„Dzięki roztargnionej siostrze, poznałam kochanka ze snów. Wybaczyłam jej okoliczności”

rozbawione siostry fot. iStock, Maria Korneeva
„Czy ona naprawdę myśli, że jestem jej prywatnym szoferem?! Pracuję po dziesięć godzin dziennie, nie mam czasu na nic, co się odbija na moim życiu uczuciowym, a mam skądś wytrzasnąć dwie godziny, żeby ją zawieźć do akademika?”.
/ 24.06.2023 18:30
rozbawione siostry fot. iStock, Maria Korneeva

Gdyby koty potrafiły mówić, Fifka z pewnością byłaby duszą towarzystwa, pod warunkiem że zechciałaby opowiadać anegdoty z życia swojej pani. Bo Eliza jest wdzięcznym i niekończącym się materiałem do opowieści. To moja siostra, trzy lata młodszą ode mnie, choć czasem zastanawiam się, czy rodzice nas czasem nie oszukali, bo czuję się od niej dużo starsza.

– Gośka, pożyczysz mi tę miotełkę z piór, co sobie przywiozłaś ze strusiej farmy? – zapytała raz, wpadając do mnie jak samonapędzające się tornado.

– Zostaw tę szufladę, tam jej nie ma! – powstrzymałam ją odruchowo. – Tu ją masz. A w ogóle to po co ci ona?

– Bo będę Ponętną Pokojówką – oznajmiła mi i żeby zobrazować, co ma na myśli, podciągnęła spódnicę, po czym powoli schyliła się, wypinając pupę. – Och, co za pech! – zaszczebiotała. – Upadła mi szmatka! Ojej!

– Wiesz co? – przyjrzałam jej się krytycznie. – Faktycznie lepiej upuszczaj miotełkę. Szmatka nie brzmi ponętnie. I gdzie niby będziesz tą Pokojówką?

– W przedstawieniu gram – stanęła już normalnie. – Mój rok bierze udział w festiwalu teatralnym i dostałam rolę Ponętnej Pokojówki. Będę uwodzić Milorda! Ale strój mam sobie skombinować sama, rekwizyty też. Pokaż tę miotełkę!

Schowała rekwizyt do torebki i przez chwilę opowiadała o ostatniej imprezie w akademiku. Nikt z obsługi jeszcze nie zorientował się, że trzyma tam kota.

Często ja muszę wyciągać ją z kłopotów

– Raz przyszła babka z ochrony i zapytała, co tak miauczy – relacjonowała. – Ale byłam na to przygotowana od dawna! Powiedziałam, że koleżanka zostawiła u mnie dziecko i dopiero co zasnęło. Nawet jej pokazałam, jak śpi na łóżku.

– Rany, co jej pokazałaś? – zdziwiłam się. – Przecież to Fifka miauczała! Żadnego małego dziecka tam nie było.

– Pamiętasz łysą Basię? – zaśmiała się.

Tylko Eliza mogłaby używać dwudziestoletniej lalki bobasa jako alibi dla kota. Nim doszło do wielkiej premiery sztuki granej przez jej kolegów z roku, Eliza wykręciła jeszcze kilka zabawnych numerów.

Między innymi zdobyła prywatny numer profesora, wmawiając przez telefon pani w dziekanacie, że jest jego psychoterapeutką; przygotowała sobie maseczkę z gęsiego smalcu i kiwi, po czym pomyłkowo posmarowała tym specyfikiem kanapki i podała kumplom podczas pokerowego wieczoru, no i zatańczyła wieczorem sambę w samej bieliźnie, nie zauważywszy, że okna są odsłonięte. Po tym numerze została Miss Publiczności męskiego akademika, który znajdował się naprzeciwko jej budynku…

Tak, Eliza jest roztargniona, ale niebywale kreatywna, zabawna i pełna dystansu do siebie. Z największej wpadki potrafi się głośno śmiać, a z nią całe otoczenie. Jest jednak i druga strona medalu. Często ja muszę wyciągać ją z kłopotów. Nasi rodzice mieszkają kilkaset kilometrów od nas, a ja jako starsza siostra, w dodatku świeżo upieczona prawniczka na stażu w renomowanej kancelarii, odgrywam często rolę jej prawnego opiekuna, a przynajmniej kogoś, kto musi za nią poręczać w rozmaitych sytuacjach.

