„Hania była miłością mojego życia, ale dałem za wygraną. Teraz jestem sam i nie pamiętam już, jak smakuje bliskość kobiety”

Samotny mężczyzna wspomina kobietę fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena
Czasami sobie myślę, że gdybym rano nie wstał albo się nie obudził, nikogo by to nie obeszło, bo świat ma mnie w nosie. To nie jest miła świadomość, więc tym bardziej mi smutno.
/ 08.03.2022 07:14
Samotny mężczyzna wspomina kobietę fot. Adobe Stock, Yakobchuk Olena

Właściwie to nie wiem, dlaczego nigdy nie pomyślałem o tym, żeby Hanię odszukać. Pewnie jak każdy młody myślałem, że mam jeszcze czas.

Dawno temu, gdy byłem młodym hipisem, tylko udawałem, że mi się świat nie podoba, że muszę się buntować; teraz mam siedemdziesiątkę z górką i faktycznie wiem, co znaczy czuć się jak na bocznicy świata. Może nawet w dole, czarnej jamie, tunelu bez wyjścia…

Niedawno znalazłem na pawlaczu stare pudło. Pojęcia nie miałem, kto je tam schował; może moja mama, może pierwsza żona, a może ja sam? W środku były pacyfki, koraliki na rzemykach, obszarpane spodnie z pasiastego lnu, irchowa kamizelka z długimi frędzlami i dwie kolorowe koszule.

Aż mnie zakłuło pod sercem!

Uważają mnie za statecznego człowieka, a mnie nagle zachciało się przymierzyć te hipisowskie ciuchy i poczuć dawno zapomniane emocje: gniew, radość, bunt i potrzebę miłości. Tego ostatniego brakowało mi najbardziej, bo od lat jestem sam i dawno zapomniałem, jak smakuje bliskość kobiety…

Myślałem, że to już nie dla mnie. Moje życie jest uporządkowane, spokojne i monotonne. Płynie leniwie, a raczej nie płynie, tylko stoi jak woda w stawie. Wstaję, jem śniadanie (zawsze owsianka na mleku), sprzątam, ale raczej z przyzwyczajenia, bo nie mam bałaganu, idę po zakupy, wracam, oglądam telewizję, zjadam coś, idę spać. Wielka, obezwładniająca, przygnębiająca nuda!

Tak żyję od dziesięciu lat, czyli od śmierci drugiej żony (z pierwszą się rozwiodłem na jej życzenie). Dzieci nie mam. Z dalszą rodziną prawie nie utrzymuję kontaktów. Czasami sobie myślę, że gdybym rano nie wstał albo się nie obudził, nikogo by to nie obeszło, bo świat ma mnie w nosie. To nie jest miła świadomość, więc tym bardziej mi smutno.

Niestety, przymierzanie hipisowskich ubrań nie mogło się udać z prostego powodu; przytyłem, zmieniła mi się sylwetka, no najważniejsze – kto widział łysego hipisa? Kiedyś miałem włosy do ramion, wyglądałem jak aktor Joe Lando, czyli ukochany doktor Quinn. Dzisiaj chyba by mnie nikt nie poznał, nawet Hania, moja dawna, wielka, młodzieńcza miłość, która obiecywała, że nigdy nie zapomni. Ona też była hipiską. Nosiła falbaniaste spódnice do ziemi, włosy zaplatała w warkocze, na długiej szyi motała naszyjniki z nasion, muszelek, drewnianych kulek i bursztynu. Była śliczna, ciemnowłosa, zielonooka i bardzo romantyczna. Ależ ją kochałem!

Jej dziadek miał na Mazurach stary, rozwalający się młyn, w którym spędziliśmy upalne lato 1968 roku. Opalaliśmy i kąpaliśmy się nago. Jedliśmy leśne maliny, wczesne ogórki podkradane z pola, ser i chleb pieczony przez babcię Hani. Pamiętam, że tego roku już w czerwcu lasy były pełne grzybów, więc zbieraliśmy ich całe kosze i zanosiliśmy do młyna, żeby dziadek robił z nich susz i marynaty. Noce były parne i krótkie.

Hania umiała grać na gitarze, czasami pół wsi się schodziło, żeby jej posłuchać. Żadne z nas nigdy nie zapytało, co będzie później. Wiadomo było przecież, że czeka nas rozstanie, bo Hania miała studiować na politechnice w innym mieście, a ja się wybierałem na leśnictwo w SGGW. Więc może nie rozmawialiśmy o tym, co i tak się miało wydarzyć, żeby nie psuć tego pięknego czasu, tego lata…

Dzisiaj wiem, że to było głupie, bo niczego nie postanowiliśmy, i rozłąka zastała nas nieprzygotowanych.

Hania wyjechała pierwsza

Na pożegnanie dała mi własnoręcznie zrobioną bransoletkę z kordonku. Nosiłem ją długo, ale się w końcu przetarła i gdzieś zapodziała. Wtedy już rzadko do siebie pisaliśmy, ja zmieniłem kierunek studiów i poszedłem na farmację. Miałem strasznie dużo nauki, doroślałem, coraz rzadziej słuchałem Janis Joplin i Jimiego Hendrixa, zaczynały się lata siedemdziesiąte i cały świat się zmieniał, więc i ja się zmieniłem. Hania pewnie także, ale już nie miałem z nią kontaktu.

Zostałem solidnym, spokojnym i ułożonym panem aptekarzem. Reszta życia aż do teraz upłynęła mi w takim wolnym nurcie. Wszystko było na pół gwizdka, zupełnie, jakbym się wyszumiał w tamto jedno upalne, hipisowskie lato i już nie miał ani siły, ani ochoty na dalsze szaleństwa. Jakbym całą swoją naturę spakował do tego pudła razem z koszulami i koralikami na rzemykach, i schował w najciemniejszym kącie ciasnego pawlacza.

Tyle lat tam leżały, a ja nawet o nich nie wspomniałem. O Hani także, chociaż teraz, z perspektywy minionych lat wiem, że nigdy, żadnej kobiety nie kochałem mocniej ani bardziej szczerze. Nie rozumiem, dlaczego nie przyszło mi do głowy, aby ją odszukać i zapytać, czy ona także…? Patrzę na naszywkę z napisem „make love, not war” i myślę, czy byłem wtedy szczery i świadomy, co naprawdę głoszę. Jeśli tak, to czemu tak szybko zrezygnowałem z hipisowskiej mody, długich włosów, stylu życia , no i z Hani przede wszystkim? Chciałbym sobie odpowiedzieć na to pytanie, ale nie umiem…

Czytaj także:
„Rzuciłam pracę na etacie, żeby ubić interes w stolicy. Zaczęłam nowe życie, wszystko dzięki córce”
„Dopiero po ślubie pojęłam, że Marcin kocha moje pieniądze, a nie mnie. Dorobił się na moich plecach i porzucił”
„Przygarnęłam ciotkę i pożałowałam. Pouczała mnie, wysyłała do kościoła i nie dawała żyć po swojemu”

Redakcja poleca

REKLAMA