„Siostra postanowiła, że to ona będzie mi wybierać dziewczyny. Od dziecka sabotowała wszystkie moje związki”

Siostra sabotowała moje związki fot. Adobe Stock, New Africa
„Zdecydowałem się na bardziej wyrafinowany krok i postanowiłem… być sobą, nie przejmując się, jakie wywrę na pannie wrażenie. Ona, niestety, zrobiła na mnie złe już na samym początku. Spóźniła się dwadzieścia pięć minut! – Sorki – rzuciła bez wielkiej skruchy – miałam dzisiaj dużo pracy. No, ale już jestem”.
/ 03.10.2022 22:15
Siostra sabotowała moje związki fot. Adobe Stock, New Africa

Siostra postanowiła, że będzie się mną opiekować, odkąd skończyła siedem lat. Sęk w tym, że byłem od niej dziesięć lat starszy, więc to raczej ja powinienem opiekować się nią. Ale ja wolałem się zaopiekować taką jedną Justyną z mojej klasy. I właśnie dlatego Dominika uznała, że musi się wtrącić.

– Ona jest dla ciebie nieodpowiedzialna – oświadczyła kategorycznie.

– Chyba nieodpowiednia?

– No przecież powiedziałam.

– Chyba lepiej będzie, jak sam to ocenię.

– Nie.

– Bo?

– Bo kompletnie nie znasz się na kobietach!

W ustach siedmiolatki to dość dziwne stwierdzenie.

Gdzieś to musiała usłyszeć

Mniejsza z tym… I tak spróbowałem z koleżanką Justyną. No i się naciąłem. Chodzenie zakończyło się, nim gdziekolwiek zaszliśmy. Przez następne dziesięć lat żadna z moich dziewczyn nie uzyskała akceptacji Dominiki. Oczywiście nie zrywałem z nimi z tego powodu, ale wcześniej czy później okazywało się, że to jednak nie to, a moja mała siostrzyczka znowu miała rację. Mogła znać mnie lepiej, niżbym chciał… Kiedy jednak postanowiła, że sama mi kogoś znajdzie, twardo się postawiłem. Bez przesady, siostra nie będzie mnie umawiać na randki z wybranymi przez siebie kandydatkami! Mam swoją męską godność. Mogłem błądzić, ale czyż człowiek nie uczy się na błędach? Szkoda tylko, że nie zmądrzałem do trzydziestki. W okolicach moich urodzin Dominika wpadła do mnie i powiedziała:

– Mam dla ciebie kogoś… – puściła do mnie oko – odpowiedzialnego. Umówiłam cię na randkę jutro, na siedemnastą, w tym nowym barze sushi.

– Ja nie mam nic do gadania?

Miałeś przez trzynaście lat i kicha. Zgódź się, ten jeden raz… Magda to ktoś, na kogo czekałeś całe życie. I na kogo zasługujesz. Zobaczysz, że znajdziecie co najmniej jeden wspólny temat do rozmowy – obiecywała z tajemniczą miną.

Nie wiedziałem: mam się bać czy śmiać? Ale OK, ten jeden raz, w drodze absolutnego wyjątku, ustąpiłem i zgodziłem się pójść na randkę w ciemno. Choć przy okazji zamierzałem dać siostrze nauczkę, żeby więcej nie wtrącała się w moje życie uczuciowe. Gdzieś czytałem, że kobiety najbardziej nie lubią chamów, mruków, narcyzów i skąpców. Nie byłem taki i nie planowałem na złość siostrze udawać gorszego, niż jestem, ale lepszego również nie. Zdecydowałem się na bardziej wyrafinowany krok i postanowiłem… być sobą, nie przejmując się, jakie wywrę na pannie wrażenie. Ona, niestety, zrobiła na mnie złe już na samym początku. Spóźniła się dwadzieścia pięć minut!

– Sorki – rzuciła bez wielkiej skruchy – miałam dzisiaj dużo pracy. No, ale już jestem. – Uśmiechnęła się i podała mi rękę. – Magda.

