Przez dwadzieścia lat, od chwili ślubu z Grześkiem, do moich czterdziestych urodzin, żyłam bez większej refleksji. Miałam nudną pracę w korporacji – trzy dni zdalnie, dwa w siedzibie firmy – gdzie co prawda zarabiałam nieźle, ale nie czułam w związku z tym żadnej satysfakcji.
Bez większego powodu odkładałam co miesiąc kilka stówek, zamiast bezmyślnie wydawać na głupoty, ale tak naprawdę nawet nie zaglądałam na swoje konto oszczędnościowe i nie sprawdzałam na bieżąco jego stanu. Mój mąż o nim nie wiedział, a ja nic mu o nim nie wspominałam, bo uznałam, że nie ma o czym – zresztą, doskonale kojarzyłam, że i on coś tam sobie odkłada.
Właściwie to oboje nigdy nie mieliśmy wspólnych planów. Wyszłam za niego tak wcześnie tylko dlatego, że wpadliśmy podczas studenckiej imprezy. Więc co, małżeństwo z rozsądku? Cóż, raczej nie. Wtedy, kiedy wziął na klatę moją ciążę i wszelkie jej konsekwencje, naprawdę mi zaimponował. Wydawało mi się, że bardzo go kocham, a poza tym, nie sądziłam, żeby wypadało się rozglądać za innymi – w końcu to był ojciec mojego dziecka.
Pierwsze dwa lata nie były takie złe. Czasem, z rzadka, bo z rzadka, ale gdzieś razem wychodziliśmy. Wiadomo, w domu trzeba się było zajmować dzieckiem – małą Olą, a w nocy próbować się wyspać. Po dwóch latach, kiedy urodził się Franek, nasze drogi ostatecznie się rozeszły.
Podejrzewałam, że on ma lepsze towarzystwo ode mnie: kolegów, może jakieś koleżanki, nie zdziwiłabym się też, gdyby miał kochankę, choć nigdy nie był szczególnie rozrywkowy. A ja? Ja po prostu wegetowałam, mierząc się z obowiązkami matki dwójki dzieci, pracą na cały etat i wiecznie niezadowolonymi teściami.
Wracałam do młodzieńczych marzeń
Im dłużej tkwiłam w swoim małżeństwie, tym częściej zdarzało mi się powracać myślami do marzeń z młodości. Kiedyś, jeszcze w liceum, obiecywałam sobie, że będę podróżować po świecie. Że zwiedzę każdy jego zakątek, poznam inne kultury, a w końcu osiądę tam, gdzie najlepiej się odnajdę i gdzie rzeczywiście będzie moje miejsce.
W tych moich marzeniach nigdy nie było nikogo do towarzystwa. Żadnej przyjaciółki, a potem nie pojawił się w nich również sam Grzesiek.
Po latach jednak zaczynałam się zastanawiać, jakby to było, gdybym rzuciła wszystko i zaczęła zwiedzać świat. Może poznałabym tam kogoś fajnego? Może jakiś inny facet okazałby mi więcej uczucia niż mąż, który potrafił zapomnieć nawet o moich urodzinach? Ganiłam się trochę za takie myśli, bo przecież nie byłam już dzieckiem, tylko dojrzałą, odpowiedzialną kobietą, która miała swoje życie. Kto to widział, żeby realizować takie dziecinne plany? Przecież to były zwykłe mrzonki!
Zazdrościłam koleżankom
Z okazji mojej czterdziestki spotkałam się z koleżankami w naszej ulubionej knajpce. Grzesiek jak zwykle nie pamiętał, że mam urodziny, dlatego, z racji piątku, wyszedł już z kolegami na piwo. Ola, która studiowała w innym mieście, zadzwoniła do mnie na dłuższą rozmowę, a Franek złożył mi życzenia jeszcze rano, nim wyszedł do szkoły. Byłam trochę zrezygnowana i przytłoczona tym wszystkim. Zwłaszcza że uświadomiłam sobie, że jestem coraz starsza, a moje życie właściwie już dawno się skończyło.
– Głowa do góry, Martynko! – rzuciła Asia, widząc moją minę. – Czterdziestka to jeszcze nie wyrok!
– A jak Grzesiu? – spytała natychmiast Natalia. Zawsze podejrzewałam, że skrycie się w nim podkochuje. Nigdy nie wzięła ślubu, ciągle chodziła na randki, ale wyraźnie miała słabość do mojego męża. Nie winiłam jej za to. Sama w końcu nic do niego nie czułam. – Przyznaj się! Pewnie przygotował dla ciebie jakiś super prezent!
– E tam! – Majka momentalnie się do mnie wyszczerzyła. Z kim jak z kim, ale z nią rozumiałam się najlepiej. – Założę się, że nawet nie pamiętał, że masz urodziny.
– Oczywiście, że nie – potwierdziłam. – On ma swoje życie, a ja… no cóż, ja nie mam życia.
– A, przestań. – Asia machnęła niecierpliwie ręką. – Mówię ci od dawna, żebyś wyciągnęła go gdzieś na wakacje. My ostatnio z mężem byliśmy w Rzymie i naprawdę, bardzo miło wspominam.
– No, ja się wybrałam na Dominikanę! – pochwaliła się Natalia. – Tam to dopiero zupełnie inny świat… – Westchnęła. – No, a ty, Majka, to chyba z Bartkiem byłaś na Lazurowym Wybrzeżu, nie?
– Ta – mruknęła niechętnie pytana. Pewnie zauważyła moją minę.
Zazdrościłam im, że ciągle gdzieś wyjeżdżają. Że mają na to czas. U mnie były tylko dom, praca i ewentualne sprawy Grześka. Nie wiedziałam, jak im o tym powiedzieć, więc milczałam. W końcu Natalia i Asia zebrały się do domu, a ja zostałam sama z Majką.
Majka mnie ośmieliła
– Chyba masz dość, co? – rzuciła do mnie przyjaciółka.
– A, tak – mruknęłam z roztargnieniem. – Pewnie powinnam się już faktycznie zbierać.
Pokręciła głową.
– Nie mówię o dzisiejszym wieczorze – stwierdziła. – Mówię o życiu. O tym, jak ono u ciebie wygląda.
Westchnęłam ciężko. Tak, Majka umiała czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Znałyśmy się dłużej niż ja z pozostałymi dziewczynami, bo obie uczęszczałyśmy do tego samego liceum. Tym samym przyjaciółka wiedziała o moich dawnych marzeniach i była pewna, że tak naprawdę nigdy ich nie porzuciłam.
– Wiesz, te dziecięce pomysły… – wzruszyłam ramionami, starając się zachować wzorową obojętność. – Nie ma co do nich wracać.
– A twoje podróże? – nie ustępowała. – Naprawdę chcesz resztę życia spędzić przy Grześku? Przy facecie, który nawet cię nie dostrzega?
Znów westchnęłam.
– Gdyby to było takie proste… – mruknęłam. – Mamy przecież dzieci…
– Dorosłe – przerwała mi. – Poradzą sobie.
– No nie wiem – rzuciłam z powątpiewaniem. – Franek jeszcze chodzi do szkoły…
– Ma też ojca – zauważyła. – Ty zajmowałaś się nim przez osiemnaście lat. Zresztą, wiem dobrze, że cię kocha. Zrozumie, że potrzebujesz się wyrwać. Udowodnić sobie coś. Poszukać szczęścia!
Chciałam zaprotestować, ale ostatecznie jednak umilkłam. Bo zrozumiałam, że ona ma rację. Że jeśli dalej będę postępować tak, jak dotąd, niczego nie zmienię w swoim życiu. Zawsze będę nieszczęśliwa i skupiająca się na tym, by to innym było dobrze. Bo z moimi dziećmi łączyła mnie dość silna więź – to prawda, ale rzeczywiście miałam też prawo do własnego życia. Takiego, o jakim marzyłam.
Musiałam się wyrwać. Zostawić to okropne, ograniczające życie za sobą i zrobić to, o czym zawsze marzyłam. Grześka i tak od dawna nie kochałam, a Ola i Franek byli już dorośli – poradzą sobie. A ja w końcu zacznę podróżować!
Uśmiechałam się do swoich myśli i wiedziałam, że Majka to widzi. Chyba taki miała plan – żeby na nowo rozbudzić we mnie tęsknotę za tym, czego jeszcze nie osiągnęłam. I świetnie jej się udało.
Teraz zrobię wszystko po swojemu
To już postanowione – lada dzień wyjeżdżam. Zostawiam wszystko za sobą i jadę w świat! Jestem pewna, że gdzieś tam daleko (a może całkiem blisko?) znajdę swoje miejsce i kogoś, kto naprawdę mnie pokocha. A jeśli nie, wrócę do Polski i tu gdzieś zacznę od nowa.
Na moim koncie oszczędnościowym uzbierała się niezła sumka – aż sama się zdziwiłam, gdy tam weszłam. Byłam pewna, że na trochę mi to starczy, pozwalając ze spokojem realizować te śmiałe marzenia, które noszę w sobie od liceum. Majka wciąż mnie wspiera. Obiecała zresztą być ze mną w stałym kontakcie, gdziekolwiek mnie wywieje.
Wypowiedzenie w pracy złożyłam już w zeszłym tygodniu. To trochę przykre, ale nikt nawet nie dał mi do zrozumienia, że się tym przejmuje, chociaż byłam tam od kilkunastu lat.
Ola i Franek o wszystkim wiedzą. Ona trochę się zaniepokoiła, czy na pewno sama sobie poradzę, on natomiast życzył mi szczęścia i cieszył się, że wreszcie postanowiłam zrobić coś tylko dla siebie. Obiecałam mu zresztą, że jeśli tylko gdzieś się osiedlę, zaproszę ich oboje do siebie, a gdy zapragną, będą mogli tam zostać ze mną na stałe – nawet jeśli w moim życiu pojawi się ktoś nowy.
Grześkowi z kolei nic nie mówiłam. Uznałam, że postawię go przed faktem. Kto wie, z jego spostrzegawczością, może nawet nie zauważy, że mnie nie ma?
Czytaj także:
„Zakochałem się w córce przyjaciela. Kiedyś zmieniałem jej pieluchy, dziś zdejmuję z niej stanik”
„Moja żona była zimna jak nóżki w galarecie. Ogrzewałem się w ramionach innej i dostałem nauczkę”
„Miałam 16 lat, gdy na świat przyszedł mój syn. Ojciec kazał mi go oddać, a ja nie protestowałam”