– Ty chcesz im to zostawić?! – wrzasnęła Wiesia, moja żona.
– Przecież to moje siostry… No i zajmowały się tatą ostatnio…
– Ty byś wszystko zrobił, żeby się z nimi nie kłócić! – prychnęła.
Wiesia miała rację. Taką już miałem naturę, że za wszelką cenę unikałem konfliktów. Nawet, jeśli miało mnie to drogo kosztować – nawet tak jak teraz, utratę spadku po ojcu. Po otwarciu testamentu taty okazało się, że jego dom przypadł Ewie, zaś trzypokojowe mieszkanie w starej kamienicy, należące wcześniej do zmarłej dziesięć lat temu matki, dostała druga moja siostra, Ania.
Mnie zostawił swoją bibliotekę, którą uważał za najcenniejszą rzecz, jaką posiadał. Książki kupował od siódmego roku życia, kiedy nauczył się czytać. Uzbierał ich kilka tysięcy sztuk, które były starannie zapakowane w pudła na strychu i tylko kilkadziesiąt z nich stało w podręcznej biblioteczce ojca.
Jak twierdziła moja żona, każda z sióstr dostała po kilkaset tysięcy złotych, a ja odziedziczyłem sam kłopot. Książki początkowo zostały na strychu domu obecnie należącego do Ewy. Ja zabrałem tylko katalog, który sporządził mój ojciec, wpisując w niego tytuł, autora i rok wydania.
Ani myślałem ich sprzedawać
W końcu jednak zadzwoniłem do siostry i uprzedziłem, że wpadnę po kilka pierwszych pudeł. I wtedy Ewa poprosiła niespodziewanie, żebym poczekał z zabieraniem mojego spadku, bo chcą z Anią porozmawiać ze mną o tych książkach. Doszły bowiem do wniosku, że musimy podzielić książki na trzy równe części. Bardzo się zdziwiłem.
Byłem przekonany, że żądanie sióstr oburzy Wiesię. Ale ona się ucieszyła.
– Wiesz, to nawet dobrze. Przecież my nawet tę jedną trzecią tego zbioru ledwo zmieścimy u siebie. Powiedz im, że się zgadzasz.
– Ale ja się nie zgadzam!
– Słucham?
– Ojciec chciał, żebym to ja dostał te książki i zapisał mi je w testamencie. Tylko ja „odziedziczyłem” po nim miłość do książek. Ewa z Anią nigdy nie czytały za wiele…
– Ale niedługo przechodzą na emeryturę. A może chcą to sprzedać? To wszystko pewnie warte jest z dziesięć tysięcy…
Żona była w szoku, ale ja uparcie trwałem przy swoim. Po raz pierwszy w życiu uważałem, że warto, żebym się jej postawił. Że żal sprzedawać te książki za marne grosze i ojcu byłoby przykro, gdybym pozbywał się jego dziedzictwa. Żona wprost nie mogła uwierzyć, że sprzeciwiam się jej. A już zupełnie poza jej wyobraźnią był fakt, że mogę wejść w konflikt z siostrami.
I miała trochę racji, bo ja postanowiłem po prostu, że im spłacę te sześć, siedem tysięcy, które by dostały za swoją część książek, nic nie mówiąc o tym żonie. Umówiłem się z siostrami i przedstawiłem im swoją propozycję.
– Masz nas za idiotki? – wycedziła przez zęby Ania. – Dobrze wiesz, ile to jest warte! Chcesz nas oszukać!
– Ania, uspokój się – poprosiła Ewa.
Dopiero wtedy wyszło na jaw, dlaczego tak naprawdę moje siostry zapałały nagłą miłością do księgozbioru ojca. Otóż na rok przed śmiercią tata postanowił go wycenić. Poszedł z listą do jednego z antykwariatów i okazało się, że za te książki można dostać około… miliona złotych!
Żadna z nich nie była szczególnie cenna. Za najdroższą, przedwojenną, można było dostać trzysta złotych. Ale ponieważ było ich blisko siedem tysięcy, z czego prawie połowa warta ponad sto złotych, wyszła okrągła suma. Moje siostry nie zdawały sobie z tego sprawy, dopóki przypadkiem Ewa nie trafiła w jednym z pudeł na wycenę przygotowaną przez antykwariusza.
Pierwszy raz im się postawiłem
– Nie miałem pojęcia! – otworzyłem szeroko oczy ze zdumienia. – I nie ma mowy o żadnym podziale! – wybuchłem. – Nie próbujcie ich sprzedać!
– A co nam zrobisz?
– Pójdę do sądu. A tu przyjadę z policją.
Siostry oczywiście nie uwierzyły i oświadczyły, że już wstępnie rozmawiały z antykwariuszem na temat sprzedaży książek. Ale ja nie żartowałem. Następnego dnia złożyłem zawiadomienie do prokuratury na Ewę, że ta nie chce mi wydać książek, które mi się prawnie należą z mocy spadku. Kopię przesłałem swojej siostrze.
Po kilku dniach wynająłem firmę transportową i przyjechałem po książki w asyście policji. Jeszcze tego samego wieczoru w moim mieszkaniu jedynym pomieszczeniem, po którym można się było swobodnie poruszać była kuchnia. Pokoje i korytarz od podłogi aż po sufit zawalone zostały pudłami z książkami.
– Może sprzedamy choć parę sztuk? – zaproponowała żona.
– W żadnym wypadku! Nie po to ocaliłem ten księgozbiór przed rozdrapaniem, żeby się go teraz pozbywać!
– Gdyby nie to, że dzięki tym książkom po raz pierwszy w życiu postawiłeś się swoim siostrom, nakrzyczałabym na ciebie – uśmiechnęła się.
Ustaliliśmy, że większość księgozbioru oddamy Bibliotece Miejskiej w depozyt. Z zastrzeżeniem, że mogą być dostępne tylko w czytelni. Na pozostałe przeznaczymy jeden z pokoi.
Od czasu konfliktu o książki przestałem się kontaktować z siostrami. Próbowałem wprawdzie na początku dzwonić do nich z życzeniami na święta i urodziny, ale nie odbierały telefonów ode mnie. A kiedyś, gdy szedłem na grób rodziców, widziałem wręcz jak uciekały na mój widok. I choć przykro mi, że przez ten spór straciłem z nimi kontakt, to wciąż uważam, że dobrze zrobiłem.
Czytaj także:
„Marlena rozpuściła syna jak dziadowski bicz. Dzieciak wydziera się wniebogłosy, a ona nie umie go okiełznać”
„Szwagierka i jej mąż mają tupet. Pomogliśmy im z pracą i mieszkaniem w Anglii, a oni wciąż wyciągali łapy po więcej”
„Hania była miłością mojego życia, ale dałem za wygraną. Teraz jestem sam i nie pamiętam już, jak smakuje bliskość kobiety”