„Śledziłem dziewczynę, z którą chciałem się umówić. Potrafiłem godzinami stać pod jej oknem i patrzeć, co robi..."

Śledziłem dziewczynę, z którą chciałem się umówić fot. Adobe Stock, LeslieAnn
„Spała na wersalce, oświetlona blaskiem telewizora, którego nie wyłączyła, nim zasnęła. Na podłodze obok jej dłoni stał do połowy opróżniony kieliszek. Podskakiwałem na każdy najcichszy dźwięk, pewny, że jak ktoś mnie przyłapie, wezwie policję. Żałowałem, że rzuciłem palenie – mógłbym udawać, że wyszedłem zapalić i bezwiednie zaglądam”.
/ 10.11.2022 19:15
Śledziłem dziewczynę, z którą chciałem się umówić fot. Adobe Stock, LeslieAnn

Piętnaście lat od matury to szmat czasu. Zmieniliśmy się wszyscy. Małżeństwa, dzieci, rozwody, kariery, podupadające firmy, operacje dla zdrowia, dla urody. Kiedy spotkaliśmy się na przyjęciu w rodzinnym mieście – jakimś cudem wszyscy od A do Z  – trudno było znaleźć na naszych twarzach choć mały ślad po dziewiętnastoletniej niewinności, jurnej naiwności, młodzieńczym zapale. Niektórzy okrzepli, inni pofrunęli albo obrośli w piórka, jeszcze innych wyraźnie przeciągnęło i przygięło życie. Bo jakkolwiek świat wokół nas się zmienia, najbardziej upływ czasu widać po ludziach.

Nie było łatwo

Dla mnie osobiście minione lata oznaczały złamane serce, samotność, depresję i desperację. Acz do czasu tego spotkania nie zdawałem sobie sprawy, że jest to desperacja na skraju niebezpiecznej psychozy… Pijaństwo na imprezie prędko wymknęło się spod kontroli. Niedawno zmarła nasza wychowawczyni i spotkaliśmy się po części dlatego, by uczcić jej pamięć. Wspominaliśmy żarty, jakie jej robiliśmy, opowiadaliśmy anegdotyczne rady, którymi nas raczyła, przywoływaliśmy zabawne przezwiska, powiedzonka, sytuacje… Pretekstów do wznoszenia toastów nie brakowało. Parę osób odmeldowało się wcześniej, bo dzieci, bo obowiązki, jednak większość balowała dalej. Ja też. Nawet nie wiem, kiedy urwał mi się film. Za to moment, w którym gwałtownie wytrzeźwiałem, wrył mi się w pamięć z pełną mocą. Zdałem sobie sprawę, że siedzę pod stołem. W pobliżu toczyły się rozmowy, na balkonie palacze popijali piwa, parę osób jeszcze niemrawo tańczyło za moimi plecami. Tuż przed sobą miałem kanapę. A na niej spała dziewczyna. Ala.

W szkole nie zwracałem na nią uwagi. Pospolita z wyglądu, mysia, ona akurat nie zmieniła się wiele. Pracowała pewnie w bibliotece albo w urzędzie: gdzieś, gdzie była na miejscu w tych okularach i garsonce z sieciówki. A jednak kiedy zobaczyłem ją w tamtej chwili, cały mój świat stanął na głowie. Wyglądała zupełnie inaczej, niż gdy była przytomna. Sen wygładził jej twarz, nadał barwy policzkom, wypełnił zbyt wąskie usta. Kryło się w niej coś, czego nigdy nie miała na jawie. Piękno, wewnętrzny spokój. Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Do dziś nie do końca rozumiem, co mnie w niej tak zafascynowało. Może pozazdrościłem jej tej błogości, której sam nie doświadczałem w życiu już od wielu lat. Może śpiąca Ala uosabiała jakąś intymną tęsknotę, z której istnienia nie zdawałem sobie dotąd sprawy. Dość, że obserwowałem ją pełen zachwytu, aż nastał świt. Chwilę po czwartej pijany kolega zapiał jak kogut i się przebudziła – czar Śpiącej Królewny prysł.

