotkać tylko z tobą – powiedział ciepło.

Świat nagle zawirował. Nie mogłam wprost uwierzyć w to, co słyszę. Janusz chciał się spotkać tylko ze mną? Wolał mnie od Ulki? Tej pięknej, seksownej, zadbanej, eleganckiej blondynki, za którą zawsze oglądali się wszyscy faceci?

Byłam oszołomiona i szczęśliwa. Pośpiesznie dopiłam koniak. Gdy wstał od stolika i pociągnął mnie za sobą, nie protestowałam. Pomyślałam, że to jedyna szansa na to, by choć na chwilę odmienić swoje szare życie… A może nie tylko na chwilę? Kiedy odbieraliśmy klucz od pokoju w hotelowej recepcji, minęła nas jakaś kobieta. Kątem oka dostrzegłam, że zatrzymała się i przez chwilę wpatrywała się w Janusza. Nic dziwnego, przyciągał wzrok… Z satysfakcją pomyślałam, że pewnie zazdrości mi, że nie jest na moim miejscu.

Straciłam dla niego rozum

Potem wszystko działo się jak we śnie. Albo romantycznym filmie o miłości. Niecierpliwe pocałunki w windzie, zawieszka na klamce: „Nie przeszkadzać”, trzask zamykanych drzwi, rozerwana sukienka… To było szalone, upajające. Tamtego wieczora zrozumiałam, dlaczego mówi się, że grzech jest słodki.

Do domu dotarłam dosyć późno. Marka szczęśliwie jeszcze nie było. Przypomniało mi się, jak wspominał, że wróci pewnie dopiero przed północą, bo coś im się tam zawaliło w firmie. Cóż, miałam szczęście. Położyłam się do łóżka i nakryłam się kołdrą po sam czubek nosa. Chwilę później dopadły mnie straszne wyrzuty sumienia. Zdradziłam męża i przyjaciółkę. Co mi strzeliło do głowy? Zastanawiałam się, co mam zrobić. Przyznać się do wszystkiego czy milczeć? No i co dalej?

Gdy wychodziłam z hotelowego pokoju, Janusz nie był już taki czarujący i miły. Nie mówił, że mnie kocha, nie zapewniał, że wkrótce się odezwie. Rzucił tylko zwyczajne „cześć” i zasnął. Jakbym była tylko chwilową przygodą, rozrywką na jeden wieczór. Ze smutkiem pomyślałam, że bajka o Kopciuszku i pięknym księciu, w moim przypadku chyba nadal będzie tylko bajką.

Minęła północ, potem godzina pierwsza, druga. Marek nie wracał. Zaczęłam się denerwować. Zawsze dawał znać, gdy miał się spóźnić. A teraz nawet nie odbierał telefonu i nie oddzwaniał, mimo że trzy razy nagrałam mu się na poczcie i zostawiałam wiadomości, żeby się odezwał. „Czyżby robił to, co ja? Zdradzał mnie?” – przemknęło mi przez głowę.

Wpadłam w panikę. Oczami wyobraźni już widziałam, jak znika z mojego życia w ramionach innej. Wrócił nad ranem. Usłyszałam szczęk kluczy w zamku i skrzypnięcie drzwi. Wszedł do sypialni.

– Śpisz? – zapytał cicho.

– Nie! Czekam na ciebie! Dlaczego nie zadzwoniłeś? Myślałam, że coś ci się stało – naskoczyłam na niego.

– Przestań, musimy porozmawiać – przerwał mi, siadając na łóżku.

– O czym? Jest piąta nad ranem! Chce mi się spać! – burknęłam.

– Zadzwoniła do mnie Ulka. Powiedziała, że masz romans z jakimś Januszem, podobno jej najnowszym narzeczonym. Jej znajoma widziała was, jak szliście objęci do hotelowej windy… Po pracy poszedłem do knajpy. Siedziałem tam przy jednym piwie i myślałem. Musiałem to wszystko przetrawić – powiedział, wpatrując się we mnie uważnie.

