Gdyby koty potrafiły mówić, Fifka z pewnością byłaby duszą towarzystwa, pod warunkiem że zechciałaby opowiadać anegdoty z życia swojej pani. Bo Eliza jest wdzięcznym i niekończącym się materiałem do opowieści. To moja siostra, trzy lata młodszą ode mnie, choć czasem zastanawiam się, czy rodzice nas czasem nie oszukali, bo czuję się od niej dużo starsza.
– Gośka, pożyczysz mi tę miotełkę z piór, co sobie przywiozłaś ze strusiej farmy? – zapytała raz, wpadając do mnie jak samonapędzające się tornado.
– Zostaw tę szufladę, tam jej nie ma! – powstrzymałam ją odruchowo. – Tu ją masz. A w ogóle to po co ci ona?
– Bo będę Ponętną Pokojówką – oznajmiła mi i żeby zobrazować, co ma na myśli, podciągnęła spódnicę, po czym powoli schyliła się, wypinając pupę. – Och, co za pech! – zaszczebiotała. – Upadła mi szmatka! Ojej!
– Wiesz co? – przyjrzałam jej się krytycznie. – Faktycznie lepiej upuszczaj miotełkę. Szmatka nie brzmi ponętnie. I gdzie niby będziesz tą Pokojówką?
– W przedstawieniu gram – stanęła już normalnie. – Mój rok bierze udział w festiwalu teatralnym i dostałam rolę Ponętnej Pokojówki. Będę uwodzić Milorda! Ale strój mam sobie skombinować sama, rekwizyty też. Pokaż tę miotełkę!
Schowała rekwizyt do torebki i przez chwilę opowiadała o ostatniej imprezie w akademiku. Nikt z obsługi jeszcze nie zorientował się, że trzyma tam kota.
Często ja muszę wyciągać ją z kłopotów
– Raz przyszła babka z ochrony i zapytała, co tak miauczy – relacjonowała. – Ale byłam na to przygotowana od dawna! Powiedziałam, że koleżanka zostawiła u mnie dziecko i dopiero co zasnęło. Nawet jej pokazałam, jak śpi na łóżku.
– Rany, co jej pokazałaś? – zdziwiłam się. – Przecież to Fifka miauczała! Żadnego małego dziecka tam nie było.
– Pamiętasz łysą Basię? – zaśmiała się.
Tylko Eliza mogłaby używać dwudziestoletniej lalki bobasa jako alibi dla kota. Nim doszło do wielkiej premiery sztuki granej przez jej kolegów z roku, Eliza wykręciła jeszcze kilka zabawnych numerów.
Między innymi zdobyła prywatny numer profesora, wmawiając przez telefon pani w dziekanacie, że jest jego psychoterapeutką; przygotowała sobie maseczkę z gęsiego smalcu i kiwi, po czym pomyłkowo posmarowała tym specyfikiem kanapki i podała kumplom podczas pokerowego wieczoru, no i zatańczyła wieczorem sambę w samej bieliźnie, nie zauważywszy, że okna są odsłonięte. Po tym numerze została Miss Publiczności męskiego akademika, który znajdował się naprzeciwko jej budynku…
Tak, Eliza jest roztargniona, ale niebywale kreatywna, zabawna i pełna dystansu do siebie. Z największej wpadki potrafi się głośno śmiać, a z nią całe otoczenie. Jest jednak i druga strona medalu. Często ja muszę wyciągać ją z kłopotów. Nasi rodzice mieszkają kilkaset kilometrów od nas, a ja jako starsza siostra, w dodatku świeżo upieczona prawniczka na stażu w renomowanej kancelarii, odgrywam często rolę jej prawnego opiekuna, a przynajmniej kogoś, kto musi za nią poręczać w rozmaitych sytuacjach.
– Pomóż mi – rzuciła kiedyś do słuchawki, kiedy ja właśnie przygotowywałam się do ważnej rozprawy. – Utknęłam na dachu, a właz się zatrzasnął…
– Jakim, do cholery, dachu?!
– No, na dachu akademika… Chciałam spuścić na linie butelkę szampana dla kumpelki, bo ma dzisiaj urodziny, żeby jej zrobić niespodziankę… I utknęłam.
