„Siostra zdradziła mnie, pozbawiła spadku po rodzicach i paskudnie okłamała. Wykreśliłam ją ze swojego życia”

Kobieta skonfliktowana z siostrą fot. Adobe Stock
„– Nie dzwoń do mnie więcej, nie mam już siostry – rozłączyłam się, a potem zemdlałam… Sven był zdania, że powinnam walczyć przynajmniej o zachowek. Ja jednak nie chciałam. Zarabialiśmy z mężem dobrze i gdybym tylko wiedziała, że Hanka jest w finansowych tarapatach, to bym jej natychmiast pomogła. Ale ona wolała mnie zdradzić i pozbawić jakiejkolwiek pamiątki z mojego rodzinnego gniazda”.
/ 01.05.2022 14:28
Kobieta skonfliktowana z siostrą fot. Adobe Stock

Hanka nie tylko była moją starszą o trzy lata siostrą, była także moją przyjaciółką. Zawsze miała dla mnie czas, odpowiadała na wszystkie pytania i wszędzie ze sobą zabierała. Od niej dowiedziałam się o miesiączce i dostałam swoją pierwszą w życiu szminkę. Jej wypłakiwałam się w ramię po miłosnych niepowodzeniach. Uwielbiałam ją. Rozumiałyśmy się jak nikt i nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Byłam pewna, że tak będzie zawsze.

Dzwoniłyśmy do siebie prawie codziennie

Kiedy Hanka wyjechała do miasta na studia, dzwoniłyśmy do siebie prawie codziennie. Gdy zdałam maturę, dołączyłam do niej i razem wynajęłyśmy mieszkanie. To były szalone czasy. Znowu razem, ale już dorosłe, takie papużki nierozłączki. Miałyśmy wspólne kosmetyki, ciuchy, błyskotki. Naszej komitywy nie zburzył nawet chłopak Hanki, Zbyszek. Po prostu się do nas wprowadził.

Po jakimś czasie jednak nasze drogi zaczęły się rozchodzić. Poznałam na wakacjach Svena, sympatycznego Szweda pracującego w Holandii. Zakochaliśmy się w sobie na zabój i stało się jasne, że zamieszkamy z daleka od Polski. Hanka ze Zbyszkiem postanowili wrócić do naszego rodzinnego miasteczka, gdzie kupili niewielki domek.

Nadal dzwoniłyśmy do siebie często, a kiedy odkryłyśmy Skype’a, czasami czułam, jakby nie dzieliły nas setki kilometrów. Jakby Hanka była obok. W tym czasie urodziłyśmy obie po dwójce dzieci, ja nadal jednak pracowałam, a Hanka została w domu. Zaczęłyśmy się nieco rozmijać z tematami, ona mówiła o pielęgnowaniu ogródka, ja o firmowych kłopotach.

Po śmierci mamy Hanka przejęła na siebie cały ciężar opieki nad ojcem. Nie sądziłam zresztą, żeby to był dla niej jakiś problem. W końcu mieszkała tylko kilka ulic dalej, dzieci już podrosły, miała więc sporo wolnego czasu, a tata nie był jakimś zniedołężniałym starcem. Potrzebował raczej towarzystwa niż pomocy. Przynajmniej tak myślałam…

Przyjeżdżałam do rodzinnego domu tylko na święta. I to nie na wszystkie, bo rodzice Svena także chcieli widywać wnuki. Pamiętam nasze ostatnie święta z tatą. To była Wielkanoc, wszystko pięknie kwitło. Także krokusy na grobie mamy. Dwa tygodnie później wykopali je grabarze robiąc w grobowcu miejsce dla ojca… Odszedł nagle i bez cierpień. Długo nie mogłyśmy się pozbierać.

To dlatego nie chciałam tak od razu zaczynać rozmowy o domu, w którym mieszkali rodzice. Wiedziałam, że trzeba coś będzie z nim zrobić, jakoś się nim podzielić, ale nie teraz. Mijały jednak miesiące, a Hanka się nie odzywała.

