„Nie kochałem i nigdy nie pokocham żony. Nasze małżeństwo to tylko formalność, która się skończy, gdy odzyskam Justynę”

Mężczyzna tęskni za ukochaną fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS
„Nie powinno się dzielić życia z kimś, kogo się nie kocha. Moja żona to naprawdę dobra kobieta i zasługuje na mężczyznę, który da jej tę miłość. Ja, choćbym nie wiem jak się starał, nie potrafię, bo moje serce od lat jest zajęte przez inną kobietę…”.
/ 11.08.2022 14:30
Mężczyzna tęskni za ukochaną fot. Adobe Stock, LIGHTFIELD STUDIOS

Cztery tygodnie temu o tej porze pakowałem walizki i zastanawiałem się, czy planowany od kilku miesięcy wyjazd do Włoch ocali moje małżeństwo z Pauliną. Po pięciu latach bycia razem zupełnie się z żoną nie dogadywaliśmy.

Właściwie nic nas ze sobą nie łączyło. No może poza wspólnym kredytem na dom. Dom, na który ja nalegałem – z dużym ogrodem i równo przycinaną przeze mnie trawą. Mała stabilizacja, której tak pragnąłem, a która nie dała mi szczęścia…

Dziś już wiem, że moje małżeństwo to tylko formalność, którą wcześniej czy później trzeba będzie zakończyć. Nie powinno się dzielić życia z kimś, kogo się nie kocha. Moja żona to naprawdę dobra kobieta i zasługuje na mężczyznę, który da jej tę miłość.

Ja, choćbym nie wiem jak się starał, nie potrafię, bo moje serce od lat jest zajęte przez inną kobietę… Związek z nią nie należał do łatwych i był zaprzeczeniem spokoju, którego jestem zwolennikiem. Wiem, to nielogiczne.

Justynę poznałem na 3 roku studiów

Przeniosła się po rocznym urlopie dziekańskim z innej uczelni. Jak się później dowiedziałem, urlop ten wykorzystała na podróże po świecie – i to nie na żadne zorganizowane wycieczki, tylko prawdziwe wyprawy w nieznane – Indie, Rosja, Islandia.

Znaleźliśmy się w jednej grupie ćwiczeniowej. Już po pierwszych zajęciach wiedziałem, że Justyna to osoba nietuzinkowa, piekielnie inteligentna i potrafiąca swym dowcipem ożywić największego mruka. Taki barwny ptak wśród smętnych, skupionych na rysunku, studentów architektury.

Trzeba jej jednak przyznać, że gdy chciała, też potrafiła się skoncentrować, a wtedy spod jej ręki wychodziły genialne rozwiązania projektowe. Profesorowie byli nią zachwyceni. Dlatego gdy dowiedziałem się, że przyjdzie nam wspólnie pracować nad projektem zaliczeniowym, naprawdę się ucieszyłem. Chciałem ją bliżej poznać.

– Czeka nas dużo pracy – nieśmiało zagaiłem na pierwszym spotkaniu.

– Oj, musimy się z tym szybko uwinąć – ze śmiechem oznajmiła mi Justyna. – Za trzy tygodnie wyjeżdżam podziwiać stepy i nie wiem dokładnie, kiedy wrócę.

– Co? – byłem zbity z tropu.

– Spokojnie, postaram się wrócić na prezentację. Profesor nie musi wiedzieć, że zrobiliśmy to szybciej, niż on to zaplanował – przekonywała.

Nie mogłem oderwać od niej wzroku

Nawet nie przyszło mi do głowy się sprzeciwić. I przez trzy tygodnie każdą wolną chwilę podporządkowałem Justynie i projektowi. W tej kolejności. Podczas wspólnej pracy, która nie należała do najłatwiejszych, zakochałem się w Justynie bez pamięci. Chociaż jej ciągłe zmiany nastroju i niechęć do jakiegokolwiek kompromisu doprowadzały mnie do szału, to wystarczył jeden jej uśmiech, bym przestał się na nią złościć. Efekty tej naszej pracy przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Byłem pewien, że nie będziemy mieli problemów z oceną końcową.

