„Właścicielka mieszkania wszystko o mnie wiedziała. Byłam przerażona, że mnie podgląda albo płaci sąsiadom za szpiegowanie”

Sąsiadka uprzykrzała mi życie fot. Adobe Stock, Srdjan
„Zawsze wiedziała, kiedy wracam późno albo kiedy spóźniam się na wykłady. Kiedy byłam przeziębiona, już następnego dnia dostałam telefon z pytaniem, czy zamierzam iść do lekarza i czy mam leki. I żebym przepłukała gardło sodą oczyszczoną, bo to pomaga na ból. Skąd ona wiedziała, że boli mnie gardło?”.
/ 06.03.2023 18:30
Sąsiadka uprzykrzała mi życie fot. Adobe Stock, Srdjan

Urodziłam się i wychowałam na Pomorzu, kiedy więc w ubiegłym roku dostałam się na studia na Uniwersytecie Warszawskim, musiałam znaleźć sobie lokum. I niestety, nie mogłam mieszkać w akademiku ani złożyć się na jedno mieszkanie z koleżankami. Musiałam być sama ze względu na kłopotliwą nadwrażliwość na dźwięki i zapachy… Moja rodzina martwiła się tym, że będę całkiem sama w obcym świecie. Że nikt nie poda mi szklanki herbaty, jak będę chora, i nikogo nie będzie obchodzić, że nie wróciłam do domu o czasie.

– W końcu na tym polega dorosłość – powtarzałam. – Na tym, że bierzemy odpowiedzialność za swoje życie. Nie mogę cały czas trzymać się maminej spódnicy.

No i pewnego dnia nikt nie zauważy, że nie żyjesz, i znajdą cię samą, rozkładającą się w pokoju – powiedział mój piętnastoletni brat.

Natychmiast wszyscy spojrzeliśmy na niego ze zgrozą

– No co, tak kończą samotni starcy.

– Mam nadzieję, że zanim się zestarzeję, będę miała rodzinę – warknęłam, zanim trzepnęłam go w kark.

– Z twoimi „nie mlaszcz, nie chrup, nie chrap, nie oddychaj”? Wątpię. Nikt normalny na takie coś się nie zgodzi. Umrzesz samotnie.

– Witek, do lekcji! – powiedział tata.

To, że będę mieszkała sama, z jednej strony mnie cieszyło (żadnego mlaskania i chrupania), z drugiej napawało lękiem. Sama w miejskiej dżungli… Ale co robić, taka jest kolej rzeczy. Zanim przyjechałam do stolicy, przejrzałam oferty i wynajęłam pokój z kuchnią – w Ursusie, z całkiem niezłym dojazdem do centrum kolejką podmiejską. Mieszkanie na drugiej kondygnacji dziesięciopiętrowego budynku było przytulne, okna wychodziły na ścianę zieleni, którą tworzyły korony wysokich, starych drzew. No i cena okazała się bardzo atrakcyjna. Właścicielką mieszkania była mocno posunięta w latach pani Klara. Niziutka, nieco zasuszona, krótkowzroczna, ale poruszała się jak fryga. Kiedy przyjechałam z bagażem, obejrzała mnie od stóp do głowy.

– Jest tylko jeden warunek – powiedziała stanowczym tonem. – Wracasz, moja panno, do domu nie później niż przed północą i nie urządzasz tu żadnych imprez, choćby nawet urodzinowych. No i oczywiście mieszkasz sama, a gości innej płci przyjmujesz sporadycznie i w towarzystwie innych koleżanek.

Roześmiałam się w duchu, bo jakbym słyszała własną babcię, która dawała mi wskazówki, rady i zalecenia na najbliższe lata nauki!

