Mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach i coś w tym jest. Ja ze swoją od zawsze miałem problem. Nigdy nie dogadywałem się z ojcem, który był bardzo surowy i wymagający, ale tylko w stosunku do mnie.
Był ich ulubieńcem
Mam młodszego o cztery lata, brata – Kamila. To w czepku urodzone dziecię. Moja mama mówiła zawsze, że przesadzam i że po prostu jestem zazdrosny, ale to nieprawda. Wystarczy spojrzeć na fakty – nieważne jak odległe czasowo.
Jeszcze w podstawówce na przykład to ja głównie musiałem pilnować, czy Kamil odrobił pracę domową. „Jesteś na bieżąco z materiałem, to chyba możesz pomóc bratu”– słyszałem. Rodzice sprawdzali więc tylko, czy wszystko jest gotowe do szkoły na następny dzień, a ja odrabiałem z nim lekcje. Musiałem więc zrobić moje, a potem jeszcze spadała na mnie jego praca domowa. Na mnie, bo on nie był zbyt pilnym uczniem i często też dużo pisałem za niego, żeby po prostu mieć trochę czasu dla siebie.
Kiedy zaczął się czas, że wychodziliśmy z domu bez rodziców, nie mogłem pojąć, jak to jest, że ja zawsze sumienny i grzeczny wracałem do domu o porach, które mieliśmy wyznaczone. Kamil natomiast w przybliżeniu o tej porze albo jak mu się przypomniało lub wtedy, gdy rodzice się do niego dodzwonili. Dostawał za to kary, ale wręcz śmieszne, na przykład zakaz oglądania jakiegoś programu w TV. Jak ja spóźniłem się w życiu może ze dwa razy, dostałem szlaban na miesiąc.
Kiedy skończyliśmy już szkoły i zaczęło się dorosłe życie, ja wyprowadziłem się z domu szybko. Miałem 24 lata. Kamil mieszka z nimi dalej, a ma teraz 34 lata, rodzinę i dziecko. Ja poszedłem do pracy, on jest poszukującym pracy, artystą. Ja musiałem się utrzymać sam, on jest na utrzymaniu rodziców i żony – głównie, bo czasem coś gdzieś dorobi.
Zazdrość to słaby doradca
Jak się więc łatwo domyślić, nie miałem i nie mam serdecznych stosunków z bratem, ale muszę przyznać, że tym razem trochę mnie poniosło. Nie wiem, czemu nikt mi nigdy tego nie powiedział. Frustracja rosła we mnie latami i kumulowała się na niebezpiecznym poziomie. Nie, nigdy się nie pobiliśmy, ale musiała gdzieś znaleźć ujście.
W zeszłym roku mój brat darmozjad oświadczył, że będzie się żenił. Nie wiem, jak to możliwe, że znalazł sobie taką kobietę, jak Monika. Nie dość, że naprawdę ładna, choć nie w moim typie, to wykształcona i dobrze zarabiająca. Jest kierownikiem w jednej z bardziej znanych sieci aptek. On skończył Akademię Sztuk Pięknych w naszym mieście i zajmował się fotografią – słabo jednak interesowały go zdjęcia z wesel, portrety i inne, które przynosiłyby kasę. Najchętniej robił te „artystyczne”, a z tego pieniędzy nie było. Wybitny też nie był, bo żadna galeria nie interesowała się jego dziełami.
Jak mówiłem jednak, w czepku urodzony, więc nie musiał się martwić weselem. Rodzice prowadzą dużą restaurację i hotel, która cieszy się powodzeniem, choć jest na obrzeżach miasta. Miejsce i kuchnia były więc zapewnione i to dla niego za darmo. Ślub został zaplanowany pół roku później. Swoją drogą zawsze się zastanawiałem, czy rodzice spieszyli się tak dlatego, żeby Monika się nie rozmyśliła.
No i nadszedł dzień wesela. Postanowiłem, że będę się dobrze bawił za wszelką cenę. Skoro mój brat ma wszystko i do tego imprezę za darmo, to czemu tego nie wykorzystać. No i ta dobra zabawa trochę mnie poniosła.
W połowie imprezy zobaczyłem w kącie siedzącą świadkową. To przyjaciółka Moniki. Wpatrzona bezmyślnie w szklankę, obracała ją w dłoniach. Podszedłem do niej, myśląc o tym, że w sumie fajnie byłoby potańczyć.
– Ooo, chodźmy się przejść – powiedziała na mój widok i chwyciła butelkę jakiegoś wina ze stołu.
Zdziwiło mnie to, ale nie protestowałem. Restauracja i hotel rodziców położone są w pięknych okolicznościach przyrody, w pobliżu jest stary park i jezioro. Wzięliśmy więc koc, flaszkę i poszliśmy.
– Wesela działają na mnie depresyjnie – powiedziała po chwili, gdy pociągnęliśmy już parę łyków z butelki.
Po czym przysunęła się do mnie i zaczęliśmy się całować. Nie wiem, jak to się stało, ale skończyło się na niezłym numerku. Po wszystkim po prostu wróciliśmy na imprezę. Nigdy potem nawet o tym nie rozmawialiśmy.
To jednak nie był koniec przygód
Po oczepinach poszedłem szukać w kuchni ziołowej herbaty. Trochę już ze wszystkim przegiąłem i chciałem napić się mięty. Nie czekałem na kelnerkę, bo to w końcu restauracja rodziców, więc wiem, co gdzie jest. I wtedy usłyszałem szloch. Rozejrzałem się po kuchni i zobaczyłem, że na krześle za lodówką siedzi Monika i płacze.
– Twój brat tak się upił, że już nieprzytomny leży w naszym pokoju, a ja do końca wieczoru zostałam sama – niemal wykrzyczała przez łzy.
Nic na to nie odpowiedziałem, bo też co tu mówić? Że mam brata idiotę? Ja to wiem od dawna. Podszedłem do niej i chciałem ją niewinnie przytulić. Dać wsparcie. Kiedy jednak wziąłem ją w ramiona i poczułem zapach jej perfum, coś we mnie wstąpiło. W nią zresztą też, bo nie stawiała oporu. Przemknęliśmy szybko do piwnicy, gdzie były składowane wina i zaszaleliśmy.
Czy miałem wyrzuty sumienia? Nie, żadnych. Wręcz po wszystkim pomyślałem, że wyciąłem bratu niezły numerek i to dosłownie, a on o niczym nie wie. Czułem wręcz pewien rodzaj satysfakcji, że odpłaciłem mu za te wszystkie lata, gdy to on dostawał wszystko, a ja nic. Reszta wieczoru upłynęła już spokojnie. Na poprawinach żadna z dziewczyn też nie dała niczego po sobie poznać, a ja chodziłem z uśmiechem cały dzień.
Dwa miesiące później mój uśmiech nieco się zmienił…
To była prawdziwa bomba!
Właśnie wracałem z pracy, gdy zobaczyłem, że mam trzy nieodebrane połączenia od Moniki. Nigdy do mnie nie dzwoniła, więc pomyślałem, że znowu coś się stało z moim bratem nierobem. Odebrałem więc telefon z westchnieniem:
– Co tym razem Kamil zrobił? – zapytałem.
W słuchawce była przedłużająca się cisza. Poczułem niepokój.
– Możemy się spotkać? Najlepiej dzisiaj?
Zaproponowałem kawiarnię w połowie drogi między nami, ale wolała bardziej ustronne miejsce. Umówiliśmy się więc w parku. Gdy dotarłem na miejsce, ona już siedziała na ławce naprzeciwko fontanny, gdzie się umówiliśmy.
– Jestem w ciąży – powiedziała bez ogródek, zanim nawet zdążyłem usiąść.
Nogi się pode mną ugięły.
– Jesteś pewna? – zapytałem drącym głosem.
Nie mogłem w to uwierzyć… Będę ojcem… Nie do końca taki był plan… I co teraz? Muszę przyznać, że oblał mnie zimny pot. Co innego wyciąć bratu numer, a co innego zostać ojcem…
– Skąd wiesz, że to moje? – zapytałem, bo żywiłem jeszcze nikłą nadzieję, że się myli.
– Bo tamtej nocy i jeszcze przez ponad tydzień nic między mną a twoim bratem nie zaszło, a z badania wynika, że to musiało się stać wtedy. Możemy też zrobić testy, gdy dziecko przyjdzie na świat…
– Co teraz? – zapytałem szeptem.
– Nic, zostawimy to tak, jak jest, ale chciałam, żebyś wiedział – powiedziała i odeszła.
Od tego czasu upłynęły już dwa lata. Brat wychowuje mojego syna i o niczym nie wie. Mnie natomiast coraz częściej nachodzą wyrzuty sumienia. No i dziwne pragnienie, by jednak zaistnieć w życiu chłopca w innej roli niż wujek. Na razie nie wiem, co z tym zrobić i jak z tego wybrnąć. Gdybym powiedział prawdę, to wywołałoby wielki, rodzinny skandal. Czy komuś by to pomogło poza moim ego?
Czytaj także:
„Mąż mnie olewał, więc chciałam uleczyć smutki w łóżku sąsiada. Przystojniak zamiast cukru, pożyczył moje serce”
„Już na starcie urlopu ośmieszyłam się przed napakowanym adonisem. Letnia przygoda miała smak wstydu i porażki”
„Żona chce bawić się w białe małżeństwo. Nie przeszkadza mi to, póki mogę brykać z kochankami na boku”