Rankiem wszyscy rozjechaliśmy się do domów, obiecując sobie, że powtórzymy spotkanie w przyszłym roku, choć nikt w to zbytnio nie wierzył. Wróciłem do swojej ciasnej, zimnej kawalerki. Odkąd przed siedmioma laty rozstałem się z wieloletnią dziewczyną, nie miałem współlokatora. Coraz częściej doskwierała mi samotność, ale nie robiłem nic w kierunku jej odegnania. Pracowałem z domu, przy projektowaniu stron internetowych, więc przez większość tygodnia nie musiałem nawet wychodzić za próg.

Gnuśniałem i zdawałem sobie z tego sprawę.

A jednak niechęć, by się ruszyć z miejsca była zbyt silna, żeby się jej przeciwstawić. Aż do chwili, gdy zobaczyłem twarz pogrążonej we śnie koleżanki. Błąkałem się po mieszkaniu. Nie mogłem przestać myśleć o spokoju, jaki mnie wypełnił, gdy przez kilka godzin wpatrywałem się w rysy drzemiącej Ali. Skąd brało się to uczucie? Przecież nie z pociągu fizycznego. Nie czułem do niej nigdy niczego poza odległą sympatią. Może od biedy obojętnym szacunkiem dla drugiego człowieka. Nie przeszkadzała mi w życiu, więc ja nie przeszkadzałem jej. Co się nagle zmieniło w moim postrzeganiu? Czy chodziło o to, że patrzenie na śpiącą twarz innej osoby było swego rodzaju tabu? Że można się tak gapić tylko na kogoś bliskiego? Czy miałem jakąkolwiek szansę, by powtórzyć to z kimś innym niż Ala?

Zastanawiałem się nad wyjściem do miasta. Mógłbym spróbować poderwać jakąś dziewczynę w barze. Zaprosić ją do siebie, spędzić miło wieczór. A potem, gdy uśnie po wszystkim w moim łóżku, mógłbym przez całą noc obserwować jej twarz. Od lat co prawda nikogo nie podrywałem, ale przecież chętnych nie brakuje. Z drugiej strony czułem, że żadna inna nie da mi tego błogiego ukojenia. Tylko śpiąca Ala. Chciałem znowu to poczuć, zanurzyć się w tym po szyję… Na spotkaniu, zanim alkohol zaczął lać się strumieniami, wymienialiśmy się danymi kontaktowymi. Dawna przewodnicząca, nadal sumienna i uporządkowana, zebrała je w jeden plik i rozesłała wszystkim na adresy mailowe. Podczas gdy ja wahałem się, czy umieścić swój prawdziwy numer, Ala podała cały adres – zapewne ze względu na kilka koleżanek, które jak wcześniej przypadkiem podsłuchałem, zapraszała do siebie na kawę. Mieszkała całkiem niedaleko ode mnie, co uznałem za pomyślne zrządzenie losu.

Walczyłem ze sobą przez kilka dni

Paradoksalnie sam nie mogłem zasnąć, myśląc o pogrążonej we śnie Ali. Szczegóły jej twarzy zaczynały się zacierać w mojej pamięci, cudowne uczucie odchodziło w niebyt. W końcu pewnego dnia wstałem zdeterminowany do działania. Skończyłem pracę wcześniej i po południu zaczaiłem się w bramie naprzeciwko kamienicy Ali. Wróciła kwadrans po czwartej, szara i nudna jak zawsze, i powłócząc nogami, grzebała w poszukiwaniu kluczy w torebce, która najlepsze lata miała za sobą. Stałem niecierpliwie w cieniu, niepewny, co dalej zrobić. Nie minął kwadrans, gdy wyszła z siatką na zakupy i ruszyła w kierunku pobliskiego supermarketu. Wszedłem do środka chwilę po niej i spotkałem ją niby przypadkiem przy półce z nabiałem.

– Jak miło cię znów zobaczyć! – uśmiechnąłem się szeroko, choć na imprezie nie zamieniliśmy ani słowa. – Szalone spotkanie, co? Myślisz, że uda się je powtórzyć?

Czarowałem tak kilka minut, Ala odpowiadała monosylabami. Tak jak podejrzewałem, nic między nami nie zaiskrzyło. Magia istniała tylko wtedy, gdy zasypiała, i jej twarz zmieniała się w ucieleśnienie niebiańskiego spokoju.

