Jako redaktor naczelny miesięcznika literackiego przywykłem już, że mało kto pisze do mnie z czystej życzliwości. Z reguły odzywali się zniecierpliwieni oczekiwaniem na publikację autorzy albo zdenerwowani brakiem odpowiedzi debiutanci.
Ale ta wiadomość była inna. Nieznana mi osoba, podpisująca się jako Jolanta, prosiła o bibliografię do mojej powieści historycznej. Wśród wielu wydanych książek popełniłem kiedyś powieść, której akcja toczy się w czasie bezkrólewia za panowania pierwszych Piastów. Że też kogoś zainteresowało, z jakich źródeł korzystałem…
Odpowiedziałem uprzejmie, załączyłem bibliografię. Nazajutrz przyszedł następny mejl z prośbą o uściślenie pewnych rzeczy. Zaintrygowało mnie to. Wraz z listem wysłałem pytanie, dlaczego tak bardzo interesuje to tajemniczą panią Jolę.
Na odpowiedź nie musiałem długo czekać. Była historykiem, szczególnie interesowało ją średniowiecze. Przy okazji dowiedziałem się, że mieszka w Gdyni, a więc kawał drogi od mojego Wrocławia, że jest rozwódką i samotnie wychowuje córkę.
Po kilku mejlach zaproponowałem kontakt telefoniczny, podałem numer komórki. Nie zadzwoniła. Podała swój telefon. „Prawdziwa kobieta – oceniłem. – Nie będzie dzwonić do faceta, nawet jeśli to ona ma do niego sprawę”.
Wystukałem jej numer…
– Witam, panie Rafale – w słuchawce usłyszałem głos anioła.
Zawsze byłem bardzo wrażliwy na muzykę, ważne dla mnie było brzmienie głosu rozmówcy. A tutaj miałem do czynienia z czymś cudownym. Melodyjny, łagodny, spokojny. W takim głosie można się zakochać.
– Witam, pani Jolu. Ma pani teraz czas omówić tę kwestię czeskiego Brzetysława?
Powiem szczerze – niewiele mnie obchodził w tej chwili czeski książę i jego krwawa historia. Chciałem tylko jej słuchać. I nie mogłem się doczekać następnej pogawędki. Ciekawe, jak wygląda kobieta o takim głosie? Pozory mogą mylić. Byłem ciekaw i byłem coraz bardziej niecierpliwy.
„Pierwszego grudnia będę w Warszawie na targach książki. Gdybyś chciała się spotkać, zapraszam…” – napisałem.
Przeszliśmy na „ty”, ale wciąż nie wiedziałem, jak wygląda. Ten pomysł z Warszawą przyszedł mi do głowy, kiedy tylko zdecydowałem ostatecznie, że pojadę. Nie miałem wielkiej nadziei, że Jola zdecyduje się tam zjawić, ale co szkodziło spróbować?
Miałem wrażenie, że znamy się od zawsze
Zaskoczyła mnie. Nie po raz pierwszy i nie ostatni. Zadzwoniła.
– Przyjadę, jasne – w jej głosie wyczuwałem uśmiech. – Wreszcie się zobaczymy.
Miała przewagę – moje zdjęcia można znaleźć w internecie. Ja dysponowałem jedną maleńką fotografią, którą przysłała na moje usilne prośby. Twarz bez wątpienia ładna, otoczona burzą rudych włosów. Ale jak wyglądała naprawdę? Nieważne, i tak bardzo chciałem ją poznać!
Do Warszawy przyjechałem kilka godzin wcześniej od Joli. Całe te targi książki, spotkania z czytelnikami niewiele mnie obchodziły. Poszedłem tylko zarejestrować swoje przybycie i potwierdzić godziny dyżurów literackich, a potem pojechałem na Dworzec Wschodni. Wypytałem już z samego rana, w którym Jola jest wagonie, niby po to, żeby stanąć w dobrym miejscu na peronie Dworca Centralnego, gdzie się umówiliśmy. Tak naprawdę od początku planowałem, że zrobię jej niespodziankę i zjawię się wcześniej.
Wsiadłem do pociągu i zacząłem zaglądać do przedziałów. Było prawie pusto, siedziały pojedyncze osoby. Wreszcie ją zobaczyłem. Ją i jej piękne, rude włosy.
Jola spojrzała na mnie najpierw z zaskoczeniem, potem niedowierzaniem. Wstała, a pode mną ugięły się kolana.
Boże, jaka ona była piękna! Oczy, włosy, usta… Cudowna figura…
– Co ci się stało? – spytała zaniepokojona; chyba uznała, że mi się nie spodobała.
– Wi… witaj z powrotem – szepnąłem.
Czułem się tak, jakbym do niej wrócił! To było niesamowite. Nie widziałem przed sobą obcej kobiety, ale kogoś, kogo znałem od dawna, od setek, tysięcy lat!
Powiedziałem jej o tym później, po południu, kiedy poszliśmy na kawę.
– Wiesz, Rafał – odparła z zastanowieniem – coś w tym jest. To dziwne, ale też mam wrażenie, że znamy się od dawna.