– Rafał – mruknąłem, przyglądając się jej z ciekawością i rosnącym zdziwieniem.

Dziwnie wyglądała. Nie tyle była brzydka, co postarała się ukryć swoją ewentualną urodę. Ostry makijaż, kilka kolczyków w prawym uchu, bok głowy nad tym uchem wygolony, odkrywający tatuaż, a na reszcie głowy czarne i długie włosy. Do tego ten strój – skóra, metal, ćwieki i czarne paski. Zupełnie nie mój typ, a jednak się gapiłem.

– Zamawiamy, co chcemy, ale każdy płaci za siebie, OK? – ustaliła i skinęła na kelnerkę.

Widać było, że lubi japońską kuchnię. I że jest głodna, bo zamówiła prawie dwa razy tyle co ja. Siedzieliśmy w milczeniu, ona rozglądała się po sali, ja zaś starałem się nie patrzeć na nią zbyt natrętnie. Mój wzrok jakoś sam ku niej wędrował, jakby chciał potwierdzić podejrzenie, że pod wyzywającym makijażem może kryć się ładna…

Człowieku, o czym ty myślisz?

Masz zjeść, pogadać, o ile będzie o czym, a potem zdać raport siostruni, że nic z tego.

– Lubisz sushi? – zapytała.

– Owszem.

No, to coś nas jednak łączy – skwitowała i zamilkła.

Siedzieliśmy dziesięć minut w ciszy, aż znowu ona ją przerwała.

– Dominika mówiła, że pracujesz w drukarni… A co robisz?

– Drukuję – odparłem i zaśmiałem się cicho.

Dobre wychowanie kazało mi dodać:

– Jestem operatorem maszyny offsetowej do druku z roli. Wiesz, gazety, duże nakłady, specjalny papier i takie rzeczy.

– Aha.

– A ty pracujesz z Dominiką w sklepie? – moja siostra podłapała niedawno fuchę w jednej z odzieżowych sieciówek. Magda uśmiechnęła się kącikiem ust.

Nie, ja pracuję dla sklepu. Dla całej sieci, dokładniej mówiąc. Robię dekoracje, tworzę wystrój, ekspozycje, takie rzeczy… Po ASP ciężko o coś lepszego, więc staram się nie narzekać – znowu uśmiechnęła się krzywo, a ja potwierdziłem obserwację, że w policzku unoszonym tym krzywym uśmieszkiem tworzy się uroczy dołek.

Wyczerpaliśmy kolejny temat. Rozmowa o pracy na randce zazwyczaj nie trwa długo. Potem wjechało jedzenie i mieliśmy czym zająć usta. Nie bardzo umiem posługiwać się pałeczkami, więc bez skrępowania jadłem widelcem. Mili restauratorzy podają specjalne pałeczki z gumkami dla takich osób jak ja i swego czasu ich używałem, póki się nie dowiedziałem, że wymyślono je dla przedszkolaków – japońskich, rzecz jasna. Magda śmigała pałeczkami jak rodowita Azjatka. Przez godzinę byliśmy zajęci jedzeniem i prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Czasami ja zerkałem na nią, więc widziałem, że ona też czasem na mnie spogląda, ale rozmowa się nie kleiła.

Może po prostu nie chciało nam się gadać

Co ciekawe i zaskakujące, wcale nam to nie przeszkadzało. Obiecałem sobie solennie, że będę się zachowywał naturalnie i nie udawał lepszego, niż jestem, i tak robiłem. Nie wiem, czy ona też złożyła sobie taką obietnicę, ale moim zdaniem zachowywała się podobnie – po prostu była sobą. Odświeżające doświadczenie. Kiedy na stole zostały już puste talerze, zapytała:

– Prosimy o rachunek?

– A spieszy ci się? Może jakiś deser? Kawa?

– Kawa o tej godzinie? Z największą przyjemnością! – zaśmiała się, a ja odkryłem, że ma zaraźliwy śmiech.

Miała też niesamowite oczy, wyraziste, dodatkowo podkreślone makijażem, w kolorze ciemnego błękitu, przechodzącego w fiolet. Filmowe oczy, pomyślałem. A ten tatuaż na boku głowy… – dzieło sztuki. Japoński smok, a może wąż, którego głowa umiejscowiona była nad kształtnym uchem, a ogon ginął gdzieś na zgrabnym karku. Aż chciałem sprawdzić, dokąd dokładnie sięga… Stop! Chyba zaczynało mnie trochę ponosić. Kawę wypiliśmy w milczeniu, delektując się jej aromatem i chłonąc atmosferę nieskrępowanej naturalności. Wreszcie powiedziała:

– Dobra, miło było, fajnie nam się milczało na różne tematy – znów się zaśmiała – ale muszę lecieć, chcę jeszcze popracować.

– O tej godzinie? Jakaś nowa wystawa?

Pokręciła głową.

– Pokażę ci – sięgnęła do torby, wyjęła komórkę, przez chwilę czegoś szukała, a potem podsunęła mi pod nos ekran. – Nad tym teraz pracuję – powiedziała z dumą.

Spojrzałem i aż usta otworzyłem. Wow. To było zdjęcie rysunku. A konkretnie kadru z komiksu. Szeroki plan, miejsce po jakiejś bitwie. Mistrzostwo świata! Perfekcyjne kolory, dobra kreska, półcienie, dynamika i zarazem patos, ale bez przesady. Dopiero teraz zrozumiałem, co miała na myśli Dominika, że coś na pewno nas łączy.

– Obłędnie dobrze narysowane...

– Też mi się podoba.

Ale ja nie chwalę z grzeczności. Nie wiem, czy wiesz, ale jestem wielkim fanem komiksów, bo to historia światowego drukarstwa – mówiłem, coraz bardziej podekscytowany. – Mam sporą kolekcję, głównie zachodnich, ale też dużo japońskich…

– O, japońskie komiksy to inna liga – wtrąciła szybko. – Trzeba się tam urodzić, żeby je zrozumieć, a jak się nie rozumie, to nie da rady dobrze tego narysować.

– Nie dość, że ładna i piekielnie zdolna, to jeszcze mądra. Nie za dużo zalet w jednym zgrabnym ciele? – wyrwało mi się, nim ugryzłem się w język.

Magda zaśmiała się wesoło

Cholera, zapomniałem dodać do pakietu jej śmiech. Przez kolejną godzinę i przy kolejnej kawie oglądaliśmy, komentując, inne zdjęcia z jej komórki.

– Więcej na komórce nie mam. Reszta do obejrzenia na żywo w mojej pracowni…

– No to idziemy! – zerwałem się z krzesła.

Moment, a czy ja cię zapraszałam? – uniosła wysoko brwi, przez co jej oczy zrobiły się jeszcze większe, jeszcze błękitniejsze, jeszcze bardziej hipnotyzujące…

– Nie, ale mam nadzieję, że to zrobisz – wypaliłem.

Pomyślała chwilę.

– Cóż… Znajomość z drukarzem może być dla mnie inspirująca. I… korzystna…

– Nie mam nic przeciwko byciu wykorzystanym – zastrzegłem szybko.

Pojechaliśmy do niej. Wyszedłem dopiero nazajutrz po południu. Byliśmy bardzo zajęci. Przez połowę nocy oglądaliśmy jej rysunki, a przez drugą połowę podziwiałem jej tatuaż. Z bliska… No a potem musieliśmy odespać. Tak wyszło, spontanicznie, naturalnie. Kompletnie się nie przejmowaliśmy tym, co wypada robić bądź nie na pierwszej rance. Nasza – choć była w ciemno – okazała się strzałem w dziesiątkę i od razu zostaliśmy parą. Dzięki, siostra. Dostałem od ciebie prezent, który najchętniej zatrzymam przy sobie już na zawsze.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA