„Siostrze zachciało się starszego chłopa, to teraz płaci za głupotę. Wiecznie stoi przy garach, a o dziecku może pomarzyć”

Załamana koibeta fot. Adobe Stock, fizkes
„Nie narzekała, chociaż wyraźnie coś ją gnębiło. Za którymś razem, zwierzyła się, że marzy o pełnej rodzinie, ale Marek nie zgadza się na dzieci. Za nic na świecie. Stwierdził, że jest za stary na pieluchy, i właściwie dlaczego miałby rezygnować z wygodnego życia?”.
/ 14.08.2022 08:30
Załamana koibeta fot. Adobe Stock, fizkes

– Weronika wreszcie wychodzi za mąż! – usłyszałem w słuchawce bardzo przejęty i uradowany głos mamy. – Chociaż ciągle powtarza, że jeszcze się waha…

Moja siostra miała wtedy 29 lat, więc zdaniem naszej mamy była już od dawna starą panną. Ja na ten temat miałem inny pogląd. Przecież Weronika po studiach wyjechała na zagraniczne stypendium, po powrocie ciężko pracowała w firmie informatycznej. Starała się wybić w pracy, żeby zapewnić sobie ustabilizowaną przyszłość. W końcu osiągnęła sukces i wtedy mogła pomyśleć o własnych sprawach.

Najwyraźniej uznała, że czas założyć rodzinę

Bardzo mnie ciekawiło, kim jest jej przyszły mąż. Niestety, mama niewiele o nim wiedziała. Podobno kolega z innej firmy, z którą Weronika kontaktuje się w sprawach służbowych. Minęło kilka dni, gdy wychodząc z centrum handlowego przypadkiem natknąłem się na siostrę.

Była w towarzystwie sporo starszego pana, któremu już zaczynały siwieć skronie. Przywitałem się. Przedstawiła mi swojego znajomego. Usłyszałem, że Marek jest jej najlepszym przyjacielem. Zamieniliśmy kilka zdań i popędziłem do samochodu, bo torby z zakupami urywały mi ręce. Dopiero w drodze do domu doznałem olśnienia.

Czyżby to właśnie ten mężczyzna, z którym chciała związać się na całe życie? W pierwszej chwili chciałem zadzwonić do niej na komórkę, ale powstrzymałem się. Była z nim na zakupach i na pewno nie mogłaby w tamtej chwili swobodnie rozmawiać. Odczekałem do wieczora i wreszcie sięgnąłem po telefon.

Siostra potwierdziła moje przypuszczenia, a ja jęknąłem do słuchawki, że kandydat do ręki jest od niej dużo starszy, co widać z daleka. Stwierdziła żartem, że też to zauważyła i ma już własne przemyślenia na ten temat. Wiek Marka jej nie przeszkadza i koniec kropka.

Cóż, nasza rozmowa na niewiele się zdała. Moja siostra jest dorosła i ma prawo decydować o własnym życiu, pomyślałem wtedy. Jednak nie chciałem mieć w przyszłości wyrzutów sumienia, gdyby związek Weroniki okazał się nieszczęśliwy. Uważałem, że jako brat mam obowiązek zrobić wszystko, co możliwe, żeby 10 razy zastanowiła się, zanim popełni głupstwo. Podświadomie czułem, że nie wyniknie z tego udany związek. Poprosiłem ją o rozmowę.

On mógłby być jej ojcem...

Spotkaliśmy się w mieszkaniu mamy i zaczęła się zawzięta dyskusja. Mama wyglądała na zakłopotaną. Nie chciała pouczać dorosłej córki. Stwierdziła jedynie, że dawniej różnica wieku między małżonkami nie miała znaczenia. Zdarzało się nawet, że mąż był o trzydzieści lat starszy od żony. Jednak tak bywało w XIX wieku. Kobiety z wyższych sfer nie pracowały, a bogaty mąż mógł zapewnić dostatnie życie. Teraz są inne czasy.

– Masz doskonałą pracę, dobrze zarabiasz, masz własne mieszkanie, samochód. Chyba majątek przyszłego męża nie ma dla ciebie znaczenia? – powiedziała mama obojętnym tonem, jakby zastanawiała się na głos.

Weronika roześmiała się.

Marek nie ma żadnego majątku. Natomiast jest pierwszym mężczyzną, który potrafi okazać, jak bardzo mnie potrzebuje. Troszczy się o mnie i ma w sobie całe morze dobroci – zapewniła. – Charakter i życzliwość Marka znaczą dla mnie więcej, niż nie wiadomo jak wielki majątek.

– A dzieci? Będą miały takiego starego ojca? – spytała mama, ale moja siostra nie podjęła tego tematu.

Minął miesiąc i zdobyłem się na jeszcze jedną poważną rozmowę z siostrą. Powiedziałem o moich wątpliwościach, ale starałem się jej nie urazić. Przecież wtrącałem się do jej osobistych spraw, a nie chciałem sprawić jej przykrości. Weronika wysłuchała cierpliwie, ale pozostała nieugięta. Cóż mi pozostało? Mogłem jedynie cieszyć się z jej szczęścia. Ślub był wzruszający, a skromne wesele wesołe. Potem wszyscy wróciliśmy do szarej codzienności.

Weronika wydawała się naprawdę szczęśliwa

Przynajmniej przez pierwsze lata. Regularnie spotykaliśmy się przy okazji różnych świąt, imienin albo po prostu przy herbacie u mamy. Siostra zwykle tryskała radością życia. Zawsze miała mnóstwo energii: lubiła dalekie podróże, jeździła na nartach, żeglowała.

Kiedyś jednak przypadkiem odkryłem, że moja siostra spędza zimowy urlop sama. Weronika w końcu przyznała, że jej mąż nie bierze udziału w większości jej eskapad. Wtedy też zauważyłem, że biedaczka coraz częściej miewała smutną minę. Zdarzało się, że nawet do naszej mamy przychodziła sama, bez nieodłącznego Marka.

Nie narzekała, chociaż wyraźnie coś ją gnębiło. Za którymś razem, gdy byliśmy tylko we trójkę, zwierzyła się, że marzy o pełnej rodzinie, ale Marek nie zgadza się na dzieci. Za nic na świecie. Stwierdził, że jest za stary na pieluchy, a dzieci to tylko dodatkowe obowiązki i kłopoty. Dlaczego miałby rezygnować z wygodnego życia?

– Czy ja komuś krzywdę zrobiłem, żeby na stare lata dobrowolnie zaprząc się do kieratu? – spytał ją, gdy upierała się, że dla niej to ostatni dzwonek, żeby urodzić dziecko.

Zostawiłem ją wtedy z mamą, którą bardzo to wyznanie zabolało. Znów mijał czas, wyglądało na to, że Weronika pogodziła się z faktem, że nie zostanie matką. Pozornie wszystko wróciło do normy. Tylko mama była jakaś taka rozżalona i czasem widziałem, jak niechętnie patrzy na swojego zięcia.

Ja zresztą także straciłem do niego sympatię, choć nie okazywałem tego po sobie ze względu na siostrę. Współczułem jej bardzo. Nie mogła zrealizować się jako matka, a w tamtym momencie była to dla niej najważniejsza sprawa w życiu. Przez to nie była szczęśliwa.

Było jasne, że moja siostra cierpi

– Nie wiem, co powinnam zrobić – zwierzyła mi się kiedyś przez telefon. – Właściwie wszystko mogłabym Markowi wybaczyć, gdyby nie zachowywał się wobec mnie jak tyran. Niedługo zacznę się starzeć i będzie za późno na dzieci, choćby nawet on jakimś cudem nagle zmienił zdanie – powtarzała co chwilę rozżalona.

Nie umiałem jej pocieszyć. Temat dzieci długo nie wracał w naszych rozmowach i sądziłem, że Weronika po prostu poddała się woli męża. Pewnego dnia jednak przyszła do mnie do biura cała we łzach.

– Myślałam, że on tylko tak się ze mną droczy, i że w końcu przekonam go do dzieci, ale nic z tego. Marek jest bezpłodny i sam rozpacza, że nie może dać mi dziecka – powiedziała.

„A więc jednak mój szwagier nie jest do końca potworem – pomyślałem. – Po prostu wstydził się przyznać do swojej ułomności”. Zasugerowałem siostrze, żeby pomyśleli o adopcji. Weronika nie chciała. Mijał czas i wszystko wskazywało na to, że w relacjach mojej siostry z mężem nic się nie zmieniło i ich miłość jest równie mocna jak na początku małżeństwa. Temat dzieci zniknął.

Zajęci swoimi sprawami nie widzieliśmy się z siostrą kilka miesięcy. Po wakacjach, które Wera z Markiem spędzili we Włoszech, zorganizowaliśmy grilla u wspólnych przyjaciół. Wtedy zauważyłem, że znów coś się między nimi psuje. Siostra kilka razy wygłosiła kąśliwą uwagę na temat swojego starzejącego się małżonka.

Miesiąc później, na imieninach mamy, już wcale się nie krępowała. Otwarcie krytykowała Marka przy stole, a kiedy poszedł do toalety, nagle stwierdziła, że już dłużej tego wszystkiego nie wytrzyma. Nie wiedziałem, co tak irytuje moją siostrę i spytałem o co chodzi.

– Wiesz, nie zdawałam sobie sprawy, że Marek stał się taki skąpy – zwierzyła się w końcu. – W kawiarni czy restauracji za wszelką cenę unika płacenia napiwków. Tydzień temu byliśmy w Kazimierzu. Jedliśmy obiad w jakiejś knajpie. Marek zdobył się na wyjątkową rozrzutność, bo rachunek wyniósł 97 złotych. A on dał stówkę i… poprosił o resztę. Wyobrażasz to sobie? Kelner spojrzał na nas z autentycznym obrzydzeniem. Tak się wstydziłam…

Potem już było tylko gorzej

Podczas uroczystego obiadu u kuzynów Weronika nie powstrzymała się i głośno zwróciła mężowi uwagę, aby nie siorbał. Przyznam, że sam głupio się poczułem. Nie wiedziałem, czy bardziej powinienem się wstydzić za niewyparzony język siostry, czy za szwagra, zachowującego się jak staruszek, który już zapomniał jak się je zupę. Na szczęście rodzina przyjęła incydent z rozbawieniem.

Podejrzewałem, że życie obok starszego o 26 lat męża przestało mojej siostrze odpowiadać. Nie miała dzieci ani nawet szans na nie. Zwierzała się, że ona i Marek żyją w oddzielnych światach. On wraca do domu, wkłada miękkie kapcie i czyta gazety. Najchętniej z kieliszkiem wina w dłoni. Nie wyrywa się do pomocy w kuchni, a tym bardziej do zrobienia zakupów. Weronika dźwiga ciężkie siatki, a Marek w tym czasie przegląda spokojnie prasę.

Gazety są dla niego najważniejsze. Ocenia świat na podstawie tego, co w nich wyczyta. Szczególnie interesuje go polityka, choć przecież to tylko drobny wycinek rzeczywistości. Moja siostra za to wciąż jest ciekawa świata, marzy o nartach, żaglówce, dalekich podróżach i robieniu ciekawych rzeczy. Marek ściąga ją na ziemię.

– To nie dla mnie, za stary jestem na takie rzeczy – mówił, gdy próbowała go gdziekolwiek wyciągnąć.

A gdy sugerowała, że w takim razie wyjedzie sama na tydzień lub weekend, stanowczo się temu sprzeciwiał.

– Nie ma mowy. Nie po to mam żonę, żeby siedzieć sam przez cały weekend – ucinał dyskusję.

Szwagier nalegał, żeby wróciła

Tak więc Wera spędzała praktycznie cały swój wolny czas, surfując po internecie, a mój szwagier, który był zaciekłym wrogiem sieci i komputerów, przysypiał przed telewizorem. Weronice brakowało życia towarzyskiego, spotkań ze znajomymi. Czasem umawiała się z przyjaciółką na wyjście do kina lub teatru. Marek jako zagorzały domator, zwykle wolał zostać w domu.

Był wyjątkowo uparty i za wszelką cenę starał się narzucić swoją wolę. Nawet w sprawie drobiazgów. Nie ustąpił też, gdy urządzali nowe wymarzone mieszkanie. Uparł się, żeby na podłodze położyć dywanową wykładzinę.

– W cywilizowanych krajach wszędzie w mieszkaniach są wykładziny – twierdził z przekonaniem.

– Bo tam klepka czy deski podłogowe są niebotycznie drogie – Weronika próbowała bronić swego zdania, zwłaszcza że to na jej barki miałoby spaść utrzymanie w domu czystości.

Marek postawił na swoim, jednak już po dwóch latach trzeba było wykładzinę wymienić. Zdarzyły się małe katastrofy, jak wylana kawa, wypalona papierosem dziura w czasie jednego z nielicznych spotkań ze znajomymi, widoczne ścieżki i przetarcia.

Wymiana wykładziny i bałagan z tym związany, przestawianie mebli i dezorganizacja życia, wpędziły Weronikę w przygnębienie. Wreszcie pewnego wieczoru wyszła z domu z torbą, do której spakowała trochę ubrań i wyniosła się do mamy. Szwagier nalegał, żeby wróciła, ale już nie miała ochoty na życie z mężem pod jednym dachem.

Wiedziałem, że z moją siostrą nie dzieje się dobrze. Nie spodziewałem się jednak, że wkrótce będzie jeszcze gorzej. Weronika wpadła w okropną depresję. Gdy pod byle pretekstem zaczęła brać w pracy wolne i kolejny dzień spędzać na kanapie, gapiąc się w sufit, zrozumiałem, że muszę coś zrobić, żeby jak najszybciej wyrwać ją z tego stanu.

Zrozumiała, że popełniła błąd

Namówiłem Weronikę na wizytę u specjalisty, a potem z pomocą żony starałem się wyrwać siostrę z choroby. Z początku to nie przynosiło rezultatów. Weronika wydawała się głucha na nasze argumenty i próby wyciągnięcia jej z domu, choć przecież kiedyś aktywność była dla niej bardzo ważnym elementem życia.

Przełomowym momentem okazał się wyjazd nad morze. Była jesień, szalały sztormy, ale właśnie morze i pusta plaża uleczyły moją siostrę. Miała mnóstwo czasu na myślenie o swoim niefortunnym związku. Zrozumiała, że popełniła błąd, wychodząc za mężczyznę, który mógłby być jej ojcem.

Nieważne, że w gruncie rzeczy był dobrym człowiekiem i kochał Weronikę. Nie był jednak tym, kogo potrzebowała. Siostra podjęła decyzję o rozwodzie i postanowiła całkowicie zmienić swoje życie.

Dziś Weronika spotyka się z jednym z moich znajomych i widzę, że siostrze wreszcie wrócił apetyt na życie. Łukasz jest w jej wieku, doskonale się dogadują, spotykają się codziennie i mają poważne plany na przyszłość. Ostatnio Weronika zwierzyła mi się, że Łukasz przepada za dziećmi, więc jest nadzieja, że w końcu spełni się jej największe marzenie i jeszcze zdąży zostać matką.

Czytaj także:„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA