„Siostra oczekiwała, że dorzucę się do wesela jej syna, bo sama nie mam dzieci. Wiedziałam, że będę musiała wziąć kredyt”

Mąż wyliczał mi pieniądze fot. Adobe Stock, Kaspars Grinvalds
„– A Anita nie widzi w tym nic złego. Dajesz, to bierze. Wręcz oczekuje poświęceń z twojej strony, co gorsza, nic nie oferuje w zamian. Spójrz, nawet do głowy jej nie przyszło, by zapytać, czemu jesteś przybita. Tylko jej problemy się liczą. Nie sądzisz, że już wystarczy tego toksycznego siostrzanego związku?”.
/ 13.03.2023 11:15
Mąż wyliczał mi pieniądze fot. Adobe Stock, Kaspars Grinvalds

Jestem miłą, grzeczną i uczynną osobą. Zalety? Niby tak, ale tylko pozornie. Bywa, że nadmiar zalet staje się wadą… Mogłabym powiedzieć, że tak mnie wychowano, ale moją siostrę wychowali ci sami rodzice, a ona stanowi moje przeciwieństwo – rozpieszczona, kapryśna, samolubna, a przy tym słodka oraz śliczna. Wszyscy w rodzinie mamy do niej słabość. Zawsze śpieszyłam Anitce z pomocą: gdy stłukła kolano, gdy miała problemy przy odrabianiu lekcji, gdy pokłóciła się z chłopakiem.

W dorosłym życiu nasza relacja wygląda tak samo: dzwoni do mnie, gdy coś się dzieje, a ja rzucam wszystko i biegnę ją ratować. Mój mąż nieraz mi wytykał, że traktuję ją bardziej jak dziecko niż jak siostrę i dorosłą kobietę; powtarzał, że powinnam w końcu odciąć „pępowinę”. Dla dobra obu stron.

Łatwo powiedzieć: odciąć

Ale jak bezboleśnie odciąć się od ukochanej osoby, która przywykła na mnie liczyć? A jako samotna matka wciąż z czymś się zmagała. Synek Anity, teraz już dorosły mężczyzna, był dla mnie niczym rodzone dziecko, którego nie mam i już mieć nie będę. Nie dziwota, że mocno przeżywałam jego ślub. No ale ja po prostu chciałam być dobrą matką chrzestną, taką trochę jak wróżka z bajki. Dlatego nie zamierzałam żałować pieniędzy na prezent. Chciałam też dobrze wyglądać na ślubie, by Piotr nie musiał się wstydzić za ciotkę. W końcu kobieta w moim wieku też ma prawo do odrobiny próżności. Ale mój mąż, ostatnio dziwnie poddenerwowany, nie szczędził mi złośliwości, zwłaszcza gdy to tyczyło zbliżającego się ślubu. Miał mi za złe, że chcę kupić sobie coś nowego, że angażuję się w organizację wesela siostrzeńca… Waldek naprawdę był okropny. Swoimi przytykami osiągnął tyle, że ja, oaza spokoju, zbuntowałam się i na zakupy poszłam sama, bo nie miałam ochoty na towarzystwo męża marudy. Udałam się do centrum handlowego. Zajrzałam do pierwszego salonu odzieżowego, którego wystawa zwróciła moją uwagę. Młoda sprzedawczyni, widząc, że błądzę pomiędzy wieszakami, zaproponowała pomoc.

– Szuka pani czegoś konkretnego?

– Tak, potrzebuję jakiejś eleganckiej sukienki na ślub.

– Dla córki?

– Nie, dla mnie. Takiej, żebym wyglądała w niej jak najkorzystniej.

Sprzedawczyni zmierzyła mnie wzrokiem, w którym dostrzegłam namysł.

– Czyli sukienka nie powinna być ani specjalnie obcisła, ani za luźna…

– Dokładnie. Macie coś w moim rozmiarze?

Twarz ekspedientki mimowolnie się wydłużyła. Jej mina wyrażała niepewność, ale odparła dziarsko:

– Poszukamy!

Na szczęście przymierzanie nie boli, zwłaszcza za kotarką, bez świadków. Miła pani sprzedawczyni, nawet jeśli nieco sceptyczna, dobrze się spisała i wybrała kilka sukienek, a ja poszłam z nimi do przymierzalni, by sprawdzić efekt. W jednej, której kolor i fason najbardziej mi się podobał, przynajmniej na wieszaku, udało mi się nawet bez trudu zapiąć zamek. Podekscytowana wychynęłam zza kotary, by obejrzeć się w dużym lustrze. I tu mina mi zrzedła. Sukienka wydawała mi się jednak nieco zbyt odważna. Odsłaniała kolana i nazbyt eksponowała mój biust. Naraz za plecami usłyszałam dziewczęce głosy:

– Wygląda pani świetnie!

– Chciałabym, żeby moja mama miała takie wyczucie stylu jak pani.

Speszyłam się, słysząc te komplementy z ust dwóch nastolatek, które były jedynymi oprócz mnie klientkami w sklepie.

– Naprawdę tak myślicie? Nie jestem przekonana.

– Świetnie na pani leży, nie ma co się zastanawiać.

– No, nie wiem. Może zajrzę do innych sklepów i najwyżej tu wrócę. Jak mam wydać tyle pieniędzy, chcę być przekona na sto procent.

– Też racja. Tanio tu nie mają. My możemy tylko pomarzyć i pooglądać. Nie stać nas na kupowanie.

– Ale przymierzanie też jest miłe. Dziękuję za pomoc.

– Nie ma za co!

Przebrałam się, odwiesiłam ubrania, które mierzyłam, i skierowałam się do wyjścia. Przy drzwiach bramki zaczęły brzęczeć.

Cofnęłam się przestraszona

Natychmiast pojawił się obok mnie ochroniarz.

Pokaże mi pani zawartość swojej torebki?

– Oczywiście. Nie mam nic do ukrycia.

– A to? – zapytał, wyciągając ze środka sukienkę, której na pewno nie mierzyłam.

Stałam zdumiona, wręcz zszokowana, bo nie miałam pojęcia, jakim cudem znalazła się w mojej torebce.

– To jakaś pomyłka – wydukałam. – Ja tego nie brałam.

– Kiepska wymówka.

– Nie zamierzam wymyślać lepszej. Nie jestem złodziejką.

Tylko wynosi pani ze sklepu rzeczy, za które nie zapłaciła, tak?

Cała czerwona z zażenowania stałam ze wzrokiem wbitym w posadzkę, żeby nie widzieć ludzi mijających salon i gapiących się na złapaną na gorącym uczynku złodziejkę. Ochroniarz wezwał policję. Ja byłam gotowa dla świętego spokoju i uniknięcia większego wstydu zapłacić za ten nieproszony ciuch, sprzedawczyni też coś szeptała do kolegi ochroniarza i spoglądała na mnie ze współczuciem, ale ten się uparł i nie ustąpił. Formalista, cholera. Przez głowę przemknęła mi przykra myśl, że gdybym była ładniejsza, szczuplejsza i młodsza, nie zachowałby się tak. Z drugiej strony miałam nieopłacony towar w torebce i próbowałam go wynieść. Nawet jeśli nieświadomie… Kiedy funkcjonariusze dotarli na miejsce, jeden wziął się za przesłuchiwanie ochroniarza i ekspedientki, a drugi zaczął przepytywać mnie.

– Proszę opowiedzieć, co się wydarzyło. Od początku.

– No bo mój chrześniak bierze ślub, sukienkę chciałam sobie nową kupić, bo nie wypada, żebym wyglądała jak służąca na wychodnym… – zaczęłam opowiadać chaotycznie.

– Spokojnie. Proszę policzyć do dziesięciu.

Dopiero kiedy wzięłam głęboki oddech i zastosowałam się do jego rady, udało mi się w miarę składnie przedstawić swoją wersję. Zakończyłam żałosnym wyznaniem:

– I teraz nikt mi nie uwierzy, a ja nie umiem wytłumaczyć, jakim cudem ta nieszczęsna sukienka zmaterializowała się w mojej torebce. Na co mi kiecka o pięć rozmiarów za mała?

– Dla kogoś? – podsunął policjant.

Wzruszyłam ramionami

– No to niech mnie pan zamknie. Może schudnę na więziennym wikcie i się zmieszczę w tę przeklętą kieckę.

Policjant uśmiechnął się pod nosem.

– A w tej przebieralni był ktoś jeszcze oprócz pani?

– Tak. Dwie bardzo sympatyczne dziewczyny.

– Jak wyglądały? – Zwyczajnie. Tyle że obie miały duże okulary i były w beretach. Jedna brunetka, druga chyba szatynka, obie średniego wzrostu. Aha, ta ciemnowłosa miała mały kolczyk w nosie.

– A imiona, słyszała pani może?

– Nie wiem, zwracały się do siebie per „kochana”.

– Rozmawiała pani z nimi?

– Tak, doradzały mi w wyborze. Były bardzo miłe, nawet mi komplementy prawiły… Boże, chyba nie sądzi pan, że to one podrzuciły mi tę sukienkę?!

– Tylko one miały taką możliwość. Więc skoro nie pani…

– Ale po co? Chciały sobie zrobić żarty moim kosztem?

– Nie, chciały odwrócić uwagę ochrony. Prawdopodobnie same coś ukradły. Bramka brzęczała, kiedy pani próbowała wyjść, i wtedy one się wymknęły. Niestety, to nie pierwsze wezwanie w podobnej sprawie. Te maskujące się okularami i beretami panienki chyba zrobiły sobie teren łowiecki z tej galerii handlowej – przyznał policjant.

– Takie młody osoby byłyby aż tak wyrachowane i podłe?

– Wiek nie ma tu nic do rzeczy. Dzieci też potrafią nie mieć skrupułów, nastolatki tym bardziej. Po prostu trzeba założyć, że są ludzie, którzy dla własnej korzyści, zabawy, wygody, a czasem po prostu z przyzwyczajenia, żerują na innych. Zwłaszcza na takich miłych i naiwnych osobach…

– Takich jak ja, chce pan powiedzieć…

Nagle poczułam inny rodzaj wstydu

Przed samą sobą. Policjanci obejrzeli nagranie z monitoringu, które potwierdziło ich przypuszczenia. Na filmie było wyraźnie widać, że bezczelne pannice wymknęły się ze sklepu, kiedy bramki brzęczały z mojego powodu. Roztrzęsiona, ale z uczuciem niewyobrażalnej ulgi opuściłam w końcu sklep. W domu już na progu mąż przywitał mnie złośliwym pytaniem:

I co, masz tę cudowną kieckę, która przemieni cię w królewnę z bajki?

Jeżeli myślał, że jak zwykle zignoruję jego przytyki, to się przeliczył. Za dużo tego dnia przeszłam, by znosić jeszcze jego nieprzyjemne uwagi.

Widziały gały, co brały! – wybuchnęłam. – Za to ja, gdybym wiedziała, że zrobisz się taki chamski na starość, w życiu bym za ciebie nie wyszła! – wykrzyczałam mu prosto w twarz, a potem się popłakałam.

Waldek patrzył na mnie zmieszany i jakby przestraszony.

– Coś się stało?

– Tak, stało się, bo jestem taka durna, taka naiwna, że stanowię idealną ofiarą dla parki nastoletnich złodziejek! – wychlipałam, a potem opowiedziałam swoją żenującą przygodę z oskarżeniem o kradzież.

A jak skomentował to mój szanowny małżonek?

– Może to cię czegoś nauczy. Może nareszcie do ciebie dotrze, że jesteś za dobra i dajesz się wykorzystywać, przede wszystkim tej swojej siostruni.

Jakby wywołał wilka z lasu. Ledwo to powiedział, zadzwonił telefon. Anita. Oczywiście odebrałam, ale nie miałam nastroju do wysłuchiwania jej żalów.

– Cześć, Anitko, teraz nie mogę rozmawiać, oddzwonię.

– Jak to nie możesz? Czym takim jesteś zajęta w sobotę? Mam pilną sprawę…

– Miałam fatalny dzień, który jeszcze się nie skończył, proszę…

– Olewasz mnie? – spytała z urazą. – Taka jesteś?

Zrobiło mi się potwornie przykro. Powiedziałam, że miałam ciężki dzień, a ona nie wykazała choć odrobiny troski czy zrozumienia. Waldek wyjął mi z ręki telefon i po prostu go wyłączył. Pewnie nie chciał, by ktokolwiek nam przeszkadzał w poważnej rozmowie, jaką ze mną zamierzał przeprowadzić. Wytłumaczył, czemu był taki zły, taki czepialski. Powinien był wyznać mi to wcześniej, ale męska duma dziwnie działa. Okazało się, że w firmie Waldka zapowiedzieli redukcję etatów i obawiał się o swoją posadę, a tym samym o naszą przyszłość. Dlatego nie podobało mu się, że tak bardzo się angażuję w przygotowania do ślubu siostrzeńca, również finansowo, sięgając do naszych oszczędności, i że nawet chcę wziąć kredyt, by kupić młodym prezent.

A Anita nie widzi w tym nic złego. Dajesz, to bierze. Wręcz oczekuje poświęceń z twojej strony, co gorsza, nic nie oferuje w zamian. Spójrz, nawet do głowy jej nie przyszło, by zapytać, czemu jesteś przybita. Tylko jej problemy się liczą. Nie sądzisz, że już wystarczy tego toksycznego siostrzanego związku? Zwłaszcza że wpływa na nasze relacje. Przestań niańczyć dorosłą babę i zajmij się mężem. Też cię potrzebuję. Nawet nie wiesz, czym dla odpowiedzialnego, nie najmłodszego już faceta jest wizja utraty pracy. Przepraszam za wszystko, co mówiłem. Za karę pójdę z tobą na zakupy i pomogę ci wybrać sukienkę na ślub. Tylko już się nie gniewaj. No, dobrze już?

Doszłam do wniosku, że ma rację

Muszę skupić się na nas i na naszej przyszłości, bo lat nam w końcu nie ubywało. Musimy sami o siebie zadbać, bo kto się nami zaopiekuje w razie czego, skoro nie mamy dzieci? Anita? Nie sądzę. Piotrek? Nawet nie śmiałabym go o to prosić. Dość będzie miał przepraw ze swoją starzejącą się matką. Już mu współczułam, podobnie jak jego przyszłej żonie. No, chyba że oboje okażą się bardziej asertywni niż ja. Oby. Co do mnie samej, to pierwszym krokiem ku zmianom był zakup tańszego prezentu ślubnego, na miarę naszych możliwości. 

Czytaj także:
„Siostra zwaliła mi się na głowę i rozstawiała córki po kątach. Chciałam nakopać jej w tyłek, ale w porę ktoś mnie uprzedził”
„Pazerność nie popłaca. Siostra próbowała nas perfidnie okraść i karma szybko ją dorwała. Zbłaźniła się przed całą rodziną"
„Siostra z rodziną to banda nierobów, która żeruje na mojej 87-letniej matce. Od lat obmyślam, jak ich wykurzyć z jej domu”

Redakcja poleca

REKLAMA