Swojej starszej siostry nie widziałam ponad 14 lat, dlatego jej przyjazd do Polski był dla mnie ważnym wydarzeniem. Starałam się zorganizować jej pobyt tak, aby wypoczęła i poczuła się prawie jak w rodzinnym domu. Prawie, bo tego domu już niestety nie ma. Zapięłam wszystko na ostatni guzik, łącznie z menu zgodnym z dietą, jaką Ela musi stosować.
Bałam się, że się rozkleję na lotnisku. Ale kiedy Ela pojawiła się w hali przylotów, nie tylko ja płakałam jak bóbr. Moje dzieci, brat i jego młodszy syn, a nawet mój mąż nie kryli wzruszenia na widok „cioci z Ameryki”. Ona sama podobno przez cały lot nie odrywała chusteczki od oczu. Mówiła, że choć starała się zdrzemnąć w samolocie, w kółko wracały do niej wspomnienia i żal, że już nie zobaczy naszych rodziców.
Cieszyłam się, że wreszcie się widzimy
Połowy z nas Elżbieta nie rozpoznała. Nic dziwnego. Gdy ją Rysiek w 2008 r. zabierał do Stanów, mój Arek kończył podstawówkę, a Marta była świeżo po komunii. Dzieciaki Grzesia, naszego brata, były jeszcze mniejsze. Mojej bratowej siostra też nie poznała. Dopiero jak się Ala rzuciła do całowania i tym swoim charakterystycznym skrzeczącym głosem odezwała, to Ela wyskoczyła:
– Ach to ty, Alu! A już myślałam, że Grzesiek ma nową żonę…
– Siostra, a kto by kobitę na starszy model wymieniał? – huknął mój brat i ryknął śmiechem. – Ala troszkę przybrała tu i tam, ale za to mam się do czego przytulić – żartował, chociaż mojej bratowej wcale nie podobały się te uszczypliwości.
Przez pierwsze dwa dni Ela spała i spała. Wiadomo: różnica czasu, a poza tym choroba zostawiła ślad.
– Wiesz, Basiu, we mnie jeszcze ta chemia siedzi – żaliła się, gdy obudziła się drugiego dnia po południu.
Elżbieta zatrzymała się u mnie, bo najwięcej mam miejsca. No i jest ogródek – mały bo mały, ale rano można w piżamie pochodzić po trawie. Z Grzesiem ustaliliśmy, że u niego będzie Eli za ciasno, no a poza tym ten jazgot z ulicy i spaliny… To nie miejsce dla naszej siostry.
Jej pobyt mieliśmy zaplanowany w szczegółach. Najpierw odwiedzenie grobu naszych rodziców, potem wizyty po rodzinie, w tym wypad do kuzynki do Łodzi. Później tydzień w Kościelisku, gdzie Ela poznała Ryśka… No i może, jeśli nam wszystkim sił wystarczy, wycieczka do Gdańska, rodzinnego miasta mojego szwagra.
Rysiek już od siedmiu lat nie żyje. Jego pierwszego dopadł rak. Zabrał się biedak z tego świata w cztery miesiące od diagnozy. Ela miała więcej szczęścia, chociaż z początku nie chciała się leczyć. Dopiero córki ją przekonały. Gdybym wtedy wiedziała, że nie chce brać chemii, to pewnie sama bym do Bostonu poleciała, żeby jej nakłaść do głowy.
– Wiem, Basiu, że głupia byłam. To egoizm tak po prostu się poddać. Przecież dziewczyny jeszcze mnie potrzebują – przyznała.
Wróciła od Kamila mocno zdenerwowana
Obie siostrzenice pozakładały rodziny, jedna ma synka, druga dopiero co urodziła córeczkę i choć żadna nie angażuje Eli do opieki, to obie potrzebują jej rady, bliskości matki. Na szczęście, odkąd Ela wyszła za Dicka, odzyskała chęci do życia.
Poznali się w szpitalu. Dick jest tam lekarzem. Namówił ją, żeby się przeniosła do niego po operacji. Nie pozwalał jej nic robić w domu. Zresztą, stać go na gosposię, która przychodzi dwa razy w tygodniu.
– Wiesz, jaki to dobry człowiek? – twarz mojej siostry rozjaśnia się, gdy mówi o swoim nowym mężu. – Jest troskliwy, dba o moje potrzeby, wymyśla mi stale jakieś atrakcje, żeby mi smutno nie było. A jak dobrze dogaduje się z dziewczynami! Mówię ci, razem z Jolą i Agnieszką spiskowali, jaki mi prezent na 60. urodziny zrobić. No i zobacz! – pokazała mi piękny wisior z drogim kamieniem. – Ale to nie wszystko. Dostałam jeszcze bransoletkę i pierścionek, też z rubinami, tylko nie zawsze mogę nosić, bo mi ręka puchnie. No i jeszcze mi wycieczkę do Japonii zafundował. Jak tam cudnie, mówię ci, Baśka!
Po tych strasznych przejściach, śmierci ukochanego męża i własnej chorobie, moja siostra drugi raz w życiu znalazła szczęście.
Plan pobytu Elżbiety realizował się bez zakłóceń… aż do szóstego dnia. Do Kamila zawiózł Elę mój mąż. Tym razem sama miała odwiedzić bratanka. Kamil mieszka z żoną i małym synkiem w malutkim mieszkanku na Powiślu. Grześ zafundował synowi to lokum, bo Kamil nie dałby rady sam niczego kupić, czy choćby wynająć. W żadnej pracy nie potrafi się na dłużej zaczepić, studia rzucił na starcie… Ale dziecko zrobił szybko. Mój brat nie mówi tego głośno, ale ja widzę, że pierworodny syn bardzo go zawiódł.
Z wizyty u Kamila Ela wróciła taksówką, dużo wcześniej niż się spodziewaliśmy. Była podenerwowana, powiedziała, że nie będzie już z nami siedzieć, od razu się położy. Czułam, że moją siostrę spotkało coś nieprzyjemnego w domu naszego bratanka. Nie pomyliłam się.
Następnego dnia mieliśmy jechać do Łodzi, dlatego wstałam wcześniej, żeby pozbierać kilka drobiazgów do torby podróżnej. Była szósta, a moja siostra, która dotąd z trudem zwlekała się koło dziesiątej, siedziała już w kuchni przy stole.
– Kamil oczekuje, że mu dam pieniądze na większe mieszkanie – wypaliła od razu, gdy mnie zobaczyła. – Powiedział, że skoro dobrze wyszłam drugi raz za mąż, to mogę sobie na to pozwolić, zwłaszcza, że wujek zostawił mi przecież oszczędności – wyrzuciła z siebie jednym tchem.
– A to bezczelny gówniarz! – syknęłam ze złością. – Skąd może wiedzieć, jakie masz oszczędności i czy w ogóle je masz. Jak on śmie! – krzyknęłam i uderzyłam pięścią w stół.
A więc to wszystko jej sprawka
Czułam, jak z wściekłości cała się trzęsę. Miałam ochotę od razu zadzwonić do Grzegorza i zapytać, kto taki świetny pomysł podsunął Kamilowi. Bo tego, że sam na niego nie wpadł, byłam pewna. Kamil niewiele wiedział o rodzinie i wcale się nią nie interesował. Nawet swoim własnym synkiem nie przejmował się zanadto. Gdyby nie mój brat i bratowa, dziecko nie miałoby co jeść, gdzie spać, w co się ubrać. A tu nagle Kamilek zaprasza ciocię na kolację…
– Daj spokój Grzesiowi. Co on winien, że ma takiego syna? Chłopak pewnie myśli, że wszyscy w Ameryce to bogacze – Ela mówiła spokojnie, chociaż wiedziałam, że cała ta sprawa nie dawała jej spokoju.
Po południu, gdy już byliśmy w Łodzi, zadzwoniłam do Grzegorza. Obiecał, że porozmawia z Kamilem i zmusi syna, żeby przeprosił ciotkę i zapomniał o jakimkolwiek finansowym wsparciu od niej.
W czasie pobytu Eli w Polsce jeszcze kilka razy spotykaliśmy się w gronie rodziny. Dziwnym zbiegiem okoliczności, na tych spotkaniach nie mogli być ani moja bratowa, ani bratanek. Ona źle się czuła, on zaś był zapracowany, chociaż wszyscy w rodzinie wiedzieli, że Kamila wyrzucono z kolejnej pracy.
Kiedy wróciliśmy z Łodzi, mój brat przyszedł porozmawiać z Elżbietą. Długo siedzieli zamknięci w pokoju. Grzegorz potem szybko wyszedł. Widziałam, że wstydzi się za Kamila, ale jeszcze bardziej za żonę, która namówiła syna, żeby spróbował wycisnąć coś z cioci z Ameryki. Wiem, że bratu ciężko jest utrzymywać dwie rodziny, jednak wiem też, że sam nigdy nie wyciągnąłby ręki do Elżuni.
Kamil nie przeprosił ciotki, ale na lotnisko przyszedł się pożegnać. A Ela była wdzięczna wszystkim, że tak dobrze się nią zaopiekowaliśmy i że mogła odwiedzić stare kąty.
Czytaj także:
„Przygarnąłem autostopowiczkę, która ciosała kołki na głowie swojego szefa. Biedna dziewczyna, nie wiedziała, że to ja”
„Czułam, że szwagierka leci tylko na kasę mojego brata. Wyssała z niego wszystko jak pijawka i wymieniła na młodszego”
„Sąsiad wykorzystał schorowaną staruszkę, by zarobić na alkohol. Miał się nią opiekować, a żeruje na jej dobrym sercu”