Nie mogłam jej tego darować

W końcu na kolejne święta zadzwoniłam do niej.
– Chcemy ze Svenem i dziećmi przyjechać na kilka dni do Polski. Zatrzymamy się w domu rodziców, żeby tobie i Zbyszkowi nie robić kłopotu. Co wy na to? – zapytałam, ciesząc się w duchu, że znowu otworzę ciężkie dębowe drzwi długim kluczem i poczuję zapach dzieciństwa. Hanka, zamiast się ucieszyć, milczała.
– Sprzedałam dom – zaczęła cicho. Nie wierzyłam własnym uszom!
– Ojciec przed śmiercią przepisał go na mnie. Zostawił testament. A ja potrzebowałam pieniędzy – dokończyła. Czułam się odrętwiała. To Hanka odziedziczyła wszystko. To dlatego tak długo milczała w sprawie spadku.
– A co z meblami? – wyszeptałam. – Myślałam, że może wezmę sobie na pamiątkę tę starą komodę z sypialni, odnowię – zaczęłam słabo.
– Nie wiem, co z meblami. Nie miałam co z nimi zrobić. Nowi właściciele chyba się ich pozbyli! – rzuciła Hanka. Pozbyli? Tak po prostu?

Nie poznawałam własnej siostry. Jak mogła o tym mówić tak obojętnie? Nie, to nie była ona! To była obca mi osoba.
– Nie dzwoń do mnie więcej, nie mam już siostry – oświadczyłam słabym głosem. Rozłączyłam się, a potem zemdlałam… Sven był zdania, że powinnam walczyć przynajmniej o zachowek. Ja jednak nie chciałam. Zarabialiśmy z mężem dobrze i gdybym tylko wiedziała, że Hanka jest w finansowych tarapatach, to bym jej natychmiast pomogła. Ale ona wolała mnie zdradzić… I pozbawić jakiejkolwiek pamiątki z mojego rodzinnego gniazda.

Hanka próbowała do mnie jeszcze dzwonić, ale ja nie reagowałam. Dla mnie przestała istnieć. Na zawsze. Mijały lata, w tym czasie tylko raz pojechałam do swojego rodzinnego miasteczka, żeby popatrzeć na dom… Płakałam potem przez całą drogę do swojego domu – półtora tysiąca kilometrów. List od Hanki przyszedł po sześciu latach. Nie otworzyłam go, ale nie miałam też siły wyrzucić. Czekał tygodniami… Wreszcie sięgnęłam po niego…

Tęskniłam za siostrą

„Nie wiem, dlaczego nie powiedziałam ci o pomyśle ojca, aby dom przepisać na mnie. Chyba po części czułam się dumna, że chce mnie tak uhonorować. Że może kocha mnie trochę bardziej niż ciebie, bo przecież to ja codziennie do niego przychodzę i się nim opiekuję. Dowartościowywał mnie równie, jak Zbyszek dołował.

Mąż coraz częściej zaczął mi wypominać, że nie ma ze mnie żadnego pożytku, że siedzę w domu, a on sobie żyły wypruwa. Kiedy dostałam spadek, wymyślił, że rozkręcimy własny biznes. Sieć sklepów z obuwiem. Poczułam się panią sytuacji, to ja teraz miałam pieniądze, a nie on! Przystałam na jego propozycję, chociaż nie do końca byłam pewna, czy sklepy będą rentowne. Ale mąż zasypał mnie cyframi, prognozami zysków. Uległam.

Po czterech latach użerania się, ciągłych pretensji, że interes nie idzie, bo klienci się nie znają i lokalizacja sklepów jest niedobra, poddałam się. Złożyłam papiery o rozwód. Teraz jestem sama z dziećmi. Firma splajtowała, pieniądze z domu przepadły, a ja i tak nie uratowałam swojego małżeństwa. Myślę sobie, że stało się tak, bo chciałam zbudować biznes na krzywdzie. Twojej, siostrzyczko.

Wiem, że nie mam prawa cię tak nazywać, bo się mnie wyrzekłaś, ale jakaś cząstka mnie jeszcze ma nadzieję, że zmienisz zdanie. Chciałabym, aby nasze dzieci się spotkały i poznały na nowo. Chciałabym zobaczyć ciebie. Czy mi wybaczysz i zgodzisz się na spotkanie? Czekam z drżeniem serca na twoją decyzję. Hanka”.

Schowałam list do koperty i usiłowałam o nim zapomnieć. Ale nie potrafię. Z jednej strony nadal czuję gniew i żal, z drugiej jednak tęsknię za Hanką… Co mam zrobić? Wybaczyć? 

Czytaj także:
Mój mąż miał raka płuc, więc zostałam z nim z obowiązku
Dobrze nam się układało, ale po 15 latach małżeństwa stałam się nagle tylko... kumplem
Zabiłam męża dla pieniędzy z ubezpieczenia, bo chciałam opłacać młodego kochanka

Redakcja poleca

REKLAMA