„Pazerność nie popłaca. Siostra próbowała nas perfidnie okraść i karma szybko ją dorwała. Zbłaźniła się przed całą rodziną"

Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Bits and Splits
„Mówią, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Podczas rozprawy spadkowej przekonałam się o tym osobiście. Moja siostra okazała się pazerna i podstępna!".
/ 21.11.2022 09:15
Załamana kobieta fot. Adobe Stock, Bits and Splits

Gdańsk przywitał mnie chłodnym wiatrem i deszczem, nieustannie sączącym się z ciemnogranatowych chmur. Listopad nie jest najlepszym miesiącem na wizytę u rodziny, która mieszka nad morzem.

Nie przyjechałam tu jednak na wczasy, tylko na rozprawę sądową
w sprawie spadku. To miała być czysta formalność, bo wszystko zostało już wcześniej ustalone. Tak przynajmniej myślałam.

Było nas czworo: dwie siostry i dwóch braci. Gosia i Marcin wyprowadzili się z domu jako pierwsi. Ja wyjechałam na południe kraju kilka miesięcy później. Po moim wyjeździe ojciec zaczął niedomagać i to najmłodszy brat Michał pomagał wtedy mamie.

Już w trakcie postępowania spadkowego po śmierci ojca doszliśmy do wniosku, że Michał powinien odziedziczyć wszystko. Tym bardziej że potem jeszcze przez kilka lat to przede wszystkim on dbał o dom i dotrzymywał mamie towarzystwa. Dlatego teraz, kiedy umarła, było dla nas oczywiste, że wszyscy zrzekniemy się roszczeń do spadku na rzecz Michała. Całość majątku miała przejść w jego ręce.

Po przyjeździe zatrzymałam się w domu rodzinnym. Z przykrością stwierdziłam, że był w dość kiepskim stanie. Cóż w tym jednak dziwnego? W końcu Michał nie był specjalnie zamożny, a remont kosztuje.

Wieczorem wpadł Marcin. Miała też zjawić się Małgosia, ale wykręciła się potwornym bólem głowy. Siedzieliśmy więc w trójkę prawie do północy, wspominając nasze dzieciństwo przy butelce czerwonego wina. Przyznam, że było to bardzo miłe spotkanie.

Następnego dnia w sądzie stawiła się już cała nasza czwórka. Ze zdziwieniem stwierdziliśmy, że Małgosia trzyma się na uboczu i szeptem dyskutuje z jakimś młodym mężczyzną
o poważnym i surowym wyglądzie. Nie przyszło mi nawet do głowy, że wynajęła adwokata...

Małgosia nagle zmieniła zdanie

Rozprawa zaczęła się punktualnie. Sędzia przez chwilę przeglądał pobieżnie akta, po czym popatrzył na nas znad okularów.

– W sprawie o spadek jedna ze stron wniosła kontrpozew – oświadczył krótko.

Bracia zdziwieni spojrzeli po sobie, a potem powoli przenieśli wzrok na moją siostrę. Siedziała z opuszczoną głową.

Tymczasem sędzia kontynuował swoje oświadczenie:

– Masa spadkowa została podzielona zgodnie z obowiązującymi przepisami w sposób następujący: pozostała po matce połowa majątku przypada do podziału na dzieci. Dwoje z państwa zrzeka się swojej części na rzecz pana Michała S., zamieszkującego aktualnie w domu, będącym przedmiotem...

– Dwoje?! – tym razem nie wytrzymał Marcin. – Przecież nas jest trójka!

– Pani Małgorzata S. wniosła kontrpozew – wyjaśnił cierpliwie sędzia. – Wnioskuje o przyznanie należnej jej części w formie wypłaty gotówki. Ponadto... – przez chwilę sędzia przerzucał papiery – do akt sprawy załączono wycenę nieruchomości.

– No jasne, przecież ja sam taką wycenę przedstawiłem. Więc cóż w tym dziwnego? – Michał chyba nie do końca zrozumiał,
o czym mówi sędzia.

– Ją również dostarczono – potwierdził sędzia. – Jednak pani Małgorzata S. – tu spojrzał przenikliwym wzrokiem na naszą siostrę – twierdzi, że pańska wycena została drastycznie zaniżona. Z dokumentów przedstawionych przez panią Małgorzatę S., a także z ekspertyzy biegłego powołanego przez sąd na jej wniosek, wynika, że dom wraz z działką wart jest nie osiemset tysięcy złotych, ale dwa miliony osiemset. Tak więc należna jej część wynosi nie sto tysięcy, lecz trzysta pięćdziesiąt. O taką kwotę pani Małgorzata S. wnioskuje w kontrpozwie.

Co takiego?! Zaczęliśmy nerwowo szeptać między sobą. Co ta Gośka znowu wymyśliła?! Sędzia delikatnie puknął trzy razy w stół drewnianym młotkiem.

– Ponadto – podjął tym samym formalnym tonem – pani Małgorzata S. wnioskuje o wypłacenie jej w ratach wyżej wymienionej kwoty nie później niż w ciągu jednego roku.

– Że co?! – ryknął Marcin na całe gardło. – Małgośka, czyś ty kompletnie oszalała?!

– Proszę o spokój! – sędzia lekko podniósł głos. – Chce pan zostać ukarany za obrazę sądu?

Marcin był jednak za bardzo wzburzony, by zamilknąć.

– Ale to jest po prostu granda! – krzyczał, nie kryjąc wściekłości. – Nie mogę w to uwierzyć...

Sędzia popatrzył wymownie na młodego mężczyznę, siedzącego obok Małgosi. Ten zerwał się na równe nogi i zaczął przemowę:

– Wysoki Sądzie, z naszego punktu widzenia sprawa jest prosta – oznajmił.

– A kim pan właściwie jest, do diabła? – rzuciłam groźnie
w jego stronę.

– Adwokatem pani Małgorzaty S. – facet wyprostował się dumnie. – Reprezentuję jej interesy w tej sprawie.

– A ona co? Niemowa, czy jak? – prychnęłam z pogardą . – Musi wysługiwać się jakimś palantem?!

– Proszę o spokój po raz ostatni! – upomniał mnie sędzia ostrym tonem. – Proszę kontynuować, panie mecenasie – skinął w stronę młodzieńca.

– Wycena majątku przedstawiona przez rodzinę jest ewidentnie zaniżona – prawnik zaczął trajkotać jak nakręcony. – Widać wyraźnie, że państwo chcecie się wzbogacić kosztem mojej klientki i pozbawić ją znacznej części należnego jej majątku. Wycena biegłego powołanego na nasz wniosek przez sąd jest bardziej prawdopodobna. Ponadto moja klientka nie zgadza się na przekazanie swojej części na rzecz jednego
z braci i domaga się...

– Wystarczy – sędzia ze zniecierpliwieniem machnął ręką. – Wszyscy już wiedzą, czego domaga się pana klientka. Wyrok zostanie ogłoszony po przerwie.

Oboje byliśmy bardzo poruszeni

Tylko Michał sprawiał wrażenie przybitego.

– Nie mam z czego zapłacić tak dużej kwoty – martwił się.

– Nie przejmuj się – pocieszaliśmy go. – Sędzia na pewno okaże się sprawiedliwy. Wszystko będzie dobrze.

A jednak nie było dobrze. Po przerwie okazało się, że niestety przegraliśmy tę sprawę. Słowa sędziego jeszcze długo brzmiały nam w uszach:

– Sąd przychyla się do wniosku pana mecenasa i przyznaje stronie wnioskującej należne roszczenie w wysokości trzystu pięćdziesięciu tysięcy złotych. Sprawę uważam za zamkniętą.

Byliśmy zdruzgotani. Twarz naszej siostry nie wyrażała żadnych uczuć. Po skończonej rozprawie Małgosia szybko wyszła z sali, nawet nie spojrzawszy w naszą stronę. Po prostu uciekła! Zresztą wcale jej się nie dziwię. Gdybym to ja postąpiła w tak perfidny sposób, również bałabym się spojrzeć w oczy swojej rodzinie…

Michał był kompletnie załamany. Bez słowa przysiadł na ławie w korytarzu sądu i wlepił wzrok w podłogę. Wyglądał jak ostatnie nieszczęście. Oboje z bratem przykucnęliśmy przy nim, nie bardzo wiedząc, co mamy w tej sytuacji zrobić.

To było klasyczne spotkanie po latach

Nagle poczułam na sobie czyjś wzrok. Obejrzałam się. W drugim końcu korytarza stał starszy mężczyzna z maleńką siwą bródką i gęstymi krzaczastymi brwiami. Przyglądał mi się z uwagą. Zaczęłam szukać w pamięci jego twarzy – bez skutku. Chyba nie był to nikt znajomy.

Ku mojemu zdziwieniu facet ruszył w naszą stronę, a po chwili wyciągnął rękę na powitanie.

– Pewnie mnie nie pamiętasz, Basiu – uśmiechnął się. – Jestem tą osobą, przed którą uciekłaś na drugi koniec Polski!

Teraz zrozumiałam, dlaczego tak mi się przyglądał.

– Kazik?! – spytałam z niedowierzaniem i poczułam, że idiotycznie się rumienię.

– Ten sam. Nic się nie zmieniłem, co? – zarechotał rubasznie.

Latał za mną jeszcze w szkole, razem zdawaliśmy maturę. Twierdził wtedy, że kocha się we mnie na zabój, a ja łaskawie przyjmowałam jego zaloty. Ot, taka szczenięca miłość sprzed prawie pół wieku. Potem pokłóciliśmy się o jakąś bzdurę, a ja wyjechałam. Od tamtego czasu nie widziałam go ani razu.

Westchnęłam, przyglądając mu się badawczo.

– Co ty tutaj robisz? – spytałam z autentyczną ciekawością.

– Pracuję – zaśmiał się po raz kolejny. – Jestem adwokatem. Powiedz lepiej, co ty tu robisz!

– To dłuższa historia – odparłam, nie siląc się na wyjaśnienia.

– Pół wieku na ciebie czekałem – puścił do mnie oko – więc nie myśl sobie, że teraz pozbędziesz się mnie tak łatwo. Musimy wybrać się na kawę i pogadać o starych dobrych czasach!

– Ale ja jestem razem z braćmi – zawahałam się, wskazując na Marcina i Michała.

– Tym lepiej! – zawołał. – Zapraszam do mojej kancelarii. Może napijemy się po jakimś małym koniaczku dla uczczenia tego spotkania po latach.

Miejsce pracy Kazika było  przytulne i skłaniające do zwierzeń. Z początku nie miałam zamiaru opowiadać mu o naszych rodzinnych problemach, jednak szybko zmieniłam zdanie. Był w końcu adwokatem, mógł nam sporo pomóc.

Mój szkolny kolega w skupieniu wysłuchał naszej historii, tylko od czasu do czasu pytając nas o coś. Na horyzoncie zamajaczyła iskierka nadziei, że znajdzie się jakieś rozwiązanie.

Kazimierz twierdził, że wygramy sprawę

– W gruncie rzeczy jest to bardzo typowa sprawa spadkowa – stwierdził na koniec Kazimierz bardzo pewnym siebie głosem.
To utwierdziło mnie w przekonaniu, że nie wszystko stracone.

– Czyli znasz się na tym i nam pomożesz? – spytał Marcin.

– Prawdę mówiąc, prawo spadkowe to moja dziedzina – uśmiechnął się Kazio. – Zrobię, co w mojej mocy.

– Będziemy musieli zapłacić jej te trzysta pięćdziesiąt tysięcy? – chciał wiedzieć Marcin.

– Na razie nic wiążącego nie powiem – odparł z figlarnym uśmiechem Kazimierz. – Gdybyście jednak zechcieli, abym reprezentował was w sądzie, to jestem do dyspozycji.

– Reprezentował? Jak to? Przecież jest już po rozprawie

i zapadł wyrok... – spojrzałam na niego z powątpiewaniem.
– Od każdego wyroku przysługuje odwołanie w ustawowym terminie – wyjaśnił cierpliwie.

– W porządku – wymamrotał Michał. – A jeżeli chodzi o wysokość twojego honorarium...

Wiedziałam, że niepokoił się o koszta. Zresztą cała nasza trójka się o to martwiła.

– No cóż – Kazimierz w zamyśleniu pogładził się po swojej siwej bródce. – Sądzę, że butelka dobrego koniaku wystarczy.

Chociaż mam już swoje lata, drugi raz tego dnia poczułam, że się rumienię, bo Kazio… znowu puścił do mnie oko. Wyglądało na to, że przez wzgląd na sentyment do mnie postanowił nam pomóc praktycznie za darmo…

Podpisaliśmy wszyscy troje pełnomocnictwa, a potem wróciliśmy do domu. Nastroje mieliśmy nieco lepsze, choć szampańskimi bym ich nie nazwała.

Nasz nowy adwokat zadzwonił po dwóch dniach. Okazało się, że rozprawa może się odbyć najszybciej za miesiąc.

Postanowiłam, że do tego czasu zostanę z Michałem. Był mi bardzo wdzięczny. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że teraz szczególnie potrzebuje wsparcia kogoś bliskiego.

Marcin wpadał do nas co wieczór. Graliśmy w remika, piliśmy nalewki domowej roboty i z dnia na dzień humory poprawiały nam się coraz bardziej. Kilka razy odwiedził nas też Kazimierz, a ja ze zdziwieniem odkryłam, że… lubię jego towarzystwo.
Moi bracia uznali go za naszą ostatnią deskę ratunku, dla mnie zaś był przyjacielem z dawnych lat, pierwszą młodzieńczą miłością, która do mnie wróciła po tylu latach… Poczułam się znowu młoda i chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie!

Tym bardziej że przez cały ten czas prawie nie wspominaliśmy o procesie, który zbliżał się wielkimi krokami. Kazik twierdził, że sprawę da się wygrać, więc mu po prostu zaufaliśmy.

Zgodziliśmy się na wycenę siostry

Nadszedł wreszcie dzień rozprawy. Tym razem proces prowadziła młoda pani sędzia, która od początku sprawiła na mnie pozytywne wrażenie.

– Panie mecenasie – zwróciła się do Kazimierza oficjalnie, choć z uśmiechem. – Czy podtrzymuje pan stanowisko stron w sprawie podziału majątku?

– Tak, Wysoki Sądzie.

Pani sędzia uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Potem spojrzała w stronę Małgosi i wynajętego przez nią adwokata, a jej twarz przybrała surowy wyraz.

– Pan mecenas, będący pełnomocnikiem tej części rodziny, która zawarła ustne i potwierdzone przed sądem porozumienie w sprawie podziału masy spadkowej, wnioskował o uznanie przedstawionej przez panią Małgorzatę S. wyceny jako wiążącej. Czy wobec tego podtrzymuje pani swoje roszczenie w tej sprawie? – zwróciła się pani sędzia do naszej siostry.

– Tak, Wysoki Sądzie – odparł za Gośkę adwokat.

– W takim razie strona pozwana postanawia przekazać cały spadek na rzecz powódki – oświadczyła sędzia.

– Ale jak to? – wyrwało się Gosi. – Cały spadek dla mnie?

– Owszem. Jednak tylko pod warunkiem wypłacenia należnej części spadku pozostałym członkom rodziny.

– Nic nie rozumiem ! – zawołała siostra z przerażeniem.

– Oznacza to, że dom wraz z działką należy do pani – pospieszył z wyjaśnieniami Kazimierz. – Musi pani jedynie dokonać wpłaty w ratach na rzecz swojego rodzeństwa w wysokości ustalonej na podstawie wyceny w aktach sprawy.

– To jakiś absurd! – wrzasnęła Gosia. – Skąd ja niby wezmę ponad dwa miliony?!

– Może pani sprzedać tę nieruchomość – uśmiechnął się złośliwie Kazimierz.

– Przecież ten dom się sypie! Nie dostanę za niego więcej niż pół miliona... – Gosia nagle urwała i zakryła dłonią usta.

– Zaraz, zaraz. Chyba czegoś tu nie rozumiem – zdziwiła się pani sędzia. – Przecież wycena przedstawiona przez – przypomnę, powołanego na pani wniosek – biegłego sądowego opiewała na kwotę dwa miliony osiemset. A teraz twierdzi pani, że całość warta jest dużo mniej?

Na to Gośka nie znalazła już żadnej odpowiedzi. Zagryzła wargi i usiadła bez słowa na swoim miejscu. Jej adwokat również miał nietęgą minę.

Pazerność nigdy nie popłaca

– Wysoki Sądzie – zabrał głos Kazimierz. – Jeśli sama strona pozywająca kwestionuje wycenę biegłego, to w takim razie proponuję wrócić do ustaleń sprzed pierwszej rozprawy. Czyli udział w spadku klientki pana mecenasa – tu skłonił się lekko w kierunku młodzieńca – określić według pierwotnej wyceny, przygotowanej na wniosek rodziny, a więc na sumę stu tysięcy złotych.

I zwrócił się ku nam z szerokim uśmiechem. Wtedy zrozumiałam, że jest dobrze. Nie mogłam jeszcze rzucić się z radości braciom na szyję, lecz widziałam, że oni też odetchnęli z ulgą.

Po półgodzinnej przerwie zapadł wyrok. Stało się tak, jak przewidywał Kazik – wygraliśmy tę sprawę. Siostra, nie mając innego wyjścia, musiała przystać na nasze warunki. Została dosłownie zapędzona w kozi róg!

– Ta rozprawa to najlepszy dowód na to, że pazerność nie popłaca – stwierdził Kazik z zadowoleniem. – Wasza siostrzyczka tylko się zbłaźniła, a w dodatku, jak sądzę, ma teraz u was mocno przechlapane!

Po drodze do domu wstąpiliśmy do pobliskich delikatesów
i każde z naszej trójki kupiło po butelce najlepszego koniaku dla Kazimierza. W ramach honorarium, rzecz jasna.

Czytaj także:
„Celowo gram bezradną kobietkę, która nie umie parkować i nie rozumie komputerów. Dzięki temu mój mąż czuje się męski”
„Była żona mojego faceta twierdzi, że nigdy oficjalnie się nie rozwiedli. Jak to? Przecież my za 2 tygodnie bierzemy ślub…”
„Wywaliłam kochanka za drzwi, bo zdradził mnie z jakąś siksą. Teraz żałuję i chcę, żeby wrócił, ale on się do tego nie pali”

Redakcja poleca

REKLAMA