– Przepraszam, nie mogę dłużej rozmawiać, spieszę się – wyłgała się w końcu, choć domyślałem się, że nie ma żadnych planów.

W jej koszyku leżały butelka białego wina na samotny wieczór i karma dla kotów. Czekałem więc aż do zmierzchu. Krążyłem po jej ulicy, zawracałem, przystawałem w bramie. Wreszcie zapadła noc. Zakradłem się do jej okna – na szczęście mieszkała na parterze. Spała na wersalce, oświetlona blaskiem telewizora, którego nie wyłączyła, nim zasnęła. Na podłodze obok jej dłoni stał do połowy opróżniony kieliszek. Obserwowałem ją tak przez blisko godzinę. Nie odważyłem się na więcej. Podskakiwałem na każdy najcichszy dźwięk dobiegający z sąsiednich mieszkań, pewny, że jak ktoś mnie przyłapie, wezwie policję. Żałowałem, że rzuciłem palenie – mógłbym udawać, że wyszedłem zapalić i bezwiednie zaglądam w cudze okna. Wyprowadzanie psa sprawdziłoby się równie skutecznie. Niestety, nie miałem żadnego wiarygodnego alibi.

Przyszedłem bez przygotowania

Tylko po to, by zobaczyć twarz śpiącej koleżanki, do której wcześniej nie wypowiedziałem łącznie tylu słów co dzisiaj. Jak psychol. A jednak, gdy trwałem tak po drugiej stronie szyby, nie czułem się ani trochę nie na miejscu. Tu właśnie powinienem być – wpatrzony w jej błogie oblicze. Kryło się w nim coś niemal dziecinnie niewinnego. Jakby każdy z nas starzał się z dnia na dzień, a ona, przez magię snu, sprzeciwiała się upływowi czasu i powracała do lat młodości. A może stawała się zupełnie inną osobą niż na jawie? Może wyczułem, że ucieka od rzeczywistości, i dlatego tak mnie do niej ciągnęło? Bo sam chciałem się stąd wydostać i trafić do jakiejś bliżej nieokreślonej krainy szczęśliwości. Nie miałem pojęcia. Tylko jednego byłem pewny: patrzenie na Alę pogrążoną we śnie wprawiało mnie w stan upojenia. I kiedy wracałem nocą do domu, nadal lekko „pijany”, doszedłem do wniosku, że nie mogę już żyć bez tego uczucia. Musiałem je zachować. Najdłużej, jak się da.

Jakaś część mojego umysłu szeptała, że powinienem przestać. Że to chore i potrzebuję terapii. Ale druga część zaczęła żmudne planowanie. W mojej głowie mieszkało dwóch Pawłów, i sam już nie wiedziałem, który z nich jest tym prawdziwym mną. Nie dało się jednak słuchać obu naraz, więc musiałem podjąć decyzję. Albo raczej – ten silniejszy głos podjął ją za mnie. Ten, który mówił, że jeśli chcę, mogę obserwować Alę już zawsze…

Taki był ogólny zarys moich intencji. Wpatrywać się w nią tak długo, jak to możliwe. Ale przecież... Nie będę wystawać codziennie pod jej oknem! Chcę żyć swoim życiem, a nie czyimś innym, jak jakiś stalker, który śledzi i prześladuje swoje ofiary! Ledwo wszedłem do domu, zacząłem sprzątać mieszkanie, czego nie robiłem, odkąd zostawiła mnie dziewczyna. Wyrzuciłem wszystko, co nie było mi potrzebne. Zwłaszcza wszelkie pamiątki po niej. Zapisałem się na siłownię i ćwiczę do dziś. Trzymam dietę. Chodzę też na randki, bo uznałem, że już najwyższy czas. Zbyt długo tkwiłem jak samotny ogórek w słoiku, zakonserwowany. Tak długo, aż zacząłem się psuć… Są ludzie, którzy śpią jak dzieci, ukontentowani swoim życiem. Do tego stopnia, że emanują szczęściem, gdy śpią. Planuję zostać jednym z nich. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA