„Moja żona była zimna jak nóżki w galarecie. Ogrzewałem się w ramionach innej i dostałem nauczkę”

Para z problemami fot. iStock by GettyImages, PeopleImages
„Regularnie dawałem jej kwiaty, wybierałem dla niej piękną koronkową bieliznę, zabierałem na romantyczne kolacje, ale bliskość cały czas była dla nas rzadkością. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, jak w ogóle udało nam się mieć dzieci, skoro moja żona ciągle narzekała na ból głowy”.
/ 07.02.2024 21:15
Para z problemami fot. iStock by GettyImages, PeopleImages

Moja żona naprawdę jest cudowna. Ma talent do gotowania, utrzymywania domu w nieskazitelnym porządku no i do tego fenomenalnie radzi sobie z wychowaniem naszej dwójki małych dzieci. Gdy tylko wracam do domu z pracy, na stole zawsze czeka na mnie dwudaniowy obiad, a uśmiechnięta Zośka dzieli się ze mną tym, co jej się danego dnia przydarzyło. Dzieciaki są grzeczne, dom błyszczy czystością, i niby wszystko jest tak, jak powinno być. Ale Zośka ma jedną małą słabość...

Nie jest mi łatwo to wyznać, ale prawdą jest, że moja żona nigdy nie była jakoś szczególnie zainteresowana "tymi sprawami". Przed naszym ślubem wyznała mi, że jest osobą wierzącą i że zanim powiemy sobie "tak", mogę ją jedynie delikatnie pocałować. No cóż, nie było mi z tym łatwo, ale uszanowałem jej poglądy, w końcu ją kochałem.

Moja kariera się rozwijała, a dzieci dorastały...

Czas płynął, a ja zaczynałem zastanawiać się, czy nie może nie warto byłoby odłożyć trochę tego ślubu, bo ta cała sytuacja wydawała mi się jednak dość niepokojąca, ale Zośka była wtedy tak urocza... Poza tym, powiedzmy sobie szczerze, który mężczyzna wycofałby się, nie dając wcześniej upustu swoim pragnieniom? No i po takich dywagacjach sam ze sobą ostatecznie wziąłem ten ślub. Ale już niedługo później zdałem sobie sprawę, że to przedślubne gadanie Zosi zmieniło się w gadanie poślubne... Ciągle słyszałem teraz, że boli ją głowa albo że myślę tylko o jednym.

A ja dawałem z siebie wszystko. Kupowałem dla niej kwiaty, dawałem w prezencie koronkową bieliznę, zabierałem ją na randki do restauracji, ale jednak seks zdarzał nam się tylko raz na ruski rok. Nie mam pojęcia, jakim cudem w ogóle udało nam się mieć dzieci, skoro moja żona ciągle narzekała na ból głowy...

Po kilku latach zdałem sobie sprawę, że Zośka jest naprawdę super babką, to świetna przyjaciółka, towarzyszka i współlokatorka, ale... na pewno nie kochanka. Dlatego zdradziłem ją, gdy skończyłem trzydzieści lat. Dziewczyna była chętna i gotowa, a ja tak spragniony, że szkoda słów. Nie trwało to jednak długo, a potem były tylko wielkie wyrzuty sumienia...

W tamtym momencie zdałem sobie sprawę, że takie szukanie przygód to nie dla mnie i odpuściłem sobie. Zacząłem więc skupiać się na swojej pracy, na budowie domu poza miastem i na dzieciach. Moja córka szybko rosła, dojrzewała i ciągle mówiła mi, że potrzebuje nowych ciuchów, a mój syn chciał iść w moje ślady, co napawało mnie ogromną dumą.

– To będzie czwarte pokolenie prawników w naszej rodzinie! – pochwaliłem Arka i dodałem, że jeśli kiedyś zda egzamin radcowski, będę najdumniejszym ojcem na świecie.

Czas płynął nieubłaganie. Stuknęła mi czterdziestka, syn dostał się na wymarzone studia prawnicze, a córka zaczęła się coraz częściej spotykać ze znajomymi. Najchętniej bym pogonił tych chłopaków, którzy przyjeżdżali po nią na motorach, ale co mogłem zrobić?! Moją rolą było tylko patrzeć, jak moje dzieci dorastają, a moja żona żyje sobie gdzieś obok, zupełnie tak, jakbyśmy nie byli małżeństwem.

Życie mamy tylko jedno...