Oczywiście zgodziłam się

Nie zamierzałam prowadzić życia towarzyskiego, tylko się uczyć. Okazało się jednak, że nim podpiszemy umowę, pani Klara musi naradzić się ze swoją siostrą, która była współwłaścicielką lokalu. Trochę się zdziwiłam, że ten warunek wypłynął dopiero teraz, bo co by było, gdyby się nie zgodziła? Spałabym na ulicy? Ale kiwnęłam głową, mając nadzieję, że to tylko formalność. Już po godzinie pani Klara zadzwoniła i powiedziała, że mogę się rozpakowywać. Samotne życie było dokładnie takie, jak sobie je wyobrażałam. Plusy: mogłam chodzić nawet goła, gotować czy kąpać się o północy, nie sprzątać przez tydzień. Albo i dłużej. I nikt nie marudził, że z podłogi robię sobie szafę. Minusy: Wieczorna cisza, i poczucie, że nikt na mnie nie czeka. Jestem, co prawda, wolna, ale ta wolność straciła swój powab, skoro nie była wywalczona. Człowiek to dziwna istota. A czasami, zwłaszcza kiedy nie czułam się najlepiej, dopadały mnie lęki. Że umrę i nikt tego nie zauważy. Tak jak mówił Witek. Głupek.

Ale z tą całkowitą wolnością to niezupełnie było tak. Pani Klara dwudziestego każdego miesiąca odwiedzała mnie, żeby pobrać należny czynsz. Mogłabym się założyć, że przy okazji sprawdzała, czy lokal jest w całości. Nie wątpię też, że podpytywała mieszkających obok sąsiadów, czy dochowuję warunków najmu i nie organizuję wieczornych imprez. Musiało tak być, bo zawsze wiedziała, kiedy wracam późno albo kiedy spóźniam się na wykłady. Kiedy byłam przeziębiona, już następnego dnia dostałam telefon z pytaniem, czy zamierzam iść do lekarza i czy mam leki. I żebym przepłukała gardło sodą oczyszczoną, bo to pomaga na ból.

Skąd ona wiedziała, że boli mnie gardło?

Zastanawiałam się, który z sąsiadów robi za jej szpiega. I czy siedzi z przyciśniętą do ściany szklanką przy uchu. Podczas każdych odwiedzin pani Klara opowiadała mi też o swojej siostrze. Wspominała wydarzenia z dzieciństwa, lat młodości. Pewnego razu spytałam starszą panią, czy będę miała przyjemność poznać jej siostrę.

– Niestety, Amelia od dawna niedomaga, więc musisz, moja panno, zdać się tylko na moje relacje – odparła starsza pani z powagą. – Ale z tego, co się orientuję, wynika, że siostra jest z ciebie bardzo zadowolona. Oczywiście ja również. Dzisiaj niezbyt często można spotkać tak słowne i dbające o własne wykształcenie panienki. Tylko mogłabyś częściej chować ubrania do szafy. Na podłodze się niszczą.

Rozejrzałam się po pokoju zdziwiona. Znając wymagania starszych pań (babcia!), zawsze sprzątałam przed wizytą pani Klary, więc nigdy nie miała okazji zobaczyć bałaganu. Nikt inny tu też nie zaglądał. Zagadka… Pewnego dnia zapukała do mnie dozorczyni, która przyniosła pismo z administracji z nowymi stawkami za czynsz, ogrzewanie i inne takie. Spojrzałam na widniejące na kopercie nazwisko adresata.

Pani Klara mówiła, że jest właścicielką mieszkania wraz z siostrą. A tu jest tylko jedno nazwisko.

Dozorczyni ciężko westchnęła.

– Niech się pani nie przejmuje tą starą wariatką. Nie powiem, to uczciwa kobieta, ale rad jej siostry mam „potąd” – mówiąc to, zakreśliła kreskę nad czubkiem własnej głowy. – A to, że śmieci powinnam składować w innym miejscu. A to znowu, że facet spod szesnastki zostawił butelki obok pojemnika na szkło, zamiast wrzucić je do środka. A to znowu, że mój mąż… – uśmiechnęła się sztucznie, zdając sobie najwidoczniej sprawę, że się zagalopowała. – Skąd niby jej siostra ma o tym wiedzieć, jak od siedmiu lat jest na tamtym świecie! Fakt, kobieta była rozgarnięta i nikt jej nie podskoczył. A teraz pani Klara chce nami rządzić, więc gada, że niby to zdanie Amelii. No, chyba że zwariowała do reszty, co jest prawdopodobne, bo z każdą sprawą lata na cmentarz. Niedaleko brata mam pochowanego, więc na własne uszy słyszałam, jak o radę pyta. Na przykład, czy siostra zadowolona jest z lokatorki – tu puściła mi takie przesadzone oczko, że i ślepy by zauważył. – Przecież to chore, sama pani przyzna.

Kiedy zamknęłam za dozorczynią drzwi, wcale nie pomyślałam, że szepty nad grobem są objawem choroby.

Najwidoczniej siostry były mocno ze sobą związane

A że starsi ludzie pod koniec życia nieco dziwaczeją… Jakby powiedziała moja babcia: „Co komu do domu, jak chałupa nie jego?”. Jakiś czas później odkryłam, że zerwał mi się z szyi złoty łańcuszek z medalikiem od pierwszej komunii. Pewnie kiedy szybko się przebierałam… Łańcuszek odnalazłam pod łóżkiem, ale sam medalik zniknął, jakby wyparował. Przeszukałam dokładnie całe mieszkanie – w końcu wielkie nie jest, raptem 35 metrów – przejrzałam podłogę w kuchni i wszystkie kąty, w które mógł wpaść. Wyparował niczym kamfora, a szkoda. Medalik traktowałam jak talizman – był podarunkiem od mojego nieżyjącego już dziadka. I nie mogłam jakoś pogodzić się z jego stratą. Przestałam odkurzać i każdego dnia przeszukiwałam jakiś inny kąt. Nadaremnie.

Trzy tygodnie później odwiedziła mnie starsza pani. Jak zwykle zaprosiłam ją na herbatę. Dałam pieniądze, ona jak zwykle poczęstowała mnie historyjką o siostrze. Nie wspomniałam o tym, czego dowiedziałam się od dozorczyni. Kiedy się już żegnałyśmy, pani Klara sobie coś przypomniała.

– Na śmierć bym… – uśmiechnęła się szeroko i wróciła do mieszkania. – Otóż dowiedziałam się od mojej siostry, że zgubiłaś, duszko, bardzo cenny dla siebie medalik.

Niemal odebrało mi mowę. Nikt prócz mnie nie wiedział o mojej stracie. Nikt! Nawet do domu nie zadzwoniłam, tak mi było żal i wstyd.

– Skąd pani… – zaczęłam, ale pani Klara nie słuchała. – Siostra prosiła, żebym ci przekazała, że kiedy łańcuszek uległ rozerwaniu, medalik pofrunął do góry. To taka cieniutka złota blaszka… Teraz leży sobie spokojnie na półce biblioteczki. Chodź, pokażę ci gdzie.

Poszłam za panią Klarą, a ta wskazała półkę z książkami, która stała nieopodal łóżka. Medalik leżał tuż za pudełkiem z biżuterią. Skąd ona to wiedziała?!

Czytaj także:
„Mój sąsiad to burak. Zachowuje się, jakby cała ulica należała do niego. Człowiek ze wsi wyjdzie, ale wieś z człowieka nigdy”
„Złośliwy sąsiad uprzykrzał mi życie, lecz byłem sprytniejszy. Wredna menda uciekała w popłochu, a ja mam wreszcie święty spokój”
„Sąsiad to niezłe ciacho, ale nie ma podejścia do kobiet. Zamiast zaprosić mnie na randkę, robi podchody jak przedszkolak”

Redakcja poleca

REKLAMA