„Tajemniczy sąsiad zrobił na mnie wrażenie, ale odrzucał moje zaloty. W jego serce wkupiłam się... sprzątaniem”

Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Obserwowałam zwyczaje nowego sąsiada. Byłam przekonana, że jest singlem, bo nie odwiedzała go żadna kobieta, więc postanowiłam działać. Los dał mi tego przystojniaka na tacy, nie mogłam stracić takiej okazji. Był tylko jeden problem - byłam dla niego zbyt przaśna”.
/ 10.03.2022 06:52
Zakochana kobieta fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Kiedy mieszkanie znajdujące się tuż nad moim w końcu znalazło nowego właściciela, ucieszyłam się, bo tamtej zimy dodatkowe opłaty za nadprogramowe ogrzewanie naprawdę dały mi się we znaki.

A kiedy jeszcze okazało się, że nowym właścicielem został ten przystojny mężczyzna po trzydziestce, nabrałam przekonania, że wreszcie uśmiechnęło się do mnie szczęście. Bo czym innym jak nie zrządzeniem losu można nazwać fakt, że mieszkał sam i nie odwiedzała go żadna kobieta? Byłam przekonana, że jest singlem, więc postanowiłam działać.

– Mam na imię Marysia i mieszkam nad panem – przedstawiłam mu się, gdy tylko nadążyła się ku temu okazja.

– Rafał. Chętnie bym pogadał, ale, niestety, spieszę się – odpowiedział z uśmiechem i zbiegł po schodach.

Zirytowałam się, nie powiem. Zebrałam się na odwagę i pierwsza wyciągnęłam do niego rękę, a on co?! Po nowym lokatorze został na klatce schodowej tylko zapach dobrej wody toaletowej.

Kim on może być? Prezesem? Dyrektorem?

Przez kolejne dni obserwowałam zwyczaje nowego sąsiada. Ciekawiło mnie zwłaszcza, co go tak zaprząta, że nie ma czasu nawet na kilkuminutową pogawędkę. Do pracy wybiegał jak ja tuż po godzinie siódmej, ale wracał zdecydowanie później. Z reguły byłam już po obiedzie, a nawet po popołudniowej drzemce, gdy na klatce schodowej słyszałam jego kroki i chrobot klucza przekręcanego w zamku

Pewnie ma jakieś odpowiedzialne stanowisko, skoro tyle czasu spędza poza domem… Tak sobie myślałam, zastanawiając się, kim on może być. Dyrektorem jakiejś instytucji? Prezesem banku? Nie, za młody… A może ambitnym prawnikiem? Tak czy owak, na pewno musiał pełnić jakąś ważną funkcję, skoro pracował od rana do późnego popołudnia.

Przyznaję, bardzo ciekawił mnie ten lokator, więc ucieszyłam się, gdy pewnego wiosennego dnia pojawiła się okazja, by zapukać do jego drzwi i poinformować go o ostatniej decyzji naszej wspólnoty mieszkaniowej. Nareszcie pojawił się pretekst, żeby zamienić z nim kilka słów, a może nawet obejrzeć jego mieszkanie.

– Ustaliliśmy, że rezygnujemy z usług sprzątaczki – powiedziałam niby obojętnym tonem, gdy otworzył drzwi.

– Proszę, wejdź. Nie będziemy przecież rozmawiać na korytarzu – oświadczył mi z uśmiechem i zaprosił do środka.

Mieszkanie miał urządzone w stylu minimalistycznym. Gołe ściany, puste parapety. Tylko na biurku piętrzyły się stosy dokumentów. Widać było, że odciągnęłam go od pracy, bo zerkał co chwilę nerwowo w ich stronę.

– Trochę tu surowo, ale nie miałem jeszcze kiedy się na dobre zadomowić – powiedział, jakby odgadując moje myśl.

Usiadłam na sofie, którą mi wskazał, i w kilku zwięzłych słowach wyłuszczyłam, o co chodzi z tą sprzątaczką:

– W przyszłym roku czeka nas poważna inwestycja, będzie remont dachu. Dlatego musimy zacisnąć pasa.

Nie wyglądał na zachwyconego, więc pospiesznie dodałam:

– To chyba nic trudnego umyć klatkę i kilka schodów?

– Mam nadzieję, że uda mi się wywiązać z tego zobowiązania – obiecał.

A że wyraźnie nie miał ochoty ciągnąć rozmowy, pożegnałam się i wyszłam. Nadal nie miałam pojęcia, kim jest. Jednak wtedy postanowiłam nie zawracać już sobie tym głowy. Bo jak się przekonałam, facet nie był mną ani trochę zainteresowany. Mimo sprzyjającej okazji nawet nie podtrzymał rozmowy. Skoro tak – to machnęłam ręką na tę znajomość. Ja się tam za nim uganiać nie będę!

W marcu zgodnie z ustalonym harmonogramem umyłam klatki schodowe oraz schody w ustalonym terminie. Poszło mi szybko i sprawnie. Były to zaledwie trzy piętra, które wystarczyło zmieść i porządnie umyć ciepłą wodą z płynem. Po tygodniu to samo miał zrobić nowy lokator. Najwyraźniej jednak zapomniał o swoim zobowiązaniu, ponieważ choć minął wyznaczony piątek, a po nim jeszcze kilka dni, nie zauważyłam go z miotłą.

