Moja czwarta ciąża była oczywiście wpadką. Nie planowaliśmy z Tomkiem czwórki pociech. Już ta trójka szkrabów, które były na świecie, w zupełności nam wystarczała, czasami można było z nimi oszaleć. Mimo to nie zamierzaliśmy oczywiście pozbywać się ani ciąży, ani też dziecka. Kochaliśmy je, mimo że się jeszcze nie narodziło.
Moja młodsza siostra od kilku lat bez sukcesu starała się o dziecko. Dwa poronienia, dwie nieudane próby in vitro. Lekarze bezradnie rozkładali ręce, właściwie nie dawali nadziei na donoszenie ciąży. Wiedziałam, że Zośka zazdrości nam naszej gromadki, która chwilami wpędzała mnie osobiście w załamanie nerwowe. Znamienne jest to, że kiedy okazało się, że po raz czwarty jestem w ciąży, najpierw pomyślałam, jak o tym powiem siostrze, a dopiero później o tym, jak damy sobie radę z jeszcze jednym dzieckiem.
– Nie martw się – pocieszył mnie natychmiast Tomek – damy radę. W sumie to fajnie mieć taką dużą rodzinkę. I dla dzieciaków dobrze, będą się wspierać. Różnie w życiu bywa, a siostra czy brat to zawsze ktoś bliski.
Mój Tomek był jedynakiem, nawet ciotecznego rodzeństwa nie miał, bo i rodzice byli jedynakami. Zawsze czuł się samotny, więc naprawdę cieszył się z tego dziecka. Ja może trochę mniej, byłam zmęczona już obecną trójką. Ale skoro on się cieszył, to i ja zaczynałam.
– Tomek – jęknęłam, gładząc zupełnie jeszcze płaski brzuch. – Ale jak ja o tym powiem Zosi?
Westchnął.
– To rzeczywiście trudne – stwierdził. – Może na razie jeszcze nic nie mów…
Tyle jest maluchów w domach dziecka!
Chciałam go posłuchać, ale na niewiele się to zdało. Mama zorientowała się pierwsza i nie zastanawiając się ani chwili, nie patrząc na to, że jesteśmy akurat obie, wypaliła prosto z mostu:
– Iza, ty znowu w ciąży jesteś! – nawet nie zapytała, po prostu oznajmiła.
– Mamo – jęknęłam, widząc, jak Zośka najpierw blednie, a potem zrywa się i wybiega do łazienki.
Kiedy za nią poszłam, siedziała na brzegu wanny i płakała. Wtedy pomyślałam sobie, że życie naprawdę nie jest sprawiedliwe. Ona tak bardzo pragnęła dziecka, dlaczego nie mogła mieć choćby jednego? Byłaby na pewno bardzo dobrą i kochającą mamą.
– Nie płacz, Zosiu – pogłaskałam ją po ręce i podałam pudełko z chusteczkami. – Nie płacz – powtarzałam, bo nie bardzo wiedziałam, co jeszcze mogłabym powiedzieć, co zrobić.
– Dlaczego to wszystko jest takie niesprawiedliwe? Dlaczego? Ty będziesz miała czworo dzieci, a ja nie mogę mieć nawet jednego. Ja kocham twoje dzieciaki, Iza, ale to nie jest to samo.
– Ja wiem, ja wiem – pocieszałam ją. – Może powinniście adoptować dziecko, Zosiu – zaproponowałam spontanicznie i pomyślałam, dlaczego do tej pory nikt nawet o tym nie wspomniał.
Gdybym jednak potrafiła przewidzieć, co wymyśli moja siostra, ta propozycja nie przeszłaby mi przez gardło.
– Może i powinniśmy – westchnęła Zosia – ale to też nie jest to samo. I nie jestem pewna, czy Andrzej się zgodzi. Nie będzie chciał wychowywać obcego dziecka. Wiesz, jaki jest, zaraz powie, że może złe geny i takie tam… – machnęła ręką.
Od czasu tej rozmowy w łazience Zośka zaczęła mnie unikać, nawet do mamy nie przychodziła, kiedy wiedziała, że będę. Dzwoniłam do niej, ale zbywała mnie, twierdząc, że ma dużo, bardzo dużo pracy. Zachowywała się jakby chciała zerwać ze mną kontakt, a przecież zawsze byłyśmy ze sobą zżyte, dobrze się rozumiałyśmy.
Pojawiła się u mnie niespodziewanie, kiedy byłam już w piątym miesiącu.
– Muszę z tobą pogadać, Iza – oznajmiła mi bardzo poważnym tonem, takim, że aż się przestraszyłam.
– Stało się coś? – jęknęłam.
Od razu przyszło mi na myśl, że siostra jest na coś chora. Albo może nie ona, może mama. I bały się mi powiedzieć, jako że byłam w ciąży.
– Mów – potrząsnęłam ją za ramię.
– Nic się nie stało, wszystko jest w porządku. Kawę zrób – zarządziła.
– Więc o co chodzi?
– Wszystko ci powiem, tylko kawę najpierw zrób – uparła się.
Zrobiłam. Zośka piła ją powoli i zbierała się do rozmowy, najwyraźniej nie czuła się pewnie. W końcu wypaliła jak z grubej rury:
– Słuchaj, Iza, my z Andrzejem adoptujemy twoje dziecko.
Ma więcej pieniędzy, więc będzie lepszą mamą?
Zamarłam, zatkało mnie, normalnie odebrało mi mowę, a nawet na moment oddech. Dopiero po chwili głośno wciągnęłam powietrze.
– Moje – zaczęłam powoli i natychmiast się poprawiłam: – nasze dziecko już ma ojca i matkę. Ono nie potrzebuje rodziców adopcyjnych.
– Ja wiem, ja wiem, Izunia, ale ty też postaraj się mnie zrozumieć. To jest świetny pomysł. Wy już macie troje dzieci. To mało? Wystarczy wam, ledwo z tą trójką dajecie radę.
– Chyba oszalałaś?! – wtrąciłam się z oburzeniem, bo aż mną zatrzęsło. – Kto ci takich bzdur nagadał?
– O rany, nikt nie musiał gadać. Mam oczy i widzę.
– To chyba źle widzisz.
– A tam źle? Dobrze widzę. Iza, ja temu dziecku mogę zapewnić o wiele lepszą przyszłość.
– Bo co? – byłam coraz bardziej zła. – Bo masz więcej pieniędzy?
– Nie złość się, Iza – poprosiła nagle siostra. W jednej chwili złagodniała i uspokoiła się. – Przecież ja nie chcę źle, przecież nie stracisz swojego dziecka z oczu, kochana, przecież ono… – urwała gwałtownie.
– Chciałaś powiedzieć, że ono zostanie w rodzinie? – zapytałam drwiąco, a Zośka zaczerwieniała się nagle.
– Przepraszam, może źle się wyraziłam. Jestem trochę zdenerwowana i ciężko mi dobierać odpowiednie słowa, argumenty.
– Zosia, nie oddam ci swojego dziecka – stwierdziłam kategorycznie.
Nagle poczułam, że mam dość całej tej rozmowy. Z mojego punktu widzenia była kompletnie bez sensu, była po prostu no… głupia.
– Dlaczego? – zapytała dziwnie bezradnie siostra.
– Jak to dlaczego? Jak w ogóle możesz mi coś takiego proponować? Bo już je kocham. Bo Tomek nigdy się na to nie zgodzi – wymieniałam.
– To porozmawiaj z nim. Przekonaj go. Zrób to dla mnie…
– Zośka, nie. Mam dość tej dyskusji. Nie zgadzam się, nic z tego nie będzie.
Zośka jednak nie chciała odpuścić. Przed wyjściem jeszcze kilka razy powtórzyła, żebym się zastanowiła, żebym wszystko jeszcze raz od nowa przemyślała. Nie chciało mi się w kółko powtarzać, że nie mam nad czym się zastanawiać, bo decyzja jest tylko jedna. Nie bardzo wiedziałam, jak mam o tym wszystkim powiedzieć Tomkowi, więc mu o tym nie mówiłam. Natomiast siostra dzwoniła do mnie codziennie z pytaniem, czy już rozmawiałam z mężem, czy wszystko przemyśleliśmy i czy może zmieniłam decyzję. Na wszystko odpowiadałam nie i prosiłam, aby dała mi spokój, bo nic z tego nie będzie.
Obraziła się, jakbym wyrządziła jej krzywdę
Pewnego dnia Tomek wrócił z pracy wściekły. Już w progu warknął, że moja siostrzyczka kompletnie oszalała, a potem nie patrząc na obecność dzieci, wylał z siebie cały wachlarz żalów. Okazało się, że Zośka postanowiła teraz porozmawiać z Tomkiem i jego przekonać do swojego planu. Jak było do przewidzenia, usłyszała taką samą odpowiedź jak ode mnie.
Kilka dni później nasłała na nas mamę. Wiedziałam, że ona zawsze trzymała stronę Zośki, a odkąd ta nie mogła zajść w ciążę, sytuacja jeszcze się pogłębiła. Nie sądziłam jednak, że usłyszę, że jestem samolubna i nieczuła, bo przecież mam „tyle” dzieci, i nie chcę jednego oddać siostrze.
– Mamo – jęknęłam z rozpaczą – to jest nasze dziecko i już je z Tomkiem kochamy. To jest żywy człowiek, a nie paczka, którą można komuś oddać, bo sam nie może sobie kupić.
– Izuniu, przecież Zosia jest twoją siostrą, znasz ją od dziecka, wiesz, jaka jest, wiesz, że będzie o to dziecko dbała, będzie je kochała.
– Dość! – wrzasnęłam ze złością. – Chyba obie zwariowałyście! To jest moje dziecko i ja je kocham. Nie oddam Zośce żadnego ze swoich dzieci! Żadnego. Zrozumiałaś, czy mam przeliterować? Nie oddam, mimo że bardzo mi jej żal. Domy dziecka są pełne maluchów, które potrzebują miłości i zastępczych rodziców. Mogą któreś adoptować.
– Ale to są obce dzieci – mama powiedziała to dziwnym, chłodnym tonem.
– Nic na to nie poradzę. I prosiłabym raz na zawsze skończyć z tym tematem. My decyzji nie zmienimy.
Mama, wychodząc, jeszcze raz oznajmiła mi, że nie potrafię współczuć siostrze, bo nigdy nie byłam w podobnej sytuacji. Fakt, nie byłam, ale naprawdę szczerze jej współczułam. To nie znaczyło jednak, że miałabym wyrzec się własnego dziecka, zrzec się do niego praw, oddać go siostrze, a potem patrzeć, jak ono dorasta obok mnie i do Zośki mówi mamo. Nie mogłam tego zrobić, nie potrafiłabym z tym żyć.
Zosia jest na mnie obrażona, nie odwiedza mnie, nawet przez telefon rozmawia ze mną suchym tonem. Kiedy spotkałyśmy się u mamy, omijała wzrokiem mój brzuch i zaraz wyszła, wymawiając się ważnym spotkaniem. Mam nadzieję, że jej to minie, przecież to nie moja wina, że mam czworo dzieci, a ona żadnego. Musi też zrozumieć, że nie mogłam się zgodzić na jej propozycję. Po prostu nie mogłam.
Czytaj także:
„Siostra mnie błaga, żebym poszła do łóżka z jej mężem i urodziła im dziecko. Nie ma pojęcia, że już raz to zrobiłam”
„Oddałam córkę niepłodnej parze z Niemiec. Oni zyskali upragnione dziecko, ja pieniądze na utrzymanie pozostałej dwójki”
„Nie mogłam patrzeć na szczęśliwe matki, bo sama byłam niepłodna. Aż stał się prawdziwy cud...”