„Siostra nienawidziła mnie, bo musiała mi matkować. Dopiero, gdy zdarzyła się tragedia, przemówiła ludzkim głosem”

Siostry konflikt fot. Adobe Stock, New Africa
„Ciągle stawiała mi jakieś ograniczenia. Kiedy wracałam ze szkoły, musiałam najpierw zrobić wszystkie lekcje, zanim mogłam obejrzeć coś w telewizji. Naprawdę jej nie znosiłam. Traktowała mnie bardziej jak zła macocha z bajki niż jak rodzona siostra”.
/ 13.12.2024 08:30
Siostry konflikt fot. Adobe Stock, New Africa

Od zawsze moja starsza siostra była dla mnie jak niedościgniony wzór. No ale trudno się dziwić – była przecież o ponad dekadę starsza. Kiedy ja stawiałam swoje pierwsze kroki, ona już zastanawiała się nad wyborem liceum. W czasie, gdy ja uczyłam się mówić proste zdanka, jej już w głowie kręciły się myśli o pierwszych sympatiach.

Nasza relacja nigdy nie układała się najlepiej i nie zanosiło się na żadne zmiany. W dzieciństwie patrzyłam na moją starszą siostrę z ogromnym podziwem i stawiałam ją na najwyższym piedestale. Traktowałam ją jak ideał do naśladowania, co tylko pogłębiało we mnie poczucie własnej niedoskonałości. Gdzieś w środku wiedziałam, że cokolwiek zrobię i jak bardzo bym się nie starała, nigdy nie dorównam jej poziomowi.

Nie mogłam jej doścignąć

Kiedy moja siostra studiowała prawo, ja dopiero poznawałam matematykę w szkole podstawowej i nie mogłam poradzić sobie z ułamkami. Była nie tylko piękna, ale też zawsze chodziła świetnie ubrana, no i bez problemu mówiła w dwóch językach. A ja? W tym samym czasie męczyłam się, żeby wbić do głowy choć kilka słów po angielsku.

Czemu nie jesteś taka jak twoja siostra? – słyszałam to pytanie od mamy naprawdę często.

Efekt? Czułam się jak malutki skrzat patrzący w górę na majestatyczną Statuę Wolności – taką piękną, wielką i niezniszczalną. Ja sama nie miałam w sobie żadnej z tych cech. W dodatku moja mądra siostra uwielbiała mi rozkazywać.

Nie mów mi, co mam robić! – darłam się, kiedy wytykała mi palcem kolejne niedopatrzenia i rzeczy, które mi umknęły.

Wiecznie coś mi zakazywała. Po szkole telewizor musiał pozostać wyłączony, a ona sprawdzała, czy wszystkie lekcje są porządnie odrobione. Do tego kazała mi zjadać cały obiad i chowała gdzieś chipsy oraz słodycze. Szczerze jej nie znosiłam. Traktowała mnie jakby była jakąś złą macochą z bajki, choć przecież to była moja własna siostra.

Po zdobyciu dyplomu przeprowadziła się, by rozpocząć karierę zawodową gdzie indziej, i wtedy nasz kontakt właściwie się urwał. Podczas jej wizyt w rodzinnym domu ja przeważnie wychodziłam z koleżankami. Obu nam taki układ całkiem odpowiadał. Nigdy nie miałyśmy tej wyjątkowej siostrzanej więzi, którą znałam z książek i o której skrycie marzyłam.

Zaczęłyśmy rodzinną wojnę

Każda z nas chciała, żeby rodzice kochali ją mocniej i byli z niej dumni. Ja jednak nie miałam szans w tej rywalizacji – przecież nie mogłam się równać z idealną prawniczką pracującą w prestiżowej kancelarii. Kilka miesięcy po śmierci taty, odeszła też mama. Stałyśmy obok siebie podczas ceremonii, patrząc, jak trumna powoli opuszczana jest do grobu.

Zastanawiałam się nad tym, co nas czeka. Ja dwudziestosiedmiolatka i moja starsza o jedenaście lat siostra zostałyśmy same na świecie. Choć byłyśmy już dorosłe, stałyśmy się sierotami. Ona po nieudanym małżeństwie, które zakończyła parę lat temu, a ja świeżo po rozpadzie długiego związku... Trwałyśmy w milczeniu, trzęsąc się z zimna na wietrze. Nie potrafiłam znaleźć żadnych słów otuchy – ani dla niej, ani dla siebie. Zastanawiałam się, czy w ogóle oczekiwała ode mnie jakiegoś pocieszenia? A może tak jak ja była kompletnie zagubiona i nie wiedziała, jak się zachować w tej sytuacji.

Nie wiedziałyśmy, jak zacząć rozmowę. Nie znałyśmy się wcale. Usiadłyśmy w końcu w pokoju u rodziców, który teraz zdawał się taki pusty. Żadna z nas nie mówiła ani słowa.

To się nie dzieje naprawdę. Nie mogę w to uwierzyć – odezwała się Gośka, przerywając ciszę, która stawała się nie do zniesienia. – Nie pojmuję tego. Z odejściem taty było mi jakoś prościej...

Po ostatnich słowach zamilkła, wpatrując się w okno. Z ojcem rzeczywiście poszło sprawniej. Zresztą prawie nigdy go nie było w domu. Jako specjalista od inżynierii ciągle miał jakieś zajęcia, wiecznie kręcił się wśród ludzi, robił wszystko, żeby tylko nie siedzieć z rodziną. Za to mama była mocno związana z tym miejscem. Wychodziła z pracy około piętnastej i później zostawała w domu, wyskakując jedynie do sklepu albo do kościoła. Odkąd przestała pracować, jeszcze bardziej zamknęła się w swoich czterech ścianach. Jej obecność czuło się w każdym kącie mieszkania. Na stole leżały robione na drutach serwety. Na ekranie telewizora pewnie nadal migały jej ulubione programy kulinarne.

– O matko, jak ja ciebie nie cierpiałam... – Gośka wypuściła z siebie ciężkie westchnienie, jakby wraz z tymi słowami uwalniała się od jakiegoś wielkiego ciężaru.

Tego się nie spodziewałam

Czy ona naprawdę właśnie to powiedziała? Przecież zawsze uczono nas, że takich rzeczy się nie wyznaje, nawet jak się tak czuje! Mama bez przerwy nam to powtarzała. Najważniejsze to zachować pozory. Masz być miła, kulturalna i grzeczna. Udawać, że wszystko jest w porządku, nawet jak świat się wali. Na zewnątrz trzeba było lśnić, choćby w środku szalało tornado i wybuchał wulkan jednocześnie.

No właśnie, z wzajemnością – wymsknęło mi się odruchowo, nim zdążyłam się powstrzymać.

– Kiedy miałam jedenaście lat, strasznie chciałam poczuć się jak dorosła osoba. W tamtym okresie znaczyło to głównie siedzenie u koleżanek do późna i odrabianie razem lekcji, a podczas wakacji można było biegać na dworze aż do wieczora. Ale później pojawiłaś się ty i nagle musiałam ciągle być w mieszkaniu, na każde zawołanie. Zrób to, podaj mi to, zamieć podłogę, zbierz zabawki, wyrzuć śmieci. No i te okropne pieluchy... Matko, jak ja ich nienawidziłam! Te sznurki z powieszonym praniem były dosłownie wszędzie, bo trzeba było mieć zapas na wypadek, gdybyś znowu się ubrudziła...

„A już zaczynasz z tą rolą ofiary” – przeleciało mi przez głowę.

Bez przerwy na mnie wrzeszczałaś. Darłaś się, żebym znikała z twojego pokoju i nie dotykała twoich rzeczy... – próbowałam jej wyjaśnić.

– Bo wiecznie wszystko brałaś i obśliniałaś! Boże, jak mnie to denerwowało... A potem przyszło to, co najgorsze – niańczenie pod hasłem: przypilnuj. Na sam dźwięk tego słowa robi mi się niedobrze. Przypilnuj jej, bo muszę zrobić jedzenie. Przypilnuj, bo lecę do sklepu. Przypilnuj, bo tak, siak czy owak. Na początku w domu, później na podwórku. W końcu sąsiadki zaczęły mówić na mnie „mała mamuśka”. A ja wcale nie chciałam być niczyją matką, marzyłam o byciu fajną dziewczyną, która podoba się chłopakom, zamiast bawić się w opiekunkę małej beksy, która co chwilę się wywracała i darła mordę!

– A pamiętasz te nasze wypady, jak wkurzałam cię ciągnięciem za włosy, a ty odwdzięczałaś się kopniakami? Coś mi świta z tych naszych przechadzek...

– Myślałam, że gorzej już być nie mogło. Ale się myliłam. Prawdziwy horror rozpoczął się z twoim pójściem do szkoły. Wyobraź sobie – ja przed egzaminem dojrzałości, a tu muszę ci tłumaczyć jak się czyta.

– Przestań zmyślać! Jak szłam do pierwszej klasy, już świetnie sobie radziłam z czytaniem. Chociaż fakt, nie odpuszczałaś sobie żartów, kiedy męczyłam się z tymi okropnymi ułamkami.

– Fizyka to był dopiero koszmar, nie? Te ułamki to przy niej pikuś. Do dziś nie rozumiem, jak można było mieć problem ze zwykłymi zadaniami. Ja siedziałam nocami, wkładając do głowy wszystkie paragrafy z prawa karnego, podczas gdy ty nie potrafiłaś spamiętać paru wzorów. Co gorsza, musiałam robić za ciebie zadania domowe – i te plakaty, i wypracowania. Przecież każde inne dziecko dawało sobie z tym radę bez niczyjej pomocy.