Czy naprawdę byłem w niej zakochany? Pewnie! Mimo jej oziębłości – tak, to kochałem Zosię...
Ale właśnie wtedy spotkałem Iwonę. Pracowała w niewielkim bufecie w mojej firmie. Była wysoka, ciemnowłosa i zawsze uśmiechnięta. Mężczyźni ją lubili, wielu z nich ją podrywało, ale ona wybrała właśnie mnie. Wszystko zaczęło się od niewinnych żartów.

– Mariusz, co ty jesteś dziś taki ponury? Żona nie daje ci wystarczająco dużo uwagi? – pytała mnie na przykład, podając mi kawę.

Nie zaprzeczam – wrażenie na mnie zrobiła. Zacząłem o niej myśleć w ciągu dnia, a w nocy mi się śniła. Pewnego dnia na początku czerwca zostaliśmy sami w bufecie. Usiadła obok mnie, spojrzała prosto w moje oczy.

– Co powiesz na kolację u mnie, dzisiaj? – zapytała.

Trochę się zawstydziłem, ale... Życie jest tylko jedno, a moje nie było idealne, wręcz do ideału mu sporo brakowało. Dlatego się zgodziłem. I obiecałem, że przyniosę butelkę wina.

– Tylko nie przychodź głodny, bo nie jestem zbyt dobrą kucharką – uśmiechnęła się Iwona.

I tego wieczora do niej przyszedłem. Oszukałem żonę, mówiąc, że muszę coś załatwić u kolegi; i tak nie była tym specjalnie zainteresowana. Dramaty rodziny Ziębów z serialu "Na Wspólnej" wydawały się dla niej ciekawsze niż nasze małżeństwo.

Iwona przywitała mnie w krótkiej, ciemnej kiecce. Prezentowała się niesamowicie: rozpuszczone włosy, usta umalowane czerwonym błyszczykiem... Nie przejmowaliśmy się kolacją – rzuciliśmy się na siebie już przy wejściu, prawie zerwałem z niej sukienkę, niemal podarłem koronkową bieliznę... Tak dawno nie widziałem koronki na kobiecym ciele! Moja Zośka wolała spać w flanelowych piżamach, a wszystkie bardziej ozdobne ubrania określała mianem stroju dla... wiadomo kogo.

– Chodźmy do sypialni – wyszeptała Iwona, prowadząc mnie do pomieszczenia wykończonego w różnych tonacjach czerwieni.

Co za niesamowita noc! Najpierw dwa razy w sypialni, a żeby tego było mało, to jeszcze o świcie, na balkonie. Odmłodniałem, odzyskałem chęć do życia.

– No to jak, kochanie? Wpadniesz jutro? – spytała Iwona, żegnając mnie rano.

– Może za dwa dni. Nie mogę codziennie uciekać z domu – odparłem, ale moja odmowa nie została przyjęta.

– Czekam na ciebie jutro. Wpadnij około dwudziestej – zaprosiła, nieumyślnie odsłaniając nieco satynowy szlafroka.

No nie, to miało inaczej wyglądać. Dałem jej szybkiego buziaka, ale ona przyciągnęła mnie do siebie.

– Mariusz, jesteś po prostu niesamowity – szeptała, głaszcząc moje ramiona. – Przyjedź do mnie jutro, nie dam rady wytrzymać nocy bez ciebie! – błagała.

Znowu okłamałem Zośkę. Myślałem, że zacznie pytać o szczegóły... Ale nie! Akurat leciał ten serial, który moja żona uwielbia oglądać. Więc pojechałem do swojej kochanki i do drugiej w nocy szalałem z nią w sypialni. Następnego dnia w biurze, zaraz po dziewiątej, Iwonka przyszła do mojego pokoju.

– Dzień dobry, panie prawniku – powiedziała cicho, przytulając się do mnie.

– Iwonko, nie tu, proszę cię... – szepnąłem, delikatnie ją odepchnąwszy.

– Hm? Wstydzisz się mnie, Mariuszku? – zamruczała, przesuwając ręką po moich plecach aż do paska spodni. – A może nie podobało ci się wczoraj?

– Mam żonę! Myślałem, że to jasne. Jest bardzo miło, ale nie możemy tak się pokazywać – odpowiedziałem zirytowany.

– Przecież jesteśmy tu sami! – zawołała Iwona.

– No tak, przynajmniej w tej chwili nikt tu nie wchodzi – odparłem ironicznie.

– Tak sobie myślę, czy nie zastanawiasz się nad rozwodem? Przecież to jasne, że nie układa ci się z żoną – powiedziała.

– Rozwód nie jest dla mnie opcją, bo ja kocham moją żonę – wyjaśniłem, tracąc resztki dobrego humoru.

