Żaneta zawsze musiała być w centrum zainteresowania. Gdy rodzice albo znajomi chociaż przez chwilę poświęcali więcej uwagi mnie, natychmiast robiła coś, co z powrotem przenosiło światła reflektorów na nią.
Nigdy nie byłyśmy ze sobą blisko
Żaneta jest ode mnie o trzy lata młodsza. Może to typowy kompleks młodszej siostry, a może po prostu zawsze miała taki charakter. Ja przeważnie nie robiłam rodzicom problemów: dobrze się uczyłam, byłam w miarę posłuszna, a na imprezy zaczęłam chodzić dość późno i nigdy nie przesadzałam z zabawą. Nie wagarowałam, nie uciekałam z domu, nie wracałam pijana, zawsze odbierałam telefony.
Siostra była moim przeciwieństwem: przynosiła ze szkoły jedynki, uciekała z podejrzanymi typami na festiwale muzyczne, była wyrzucana z letnich obozów za przemycanie alkoholu w plecaku... Zaoferowała rodzicom jazdę bez trzymanki.
Niestety, najbardziej problematyczne było to, że Żaneta nie zmieniała się z wiekiem. Nie dojrzewała, nie poważniała. Jej mentalność zdawała się zatrzymać na poziomie liceum. Nie skończyła żadnych studiów, bo w każdych coś jej się nie podobało, skakała z pracy do pracy i ani myślała wyprowadzać się od rodziców, mimo skończonych 25 lat. A rodzice? Chyba nie mieli odwagi albo serca wprost jej powiedzieć, że czas się usamodzielnić.
Im starsza robiła się Żaneta, tym bardziej miałam jej za złe, że jest takim utrapieniem dla rodziców. To, co byłam w stanie jej wybaczyć w latach młodzieńczego szaleństwa, stawało się dla mnie nieakceptowalne u dorosłej kobiety.
– Jesteś zdrowa, zdolna do pracy. Powinnaś pomagać rodzicom, a nie tylko na nich żerować – pouczałam ją.
– Żerować?! Przecież jestem ich dzieckiem! Mają obowiązek mnie utrzymywać – odpowiadała bezczelnie.
– Dzieckiem? Kobieto, coraz bliżej ci do trzydziestki! Czy twoje koleżanki też mieszkają dalej z rodzicami, jedzą obiadki ugotowane przez mamę, nie robią zakupów, nie płacą rachunków? – wyliczałam zniecierpliwiona.
– No nie, bo większości z nich rodzice kupili mieszkania i miały się gdzie wyprowadzić... – mruknęła niezadowolona.
– Czyli jak nie dostaniesz mieszkania w prezencie, to nigdy się nie wyprowadzisz? – zapytałam z ironicznym uśmiechem.
– Nie no, wyprowadzę się... Ale muszę najpierw znaleźć porządną pracę, taką, żeby mi wystarczało na życie. Za te grosze, co teraz zarabiam, to nie ma szans!
– Jak się wszystko wydaje na ciuchy, wakacje, kosmetyki i drinki na mieście to na pewno! Dziewczyno, ogarnij się, bo wstyd być takim dzieciakiem w twoim wieku – ucięłam z dezaprobatą i skończyłam rozmowę.
Do Żanety nic nie trafiało. Była tak bezczelna, tak przeświadczona o własnej wspaniałości i tak rozpuszczona przez rodziców, że zupełnie nie rozumiała moich argumentów.
Nie chciałam, żeby była moją świadkową
Jakieś kilka miesięcy po tej rozmowie, przyjęłam zaręczyny Janka, mojego wieloletniego chłopaka. Byliśmy razem od początku studiów, więc małżeństwo było dla nas naturalną koleją rzeczy.
– I co, Żanetka zostanie twoją świadkową? – zapytała mnie babcia, gdy przekazałam jej dobre nowiny.
– Co takiego? Niee... Na pewno nie – zaoponowałam natychmiast.
– No coś ty! Przecież to twoja siostra – oburzyła się babcia.
– I co z tego? Mam bliższe przyjaciółki, które się lepiej sprawdzą w tej roli – odpowiedziałam twardo.
Nie miałam w zwyczaju sprzeciwiać się rodzinie, ale w tej kwestii nie zamierzałam się podporządkowywać tylko po to, żeby uniknąć kłótni. „Nie ma mowy, żeby Żaneta była moją świadkową!”, zarzekałam się w myślach. Niestety, wkrótce do ataku przeszła także matka.
– Karolka, weź Żanetkę na świadkową... Będzie jej przykro. To w końcu twoja jedyna siostra – podchodziła mnie, wzbudzając poczucie winy.
Z początku taktyka mamy nawet działała. „Może mają rację? Faktycznie, mam tylko jedną siostrę i ślub też planuję brać tylko raz w życiu... Może powinnam ją wybrać?”, rozmyślałam. Siostra jednak szybko przypomniała mi, dlaczego tak bardzo nie chciałam jej zaangażować w pomoc przy moim ślubie.
– Rany, ile to wszystko będzie kosztować... Mogłabyś lepiej wydać te pieniądze – pouczała mnie, gdy szacowałam budżet w porozumieniu z mamą.
– Dziękuję, nie pytałam o zdanie – odpowiedziałam z fałszywą uprzejmością.
– Mogłabym mieć za to wkład na mieszkanie... Albo na świetną podróż życia. Ty już trochę pozwiedzałaś w życiu, a ja byłam najdalej we Włoszech! – narzekała.
– Zarobiłam, to mam. Nie rozumiem, dlaczego pieniądze na moje wesele mają się nagle należeć tobie... – mruknęłam chłodno.