– Pomóż mi – rzuciła kiedyś do słuchawki, kiedy ja właśnie przygotowywałam się do ważnej rozprawy. – Utknęłam na dachu, a właz się zatrzasnął…

– Jakim, do cholery, dachu?!

– No, na dachu akademika… Chciałam spuścić na linie butelkę szampana dla kumpelki, bo ma dzisiaj urodziny, żeby jej zrobić niespodziankę… I utknęłam.

Oczywiście, nie chciała wołać nikogo z dołu, bo pewnie za taki numer cofnięto by jej stypendium, więc ktoś musiał dyskretnie ją ściągnąć z tego całego dachu. I znowu odpowiedzialna starsza siostra musiała nagle rzucić wszystko i spieszyć jej na ratunek.

Gdzie? Na policji?!

– To ostatni raz – warknęłam, spocona po siłowaniu się z zakleszczoną pokrywą włazu. – Od tej pory, jak władujesz się w jakieś kłopoty, to radź sobie sama.

– Ale, Gosiu… – jęknęła i zrobiła smutną minkę. – Przecież ja niespecjalnie…

Eliza ma jeszcze jedną cudowną cechę: cokolwiek zrobi – potrafi tak przeprosić, że człowiek natychmiast jej wybacza. Nic więc dziwnego, że kiedy po raz kolejny zadzwoniła, że potrzebuje pomocy, nie rozłączyłam się natychmiast.

– Gosia, tym razem to poważne… – mówiła spiętym głosem. – Widzisz, jestem na komendzie policji. Zgarnęli nas wszystkich podczas próby generalnej do przedstawienia.

– Boże, a co wyście nawyprawiaili?! – jęknęłam przerażona, widząc oczami duszy tuzin studentów w kajdankach zwijany radiowozami prosto z teatru.

– No… zgarnęli nas za „posiadanie”. Ale słowo daję, to była tylko mieszanka ziołowa! Na potrzeby sztuki! A durny dyrektor obiektu zadzwonił po policję, że palimy marihuanę… No i nas zatrzymali do wyjaśnienia. Już po wszystkim.

– Czyli sprawdzili, że to nie była trawka? – upewniłam się. – Jesteś zatem wolna, tak? To po co do mnie dzwonisz?

– No tak, ale… ale jest pewien problem – zająknęła się. – Widzisz, ja zeznawałam ostatnia i teraz nie ma mnie kto odwieźć ani nawet ze mną wrócić, a ja nie mam ani grosza na taksówkę.

– Jedź autobusem – poczułam gniew.

Czy ona naprawdę myśli, że jestem jej prywatnym szoferem?! Pracuję po dziesięć godzin dziennie, nie mam czasu na nic, co się odbija na moim życiu uczuciowym, a mam skądś wytrzasnąć dwie godziny, żeby ją zawieźć do akademika?

– Wyjdź stamtąd i znajdź przystanek! Chyba potrafisz! – warknęłam.

– Tylko widzisz… – zaczęła niepewnie. – Ja jestem wciąż w stroju Ponętnej Pokojówki. Bo to była próba kostiumowa…

Naprawdę chciałam ją ofuknąć, ale wizja Elizy w krótkiej spódniczce, kusym fartuszku, pończochach ze szwem i białym czepku pośród policjantów i zatrzymanych przestępców naprawdę mnie rozbroiła. Obiecałam, że po nią pojadę.

Ten facet mnie peszy… O rany, ja jego też!

Na miejscu okazało się to wcale nie takie proste. Komenda to wielki budynek,
w środku panuje chaos, a ustalenie czegoś z oficerem dyżurnym graniczy z cudem.

– Reprezentuje pani zatrzymaną? – funkcjonariusz patrzył na moją legitymację prawniczą obok dowodu.

– Nie, przyjechałam po siostrę – wytłumaczyłam mu już po raz drugi. – Nie jest zatrzymana, ale czeka tu na mnie. Zeznawała jako podejrzana o posiadanie narkotyków.

– Czyli jednak zatrzymana? – policjant musiał być mocno zmęczony.

– Nie! Jest wolna, muszę ją odebrać.

– Skoro jest wolna, to pewnie sama wyszła – stwierdził policjant z miną sugerującą, że nikt przy zdrowych zmysłach nie tkwiłby tu dłużej niż potrzeba.

– Nie wyszła. Jest w stroju francuskiej pokojówki i szpilkach! – traciłam cierpliwość. – Nie będzie tak chodzić po ulicy!

– Ach! To ona! – twarz policjanta najpierw pojaśniała, a potem oblała się szkarłatem. Nagle zrozumiałam powód jego karygodnego rozkojarzenia. – Czeka w pokoju socjalnym. Tutaj budziła za duże zamieszanie wśród aresztantów…

Prychnęłam cicho i poszłam po siostrę. W torbie miałam dla niej trampki i spódnicę, żeby mogła normalnie przejść na parking. Nim jednak doszłam do pokoju socjalnego, musiałam zapytać o drogę.

– Korytarzem prosto, w lewo, a potem w prawo i drugie drzwi… Wie pani co? – wysoki, jasnowłosy mężczyzna w cywilu przyjrzał mi się uważnie – może lepiej po prostu panią zaprowadzę. Aspirant Jan M.– przedstawił się.

– Pracuje pan tu? – zapytałam głupio.

W ogóle poczułam się głupio, bo facet zrobił na mnie wrażenie. A chyba już wspominałam o moim absolutnym braku życia uczuciowego…

– Tak – odwrócił się do mnie z uśmiechem – ale nie noszę munduru. Choć podobno „za mundurem panny sznurem”. Przepraszam, gadam głupoty…

O rany! Zrozumiałam, że moja obecność peszy go tak samo jak mnie jego i nagle… poczułam radość.

– A czemu szuka pani pokoju socjalnego? – usiłował zacząć rozmowę od nowa.

– Czeka tam na mnie siostra. W stroju Ponętnej Pokojówki – wyjaśniłam.

– Pani Eliza W.? – przystanął gwałtownie. – To ja ją przesłuchiwałem! I tych wszystkich studentów. Wie pani co? To wyjątkowo postrzelone towarzystwo! Palili na scenie rumianek z melisą i miętą, wszyscy w strojach z epoki. Wie pani, co tu się działo, jak chłopcy ich przywieźli?

– Domyślam się – prychnęłam i nagle zapragnęłam usłyszeć tę historię od niego.

– O! Jesteś! – moja sprawiająca kłopoty siostra wyjrzała zza drzwi i ukatrupiła moje nadzieje na bliższa znajomość z panem aspirantem. – Jedziemy?

– Jedziemy – mruknęłam, zerkając z żalem na Jana. – Miło mi było poznać…

– Mnie bardziej… yyy, to znaczy, mnie również – pan aspirant pociemniał na twarzy i szybko odwrócił wzrok.

Już chciałam warknąć, ale...

Eliza wciągnęła spódnicę, zmieniła buty i popchnęła mnie w kierunku wyjścia. Poszłam, ale nagle przystanęłam, bo siostra zawróciła i podbiegła do aspiranta. Chwilę coś do niego mówiła, a ja złapałam jego oszołomione spojrzenie. Na wszelki wypadek uśmiechnęłam się zachęcająco. Eliza wróciła do mnie i niemal wypchnęła mnie na parking.

– Po co do niego wróciłaś? – spytałam.

– Musiałam dać mu wizytówkę mojego prawnika. No wiesz, tak na wszelki wypadek – zamrugała niewinnie.

– Tak? A kto niby nim jest?

– No kto? – prychnęła. – Ty!

– O, Boże… Jesteś niemożliwa – jęknęłam ze zgrozą. – I co on na to?

– Że zadzwoni jeszcze dzisiaj, bo musi koniecznie porozmawiać o sprawie – mrugnęła porozumiewawczo. – Pamiętaj tylko, żeby zachować profesjonalizm!

Już chciałam warknąć, żeby się odczepiła, lecz na myśl o Elizie w stroju Ponętnej Pokojówki wśród stada obcych facetów dostałam ataku śmiechu.

Czytaj także:
„Jestem prostym rzemieślnikiem, a pokochałem wykształconą ekonomistkę. Za wysokie progi na moje nogi? Niekoniecznie”
„W pracy miałam jeden cel – uwieść mojego szefa. Stawałam na rzęsach, by mnie pokochał, a on nie widział we mnie kobiety”
„Nie kochałem i nigdy nie pokocham żony. Nasze małżeństwo to tylko formalność, która się skończy, gdy odzyskam Justynę”

 

Redakcja poleca

REKLAMA