Ludzie często pytali mnie dlaczego jestem sama. Te pytania przybrały na sile, gdy skończyłam trzydziestkę.
– Alu, przecież ty jesteś wręcz idealną kandydatką na żonę! Ładna, mądra, w dodatku dobra gospodyni! – mówiły ciotki, zajadając się podczas rodzinnych spotkań pierogami mojej roboty.
– Dziecko, ten sernik to poezja! Znajdź wreszcie kogoś, kto to doceni – mlaskał z zachwytem tato, a mama mu wtórowała.
Wszyscy nieustannie pytali, dlaczego wciąż nie mam męża. Cóż, naprawdę z wielką chęcią gotowałabym mężczyźnie mojego życia, ale… nie było przy mnie nikogo takiego.
To nie znaczy, że byłam jakąś nieprzystępną damulką
Chadzałam i na randki, i na romantyczne kolacje – nieraz zakończone śniadaniem, no i co z tego...? Nic. Dlatego, im byłam starsza, tym większe odnosiłam wrażenie, że moje serce należy tylko do tego jednego, jedynego mężczyzny, którego nie widziałam od niemal… 20 lat.
– To już? Już dziś wyjeżdżasz? – tamtego dnia patrzyłam przestraszona na Radka, przytrzymując się zimnych prętów „naszego” trzepaka.
Mieliśmy oboje po 14 lat.
– Tak… Za chwilę jadę z ojcem na lotnisko… – przytaknął Radek, a jego oczy były jednym wielkim smutkiem.
Wcisnął mi do ręki niebieskiego, pluszowego słonia.
– To dla ciebie, Alu… Ma trąbę do góry, to podobno przynosi szczęście – Radek próbował się uśmiechnąć, ale jego drobnymi ramionami nagle wstrząsnął straszny szloch.
Stałam jak otumaniona, kiedy on nagle pochylił się nade mną i… pocałował mnie prosto w usta!
Pierwszy raz w życiu ktoś mnie tak pocałował
W moim sercu uruchomiła się cała machina potężnych emocji, gdy poczułam ciepło pocałunku Radka i wilgoć jego łez…
Chciałam mu powiedzieć, jak bardzo jest dla mnie ważny, jak bardzo pragnę, aby został, nigdzie nie jechał, ale nie zdążyłam. Nagle bowiem Radek „odkleił się” od moich ust i uciekł. Od tamtej pory więcej go nie widziałam.
Jednak smak tamtego pocałunku i spojrzenie niebieskich oczu jasnowłosego chłopaka, który był przy mnie od dzieciństwa, pozostały we mnie jak talizman. Jak odciśnięty w sercu ślad, którego czas nie zdołał zatrzeć. Dlatego gdy odpowiadałam żartobliwie, że nikogo ze mną nie ma, bo „moje serce zostało na trzepaku”, to z jednej strony niby żartowałam, ale z drugiej… wcale nie.
Byliśmy rówieśnikami
Urodziliśmy się z Radziem w tym samym roku i w tym samym miesiącu. Były między nami dwa tygodnie różnicy – to ja byłam o te 14 dni starsza.
Nasze mamy, zaprzyjaźnione sąsiadki z tego samego bloku, wychowywały nas wspólnie. Razem uczyły nas pierwszych słów i kroków, razem zabrały nas po raz pierwszy na plac zabaw, zapisały do jednej grupy w żłobku, potem w przedszkolu.
– Ozenie się z tobom, jak ulosne – podobno sepleniłam do Radzia, wzbudzając śmiech naszych rodziców.
Radek wprawdzie aż tak wylewny w słowach nie był, za to nadrabiał czynami. Jako berbeć ogołocił kiedyś miejski klomb, żeby wręczyć mi bukiet pomiętych bratków… Biało-fioletowe kwiatki pamiętam jak przez mgłę. O wiele większy ślad w mojej pamięci wyryło wspomnienie pewnego zimowego poranka, gdy postanowiliśmy z Radziem… uciec z przedszkola!
Wymknęliśmy się w kapciach i, trzymając się za ręce, powędrowaliśmy do pobliskiego parku. Przerażone wychowawczynie i zaalarmowani rodzice znaleźli nas skostniałych z zimna, ale jakich dumnych! Staliśmy przy okazałym bałwanie, którego zdążyliśmy ulepić… Bałwan miał na głowie talerz po zupie mlecznej, a zamiast nosa marchewkę – oba „trofea” udało nam się podwędzić z przedszkolnej stołówki. Oj, dostaliśmy wtedy burę za wszystkie czasy!