Tymczasem Justyna szykowała się do wyjazdu. Zazdrościłem jej optymizmu i przebojowości. Zastanawiałem się, skąd czerpie siły witalne. Kilka dni po swoim wyjeździe niespodziewanie  zadzwoniła do mnie.

– Hej! Nie dołączyłbyś do mojej wycieczki?– spytała tak po prostu. – Nawet nie wyobrażasz sobie, jak tu pięknie! Tak się składa, że moja znajoma z chłopakiem też się tu do mnie wybiera i mógłbyś się z nimi zabrać.

– Yyyy – wyjąkałem zaskoczony.

Nigdy bym się nie spodziewał takiej spontanicznej propozycji…

– Nic się nie martw, będzie fajnie – zapewniła z entuzjazmem.

– Dobrze. Przyjadę – zgodziłem się bez żadnych zbędnych pytań.

Wyciągnąłem większą część moich studenckich oszczędności i pojechałem. Chyba pierwszy raz w życiu podjąłem tak nagłą i kompletnie nieprzemyślaną decyzję. I nie żałuję. Ten wyjazd będę wspominał do końca życia – dalekie wyprawy w nieznane, wspólne spacery, zwiedzanie, upojenie winem i rozmowy do świtu, pocałunki… Ludzie dookoła nie mieli znaczenia, dla nas jakby nie istnieli.

Po powrocie już oficjalnie byliśmy parą

Nie mogliśmy się sobą nacieszyć. Choć z pozoru bardzo się od siebie różniliśmy, to nawet ojciec Justyny stwierdził, że dobrze wpływam na jego rozkapryszoną jedynaczkę.

– Wyciszyła się przy tobie – usłyszałem od niego pewnego dnia. – Może teraz będzie częściej bywać w domu, mniej wyjeżdżać. Skończy studia, przejmie mój interes. Chciałbym doczekać się wnuków – rozmarzył się.

– Myślę, że to jej nieustatkowanie jest naprawdę ujmujące – odparłem.

Ojciec Justyny nie był jednak zachwycony moim stanowiskiem.

– Nie pozwól, żeby to ona nadała rytm temu związkowi – powiedział. – Tak naprawdę sama nie wie, czego chce, i jeśli to ona będzie decydowała, nie będziecie szczęśliwi.

Jego słowa okazały się prorocze. Justyna chciała wyjeżdżać, poznawać świat, ja pragnąłem skończyć studia i iść do pracy. Nauka nie przychodziła mi z taką łatwością jak jej, więc musiałem poświęcić na to więcej czasu. Problemem były także pieniądze. Zwyczajnie nie było mnie stać na zbyt częste wyjazdy za granicę. Rodzice i tak musieli wyrzec się wielu rzeczy, bym mógł się uczyć.

Justyna z początku rozumiała moją sytuację, jednak po pewnym czasie widziałem, że się niecierpliwi. Zaczęliśmy się coraz częściej sprzeczać.  Co prawda za chwilę znów się kochaliśmy ponad życie, ale żyłem trochę jak na wulkanie. Nigdy nie wiedziałem, kiedy wybuchnie.

Widząc, jak moja ukochana miota się jak ptak w klatce, sam w pewnym momencie powiedziałem jej, żeby raz czy dwa wyjechała beze mnie.

– Naprawdę nie masz nic przeciwko temu, bym wybrała się z Kaśką i Mirkiem do Gruzji? – z niedowierzaniem pytała mnie Justyna.

– Widzę, jak cię nosi – stwierdziłem. – Chcę, żebyś była szczęśliwa.

– Pamiętaj, że zawsze mogę ci pożyczyć pieniądze – delikatnie napomknęła moja dziewczyna.

Oczywiście nie zgodziłem się. Niby z czego miałbym jej oddać? A utrzymankiem kobiety być nie chciałem. Od tamtej pory zaczęło się miedzy nami psuć. Justyna nie poprzestała na jednym wyjeździe. Znikała z kraju coraz częściej i na dłużej. Ja natomiast poszedłem do dorywczej pracy.

Mijaliśmy się…

Niejednokrotnie w przypływie zazdrości robiłem jej awantury. Zarzucałem jej zdrady, bo podczas tych wyjazdów przecież mogły się dziać różne rzeczy. Żadne z nas nie chciało zrezygnować ani z tego związku, ani ze swoich planów, pasji. Nawet po największej kłótni potrafiliśmy się pogodzić i przez kilka dni było wspaniale.