A więc jeszcze potrafię być szczęśliwy…
Jedność dusz? Tak to się chyba zwykło poetycko określać. Okazało się, że mamy podobne zainteresowania, nawet muzyczne, że czytaliśmy te same książki, oglądamy te same programy w telewizji, chodzimy na te same filmy do kina. Ktoś powie – zbieg okoliczności. Ale dla mnie to jak przeznaczenie. Więcej nawet. Jakby to, że spotkałem ją na swojej drodze, zostało zapisane w gwiazdach. A przecież przez całe dorosłe życie w żadne przeznaczenie i inne takie przesądy nie wierzyłem!
Tego wieczoru mieliśmy się rozjechać każde w swoją stronę, ale nie mogliśmy się rozstać. Co tu dużo gadać – wynająłem pokój w hotelu na obrzeżach Warszawy i noc spędziliśmy razem.
To też było jak dotyk przeznaczenia. Znów miałem poczucie, że wróciłem do kogoś, kogo mi brakowało, do kogo od lat tęskniłem, nie zdając sobie z tego sprawy.
– Jesteś ideałem – stwierdziłem gdzieś około drugiej nad ranem.
Kochaliśmy się i rozmawialiśmy na przemian. Człowiek po czterdziestce naprawdę wie, czego chce od życia. I jak dać sobie nawzajem radość. Miała cudowne ciało. Ciało i duszę, i ten głos…
– Przesadzasz – roześmiała się. – Jestem zwyczajna, żadne ze mnie cudo.
– Tak samo zwyczajna jak samorodek złota znaleziony na środku pustyni – odparłem. – Tak samo zwyczajna jak dotyk anioła pośród czeluści nocy…
– Potrafisz pięknie mówić – szepnęła.
Teraz ja się roześmiałem.
– Jestem pisarzem, skarbie. Słowo to moje tworzywo. Ale mylisz się, normalnie nie potrafię tak przemawiać. W pisaniu lepiej mi to wychodzi. To ty sprawiasz, że budzi się we mnie poeta.
– To miłe… – przytuliła się do mnie.
Umówiliśmy się, że przyjadę do niej pod koniec miesiąca, po świętach. Zamówiłem hotel w małej miejscowości za Gdynią. Jeszcze nie była gotowa wpuścić mnie do swojego domu, przedstawić córce, i doskonale to rozumiałem. Nie tylko ja zostałem poraniony w małżeństwie.
– Zabierzemy małą do jakiejś miłej restauracji, do kina – powiedziała. – Niech cię pozna, polubi, a potem… zobaczymy.
Po kilku dniach opanowała mnie jednak taka tęsknota, że zadzwoniłem do Joli:
– Rób co chcesz, ale przyjadę w tę sobotę. Na jeden dzień. Rano będę w Gdyni, wieczorem odjadę. Muszę cię zobaczyć. Muszę! Nawet tylko na chwilę.
– Przecież to cała noc jazdy w jedną i w drugą stronę – zauważyła. – Chce ci się?
– No pewnie, że mi się chce!
– Jeśli tak bardzo chcesz – znów ten anielski głos i ten uśmiech. – Dobrze, będę cała dla ciebie tego dnia.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę!
Milczała przez chwilę.
– Ale nie ma mowy, żebyś tak się męczył – powiedziała wreszcie zdecydowanym tonem. – Przyjedziesz do mnie.
– A córka? – spytałem ostrożnie.
Roześmiała się.
– Opowiedziałam jej o tobie. Teraz czyta twoją książkę, tę, którą mi dałeś. Coś mi się zdaje, że masz małoletnią fankę. I na pewno chętnie cię pozna.
Spędziłem u niej cały weekend. O tym, jak się tam czułem, niech świadczy fakt, że następny raz zjawiłem się w same święta i zostałem do Nowego Roku.
Wchodząc do domu Joli znów miałem to wrażenie, że wracam… że jestem u siebie. Powiem szczerze – po rozwodzie postanowiłem, że nigdy więcej nie wstąpię w związek małżeński. Mówiłem o tym Joli, a ona podzielała moje zdanie.
Ale kiedy z nią pobyłem dłużej… Boże, chwała ci za to, że dałeś człowiekowi wolną wolę i możliwość zmiany postanowień!
Postanowiliśmy się pobrać. I znów wyszło to jakoś samo z siebie, jakby ta decyzja stanowiła coś najzupełniej naturalnego.
Ślub wzięliśmy w pewien piękny, słoneczny dzień w czerwcu tego roku. Jestem szczęśliwy. Tak szczęśliwy, jak nigdy jeszcze nie byłem. Po prostu przypadkiem spotkałem swoje przeznaczenie.
Czytaj także:
„Myślałem, że mamy szansę na wspólną przyszłość, ale ona wykorzystała mnie, by odegrać się na swoim chłopaku”
„Nakryłam męża w łóżku z nianią naszych córek. Zostawił mnie z dziećmi, bo nie byłam dla niego prawdziwą kobietą”
„Syn narzeka, że go kontroluję. Mam do tego prawo, bo całe życie od ust sobie odejmowałam, by jemu nic nie zabrakło”
„Związałem się z alkoholiczką. Co tydzień obiecywała mi, że przestanie pić. Ja wciąż wierzę, że się zmieni”