Byliśmy z Radziem po prostu jak bratnie dusze
Gdy ktoś pytał mnie w dzieciństwie o najbliższą rodzinę, bez wahania recytowałam: mama, tata i Radek. Bo jego obecność w moim życiu była tak oczywista jak to, że słońce świeci. I nie zmienił tego nawet trudny wiek dojrzewania, w który razem wkroczyliśmy.
W podstawówce byliśmy nierozłączni: siedzieliśmy w jednej ławce, wspólnie kuliśmy do sprawdzianów, wymienialiśmy się ściągami, oddawaliśmy sobie śniadania, a po szkole łaziliśmy do parku albo nad staw. Ale jakoś tak w połowie siódmej klasy Radka spotkała straszna tragedia – zachorowała i umarła jego mama… Przeżył to straszliwie. Opuścił się w nauce, zamknął w sobie.
Starałam się być przy nim, pocieszać go
Z czasem zaczął się nawet trochę uśmiechać, ale zanim nadeszły wakacje, los przygotował dla niego kolejną, niewesołą niespodziankę.
– Wyjeżdżam do Afryki… – rzucił któregoś dnia Radzio, gdy szliśmy rano do szkoły.
Patrzył przed siebie pustym wzrokiem.
– Co takiego?! – nie dotarło do mnie. Jaka Afryka?
– Do Zambii jedziemy… Tato będzie tam coś budował, a ja będę chodził do szkoły. Tato powiedział, że tylko w ten sposób będzie w stanie jakoś poradzić sobie ze śmiercią mamy. I twierdzi, że mnie też ten wyjazd pomoże… Zostaniemy tam rok, dwa, albo dłużej – cichym głosem wyjaśnił Radek.
Jego tato był inżynierem.
– A ty… Ty chcesz jechać? – popatrzyłam na niego, przerażona.
– Nie chcę! Wcale nie chcę! Ale przecież nie zostanę w domu sam…
Nasze pożegnanie nadeszło bardzo szybko
Radek pojechał, a dla mnie nastały najsmutniejsze w życiu wakacje. Czułam się tak, jakby ktoś wyciął mi kawałek serca, odebrał mi część mnie samej. Przecież całe dotychczasowe życie Radek był obok mnie! I nagle go zabrakło…
Nie umiałam się niczym cieszyć. Każdego dnia miałam tyle do powiedzenia mojemu przyjacielowi! A jego nie było…
– Alu, tato Radka podjął decyzję o wyjeździe także ze względu na dobro syna. Przecież wiesz, jak obaj cierpią po śmierci pani Iwony… Nam jest ciężko, a co dopiero im! Wiemy, że tęsknisz za Radziem, ale pomyśl, że ten wyjazd pomoże mu choć trochę zapomnieć o tragedii, która go spotkała – tłumaczyli mi rodzice.
A ja, choć niby wszystko rozumiałam, to jednak nie umiałam się odnaleźć. Bez Radka wszystko straciło dla mnie sens. Jedynym pocieszeniem były listy, które do mnie pisał. Tradycyjne, bo maili jeszcze wtedy nie znaliśmy.
„Strasznie mi tu źle i smutno. Wszystko bym dał, żeby gadać sobie teraz z tobą koło naszego trzepaka, denerwować się klasówką z matematyki, iść do parku…” – pisał.
Skarżył się na nieznośne, zambijskie upały i problemy w porozumiewaniu się z rówieśnikami. Ale najmocniej doskwierała mu tęsknota.
„Nie wiem, jak mam tu żyć” – rozpaczał w listach.
Zalewając papeterię łzami, odpisywałam mu, opowiadając, co słychać w szkole i u naszych kolegów. No i o tym, jak mi bez niego źle. Ale czas leczy ponoć wszystkie rany…
Od wyjazdu mijały tygodnie, potem miesiące
Listy między nami krążyły regularnie. W końcu skończyłam ósmą klasę i poszłam do liceum. Tam czekały mnie nowe wyzwania, poznałam nowych ludzi. Mając naście lat, człowiek szybko poddaje się zmianom.
Tęsknota za Radkiem z każdym miesiącem jakby we mnie blakła, malała. I czułam, że on też już mnie tak bardzo nie potrzebuje… Listy między nami zaczęły krążyć coraz rzadziej, coraz częściej miałam wrażenie, że piszemy je bardziej z przyzwyczajenia niż rzeczywistej potrzeby.