W końcu sąsiadka z parteru nie wytrzymała i w nerwach zapowiedziała dyscyplinująca rozmowę z nowym sąsiadem.

Przynajmniej ugotować coś potrafi

– Pani Wando, spokojnie, biorę to na siebie – obiecałam jej, bo żal mi się zrobiło Rafała, ponieważ sąsiadka, która właśnie chciała na niego napaść, znana była z kąśliwego języka.

Wieczorem zapukałam więc do niego i z nieśmiałym uśmiechem przypomniałam o harmonogramie sprzątania.

– Na śmierć zapomniałem! – wykrzyknął. – Zaraz się do tego wezmę!

Jak się spodziewałam, nie miał ani wiadra, ani mopa, ani nawet porządnej miotły. Zawstydzony tylko spuścił wzrok, gdy oznajmiłam mu, że przyniosę wszystko, co potrzebne, od siebie.
Po chwili podałam mu mopa i wiadro.

– Przede wszystkim przebierz się, bo szkoda tego kaszmirowego swetra i ładnych dżinsów – nakazałam.

A kiedy powrócił w wyciągniętej bluzie i starych, poplamionych spodniach od dresów, z trudem zachowałam powagę. Choć mieszkał u nas od kilku dobrych miesięcy, jeszcze nie widziałam go w takim stroju. Nawet ze śmieciami chodził w swoim biznesowym rynsztunku. Teraz jednak wygadał zupełnie inaczej. W ogóle nie przypominał nikogo ważnego.

Był zwyczajnym facetem po trzydziestce i… taki chyba jeszcze bardziej mi się podobał. Nie chciałam jednak, żeby cokolwiek po mnie poznał, więc przyglądałam się krytycznie jego pracy, starając się robić przy okazji srogie miny.

Było to trudne… Przyznam szczerze, że dawno tak się nie uśmiałam jak tamtego wieczoru. Rafał zupełnie nie radził sobie na przykład z zamiataniem. W ogóle wszelkie proste domowe czynności najzwyczajniej go przerastały. Chyba w domu we wszystkim wyręczała go nadopiekuńcza mamusia…

– Wiesz co? Zrób kawę, a ja w tym czasie szybko to uprzątnę – zaproponowałam wielkodusznie, bo nie mogłam patrzeć, jak się męczy.

Widziałam, że ze szczęścia gotów jest rzucić mi się na szyję.

– Nie wiem, jak ci dziękować! – sapnął.

I tyle go widziałam. Ale gdy tylko skończyłam sprzątać, natychmiast otworzył drzwi swojego mieszkania i zaprosił mnie do środka. Usiadłam na sofie z kubkiem kawy w dłoni.

– Jeszcze raz bardzo cię przepraszam, ale do takich prac mam dwie lewe ręce – stwierdził. – Za to podobno nieźle radzę sobie w kuchni i chętnie w rewanżu zaproszę cię na kolację. Czy moja miła sąsiadka z góry przyjmie zaproszenie?

Uśmiechnęłam się bardzo zadowolona, bo właśnie na to liczyłam. Na kolacji pojawiam się w nowej jedwabnej bluzce i ołówkowej spódnicy, którą kupiłam sobie specjalnie na tę okazję. Na Rafale zrobiło to chyba wrażenie, bo kilka razy zerkał na mnie z kuchni i zagadywał zaciekawiony.

– Widzę duże zmiany w tym pokoju – zauważyłam z pochwałą w głosie, kiedy stawiał talerze na stole.

– Pewnie chodzi ci o porządek na biurku? – uśmiechnął się szeroko, pokazując rząd ładnych zębów.
W życiu bym nie wpadła na takie rozwiązanie zagadki

Po czym wreszcie wyjawił mi swoje sekretne zajęcie… Okazało się, że od wielu miesięcy przygotowywał się do egzaminu z rachunkowości.

– W pracy dali mi do rozumienia, że albo podniosę kwalifikacje, albo znajdą kogoś na moje miejsce. Nie miałem wyjścia i ja, stary koń, musiałem tyle czasu wkuwać jak nastolatek. Ale trud się opłacił! Właśnie awansowałem – pochwalił się i dumnie wypiął pierś. – Teraz na wszystko będę miał czas – dorzucił szybko, jakby czytając w moich myślach. – Nawet na naukę sprzątania… Oczywiście pod warunkiem, że to ty podejmiesz się roli nauczycielki.

– No niech stracę, dam ci te korepetycje! – roześmiałam się.

I co? Nie miałam racji, kiedy pomyślałam sobie, że to przeznaczenie postawiło Rafała na mojej drodze? Korepetycje ze sprzątania Kompletnie nie potrafił machać miotłą, a tym bardziej mopem. Tacy już są ci starzy kawalerowie. Rozpuszczeni przez nadopiekuńcze mamusie.

Czytaj także:
„Rozwiedliśmy się z hukiem po roku małżeństwa. Mąż zdradzał mnie z moją przyjaciółką, nakryłam ich w naszym mieszkaniu”
„Szukałam chłopaka, który zabierałby mnie na imprezy i był cały dla mnie. Wdowiec z dwójką dzieci psuł mi wizję związku”
„Próbowałam już wszystkiego, żeby zostać matką. Ostatnią szansą jest in vitro. Ale mój mąż nie chce o tym słyszeć”

Redakcja poleca

REKLAMA