Na dłuższą metę tak się jednak nie da. Oboje o tym wiedzieliśmy. Myślę, że wtedy każde z nas było po trosze egoistą niegotowym na zmiany. Właśnie ów egoizm podczas ostatniej naszej kłótni zarzuciłem Justynie.

– Tak, masz rację, jestem egoistką! Jestem rozpieszczoną córeczką tatusia! – wykrzyczała. – Ale nawet nie zastanowiłeś się, dlaczego tak nalegam na te wyjazdy i ciągłe rozrywki. Po pierwsze, za kilka lat spadnie na moje barki opieka nad ojcem, który nie ma nikogo poza mną, a po drugie, będę musiała przejąć jego firmę. Nawet nie wiesz, ile o tym myślę, jak mnie to przeraża, i jak bardzo jest to nieuniknione. Te pieniądze, które teraz wydaję, będę musiała zwrócić. To mój obowiązek, nie ma nic za darmo…

– Twój ojciec martwi się o ciebie i dlatego chce, żebyś się ustatkowała.

– I tak będzie, ale jeszcze nie teraz. Nie jestem jeszcze gotowa – wyznała.

Wkrótce moja ukochana dostała propozycję wyjazdu do Włoch na wymianę studencką. To była dla niej duża szansa. Nie zdziwiłem się, gdy zakomunikowała mi, że jedzie. I na tym się skończyło. Ona chciała jeszcze ratować nasz związek, obiecywała kontaktować się ze mną, wpadać do kraju, kiedy tylko się da. Ale ja nie widziałem w tym sensu.

Jej częste wyjazdy nam nie służyły, a co dopiero tak długa rozłąka. Nie zamierzałem się tak męczyć… Ona wyjechała, a ja skończyłem studia, dostałem pracę w renomowanym biurze projektowym, ożeniłem się, wziąłem kredyt i kupiłem dom.

Z żoną nigdy się nie kłóciliśmy

Na zewnątrz wyglądało, że jesteśmy szczęśliwi. Oboje jak ognia baliśmy się konfliktów i w razie nieporozumienia natychmiast szukaliśmy kompromisu. Fajnie, prawda? Tyle że ja dusiłem się w tej naszej idylli. Chyba jednak potrzebowałem czegoś innego.

Dwa tygodnie temu wracaliśmy z żoną z wakacji we Włoszech. Na lotnisku, czekając na odprawę, zobaczyłem Justynę. Minęło siedem lat od naszego ostatniego spotkania. Wysyłaliśmy sobie czasami życzenia na święta, ale to wszystko. Nie mogłem się powstrzymać, by choć chwilę z nią nie porozmawiać.

Dowiedziałem się, że wraca na stałe do Polski, ma poprowadzić firmę swojego ojca.
To już nie była ta wciąż głodna emocji dziewczyna, lecz zdystansowana wobec świata, dojrzała kobieta. Justyna złagodniała, uspokoiła się, dorosła.

– Widzę, że polubiłeś wycieczki? – uśmiechnęła się przyjaźnie.

– Zawsze lubiłem, tylko… Sama wiesz… – zacząłem się tłumaczyć.

– Tak, wiem. Przepraszam – odparła poważnie – To nie było złośliwe.

Poczułem się głupio. Tyle chciałbym jej powiedzieć, o tyle rzeczy zapytać. Po prostu porozmawiać! Ale nie tam, na lotnisku, w obecności Pauliny i tłumu ludzi. Myślę, że oboje jesteśmy gotowi na zmiany. Najpierw jednak muszę uporządkować swoje sprawy. Później ją odzyskam…

Czytaj także:
„Napisałam list do obcego faceta. Może zachowałam się jak nastolatka, ale dzięki temu wreszcie spotkałam miłość swojego życia”
„Miałem ją za wielkomiejską kretynkę, a okazała się kobietą mojego życia. 2 dni z dala od cywilizacji zmieniły wszystko”
„Uroda zniszczyła mi karierę, na którą pracowałam latami. Zazdrosne żony i odrzuceni faceci, kłamali przełożonym na mój temat”

Redakcja poleca

REKLAMA