Powiedział mi, co się stało przed laty

Zrobiło mi się słabo. Niemal fizycznie poczułam, ja cały świat
w jednej chwili wali mi się na głowę. A więc on już o wszystkim wie?
I co teraz zrobi? Odejdzie? Zostawi mnie? Nie mogę go stracić! Chciałam mu się jakoś wytłumaczyć, przeprosić, ale głos uwiązł mi w gardle. Więc tylko się rozpłakałam.

– Uspokój się. Naprawdę nic nie musisz mówić, zaprzeczać – Marek pogłaskał mnie czule. – Wiem, że to nieprawda, że nigdy byś mi tego nie zrobiła. Muszę ci się do czegoś przyznać… Kiedyś, na trzecim roku studiów, poszedłem z Ulką na imprezę. Pamiętasz? Ty zostałaś w domu.

Skinęłam głową. Dobrze to pamiętałam. Byłam chora na grypę, miałam prawie czterdzieści stopni gorączki, a Ula nie chciała iść sama, więc „wypożyczyłam” jej Marka na ten jeden wieczór. Poszli we dwoje.

– Wtedy w klubie sporo z Ulą wypiliśmy. Kleiła się do mnie i mówiła, że zazdrości ci takiego wiernego chłopaka, jak ja. I gdyby ona miała kogoś takiego, byłaby szczęśliwa. W pewnym momencie zaproponowała, żebyśmy się wynieśli z imprezy i poszli do niej się kochać – przerwał.

Poczułam, jak ogarnia mnie fala gorąca. Tego się nie spodziewałam!

– No i? – ponagliłam go.

– Kompletnie zgłupiałem. Wiem, że żaden ze mnie superfacet i to, że taka dziewczyna jak Ula straciła dla mnie głowę – było niesamowite. I mile połechtało moje ego. Przyznam się, że miałem na nią ochotę. Dobrze szumiało mi już w głowie, a pokusa była wielka. Prawie już wychodziliśmy. Ale w ostatniej chwili się powstrzymałem. Nie chciałem cię zdradzić. Wiedziałem, że jak jej ulegnę, to stracę ciebie. A bez ciebie nie wyobrażałem sobie życia. No i jej odmówiłem – powiedział.

– Naprawdę? – wykrztusiłam.

– Naprawdę! Była wściekła jak osa. Pytała, co ja w tobie widzę, mówiła, że nie powinienem na ciebie tracić czasu, że tylko z nią będę szczęśliwy. Następnego dnia nie wiedziałam, jak się zachować. Udawać, że nic się nie stało, czy powiedzieć ci o tym? Wybrałem to pierwsze. Bałem się, że mi nie uwierzysz. Byłyście przecież najlepszymi przyjaciółkami – westchnął i otarł mi z policzków łzy.

Poczułam się jak ostatnia świnia. Jak mogłam zdradzić takiego faceta? Okazało się, że nie mam wcale aż tak źle, jak myślałam. Ba! Tak naprawdę to mam dużo lepiej niż Ulka, która nie potrafi znaleźć tego jedynego! Rozryczałam się jeszcze bardziej. Marek mocno mnie przytulił.

– Przestań już. Wiem, że rewelacje Uli to zwykłe kłamstwo – mówił dalej. – Wymyśliła to tylko po to, żeby nas rozdzielić. Ona chyba ciągle myśli, że mógłbym z nią być. Przecież to głupie. Powinna wiedzieć, że zawsze kochałem i kocham tylko ciebie. Przykro mi kochanie, ale Ula nie jest twoją prawdziwą przyjaciółką…

Czytaj także:
„Gdy studentka zapałała do mnie żądzą poczułem, że żyję pełną piersią. Tchu mi jednak zabrakło, bo w wieku 60 lat zostanę tatą”
„Mąż przyrósł do fotela jak grzyb, a ja potrzebowałam wichrów namiętności. Przystojny Janusz obudził we mnie żądze”
„Mam się za weterana związków damsko-męskich, ale takiej żądzy nigdy nie przeżyłem. Czuję się jak nowicjusz”

Redakcja poleca

REKLAMA