– Nie no, tak tylko sobie mówię – wycofała się, wyczuwając wrogość w moim głosie, choć nadal miała zacięty wyraz twarzy.
„I ja mam ją wybrać na swoją świadkową! Po moim trupie”, pomyślałam ze złością i następnego dnia poprosiłam swoją najlepszą przyjaciółkę ze studiów, aby „objęła to stanowisko”.
Zachowywała się skandalicznie
Oczywiście, siostra się obraziła, gdy tylko wyszło na jaw, że nie poprosiłam jej, ale nic sobie z tego nie robiłam. Nie wiem, czy to, co wyrabiała na naszym weselu miało być swego rodzaju zemstą, czy po prostu jej standardowym zachowaniem... Zaczęła od sukienki. Miała kolor strażackiej czerwieni i kończyła się tuż za pośladkami. Postanowiłam to zignorować, chociaż wybór stroju był ewidentną próbą przyćmienia mnie – jak zwykle.
– To tylko świadczy o niej, nie przejmuj się – uspokajała mnie moja świadkowa, gdy przygotowywałyśmy się w moim rodzinnym domu.
– Ech, wiem, ale naprawdę, nawet w taki dzień nie mogła sobie odpuścić? – złościłam się.
– Pewnie zwłaszcza w taki dzień... To przecież ewidentnie twoje święto, a ona nie jest w stanie przetrwać, gdy uwaga nie jest skupiona na niej – odparła przyjaciółka.
Miała rację. Z Kasią znałyśmy się od dziecka, więc doskonale znała moją sytuację. Na temat Żanety miała dokładnie takie samo zdanie, co ja.
– Mamo, nie uważasz, że to bardzo nie w porządku? Żeby siostra panny młodej się tak ubrała? – zapytałam mamę, gdy weszła do nas z bukietami przyniesionymi z kwiaciarni.
– Oj, Karolcia, młoda jest, niech pokazuje to, co ma... Kolor faktycznie trochę krzykliwy, ale na pewno nie wybrała go specjalnie, żeby ci dopiec. Chyba tak nie myślisz? – matka, jak zwykle, usprawiedliwiała moją siostrę i lekceważyła moje odczucia.
Gdyby jednak chodziło tylko o sukienkę, pewnie bym odpuściła i o tym zapomniała. Niestety, siostra upiła się już po dwóch godzinach od początku wesela. Oprócz tego, że głośno śpiewała i regularnie pokazywała wszystkim gościom swoją bieliznę, gdy wymachiwała nogami na parkiecie, ciągle coś przewracała, potykała się i zaczepiała wszystkich facetów.
To było żenujące
– Mamo, powiedz jej coś, przecież ona się zachowuje skandalicznie – syknęłam ukradkiem do matki.
– No troszkę przesadziła, ale przecież na wesele się przychodzi po to, żeby się dobrze bawić... – westchnęła.
– Przestań! – uniosłam się. – Wiecznie jej bronisz, jakby była jakimś bezmyślnym dzieckiem, a to dorosła kobieta! Nikt jej nie zabrania się bawić, ale naprawdę musi robić taki wstyd?
– Karola, już nie przesadzaj... Przecież nikomu nie psuje zabawy, nie robi krzywdy – odparła matka.
Wiedziałam, że jestem przegrana. Rodzice po prostu nie potrafili spojrzeć krytycznie na siostrę i jej występki. Zostawiłam mamę przy stoliku z krewnymi i wściekła poszłam do toalety. Umyłam dłonie w zimnej wodzie i wzięłam kilka głębokich wdechów, żeby się uspokoić. Wtedy usłyszałam dziwne dźwięki dochodzące z jednej z kabin... Tak jakby ktoś się tam umówił na schadzkę. „Na weselu? Naprawdę?”, zdziwiłam się.
Nie zamierzałam jednak wnikać w to, który lub która z gości oddaje się takim rozrywkom na moim przyjęciu. Nie byłam wścibska. Gdy poprawiłam makijaż i spojrzałam po raz ostatni w lustro, z kabiny wyszli... moja siostra, a za nią świadek mojego męża!
– Czyś ty kompletnie zgłupiała?! – wrzasnęłam na siostrę.
Naprawdę wpadłam w szał. To była kropla, która przelała czarę goryczy – zwłaszcza że świadek męża miał dziewczynę!
– Wynocha stąd! W tym momencie zamawiam ci taksówkę i jedziesz do domu! – krzyknęłam.
– Oj przestań... – mruknęła Żaneta.
– Nie! Dosyć tego! Masz się stąd natychmiast zbierać! – zarządziłam, po czym szybko wezwałam swoją świadkową i poprosiłam, żeby pozbyła się mojej krnąbrnej siostry z wesela.
Od mojego ślubu minął miesiąc. Siostra ani razu się do mnie nie odezwała: żadnych przeprosin, nic. A ja na pewno nie zamierzam wykonywać pierwszego kroku! Możemy ze sobą nie rozmawiać: dla mnie to nawet lepiej.
Czytaj także:
„Mam 3 dzieci, każde ma innego tatę. Ich ojcami jest mój mąż, szwagier i teść. Wszystko zostaje w rodzinie”
„Mój brat bierze ślub za 2 tygodnie. Gdyby widział, co przyszła żona robiła na panieńskim, zrezygnowałby z żeniaczki”
„Mąż zawsze się popisywał i szpanował kasą. Gdy wpadliśmy w kłopoty, ze wstydu zabronił mi kontaktów z rodziną”