Oczywiście, nie chciała wołać nikogo z dołu, bo pewnie za taki numer cofnięto by jej stypendium, więc ktoś musiał dyskretnie ją ściągnąć z tego całego dachu. I znowu odpowiedzialna starsza siostra musiała nagle rzucić wszystko i spieszyć jej na ratunek.
Gdzie? Na policji?!
– To ostatni raz – warknęłam, spocona po siłowaniu się z zakleszczoną pokrywą włazu. – Od tej pory, jak władujesz się w jakieś kłopoty, to radź sobie sama.
– Ale, Gosiu… – jęknęła i zrobiła smutną minkę. – Przecież ja niespecjalnie…
Eliza ma jeszcze jedną cudowną cechę: cokolwiek zrobi – potrafi tak przeprosić, że człowiek natychmiast jej wybacza. Nic więc dziwnego, że kiedy po raz kolejny zadzwoniła, że potrzebuje pomocy, nie rozłączyłam się natychmiast.
– Gosia, tym razem to poważne… – mówiła spiętym głosem. – Widzisz, jestem na komendzie policji. Zgarnęli nas wszystkich podczas próby generalnej do przedstawienia.
– Boże, a co wyście nawyprawiaili?! – jęknęłam przerażona, widząc oczami duszy tuzin studentów w kajdankach zwijany radiowozami prosto z teatru.
– No… zgarnęli nas za „posiadanie”. Ale słowo daję, to była tylko mieszanka ziołowa! Na potrzeby sztuki! A durny dyrektor obiektu zadzwonił po policję, że palimy marihuanę… No i nas zatrzymali do wyjaśnienia. Już po wszystkim.
– Czyli sprawdzili, że to nie była trawka? – upewniłam się. – Jesteś zatem wolna, tak? To po co do mnie dzwonisz?
– No tak, ale… ale jest pewien problem – zająknęła się. – Widzisz, ja zeznawałam ostatnia i teraz nie ma mnie kto odwieźć ani nawet ze mną wrócić, a ja nie mam ani grosza na taksówkę.
– Jedź autobusem – poczułam gniew.
Czy ona naprawdę myśli, że jestem jej prywatnym szoferem?! Pracuję po dziesięć godzin dziennie, nie mam czasu na nic, co się odbija na moim życiu uczuciowym, a mam skądś wytrzasnąć dwie godziny, żeby ją zawieźć do akademika?
– Wyjdź stamtąd i znajdź przystanek! Chyba potrafisz! – warknęłam.
– Tylko widzisz… – zaczęła niepewnie. – Ja jestem wciąż w stroju Ponętnej Pokojówki. Bo to była próba kostiumowa…
Naprawdę chciałam ją ofuknąć, ale wizja Elizy w krótkiej spódniczce, kusym fartuszku, pończochach ze szwem i białym czepku pośród policjantów i zatrzymanych przestępców naprawdę mnie rozbroiła. Obiecałam, że po nią pojadę.
Ten facet mnie peszy… O rany, ja jego też!
Na miejscu okazało się to wcale nie takie proste. Komenda to wielki budynek,
w środku panuje chaos, a ustalenie czegoś z oficerem dyżurnym graniczy z cudem.
– Reprezentuje pani zatrzymaną? – funkcjonariusz patrzył na moją legitymację prawniczą obok dowodu.
– Nie, przyjechałam po siostrę – wytłumaczyłam mu już po raz drugi. – Nie jest zatrzymana, ale czeka tu na mnie. Zeznawała jako podejrzana o posiadanie narkotyków.
– Czyli jednak zatrzymana? – policjant musiał być mocno zmęczony.
– Nie! Jest wolna, muszę ją odebrać.
– Skoro jest wolna, to pewnie sama wyszła – stwierdził policjant z miną sugerującą, że nikt przy zdrowych zmysłach nie tkwiłby tu dłużej niż potrzeba.
– Nie wyszła. Jest w stroju francuskiej pokojówki i szpilkach! – traciłam cierpliwość. – Nie będzie tak chodzić po ulicy!