Ostatnia koperta z Afryki przyszła dwa lata po wyjeździe Radka. Napisał mi, że jego tato nie planuje na razie powrotu do kraju, a on się z tego w sumie cieszy, bo całkiem dobrze odnalazł się w Afryce: chodzi do dobrej szkoły, poznał język, ma fajnych kolegów. I choć mu wtedy odpisałam, to Radek już nigdy więcej do mnie nie napisał…
Nie zmartwiło mnie to szczególnie. Pluszowy słoń dawno zakurzył się na półce, listy z afrykańskimi pieczątkami na znaczkach zamknęłam w pudle i wyniosłam na strych. A gdy poszłam na studia, to akademickie życie pochłonęło mnie bez reszty.
Nauka, wyjazdy ze znajomymi, imprezy, randki…
W moim sercu nie było już miejsca dla Radka. Przez kolejne lata korzystałam z młodości ile wlezie. Rzadko myślałam o Radku. Aż nagle coś się zmieniło…
Sama do dziś nie wiem, jak to się stało, że po 15 latach od jego wyjazdu wspomnienia o nim zaczęły do mnie nagle wracać ze zdwojoną siłą. Może dlatego, że po studiach znalazłam dobrą pracę, kupiłam nawet własne mieszkanie, ale nie miałam szczęścia do facetów i nie udało mi się ułożyć sobie życia?
W każdym razie któregoś dnia zabrałam od rodziców ze strychu pudło, w którym były listy od Radka. W domu zaczęłam je czytać i… wszystko do mnie wróciło! I to z taką mocą, że poczułam wręcz fizyczny ból z tęsknoty za moim przyjacielem z dzieciństwa.
„Ty głupia! On pewnie dawno ma żonę i dzieci, a ty po prostu szukasz faceta i dlatego twój mózg działa nieracjonalnie” – tłumaczyłam sobie, ale to nie pomagało.
Zapach Radka, oczy Radka, pocałunek Radka… Ogarnęło mnie to! I kolejne tygodnie, w końcu miesiące, wypełniło mi szukanie Radzia. Internet i wszystkie serwisy społecznościowe przeszukiwałam krok po kroku! Jednak nie natrafiłam na żadną wskazówkę, na najmniejszy nawet ślad…
Poprosiłam rodziców, żeby rozpytali wśród sąsiadów
Nikt niczego nie wiedział – podobnie jak nasi dawni, wspólni znajomi. Słuch po Radku i jego ojcu jakby zaginął! Tylko „nasz” trzepak na podwórzu wciąż był ten sam…
Serce mnie bolało, ilekroć szłam do rodziców i go mijałam. Ten mój „atak” tęsknoty za Radziem trwał z rok, może trochę dłużej. Aż w końcu się poddałam… Uznałam, że nie ma sensu dłużej go szukać. Pogodziłam się z tym, że Radek zniknął z mojego życia raz na zawsze. Ale w moim sercu i tak pozostał…
I choć przez następne lata spotkałam w swoim życiu wielu mężczyzn, to jednak wciąż miałam wrażenie, że moje serce zachowuje się tak, jakby było już zajęte. I nie chce się otworzyć na nikogo, kto nie jest Radkiem! W końcu nadeszły moje 34 urodziny...
„Mąż i dzieci widać nie są mi pisane” – myślałam ze smutkiem, grzebiąc widelcem w torcie, podczas rodzinnego przyjęcia.
Na szczęście tym razem rodzice, ciotki i wujkowie – taktownie – nie sugerowali mi, że powinnam wyjść za mąż. I dobrze, bo chyba bym się poryczała! Do domu wróciłam wieczorem w wisielczym nastroju.
Było mi tak źle, że otworzyłam sobie butelkę wina i w samotności użalałam się nad swoim losem.
„Zniknij wreszcie z mojego życia”! – błagałam w myślach Radka, bo zdawałam sobie sprawę, że klęski w sprawach damsko-męskich są związane z przyjacielem z dzieciństwa.
Zasnęłam nad ranem, okropnie smutna
Ciszę tamtego poranka rozdarł natrętny dzwonek telefonu. Półprzytomna spojrzałam na wyświetlacz – dzwoniła moja mama.
– Co się stało? – wychrypiałam do słuchawki.
– Ala! Zbieraj się i przyjeżdżaj do nas. Natychmiast! – mama zawsze miała dyktatorskie zapędy, ale tym razem czuć było, że chodzi o coś ważnego.
– Stało się coś? – spytałam poważnie zaniepokojona.
– Tak, stało się! Przyjeżdżaj! – mama się rozłączyła.
Nie na żarty zdenerwowana zebrałam się i pół godziny później zapukałam do rodziców.
– Masz gościa! – w progu powitała mnie zarumieniona z emocji mama.
Po czym pchnęła mnie lekko w stronę dużego pokoju. A tam…
– Ala? – wysoki, barczysty blondyn patrzył na mnie wzrokiem, który… dobrze znałam!
– Radek?! – wykrzyknęłam z niedowierzaniem.
I wpadłam w jego ciepłe ramiona z takim impetem, jakby nie było za nami tych dwudziestu lat.
– Co ty tu robisz? – byłam w szoku.
– Przyjechałem do ciebie… Boże, jak ty pięknie wyglądasz… Chciałem zdążyć na twoje urodziny, ale był strajk na lotnisku i dotarłem dzień później – Radek wyrzucał z siebie słowa, a jego oczy śmiały się do mnie jak dawniej.
– Pamiętasz, kiedy mam urodziny? – nie wierzyłam.
– Alu, ja… Wszystko pamiętam. Ciebie pamiętam… Ciągle pamiętam! Próbowałem zapomnieć, miałem nawet w Zambii żonę, ale ciągle szukałem w niej ciebie. I w końcu się rozstaliśmy… Dzieci nie mieliśmy – Radek trzymał mnie w ramionach i patrzył mi głęboko w oczy.
Poza tym, że zmężniał, wyrósł taki wielki, to niewiele się zmienił. Jego błękitne oczy wciąż miały ten sam blask.
– Próbowałam cię znaleźć, ale przepadłeś jak kamień w wodę. Nawet internet cię nie zna! Czym się zajmujesz? Jak twój ojciec? – zasypałam go pytaniami.
Radek wziął głęboki oddech.
– Tato ożenił się ponownie, z bardzo miłą kobietą i jest szczęśliwy. A ja… Cóż, internet mnie nie zna, bo zostałem lekarzem i zająłem się pomocą najbiedniejszym mieszkańcom Afryki. Żyłem i pracowałem w rejonach, gdzie nie było wody, prądu… Niczego, oprócz nędzy i chorób. A co dopiero internetu! To właśnie tam, w tych pełnych nieszczęść regionach, zacząłem nagle za tobą tęsknić tak, że myślałem, że oszaleję – mówił Radek, a mnie serce waliło jak oszalałe.
– To było kilka lat temu, ale wciąż byłem żonaty i nie chciałem dopuścić do siebie myśli, że to jednak nie żona jest moją miłością… W dodatku bałem się, że masz już męża, dzieci. Odpędzałem od siebie myśli o tobie, a one i tak wracały!
– A ty wiesz, że ja też zaczęłam tęsknić za tobą nagle, kilka lat temu, sama nie wiem dlaczego? I tak samo bałam się, że ty masz już żonę, dzieci… – weszłam Radkowi w słowo.
Pogładził mnie po twarzy i spojrzał na mnie z miłością
– Tak bardzo pragnąłem cię zobaczyć, że nie mogłem sobie z tym poradzić. Moje małżeństwo się rozpadło, ale i tak nie miałem odwagi cię szukać. To trwało kilka lat, angażowałem się w pracę, żeby nie mieć za dużo czasu na myślenie, a i tak ciągle mi się śniłaś… W końcu pomyślałem, że jeśli nie spróbuję, to do końca życia będę tak tęsknił – mówił Radek i tulił mnie co chwilę, jakby nagle odnalazł najcenniejszy skarb.
Nie wzbraniałam się.
– Nie ułożyłam sobie życia, bo wciąż czekałam na ciebie! I teraz to w pełni zrozumiałam – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
Wyraźnie się wzruszył. Choć nie widzieliśmy się tyle lat, czułam, że jego reakcje są szczere.
Ufałam mu jak dawniej!
Nagle Radek spytał:
– Idziemy na spacer, pod nasz trzepak? Powspominamy bałwana z talerzem na głowie, opowiesz mi, jak żyjesz. I może pogadamy… o nas?
Poczułam miłe mrowienie w brzuchu.
– Pewnie, że idziemy na trzepak! Czyli tam, gdzie zostało moje serce… – powiedziałam, a Radek spojrzał pytająco.
– Zaraz ci wszystko wytłumaczę – uśmiechnęłam się, szczęśliwa.
Piękniejszego prezentu urodzinowego nie mogłam sobie wymarzyć.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”