Nie rozumiałem, co do mnie mówi. Ja ojcem? Przecież cały czas się zabezpieczaliśmy! Jak to możliwe? Stałem i patrzyłem na Maję, której twarz zastygła gdzieś pomiędzy grymasem niepewności a radosnym uśmiechem, nie wiedząc, co dalej począć. Miałem mieć dziecko… z dzieckiem!
Byłem przykładnym mężem
Jadzia raczej nigdy nie mogła na mnie narzekać. Odkąd za mnie wyszła, zawsze starałem się spełniać jej zachcianki i jednocześnie wspierać ją w każdej podejmowanej decyzji. Byłem jej partnerem praktycznie we wszystkim, a zarazem przyjacielem, jeśli tego właśnie potrzebowała.
Z początku była między nami ogromna namiętność, taka, która praktycznie nie pozwala wyjść na dłużej z łóżka, jeśli tylko ma się czas na kolejne figle. Potem jednak, wraz z upływem lat, to wszystko wygasło. Zostało tylko przywiązanie i jakiś rodzaj sentymentu. Bo bardzo ją lubiłem i dobrze mi się z nią mieszkało. Ona z kolei skupiała się głównie na pracy.
Zaraz po ślubie ustaliliśmy, że nie chcemy mieć dzieci. Właściwie to Jadzia ich nie chciała, a ja nie protestowałem. Od czasu do czasu co prawda miałem przebłyski, w których zastanawiałem się, jakby to było, gdybym jednak został ojcem, ale nie przywiązywałem do nich zbyt wielkiej wagi. Brak dzieci miał przecież swoje plusy. Oboje z żoną mieliśmy więcej czasu dla siebie i nie musieliśmy się dodatkowo o nikogo troszczyć. To dawało pewną wolność i swobodę. Dokładnie tego nam było trzeba.
Żona była zwykła, ona wyjątkowa
Po latach między mną a Jadzią nadal dobrze się układało. Nie kłóciliśmy się, wciąż uzupełnialiśmy i wiedliśmy spokojne życie. Nie mieliśmy w sumie nikogo więcej poza sobą. Ja czasem tylko wpadałem do starszego brata, Jadzia natomiast spotykała się z koleżankami.
Nie wiem dlaczego, ale z czasem zapragnąłem jednak czegoś więcej. Bo moja żona była naprawdę wspaniała, tylko że… nie wywoływała we mnie żadnych emocji. A ja znów chciałem poczuć się atrakcyjny, męski, gotowy do nowych doświadczeń. Może to był jakiś kryzys, a może po prostu jakieś głupie myśli, ale zaczynałem w nie wierzyć. Potrzebowałem jakiejś odskoczni. Czegoś, co pozwoliłoby mi się wyrwać z nudnego domu. Zrobić coś szalonego, czego pewnie mógłbym żałować. Wtedy jednak miało to niewielkie znaczenie.
Którejś soboty wybrałem się samotnie do baru. To była raczej spontaniczna decyzja – Jadzia była wtedy z koleżankami na kawie, a mnie nie chciało się siedzieć samemu w domu. Na miejscu postanowiłem sobie, że wypiję kieliszek lub dwa i wrócę piechotą do domu. Nie przejmowałem się wtedy ludźmi z mojego najbliższego otoczenia, dopóki obok nie usiadła piękna dziewczyna.
Mogła mieć około dwudziestu lat. Szczupła, ładnie ubrana, z długimi blond włosami. Zdziwiłem się, kiedy do mnie zagadała. Pytała, co robię sam w barze, a potem przyznała, że sama nie ma co ze sobą zrobić, bo znajomi wyjechali na weekend i została sama w mieszkaniu.
Przesiedzieliśmy obok siebie co najmniej z dwie godziny. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a ja wreszcie znów poczułem się zauważony. Miałem wrażenie, że moja nowa znajoma, Maja, jest mną żywo zafascynowana. Co rusz posyłała mi szerokie uśmiechy, odrzucała włosy za ramię i trzepotała rzęsami – zupełnie, jakby mnie próbowała poderwać. Wydawało mi się to trochę nieprawdopodobne, ale nie powiem. Schlebiało mi.
Nasza znajomość się rozwijała
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, zacząłem się spotykać z Mają. O dziwo, mimo ogromnej różnicy wieku (jak się okazało, ona miała dwadzieścia dwa lata, a ja dobijałem właśnie do sześćdziesiątki), znajdowaliśmy wiele wspólnych tematów. Ona studiowała psychologię, miała zamiar w przyszłości pomagać ludziom. Wtedy nawet zaczęła już coś robić w kierunku pracy zawodowej i świetnie się w tym odnajdywała.
Czułem się atrakcyjny, bo poświęcała mi całą swoją uwagę. Mówiła, że jestem bardzo dojrzały, że woli takich mężczyzn niż jej rówieśników ze studiów. Podbudowywany takimi zapewnieniami, kompletnie zapomniałem o żonie i po pewnym czasie wylądowałem z nią w łóżku. Najczęściej wynajmowaliśmy pokój w pobliskim motelu, ale zdarzyło się też, że zaprosiła mnie do siebie pod nieobecność współlokatorów. Z wiadomych względów, mój dom odpadał.
I choć cały czas miałem lekkie wyrzuty sumienia, bo przecież Jadzia nie zasłużyła sobie na coś takiego, nie mogłem się oprzeć Mai. A im bardziej się starałem, tym gorzej mi szło. Nie powiem, było mi dobrze z Mają. Czułem się, jakbym przeżywał drugą młodość, a jednocześnie wciąż nie dowierzałem, że udało mi się znaleźć taką kochankę. W ogóle nie planowałem przecież żadnej kochanki. To samo jakoś tak wyszło. Z Mają zresztą nigdy nie rozmawialiśmy o przyszłości, no bo jak? Przecież to logiczne, że sześćdziesięcioletni dziadek nie będzie tkwił w związku z młodą studentką.
Ta informacja mnie zszokowała
Któregoś dnia jednak Maja zadzwoniła do mnie dziwnie podekscytowana. Pomijam już to, że musiałem się schować z telefonem w łazience, żeby z nią porozmawiać, ale nie podobało mi się, że oczekuje ode mnie natychmiastowego spotkania. Przecież doskonale wiedziała, w jakiej jestem sytuacji, że mam żonę, której nie mogę tak po prostu zostawić samej bez wytłumaczenia.
Ostatecznie wmówiłem Jadzi, że zadzwonił do mnie kolega z pilną sprawą i muszę do niego na moment wyjść. Ona oczywiście niczego nie podejrzewała, a ja czułem się okropnie, że znów jej to robię.
– Co się stało, Maja? – spytałem, gdy dotarłem do niej do mieszkania. Nie kryłem swojej irytacji, choć może powinienem.
– Mam dla ciebie nowinę! – oświadczyła z entuzjazmem – Jestem w ciąży!
– Co? – wykrztusiłem tylko.
– No, będziesz tatusiem! – dorzuciła. – Czy to nie wspaniałe?
Nie rozumiałem, co do mnie mówi. Ja ojcem? Przecież cały czas się zabezpieczaliśmy! Jak to możliwe? Stałem i patrzyłem na Maję, której twarz zastygła gdzieś pomiędzy grymasem niepewności a radosnym uśmiechem, nie wiedząc, co dalej począć. Miałem mieć dziecko… z dzieckiem!
– Nie wiem, co powiedzieć… – przyznałem zgodnie z prawdą.
Popatrzyła na mnie w zdumieniu.
– Nie cieszysz się?
Przyznałem się Jadzi do wszystkiego. Nie wiem, czy kiedykolwiek mi wybaczy, ale póki co nie zażądała rozwodu. Wiem, że wciąż nie może uwierzyć w to wszystko, co się wydarzyło. Też miałbym z tym problem na jej miejscu. W końcu tyle czasu ją oszukiwałem, a ona pozostawała mi wierna od początku do końca.
Choć Maja bardzo chciała, żebyśmy razem wychowali dziecko, nie zgodziłem się. Wytłumaczyłem jej, że powinna mieć szansę na szczęśliwe życie i znaleźć sobie kogoś w swoim wieku. Bo co ja mogłem jej dać? Teraz była mną zauroczona, ale za parę lat, gdy zrozumie, że utkwiła u boku tyle lat starszego mężczyzny? Nie byłoby to pewnie zbyt przyjemne doświadczenie.
Obiecałem więc, że będę jej płacił alimenty i uczestniczył w wychowaniu dziecka, ale nie chcę jej zamykać drogi do szczęścia. A czy ja jeszcze kiedyś będę szczęśliwy? Tylko jeśli Jadzia postanowi dać mi drugą szansę. Mimo że przecież w ogóle na nią nie zasłużyłem.
Czytaj także:
„Nie wiedziałam, czy starszy facet będzie dobrym wyborem. Postanowiłam rzucić się w wir i płynąć z falą uniesienia”
„Moja 20-letnia pasierbica zakochała się w moim dawnym znajomym. Facet 2 razy starszy od niej, w dodatku – pijak i damski bokser"
„Odrzuciła najlepszą partię w okolicy, żeby wyjść, wbrew woli rodziców, za starszego od siebie wdowca z dwójką dzieci”