"Czy ona czasem nie przesadza? – przemknęło mi przez myśl. – Spędziliśmy tylko dwie noce razem, wcześniej trochę flirtowaliśmy, a ona już by chciała mnie usidlić!".

– Kochasz swoją żonę?! Proszę cię, nie bądź śmieszny! – parsknęła Iwona, siadając na biurku i krzyżując nogi.

Sytuacja stała się dziwaczna. Nie miałem najmniejszej ochoty wdawania się w jakiekolwiek spory w biurze. Dodatkowo, dla mnie od zawsze było to oczywiste: chwilowy romans – super, bardzo chętnie. Ale coś bardziej zobowiązującego? Absolutnie nie! Przecież Iwona była jedynie odskocznią – zawsze chętnym, damskim stworzeniem, które hojnie obdarowywało mnie swoim urokiem...

Byłem pewien, że przede mną spała przynajmniej z pięcioma innymi naszymi współpracownikami. Takie plotki w naszym biurze rozchodziły się bardzo szybko. Czy ona naprawdę myślała, że jestem jakimś naiwniakiem, który rozwiedzie się dla niej?!

– Lepiej już idź, mam kupę pracy. Odezwę się potem – oznajmiłem, choć, prawdę mówiąc, zaczynałem się zastanawiać, czy na pewno tak zrobię.

Nie minął nawet tydzień od pierwszego spotkania, a ja już czułem się osaczony. Co gorsza, z każdym dniem sytuacja stawała się coraz bardziej niepokojąca.

– Dlaczego nie wpadłeś do mnie wczoraj? – Iwona zaczepiła mnie przed ósmą rano w poniedziałek.

– Iwona, jestem żonaty! W weekend byłem z żoną u rodziny! Czy naprawdę muszę ci to wszystko tłumaczyć?! Wysłałem ci przecież wiadomość, że nie dam rady wpaść!

– Ale mimo to na ciebie czekałam! – skrzywiła się moja kochanka, po czym dodała, że kupiła nową bieliznę i chce ją natychmiast przetestować. – A może teraz? Na twoim biurku jeszcze tego nie próbowaliśmy... – i śmiejąc się przytuliła się do mnie.

– Chyba sobie żartujesz?! – odparłem zdenerwowany.

Nie zamierzałem ryzykować utraty pracy dla wygłupów z tą natrętną dziewczyną po godzinach!

– Iwona, musimy zwolnić. To miał być tylko romans, zabawa, moment zapomnienia. Myślałem, że ty też na to tak patrzysz, że bierzesz to na spokojnie. Przykro mi, ale ja... chyba już nie jestem zainteresowany – warknąłem.

Zacisnęła usta i rzuciła mi spojrzenie pełne wściekłości.

– No to wracaj do swojej żonki, która leży w łóżku jak trup! Co się tak gapisz?! Wszyscy w firmie wiedzą, jaką jest twoja Zośka, nie ma co ukrywać! – krzyknęła, zanim wyszła z mojego biura, z trzaskiem zamykając drzwi.

A co, jeśli ona spełni swoje zapowiedzi?

Tego dnia wróciłem do domu z ogromnym poczuciem winy. Moja żona była w kuchni, podgrzewała zupę. Przytuliłem ją, pocałowałem w szyję. Odpowiedziała, że nie jest w nastroju i odsunęła się.

Chciałem ją wtedy zapytać, dlaczego tak bardzo nie cierpi bliskości, dlaczego przez te wszystkie lata tak bardzo ogranicza mi to, bez czego tak ciężko mi funkcjonować, to, co tak zbliża ludzi do siebie, ale odpuściłem.

W ciszy zjadłem obiad, obserwując co dzieje się za oknem. Tego wieczora dostałem od Iwony siedem SMS–ów. Twierdziła, że zdradzi naszą tajemnicę Zośce. Muszę z nią porozmawiać, jakoś ją przekonać... W przeciwnym razie jest gotowa zrujnować moje małżeństwo. A ja naprawdę nadal kocham swoją żonę.

Czytaj także:
„Wstyd mi przed moją kobietą, że zarabiam marne grosze. Boję się, że zostawi mnie dla jakiegoś bogatego chłystka”
„Koleżanki żony to same rozwódki. Boję się, że namącą jej w głowie i też będzie chciała zostać singielką”
„Zięć to chytrus i cwaniak, ale nie ze mną te numery. Naiwniak myśli, że dom i działki przepiszę na córkę. Niedoczekanie”

Redakcja poleca

REKLAMA