– No dobrze, przyznaję ci rację, ale weź pod uwagę, że byłam wtedy małą dziewczynką... Zresztą ty zawsze górowałaś nade mną pod każdym względem. Byłaś jak jakiś nieosiągalny wzór – same szóstki w szkole, ciężka praca i tak dalej. Choćbym nie wiem jak się starała, nie miałam szans ci dorównać. W końcu – machnęłam ręką – przestałam się starać i robiłam tylko tyle, żeby mama była zadowolona. Chciała dobrych ocen, więc je miała. Nie miało znaczenia, że tak naprawdę to ty na nie zapracowałaś.

Odpowiedziała mi cisza

Poszłam do kuchni, zrobić sobie herbatę. Wiedziałam dobrze, że moja siostra pija tylko zieloną, ale mnie ciągnęło do porządnie mocnej, czarnej. Wróciłam do pokoju i postawiłam dymiący kubek blisko niej, kiedy powiedziała cicho:

– Przepraszam za to, jak podle się wobec ciebie zachowywałam.

A ja za to, że byłam… dzieckiem – odpowiedziałam z nutką sarkazmu.

– Nie powinnam cię winić, to przecież oni zawinili – rodzice. A głównie mama. Może bym cię nawet polubiła, gdyby ciągle nie zmuszała mnie do zajmowania się tobą. Zamiast tego... pamiętam tylko to jedno, że przez ciebie straciłam swoją wolność.

Z głębokim westchnieniem zajęłam miejsce po drugiej stronie stołu, trzymając w dłoniach kubek. Odezwałam się po chwili:

– Musisz wreszcie stawić czoła temu, co ciąży ci od dzieciństwa. W końcu nie jesteś już nastolatką.

– Sama byś lepiej posłuchała, co mówią mądrzejsi i ogarnęła swoje problemy, zanim stuknie ci trzydziestka – odpowiedziała z lekką złośliwością, choć zauważyłam, że kąciki jej ust nieznacznie się uniosły.

Kolejny raz zapadła między nami cisza. Sączyłyśmy parującą herbatę, a jej przyjemne ciepło powoli przenikało do każdej komórki naszych organizmów. Czułam, jak ta chwila rozpuszcza całą niechęć, którą do siebie czułyśmy. To było tak, jakby wszystkie dawne urazy nagle straciły znaczenie.

Ta chwila zmieniła wszystko

– Wiesz, bardzo bym chciała się do ciebie zbliżyć – powiedziała. – Tak jak powinny prawdziwe siostry.

Kiedy zaczynałyśmy się poznawać, wszystko szło jak po grudzie. Każda z nas nosiła w sercu jakieś zmartwienia – były jak drzazgi, których nie dało się od tak po prostu wyciągnąć. Z czasem jednak, podczas kolejnych spotkań i rozmów, zaczęłyśmy się do siebie zbliżać. W końcu zobaczyłam, że ta wspaniała prawniczka też jest tylko człowiekiem. Miała swoje słabości i niedoskonałości. Ale gdy oglądałyśmy razem francuskie komedie, które znałam już prawie na wyrywki, potrafiła zaśmiewać się do łez.

Powiedziała, że choć wcześniej bywałam kłopotliwa, to okazało się, że całkiem nieźle się ze mną rozmawia przy kieliszku wina do późnych godzin nocnych. Powoli budujemy między sobą szczególną relację, taką prawdziwie damską. Stawiamy fundamenty na kruchym gruncie, bez pewności czy się nie zawalą podczas przyszłych burz, ale nie poddajemy się. Z każdym dniem coraz lepiej się rozumiemy.

Przebierając się w moje ubrania, Gosia szykuje się na wyjście. Jej celem jest odejście od wizerunku korpo-pracownika, który towarzyszy jej przez cały tydzień roboczy. Podczas gdy ona się stroi, ja nie ruszam się z domu – muszę przysiąść do nauki języka angielskiego, bo w końcu zdecydowałam się zdobyć certyfikat.

Patrzę, jak sprawdza swoje odbicie w zwierciadle i myślę sobie, że siostrzana więź nie musi wynikać z genów. Czasem wystarczy świadoma decyzja, by stworzyć taką relację.

Renata, 27 lat

Czytaj także:
„Zaprosiłam na Święta byłego męża z rodziną. Między karpiem, a makowcem odkryłam, kto naprawdę zniszczył moje małżeństwo”
„Stchórzyłem i uciekłem od ciężarnej dziewczyny. Syn odszukał mnie po 16 latach, bynajmniej nie z miłości”
„Szwagier grzał mnie jak piec w grudniu, nie mogłam mu się oprzeć. Zgrzeszyłam, ale dla takich wrażeń było warto”

Redakcja poleca

REKLAMA