Mojego męża poznałam w miejscu, o którym myślałam, że jest ostatnim, w którym mogłabym spotkać miłość życia. Nigdy nie przypuszczałam, że kiedykolwiek w ogóle tam trafię. A jednak. Uległam namowom mojej przyjaciółki Anki i wybrałam się na turniej bokserski. Nie cierpię boksu. Nie rozumiem go. Uważam, że jest brutalny i odpychający.
A jednak tam poszłam. Dziś myślę, że była to intuicja, a może przeznaczenie. Anka to co innego. Ona poszła tam kibicować, bo jej chłopak Tomek był jednym z zawodników. Ale ja? Nawet nie patrzyłam na ring. Bardziej interesowali mnie kibice siedzący obok i ich emocjonalne reakcje w czasie walk. Były niesamowite. Zadziwiające jest, jakie namiętności potrafi w ludziach wywołać przemoc.
Moją uwagę przyciągnął wysoki blondyn w szarym pulowerze, siedzący jakieś trzy miejsca od nas. Szczupły, koło trzydziestki. Na prawym bicepsie miał maleńki tatuaż w kształcie krzyżyka. Nie okazywał, jak inni kibice, ekscytacji tym, co działo się między linami. Obserwował wprawdzie walki, ale podobnie jak ja, robił to nieuważnie. Jego wzrok odrywał się często od ringu i błądził po trybunach zapełnionych po brzegi rozentuzjazmowanym tłumem.
W pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę, ale to wystarczyło, bym poczuła przypływ adrenaliny i dreszcz emocji.
„Kurczę, co jest?” – skarciłam się w myślach. „Jestem dorosłą kobietą, a nie jakąś licealistką!”. Spuściłam wzrok, ale szóstym zmysłem czułam na sobie spojrzenie jego ciemnych, smutnych oczu.
Chłopak Anki przedstawił nam Andrzeja, blondyna, który wpadł mi w oko
Pół godziny później Tomek wygrał swoją walkę na punkty i po ogłoszeniu werdyktu zbiegł z ringu i wpadł prosto w objęcia Anki, która zawisła mu na szyi. Stałam obok i pokornie czekałam na swoją kolej, by złożyć mu gratulacje, gdy niespodziewanie tuż obok nas pojawił się tajemniczy blondyn w szarym swetrze. Tomek puścił na chwilę Anię i wpadł w jego ramiona.
– Dobra robota, Tomku – powiedział tamten, poklepując go po plecach. – Walczyłeś mądrze, nie biłeś się. Oby tak dalej.
– Dzięki. Pamiętałem o twoich radach. Ach, przepraszam – zmitygował się nagle i zwrócił w naszą stronę. – Dziewczyny, poznajcie Andrzeja. Razem zaczynaliśmy jako juniorzy. To był kiedyś prawdziwy artysta. Gdyby walczył, byłby mistrzem.
Potem zwrócił się do blondyna: – Zostań z dziewczynami, a ja lecę się przebrać. Zapraszam wszystkich na wino – powiedział i pobiegł do szatni.
Znajomy Tomka okazał się przemiłym facetem. Delikatnym, z poczuciem humoru. Była w nim jakaś wewnętrzna siła – coś, czego każda kobieta szuka w mężczyźnie.
Przy bliższym poznaniu znikało wrażenie smutku bijące z jego oczu. Po wieczorze spędzonym z Anią i Tomkiem odprowadził mnie do domu. Umówiliśmy się na następny dzień i jeszcze na następny. Pół roku później poprosił mnie o rękę, a ja się zgodziłam.
Od początku czułam, że ja i Andrzej jesteśmy sobie pisani
Tak naprawdę już wtedy przy ringu miałam wrażenie, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Czułam to, choć w gruncie rzeczy nic o nim nie wiedziałam. A on niewiele mówił o sobie. Twierdził, że nie ma o czym.
Dowiedziałam się tylko, że jest sierotą. Jego rodzice zginęli w wypadku, gdy był dzieckiem. Wychowywała go babcia. Gdy zmarła, miał niewiele ponad 17 lat.
– Wtedy właśnie zacząłem uprawiać boks – powiedział mi na jednej z randek. – Gdyby nie sport, nie wiem, jak przetrwałbym ten trudny czas. Byłem sam. Trenowałem jak szalony i w pewnym momencie chyba naprawdę zacząłem być dobry.
– To dlaczego przestałeś? – spytałam.
Przez chwilę się zawahał i nie patrząc mi w oczy, odparł sucho:
– Musiałem wyjechać…, na trzy lata..., do Anglii. A gdy wróciłem byłem już za stary, by zaczynać od początku.
– A co robiłeś w Anglii? – dociekałam.
Zamyślił się i po chwili odparł:
– Szukałem tam szczęścia.
– No i co, znalazłeś?
– Tam nie – zaśmiał się, zaglądając mi głęboko w oczy.
Okazało się, że sąsiadka mamy wie o Andrzeju więcej niż ja
Tego dnia byliśmy u rodziców razem. Mama była wyraźnie ożywiona.
– Wiesz kochanie, mamy nową sąsiadkę, panią Małgosię. Przemiła osoba, przekonasz się. O! O wilku mowa – powiedziała, słysząc dzwonek do drzwi.
Po chwili do pokoju weszła szczupła kobieta uczesana w staromodny koczek.
– To jest pani Małgosia – przedstawiła ją mama. – A to moja córka i ukochany zięć – wskazała na nas.
Przez twarz sąsiadki przebiegł dziwny grymas. A Andrzej nagle bez słowa ruszył w kierunku drzwi. Przez chwilę wszyscy patrzyliśmy na siebie zdumieni.
– Nie wiedziałam, że on jest państwa zięciem – powiedziała w końcu sąsiadka.
– Zna pani Andrzeja? – zdziwiłam się.
– Od dziecka. Przyjaźniłam się z jego babcią. A później, gdy wyszedł, myślałam, że wyjechał z kraju, ale widzę, że nie…
– Skąd wyszedł? – spytałam.
– Nie wiecie? Przez trzy lata siedział w więzieniu. Wyszedł w ubiegłym roku. Człowiek, którego pobił jest inwalidą…
Gdy wróciłam do domu, Andrzej siedział z papierosem przy oknie.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – spytałam.
– Myślałem, że to już przeszłość, która nie wróci. Chciałem o niej zapomnieć. Bałem się, że nie zechcesz związać się z kryminalistą. Ten facet, którego pobiłem to był miejscowy bandzior. Kiedy się dowiedział, że zostałem wicemistrzem Polski, szukał konfrontacji. Zaczepiał mnie, prowokował. Schodziłem mu z drogi, ale pewnego dnia już nie miałem wyjścia. Upadł i uderzył głową w krawężnik. On wylądował w szpitalu, a ja w więzieniu.
Moja kariera była skończona. I dopiero, gdy cię poznałem, uwierzyłem, że ten pech mnie opuścił, a tu nagle ta pani Małgosia jak zjawa z tamtego świata…
Podeszłam i przytuliłam go mocno.
– Niepotrzebnie robiłeś ze swojej przeszłości tajemnicę, bo jej nie da się wymazać. Trzeba się z nią rozliczyć, a wtedy przestaje być groźna. Więc nie myśl, co było wczoraj, tylko co zrobimy dziś, żebyśmy byli szczęśliwi.
– To może pójdziemy na mecz? – rzucił i uśmiechnął się nieśmiało.
– Niezły pomysł – przytaknęłam, choć niezupełnie to miałam na myśli.
Przeczytaj więcej prawdziwych historii: