„Przygarnąłem autostopowiczkę, która ciosała kołki na głowie swojego szefa. Biedna dziewczyna, nie wiedziała, że to ja”

Mężczyzna wziął autostopowiczkę fot. Adobe Stock, Drobot Dean
„Było to niezgodne z moimi zasadami, ale po tym, co usłyszałem od niej poprzedniego dnia, nie mogłem postąpić inaczej. Postanowiłem sprawić, by zmieniła swoje zdanie o pracodawcach. No i sprawdzić, ile jest prawdy w jej stwierdzeniu, że >>trzeba zasuwać<<”.
/ 28.08.2022 07:15
Mężczyzna wziął autostopowiczkę fot. Adobe Stock, Drobot Dean

Byłem w trasie. Jechałem nad morze, gdzie prowadziłem trzy fast foody w dość znanej miejscowości uzdrowiskowej. Sezon właściwie już się skończył, ale liczyłem jeszcze na ostatnich turystów. Załatwiłem w hurtowni dostawy i zamierzałem przyjąć nowe osoby do pracy, ponieważ wykruszyło mi się kilku pracowników z wakacyjnej obsady. Od celu dzieliło mnie jeszcze ze trzydzieści kilometrów, kiedy moją uwagę zwróciła jakaś dziewczyna stojąca na poboczu. Machała ręką.

Po krótkim wahaniu zatrzymałem się

– Czy mogę się z panem zabrać do…? – podała nazwę miejscowości, do której właśnie zdążałem.

– Tak. Niech pani wsiada.

Wpakowała się do środka razem z olbrzymim plecakiem. Młoda, wyglądała na około dwadzieścia lat. Robiła wrażenie typowej turystki. Nie mogłem się powstrzymać od pytania:

– O tej porze wyrusza pani na wypoczynek nad morze? Trochę późno…

– Oj, bardzo bym chciała, ale niestety nie. Jadę do pracy – westchnęła.

– Do pracy…

– Tak, w gastronomii. Dostałam wiadomość od koleżanki, że i teraz można coś znaleźć – wyjaśniła.

– Rzeczywiście, bywa i tak – przecież i ja miałem tego rodzaju plany związane z zatrudnieniem.– Nie boi się pani podróżować autostopem?

– A powinnam? – spojrzała na mnie.

– Ja jestem niegroźny – roześmiałem się, – ale tak w ogóle…

– Tak w ogóle to jestem spłukana i w zasadzie nie mam innego wyjścia.

W biurze czekała na mnie niespodzianka

Przez jakiś czas jechaliśmy w milczeniu. W końcu przerwałem je.

– A co to właściwie za praca?

– W barze. Koleżanka ma namiary. Podobno właściciel, jakiś nadziany gość, szuka pracowników, bo sezonowi poodchodzili. Mam niezbędne badania i chcę spróbować.

– Za dużo pani tam nie zarobi, no i gdzieś trzeba mieszkać – ciągnąłem dla zabicia czasu.

– Mieszkać będę u tej znajomej. A co do pieniędzy, to mam tego świadomość, ale cóż… Ci krwiopijcy, pracodawcy, szczypią się strasznie. Sami zarabiają krocie, ale ludziom płacą ledwo na przeżycie. Ale co zrobić? Zasuwać trzeba…

Zaśmiałem się w duchu, gdy uświadomiłem sobie, że dziewczyna mówi między innymi o mnie. Ciężko było powiedzieć, że „zarabiam krocie”, za krwiopijcę też się nie uważałem, ale co takie dziewczę mogło wiedzieć o kosztach prowadzenia biznesu?

Wysadziłem ją na obrzeżach jednego z osiedli i pojechałem do siebie.

Następnego dnia czekało mnie sporo zajęć. Przede wszystkim miałem do przeprowadzenia kilka rozmów z potencjalnymi pracownikami, co nieraz okazywało się mocno frustrujące i czasochłonne. Po szybkim odświeżeniu się pojechałem do baru, który był zarazem moją główną siedzibą, moim „centrum dowodzenia”. Sekretarka była już na miejscu – solidna dziewczyna.

– Szefie, jest już kolejka na rozmowę kwalifikacyjną – oznajmiła.

Poprosiłem pierwszą zainteresowaną. Niestety, miała małe dziecko. Wprawdzie takie pracownice były na ogół zdeterminowane, by dobrze pracować, ale też często korzystały ze zwolnień. Było to zrozumiałe, jednak kłopotliwe dla firmy. Na razie – jak zwykle – nie przesądzałem sprawy, ponieważ decyzję o zatrudnieniu zamierzałem podjąć po rozmowach ze wszystkimi kandydatkami. Poprosiłem następną i tu… niespodzianka. Przede mną pojawiła się wczorajsza autostopowiczka.

Minę miała nietęgą.

– Dzień dobry – powiedziałem z przyjaznym uśmiechem.

– No to pięknie! Mam przechlapane… – westchnęła.

– O! Dlaczego pani tak mówi? Proszę usiąść.

Do mojego zespołu dołączy „rogata dusza”

– No, po tym, co wczoraj panu nagadałam, pewnie nie mam tu czego szukać… – pokiwała głową.

No tak, w końcu określiła mnie mianem „nadzianego krwiopijcy”, który wykorzystuje ludzi i marnie im płaci. Uśmiechnąłem się w duchu.

– Wie pani, mam dystans do siebie i nie przejmuję się głupotami. A poza tym cenię sobie szczerość.

– Czy to oznacza, że…

– Tak. Przyjmuję panią.

Było to niezgodne z moimi zasadami, ale po tym, co usłyszałem od niej poprzedniego dnia, nie mogłem postąpić inaczej. Postanowiłem sprawić, by zmieniła swoje zdanie o pracodawcach. No i sprawdzić, ile jest prawdy w jej stwierdzeniu, że „trzeba zasuwać”. „Wkrótce się przekonamy” – pomyślałem, ciesząc się, że do mojego zespołu dołączy „rogata dusza”. To ciekawsze niż zwykły pracownik.

Czytaj także:
„Gdy ja niańczyłam dzieci, mąż przeżywał miłosne ekscesy z moją kuzynką. Zrobili ze mnie idiotkę, więc posmakują zemsty"
„Podła baba odebrała mojej mamie męża, a mnie kochanego ojca. Obiecałam sobie, że lafirynda zapłaci mi za wszystkie wylane łzy”
„Robiłam wszystko, by syn żył jak pączek w maśle i to był błąd. Wychowałam wyrachowanego potwora bez serca”

Redakcja poleca

REKLAMA