– Ach! To ona! – twarz policjanta najpierw pojaśniała, a potem oblała się szkarłatem. Nagle zrozumiałam powód jego karygodnego rozkojarzenia. – Czeka w pokoju socjalnym. Tutaj budziła za duże zamieszanie wśród aresztantów…
Prychnęłam cicho i poszłam po siostrę. W torbie miałam dla niej trampki i spódnicę, żeby mogła normalnie przejść na parking. Nim jednak doszłam do pokoju socjalnego, musiałam zapytać o drogę.
– Korytarzem prosto, w lewo, a potem w prawo i drugie drzwi… Wie pani co? – wysoki, jasnowłosy mężczyzna w cywilu przyjrzał mi się uważnie – może lepiej po prostu panią zaprowadzę. Aspirant Jan M.– przedstawił się.
– Pracuje pan tu? – zapytałam głupio.
W ogóle poczułam się głupio, bo facet zrobił na mnie wrażenie. A chyba już wspominałam o moim absolutnym braku życia uczuciowego…
– Tak – odwrócił się do mnie z uśmiechem – ale nie noszę munduru. Choć podobno „za mundurem panny sznurem”. Przepraszam, gadam głupoty…
O rany! Zrozumiałam, że moja obecność peszy go tak samo jak mnie jego i nagle… poczułam radość.
– A czemu szuka pani pokoju socjalnego? – usiłował zacząć rozmowę od nowa.
– Czeka tam na mnie siostra. W stroju Ponętnej Pokojówki – wyjaśniłam.
– Pani Eliza W.? – przystanął gwałtownie. – To ja ją przesłuchiwałem! I tych wszystkich studentów. Wie pani co? To wyjątkowo postrzelone towarzystwo! Palili na scenie rumianek z melisą i miętą, wszyscy w strojach z epoki. Wie pani, co tu się działo, jak chłopcy ich przywieźli?
– Domyślam się – prychnęłam i nagle zapragnęłam usłyszeć tę historię od niego.
– O! Jesteś! – moja sprawiająca kłopoty siostra wyjrzała zza drzwi i ukatrupiła moje nadzieje na bliższa znajomość z panem aspirantem. – Jedziemy?
– Jedziemy – mruknęłam, zerkając z żalem na Jana. – Miło mi było poznać…
– Mnie bardziej… yyy, to znaczy, mnie również – pan aspirant pociemniał na twarzy i szybko odwrócił wzrok.
Już chciałam warknąć, ale...
Eliza wciągnęła spódnicę, zmieniła buty i popchnęła mnie w kierunku wyjścia. Poszłam, ale nagle przystanęłam, bo siostra zawróciła i podbiegła do aspiranta. Chwilę coś do niego mówiła, a ja złapałam jego oszołomione spojrzenie. Na wszelki wypadek uśmiechnęłam się zachęcająco. Eliza wróciła do mnie i niemal wypchnęła mnie na parking.
– Po co do niego wróciłaś? – spytałam.
– Musiałam dać mu wizytówkę mojego prawnika. No wiesz, tak na wszelki wypadek – zamrugała niewinnie.
– Tak? A kto niby nim jest?
– No kto? – prychnęła. – Ty!
– O, Boże… Jesteś niemożliwa – jęknęłam ze zgrozą. – I co on na to?
– Że zadzwoni jeszcze dzisiaj, bo musi koniecznie porozmawiać o sprawie – mrugnęła porozumiewawczo. – Pamiętaj tylko, żeby zachować profesjonalizm!
Już chciałam warknąć, żeby się odczepiła, lecz na myśl o Elizie w stroju Ponętnej Pokojówki wśród stada obcych facetów dostałam ataku śmiechu.
Czytaj także:
„Jestem prostym rzemieślnikiem, a pokochałem wykształconą ekonomistkę. Za wysokie progi na moje nogi? Niekoniecznie”
„W pracy miałam jeden cel – uwieść mojego szefa. Stawałam na rzęsach, by mnie pokochał, a on nie widział we mnie kobiety”
„Nie kochałem i nigdy nie pokocham żony. Nasze małżeństwo to tylko formalność, która się skończy, gdy odzyskam Justynę”