Jestem człowiekiem o łagodnym usposobieniu, uprzejmym i skorym do pomocy innym. To niby same pozytywne cechy, ale jak się okazuje, ich nadmiar może obrócić się przeciwko nam. Można by stwierdzić, że takie wychowanie wyniosłam z domu, jednak moja siostra, która dorastała pod tym samym dachem, jest zupełnie inna ode mnie.
Anita bywa humorzasta i samolubna, ale przy tym jest urocza i śliczna jak z obrazka. Nie brakuje jej ani urody, ani silnego charakteru. Cała nasza rodzina ma do niej ogromną słabość. Ja z kolei od zawsze służyłam jej pomocą, niezależnie od sytuacji. Gdy obtarła sobie kolana, miała kłopoty z pracami domowymi, czy pokłóciła się ze swoim chłopakiem, ja byłam tuż obok, gotowa wesprzeć ją w potrzebie.
Odkąd stałyśmy się dorosłe, niewiele zmieniło się w naszych kontaktach – kiedy tylko przytrafia jej się coś złego, od razu dzwoni, a ja rzucam wszystko i pędzę, by wyciągnąć ją z tarapatów. Mój partner wielokrotnie zwracał mi uwagę, że zachowuję się w stosunku do niej bardziej jak nadopiekuńcza matka niż siostra i dojrzała osoba. Ciągle powtarzał, żebym w końcu przecięła tę „pępowinę”, bo tak będzie lepiej dla nas obu.
Niełatwo jest się zdystansować
Jak bezbolesne zerwać więź z bliską osobą, która przywykła do tego, że może na mnie polegać? Anita, jako samotna matka, zawsze zmagała się z jakimiś problemami. Jej syn, dziś już dorosły facet, był dla mnie jak własne dziecko, którego nie posiadam i już nigdy nie będę miała. Nic dziwnego, że przeżywałam jego ślub całym sercem. Pragnęłam po prostu być wspaniałą matką chrzestną, trochę jak dobra wróżka z opowieści. Nie zamierzałam oszczędzać na prezencie ślubnym. Zależało mi też na nienagannym wyglądzie podczas uroczystości, aby Piotrek nie czuł zażenowania z powodu swojej ciotki.
Choć już nie należę do najmłodszych, to wciąż uważam, że kobieta w każdym wieku może dbać o swój wygląd. Niestety, mój małżonek ostatnimi czasy jest jakiś nerwowy i wyjątkowo uszczypliwy, a to wszystko właśnie z powodu zbliżającej się uroczystości weselnej. Obraził się na mnie, że planuję kupno nowych ciuchów i pomagam w przygotowaniach do ślubu siostrzeńca…
Mój Walduś zachowywał się po prostu koszmarnie. Swoim zrzędzeniem doprowadził do tego, że ja – zazwyczaj wcielenie opanowania – zbuntowałam się i wybrałam się na zakupy w pojedynkę, bo nie miałam zamiaru znosić towarzystwa wiecznie narzekającego męża. Pojechałam do galerii handlowej. Od razu weszłam do sklepu z ciuchami, którego witryna przykuła mój wzrok. Ekspedientka, widząc, że kręcę się między stojakami, zaproponowała swoją pomoc.
– Mogę w czymś pomóc? Poszukuje pani czegoś specjalnego?
– Tak, chcę znaleźć elegancką kreację na wesele.
– Dla pani córki?
– Nie, to ma być sukienka dla mnie. Chodzi o to, żebym prezentowała się w niej jak najlepiej.
Ekspedientka uważnie mi się przyjrzała, a w jej oczach widziałam zastanowienie.
– A więc suknia nie może być za bardzo krzykliwa, ale też nie przesadnie poważna, zgadza się?
– Dokładnie tak. Czy macie coś, co by na mnie pasowało?
Na twarzy sprzedawczyni mimowolnie pojawił się grymas. Wyglądała na nieprzekonaną, ale rzuciła energicznie:
– Zaraz zobaczymy, co się da zrobić!
Szczerze mówiąc, przymiarki to nic strasznego, zwłaszcza gdy robisz to za zasłoną, z dala od wzroku innych. Sympatyczna ekspedientka, mimo lekkiego sceptycyzmu, stanęła na wysokości zadania i wyszukała dla mnie kilka przyzwoitych sukienek, więc poszłam z nimi do kabiny, żeby zobaczyć, jak to będzie wyglądać.
W jednej z nich, której kolor i krój najbardziej przypadły mi do gustu, zdołałam bez problemu samodzielnie zasunąć suwak. Pełna entuzjazmu wyjrzałam zza kotarki, aby przejrzeć się w sporym zwierciadle. I wtedy mój zapał nieco opadł. Kreacja wydawała się jednak troszkę zbyt śmiała. Odsłaniała mi kolanka i za bardzo uwydatniała mój biust. Nagle jednak za sobą dosłyszałam dziewczęce głosy:
– Pani wygląda fantastycznie!
– Moja mama mogłaby się od pani uczyć, jeśli chodzi o modę i styl.
Te pochlebne słowa od nastolatek, jedynych poza mną osób w sklepie, wprawiły mnie w lekkie zakłopotanie.
– Serio tak uważacie? Jakoś nie jestem do końca pewna.
– Prezentuje się pani rewelacyjnie w tej sukience, bez dwóch zdań! Nie ma się co wahać, ten model bardzo do pani pasuje.
– Hm, sama nie jestem przekonana. Może poszukam jeszcze czegoś w innych miejscach, a jakby co to tu wrócę. Przy takiej kwocie wolę mieć absolutną pewność.
– No fakt, tanio to tu nie jest. Same możemy jedynie marzyć i podziwiać klientki. Na zakupy nas nie stać.
– Ale sama przyjemność przymierzania też jest fajna. Dzięki wielkie za pomoc.
– Spoko, nie ma sprawy!
Przebrałam się, odłożyłam mierzone ciuchy na miejsce i ruszyłam w stronę drzwi. Gdy byłam przy wyjściu, bramki nagle zaczęły głośno piszczeć.
Wystraszyłam się i odskoczyłam do tyłu
W mgnieniu oka podszedł do mnie pracownik ochrony.
– Czy mogłaby pani pokazać, co ma w torebce?
– Jasne, nie ma sprawy. Nie mam nic, czego musiałabym się wstydzić.
– A to co takiego? – jego pytanie zabrzmiało złowrogo, gdy wyciągał z wnętrza mojej torebki sukienkę, której z całą pewnością nie przymierzałam.
Byłam kompletnie zaskoczona i oszołomiona, bo zupełnie nie wiedziałam, w jaki sposób to znalazło się w mojej torbie.
– Na pewno zaszło jakieś nieporozumienie – wybełkotałam. – Nie brałam tego.
– Słabe wytłumaczenie.
– Nie mam zamiaru szukać lepszego. Ja nie kradnę.
– Po prostu wychodzi pani ze sklepu z sukienką, z którą pani nie zapłaciła, tak?
Stałam tam z twarzą czerwoną niczym pomidor, nie odrywając oczu od podłogi. Wszystko po to, żeby nie patrzeć na ludzi przechadzających się obok sklepu i wlepiających wzrok w przyłapaną na kradzieży babę.
Ochroniarz zadzwonił po policję. Już byłam skłonna dla świętego spokoju i oszczędzenia sobie kolejnych upokorzeń, wybulić za te ciuchy, których wcale nie chciałam. Pracownica sklepu coś tam szeptała ochroniarzowi na ucho i patrzyła na mnie ze zrozumieniem, ale gość się zawziął i nie odpuścił. Cholerny służbista!
Przez łeb przemknęła mi przykra myśl, że gdybym była atrakcyjniejsza, chudsza i mniej leciwa, inaczej by to rozegrał. Z drugiej strony miałam upchaną w torbie sukienkę i chciałam ją wynieść. Nawet jeśli niechcący… Kiedy policjanci dotarli na miejsce, jeden zaczął maglować ochroniarza i kasjerkę, a drugi wziął mnie w obroty.
– Proszę opowiedzieć, co zaszło. Od początku.
– Mój chrześniak bierze ślub i chciałam sobie sprawić nową sukienkę. Nie mogę przecież wyglądać jak stara ciotka... – zaczęłam wszystko bezładnie relacjonować.
– Spokojnie. Niech się pani nie spieszy.
Dopiero gdy nabrałam powietrza i posłuchałam jego wskazówki, byłam w stanie w miarę logicznie przedstawić, co się wydarzyło. Na koniec wyznałam żałośnie:
– Teraz nikt mi nie wierzy, a ja nie potrafię wyjaśnić, jak ta przeklęta sukienka znalazła się w mojej torebce. Po co mi kreacja o pięć rozmiarów za mała?
– Może dla kogoś innego? – zasugerował policjant.
Obojętnie uniosłam ramiona
– Niech mnie pan w takim razie aresztuje. Kto wie, może dzięki więziennemu jedzeniu stracę zbędne kilogramy i uda mi się wcisnąć w tę paskudną sukienkę.
Na twarzy funkcjonariusza pojawił się delikatny uśmiech.
– Czy oprócz pani w przymierzalni był ktoś inny?
– Tak. Dwie miłe, młode dziewczyny.
– Jak one wyglądały?
– Niczym szczególnym się nie wyróżniały. Nosiły spore okulary i czapki z daszkiem. Jedna z nich, ciemnowłosa, miała niewielki kolczyk w nosie. Druga to chyba szatynka. Obie były przeciętnego wzrostu.
– Czy udało się pani dosłyszeć, jak miały na imię?
– Niestety nie, mówiły do siebie tylko „kochana”.
– Czyli rozmawiała pani z nimi, tak?
– Tak, pomagały mi coś wybrać. Były naprawdę sympatyczne, obsypywały mnie nawet komplementami… O rany, chyba pan nie myśli, że to one podrzuciły mi tę kieckę?
– Tylko one były w stanie to zrobić. Skoro to nie pani…
– Ale jaki miałyby w tym cel? Chciały sobie ze mnie zażartować?
– Nie, ich celem było odciągnięcie strażników. Same najprawdopodobniej też coś zwinęły. Alarm zabrzęczał, gdy szła pani do wyjścia i wtedy one czmychnęły. To już nie pierwsza taka sytuacja, niestety. Podobno jakieś babki w czapkach i okularach przeciwsłonecznych zrobiły sobie z tego centrum handlowego swój prywatny rewir do polowań – przyznał funkcjonariusz.
– Aż tak przebiegłe i zepsute miałyby być takie młode dziewczyny?
– Wiek nie ma z tym nic wspólnego. Dzieci też potrafią nie mieć oporów, a gówniarzeria to już w ogóle. Po prostu trzeba brać poprawkę na to, że są tacy, co dla własnego zysku, dla hecy, dla wygody, a nieraz po prostu z przyzwyczajenia, żyją kosztem innych ludzi. A już najbardziej lubią takie sympatyczne i łatwowierne osoby...
– Chce pan przez to powiedzieć, że takie jak ja...
Zawstydziła mnie własna naiwność
Czułam wstyd także przed samą sobą. Funkcjonariusze przeanalizowali zapis z kamer, co potwierdziło ich teorię. Na nagraniu dało się bez problemu dostrzec, jak zuchwałe młódki czmychnęły ze sklepu, podczas gdy bramki alarmowały z mojego powodu. Drżąca, ale z nieopisanym uczuciem ulgi, wreszcie opuściłam sklep. Gdy tylko przekroczyłam próg domu, małżonek przywitał mnie kąśliwym pytaniem:
– No i jak, udało ci się zdobyć tę bajeczną sukienkę, która zmieni cię w księżniczkę z bajki?
Jeśli sądził, że jak zwykle puszczę jego docinki mimo uszu, to grubo się pomylił. Tego dnia miałam już serdecznie dosyć, żeby tolerować jeszcze jego przykre komentarze.
– Uważaj na słowa! – wypaliłam. – Wiedz, że gdybym choć przeczuwała, że z wiekiem zrobisz się taki ordynarny, nigdy nie zgodziłabym się zostać twoją żoną! – wrzasnęłam mu prosto w nos, a następnie się rozpłakałam.
Karol spoglądał na mnie zdezorientowany i lekko wystraszony.
– Czy coś się stało?
– Tak, stało się, bo jestem tak głupia i łatwowierna, że stanowię perfekcyjny cel dla pary nastoletnich złodziejek! – wykrzyczałam, a następnie streściłam mu moje upokarzające przeżycie z posądzeniem o kradzież.
A w jaki sposób odniósł się do tego mój czcigodny mąż?
– Być może wyciągniesz z tego jakąś naukę. Może w końcu zrozumiesz, że masz za dobre serce i pozwalasz innym to wykorzystywać, szczególnie tej twojej siostrzyczce.
No i proszę, jak w tym powiedzeniu – uderz w stół, a nożyce się odezwą. Telefon zaczął dzwonić. To była Anita, a któż by inny. Jasne, że odebrałam, ale kompletnie nie miałam ochoty słuchać jej narzekań.
– Hej Anita, przepraszam cię, ale teraz naprawdę nie dam rady pogadać, odezwę się później.
– Jak to nie dasz rady? Co takiego robisz w sobotę, że nie masz czasu? To ważna sprawa...
– Miałam paskudny dzień, który ciągle trwa, błagam cię...
– Czyli mnie zbywasz, tak? – zapytała z pretensją w głosie. – No ładnie, ładnie.
Poczułam ogromny smutek. Wspomniałam o trudnym dniu, ale ona nawet nie okazała mi krzty współczucia czy empatii. Waldek odebrał mi komórkę i ot tak ją wyłączył. Zapewne nie życzył sobie, aby ktoś nam przerwał istotną konwersację, którą planował ze mną odbyć. Objaśnił mi powody swojej złości i ciągłego czepiania się. Należało mi to wyjawić znacznie wcześniej, jednak męska duma działa w specyficzny sposób.
Wyznał mi wreszcie, że w firmie, gdzie pracował Waldek, planowali zwolnienia i martwił się o swoje stanowisko, a co za tym idzie, o to, co przyniesie nam los. Z tego powodu nie odpowiadało mu moje duże zaangażowanie w organizację wesela siostrzeńca, łącznie z wydatkami, na które łożyłam z naszego wspólnego budżetu. Nie spodobał mu się także mój pomysł zaciągnięcia pożyczki, by sprawić nowożeńcom upominek.
– Anita zupełnie nie dostrzega w tym niczego niewłaściwego. Kiedy coś jej dajesz, bez wahania to przyjmuje. Liczy na to, że bez końca będziesz się dla niej poświęcać, ale co najgorsze, w zamian niczego nie proponuje. Zobacz, nawet nie wpadła na to, żeby spytać cię, dlaczego jesteś taka przygnębiona. Dla niej istotne są wyłącznie jej własne kłopoty. Nie uważasz, że już dość tej niezdrowej relacji między siostrami? Tym bardziej, że wpływa to na nasze małżeństwo. Daj już spokój z opiekowaniem się dorosłą kobietą i poświęć trochę uwagi mężowi. Ja też cię potrzebuję. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak perspektywa straty pracy może wpłynąć na odpowiedzialnego faceta w moim wieku. Przepraszam, że byłem wcześniej taki uszczypliwy. Jak chcesz to pójdę z tobą na zakupy i pomogę wybrać kieckę na wesele. Tylko już nie bądź na mnie zła. No, zgoda?
Po namyśle stwierdziłam, że on wie, co mówi
Powinniśmy bardziej zatroszczyć się o siebie nawzajem i naszą wspólną przyszłość, bo przecież czas nie stoi w miejscu. Musimy wziąć sprawy w swoje ręce, bo kto nam pomoże na starość, skoro nie mamy dzieci? Anita? Wątpię. Piotrek?
Nawet bym nie śmiała go o to pytać. Sam będzie miał wystarczająco dużo na głowie ze swoją coraz starszą mamą. Już teraz współczuję jemu i jego przyszłej małżonce. No chyba, że okażą się bardziej stanowczy ode mnie. Oby tak było. Jeśli chodzi o mnie, to pierwszą zmianą, jaką wprowadziłam, było przygotowanie skromniejszego prezentu na ślub, adekwatnie do tego, na co było nas stać.
Czytaj także:
„Brat nie wie, że wychowuje moje dziecko. Przecież nie przyznam się, że na weselu obskoczyłem pannę młodą i świadkową”
„Samotna sąsiadka pomogła mi spełnić największe marzenie. A potem została moją przyjaciółką”
„Kierownik męża uważa się za elitę, a jest zwykłym prostakiem. Jeździ drogą furą, a śmieci wyrzuca do lasu”